Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Usiadłam na krawężniku, podkulając nogi. Na policzkach poczułam mokrą ciecz. Starłam szybko ręką łzy i oparłam głowę na kolanach.

Poczułam na plecach letni wiaterek, który przechodził przez cienki materiał. Z każdą sekundą robiło mi się zimniej. Postanowiłam trochę ochłonąć, a później wrócić do środka. Nawet tutaj słychać było głośną muzykę. Na ulicach zrobiło się pusto, nikt tędy nie przejeżdżał. Rozglądnęłam się dookoła, aby sprawdzić czy Colin nie wyszedł za mną. Nikogo nie zauważyłam i trochę zrobiło mi się przykro. Może nie zależy mu, nic ode mnie nie oczekuje. Nie chcę rozczarowań, dlatego będę trzymać go na bezpieczną odległość. Znowu się zakocham jak głupia, a on to wykorzysta tą naiwną idiotkę. Może i się wygłupiłam przed nim, ale ja nie jestem w stanie tego powstrzymać. Może nie wszyscy są tacy jak Chris. Tak, wygłupiłam się, na pewno nie tańczył jeszcze nigdy z dziewczyną, która nie pozwala siebie dotykać. Jestem głupia.

- Wszystko w porządku? - usłyszałam głos obok i leniwie uniosłam głowę. - Wybiegłaś tak bez słowa. - zobaczyłam, że brunet siada obok mnie na krawężniku.

- Ta..tak, wszystko okey. - zacisnęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.

- Dlaczego zawsze jak cię dotknę, to cała się spinasz? - położył swoje ręce na kolanach.

Kurwa

- Nie chcę o tym gadać. - spojrzałam przelotnie na chłopaka.

- Jeśli nie pasuje ci moje towarzystwo, to ja tylko powiedz, a już nie będę dzwonić ani pisać. - odwrócił się lekko w moją stronę.

- Nie, nie..!   - uniosłam gwałtownie głowę i patrzyłam w jego piękne tęczówki. - Po prostu to trudne dla mnie i ja... - przerwałam, aby zaczerpnąć powietrza. - Kiedyś, gdy będziemy się lepiej poznamy, to ci powiem. Okey?

- Okey. Nie będę naciskać na ciebie.

- Wracamy? - spojrzałam na dom.

- Masz ochotę? - nie odgrywał ode mnie wzroku.

- Szczerze? - uniosłam brwi i się uśmiechnęłam, a chłopak skinął tylko głową. - Ani trochę.

- To chodź. - wstał szybko i otrzepał swoje spodnie z kurzu.

- Gdzie? - zmarszczyłam brwi i wpatrywałam się w jego postać.

- Zobaczysz. - podał mi rękę, aby pomóc mi wstać.

- Nie jesteś jakimś seryjnym gwałcicielem, ani nic z tych rzeczy. - upewniałam się, gdy szliśmy do samochodu.

- Nie. - zaczął się śmiać. - Zapraszam. - otworzył mi drzwi, a ja szybko wsiadłam.

- Typ dżentelmena? - zapytałam, gdy odpalał silnik.

- Nie dla wszystkich. - uśmiechnął się i puścił mi oczko.

- Czyli mam się czuć wyjątkowa? - zrobiłam zdziwioną minę i położyłam rękę na klatce piersiowej.

- Tak. - brunet był skupiony na drodze, więc nie zauważył, kiedy na moich policzkach pojawił się rumieniec.

*****

Zaparkowaliśmy przed jakimś budynkiem. W czasie drogi zadzwoniłam do Emily i poinformowałam ją, że jestem z Colinem.
Wysiedliśmy z samochodu i ruszyłam za brunetem. W oddali zauważyłam boisko do piłki nożnej, które było oświetlone.

- Colin?

- No? - odwrócił się na chwilę w moją stronę.

- Czemu tu mnie przyprowadziłeś? - rozglądałam się we wszystkie strony.

-  Chcę ci coś powiedzieć. - otworzył bramkę, a ja weszłam do środka. - Może usiądziemy. - pokazał na krzesełka.

- Trochę się boję... - zaśmiałam się.

- Nie masz chyba czego. - dostrzegłam na twarzy Colina zamyślenie.

- Więc..?

- Kurde.. Nie wiem od czego zacząć. - wziął głęboki oddech. - Jak byłem mały, to moim marzeniem było być piłkarzem, chciałem grać w klubie, strzelać gole. Zawsze wszyscy mnie wspierali, tata chodził na moje mecze, kopał ze mną piłkę. Tak toczyła się moja "kariera". Wszystko było w porządku, cieszyłem się na każdy mecz. Mama musiała mnie odciągać od boiska. To było moje życie, bez którego nie mogłem obejść się ani jednego dnia. Pewnego dnia dowiedziałem się, że bez mojej wiedzy tata przeniósł mnie do "lepszego" klubu. Nie chciałem tam trenować, ale ja piętnastolatek nie miałem nic do powiedzenia. A obiecałem kolegom, że nigdy od nich nie odejde. Zawiodłem ich i wcale im się nie dziwie, że straciłem z nimi kontakt. - zrobił chwilę przerwy, a ja patrzyłam tylko na niego jak sparaliżowana. - Potem okazało się, że tata startuje na prezesa znanej drużyny piłkarskiej. Wszystko się potem powoli zawaliło. On oczekiwał ode mnie abym był najlepszy, a ja nie czułem się dobrze w tamtej drużynie. Tata zarabiał coraz więcej, wymagał więcej, a ja któregoś dnia powiedziałem, że to koniec. Nie chciał tego słuchać, ale ja byłem nieugięty. To nie był ten sam ojciec co kiedyś, zaczęło zależeć mu na kasie, nie na mnie. Zacząłem się buntować, prowokowałem bójki, nie wracałem do domu. Traciłem z nim ten dobry kontakt, aż w końcu gdy skończyłem szkołę, wyprowadziłem się. On i mama popadli w wir pracy, widzimy się tylko na święta. Każdy żyje swoim życiem, odbieram pieniądze tylko od nich w banku. Nie chcę, aby mi pomagali, ale trudno jest się utrzymać za moją pensję. Mój kolega za pół roku wyjeżdża do Canady i zwolni się dla mnie miejsce w firmie. - wciągnął więcej powietrza do płuc i patrzył w gwiaździste niebo. - Wiesz co boli najbardziej? To, że dla nich ważniejsze są pieniądze niż dziecko.

- Colin.. - chwyciłam jego rękę.

- Czy my nie możemy żyć tak jak wszystkie rodziny? - spojrzał na nasze splecione ręce.

- Próbowałeś z nimi szczerze porozmawiać? - zapytałam, patrząc w jego duże oczy, które były słabo oświetlone przez lampy.

- Wszystko kończy się zawsze tak samo czyli kłótnią.

- Dlaczego mi to powiedziałeś?

- Sam nie wiem. Czuję, że mogę ci zaufać. Nie wiem jak nazwać to uczucie.

- Colin? - odwróciłam się bokiem na krzesełku. - Mogę cię przytulić? - na moje słowa brunet, przeniósł na mnie wzrok.

- Jasne. - uśmiechnął się do mnie i rozłożył swoje ramiona, a ja powoli zbliżyłam się do brązowookiego.

- Spokojnie.. - chyba wyczuł, że trochę drżałam.

- Przepraszam, że tak zareagowałam. -  ciągle trwałam w objęciach bruneta, a on poprawił mnie tak, abym na nim siedziała.

- Ja przepraszam, nie wiedziałem, że boisz się mojego dotyku. - przybliżył mnie do swojej klatki piersiowej, a ja wtuliłