Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Lisa! Lisa! - usłyszałam jak ktoś mnie woła, a na moim ramieniu spoczywa czyjaś dłoń.

Otorzyłam szybko oczy, chcąc jak najszybciej ujrzeć świat. Przetarłam oczy, patrząc dookoła. Znajdowałam się w sypialni, naszej sypialni. Nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi. To jest dziwne.

- Lisa, wszystko w porządku? - odwróciłam wzrok w drugą stronę i ujrzałam Colina, pochylonego nade mną. - Śniło ci się coś - powiedział łagodnie, a ja zmarszczyłam brwi.

To był tylko sen, głupi sen.

- Colin - podniosłam się do pozycji siedzącej i wyciągnęłam rękę w jego kierunku, aby dotknąć jego policzka. - Jesteś tutaj - patrzyłam w jego oczy, mając nadzieję, że to nie jest sen.

- Jestem, gdzie miałbym być? - zmarszczył brwi, będąc tak samo zdezorientowanym jak ja.

- Po prostu przytul mnie - nie musiłam długo czekać, bo w sekundzie chłopak zamknął mnie w strzelonym uścisku.

- Co ci się śniło? - spytał, gładząc moje włosy. - Krzyczałaś i płakałaś.

- To nie ma znaczenia.. - oprłam dłonie na jego nagim torsie. - Ważne, że tutaj jesteś.

- Ale wszystko już dobrze? - upewniał się.

- Tak, jest okey - uśmiechnęłam się do niego, odrywając od ciała.

- Chcesz coś do jedzenia?

- Nie, zostań tutaj ze mną - ponownie oparłam głowę o jego rozpalone ciało.

- Nie rozumiem cię w ogóle, ale to mi się podoba - zaśmialiśmy się, a brunet objął mnie w pasie.

- Wiesz co? - odezwałam się po chwili ciszy, zataczając kółeczka na ramieniu chłopaka. - Śniło mi się, że ty i Sopia - przerwałam, biorąc głębszy oddech. - Wróciliście do siebie, a mnie po prostu wykorzystałeś i miałeś coś wspólnego z Chrisem - powiedziałam jednym tchem.

- Dlatego krzyczałaś, że mnie nienawidzisz? - oparł swoje czoło o moje.

- Tak - rzuciłam, zaciskając powieki. - Miałam wyjechać z Nathanem na studia, zaopiekował się mną. Był szczęśliwy - mówiłam, a Colin słuchał mnie uważnie. - Chciałam jechać na cmentarz do mamy i mnie samochód potrącił - przerwałam na chwilę. - I wtedy ty mnie zacząłeś wołać.

- Obiecuję, że nigdy nic z tych rzeczy się nie stanie - starł pojedyńczą łzę, która samotnie spływała po policzku.

-  Kocham cię Colin - przysunęłam się bliżej.

- Ja ciebie też, skarbie - pocałował mnie przelotnie, a następnie oparłam głowę ponownie o jego ciało.

******

Nie wiem ile tamtego ranka jeszcze spałam, ale wtedy już mi się nic nie śniło. Postanowiłam cały dzisiejszy dzień spędzić na leniuchowaniu z osobą, którą naprawdę kocham.

Nie wyobrażam sobie, jakby wyglądało moje życie, gdyby okazało się, że to jednak nie sen. Colin jest tutaj ze mną, kocha mnie, ja kocham jego i nic więcej się nie liczy.

- Dzień dobry, po raz kolejny - powiedział, kiedy otorzyłam oczy.

- Dlaczego mnie nie obudziłeś - spojrzałam na zegarek. - Jest już 11.

- Spałaś tak słodko, że musiałbym być chyba kretynem, żeby cię obudzić - zobaczyłam, że brunet jest już ubrany. Miał na sobie zwykłe dresy i czarną koszulkę.

- Jesteś nim - zaśmiałam się, uderzając go w ramię.

- Coś ty powiedziała? - zmrużył oczy.

- To co słyszałeś - wystawiłam mu język, wiedząc, że i tak nie ma dla mnie ratunku.

- Pożałujesz tego - w momencie zawisł nade mną i zaczął mnie łaskotać.

- Colin, mam łas..kotki - zaczęłam wić się pod brunetem, łapczywie łapiąc oddech.

- Lubię kotki - zaśmiał się, nie przestając mnie łaskotać.

- Zrobię wszystko, tylko przestań - mówiłam przed śmiech.

- Wszystko?

- Wszystko - odpowiedziałam, a chłopak przestał mnie łaskotać, umiejscawiając swoje ręce po obu stronach mojej głowy.

- Więc mówisz, że zrobisz dla mnie wszystko? - uniósł brwi do góry.

- Żartowałam - wystawiłam mu język, a Colin przygotował się już do ponownego łaskotania. - Dobra, dobra wszystko.

- I to mi się podoba - nachylił się nade mną i pocałował przelotnie.

- Jaki ty władczy - zachichotałam, zaplatając dłonie na jego karku.

- Zobaczysz wieczorem jaki jestem władczy.

- Masz coś konkretnego na myśli?

- Owszem - ponownie złączył nasze usta w jedność, tak bardzo chciałam poczuć jego usta. W końcu miałam go tylko dla siebie.

Te wszystkie przygody uświadomiły mi, że nie jestem w stanie przestać kochać Colina, choćbym chciała. Przy nim czuję się swobodnie, jestem sobą. Nie musimy pieprzyć się dniami i nocami, żeby wyrazić jak bardzo się kochamy. Jest inny niż wszyscy, nie patrzy na mnie jak na kogoś do seksu, patrzy po prostu jak na Lisę.

- Kochanie? - powoli oderwał się ode mnie, ciągnąc jeszcze za dolną wargę.

- Hmm? - wymruczałam.

- Czy mogę cię zabrać dzisiaj na randkę? - powiedział niepewnie, siadając na łóżku.

- Dlaczego pytasz? - zmarszczyłam brwi, siadając naprzeciwko niego.

- Boję się, że po tym wszystkim, nie będziesz chciała być już ze mną - mówił to cicho i spokojnie.

- Colin się boi? Ten twardziel Colin - uderzyłam go w ramię. - Jesteś głupi, jak mogłabym cię zostawić przed coś takiego, to dzięki tobie znaleźliście mnie.

- Ale, no wiesz... - zawahał się. - A Nathan?

- Jeśli chodzi ci o moje relacje z Nathanem, to zazdrośniku mówię ci po raz kolejny, to tylko przyjaźń - złapałam go za ręce, a brunet przeniósł wzrok na nasze splecione dłonie.

- Tylko przyjaźń? - oderwał wzrok od naszych dłoni i przeniósł go na mnie, a dokładniej patrzył mi w oczy.

- Przyjaźń - powiedziałam stanowczo, będąc pewna moich uczuć.

- Wiesz.. - wyglądał na zamyślonego. - Lubię Nathana, ale...

- Stój - rozkazałam. - Pocałuj mnie, a nie pieprz tyle o nim - nie musiałam długo czekać na pocałunek, nasze usta w momencie spotkały się ze sobą i zaczęły walczyć o dominację.

*****

- Jesteś gotowa? - usłyszałam głos Colina, dobiegający najprawdopodobniej z salonu.

- Już, już - założyłam na szyję naszyjnik, który dał mi Colin na początku naszej znajomości.

- Wyglądasz.. Wow - przyglądał się mi w odbiciu lustra. - Cudownie.

- Dziękuję, ty też niczego sobie - odwróciłam się do niego i poprawiłam mu kołnierzyk.

- Z dnia na dzień co raz piękniejsza - chwycił mnie za biodra, opierając brodę o moje ramię.

- Colin.. - zakryłam twarz, aby nie widział, że się zarumieniłam.

- Uwielbiam gdy się rumienisz - pocałował moją szyję.

- Ja tego nie lubię, a to przez ciebie - odwróciłam się do niego przodem i pokazałam na bruneta.

- Mam cholerne szczęście - uśmiechnął się, a następnie otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. - Rodzice nas zaprosili na obiad - rzucił oschle.

- Wspaniale - ucieszyłam się, a Colin uniósł brwi i patrzył jakbym zwariowała.

- Ta.. Patrz jak skacze - owiedział sarkastycznie, udając szczęśliwego.

- Będzie miło, zobaczysz.

- Nie znasz ich, a zwłaszcza ojca - wzruszył ramionami i oparł się o parapet.

- Na pewno nie są źli.

- Czy ty Liso Hall chcesz poznać osobiście swoich teściów? - zaśmialiśmy się oboje.

- Ja Lisa Hall chcę poznać osobiście swoich teściów. A ty Colinie Evans chcesz tego?

- Ja Colin Evans nie jestem do tego przekonany, ale Colin Evans robi to tylko dla Lisy Hall.

- Lisa Hall jest szczęśliwa z tego powodu - pocałowałam bruneta przelotnie w usta.

- Liso Hall w tym momencie zabieram panią na najlepszą randkę w pani życiu - wyciągnął do mnie rękę.

- Gwarantuje pan dobrą zabawę? - złapałam jego ciepłą dłoń i ruszyliśmy w kierunku wyjścia.

- Gwarantuję.

- Lisa Evans, Evans Lisa.. Lisa Evans.. - powtarzał sobie pod nosem, skupiając się na drodze. - Hym.. ładnie - wzruszył ramionami.

- Skąd wiesz, że chcę mieć takie nazwisko? - oparłam się o szybę, patrząc na jego dłonie, które zaciskają kierownicę.

- Wiem, że pragniesz tylko mnie.

- Ciekawe.. - udawałam zamyśloną. - Może ja wolę sobie znaleźć jakiegoś przystojnego bruneta o nazwisku, na przykład Brown, Smith, Jackson, Wilson.

- Czyli gustujesz w brunetach? - poruszał brwiami. - No popatrz to ja, przystojny i do tego brunet. - przeczesał swoje włosy. - Uwierz, że ostatnią rzeczą, o której myślisz jest nazwisko - położył rękę na moim udzie, gładząc ją od czasu do czasu. - A po za tym ja mam piękne nazwisko, dziewczyny zabijają się o nie.

- Proszę bardzo, o to i Colin - pokazałam na niego. - Skromny, symoatyczny i troszczący się o innych.

- To moje cechy - cieszył się jak dziecko, a ja tylko kręciłam głową.

- Nie mogę uwierzyć, że nadal z tobą jestem - uderzyłam się w myślach, w głowę.

- Jesteś i będziesz tylko moja - spojrzał przelotnie na mnie, posyłając mi szeroki uśmiech. - No sory, ale jestem idałem - na jego słowa oboje zaśmialiśmy się.

*****

Cały wieczór spędziliśmy w restauracji, rozmawialiśmy, śmialiśmy. Zupełnie tak jak kiedyś. Byłam pod wrażeniem jedzenia. Nigdy tutaj nie byłam, ale myślę, że jeszcze nie raz tutaj zagoszczę.
Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Dowiedziałam się, że w poniedziałek będę musiała złożyć zeznania, aby dobić tego gnoja. Mam nadzieję, że już później nie będę musiała się więcej z nim spotkać. Chciałabym mu wybaczyć, ale tylko wtedy kiedy zobaczę, że żałuje. Oby w więzieniu to wszystko sobie przemyślał i zaczął życie od nowa.

Patrzę w jego tęczówki i nie mogę się nim na patrzeć. Są takie piękne i duże. Od samego patrzenia można się zakochać. Nie wiem jakim cudem, znajdujemy się dzisiaj tutaj. Już dawno nasz związek powinien się rozpaść. Nikt nie wytrzymał by tego, a jednak Colin jest ze mną i mnie wspiera.

To on musiał uczyć mnie ufać, to jego dotyku się nie bałam. To ten przystojny brunet był przy mnie w najgorszych chwilach. On nie poddał się i szukał mnie. On mimo, że zmieniłam jego spokojne życie w piekło, nadal mnie kocha.

Dotarliśmy aż do tego momentu, do momentu, w którym siedzimy spokojnie w restauracji, zajadając różne przekąski. Nie muszę martwić się o tatę czy znowu nie pije, nie martwię się o to czy zaufam komuś, nie męczą mnie koszmary w nocy, nie oglądam się na ulicy do tyłu z obawą, że śledzi mnie Chris. Nie patrzę już na mężczyzn jak na potencjalnych gwałcicieli.
Mam u boku Colina, przyjaciółkę Emily, która mnie wspiera i Nathana, który wkrótce wyjeżdża, ale przez wszystkie te wydarzenia nasze więzi umocniły się.
Brakuje mi tylko mamy, która pewnie patrzy na mnie i cieszy się z mojego szczęścia. Kiedyś się jeszcze spotkamy.

- Lisa - chłopak pomachał mi ręką przed oczami.

- Ta..tak? - zmarczyłam brwi, wyrywając się z moich rozmyśleń.

- Mówię, że pora chyba wracać do domu - uśmiechnął się, nie odrywając swojej ręki od mojej.

- Tak, tak już późno - chwyciłam za swoją torebkę, a Colin wyciągnął portfel i zawołał klenera, prosząc o rachunek.

- O czym myślałaś? - zapytał, gdy wychodziliśmy z budynku.

- O nas.

- I co wymyśliłaś ciekawego? - złapał moją dłoń.

- Że jesteś najlepszą rzeczą jaką w życiu spotkałam - zatrzymaliśmy się na chwilę i pocałowaliśmy się.

- Ze wzajemnością - otworzył mi drzwi do samochodu, sam wsiadł po przeciwnej stronie i ruszyliśmy do domu.

___________

No, kiedyś sen musi się skończyć, co nie?
Od początku miał być to sen i trochę byłam zawiedziona, że się zorientowaliście, dlatego postanowiłam ciągnąć go dalej, żebyście stracili nadzieję.
Przepraszam was za tą załamkę, ale musiałam.
Takie długie dzisiaj rozdziały, że jestem pod wrażeniem, że tyle napisałam.

Mam nadzieję, że się podoba.

Do zobaczenia ❤💘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro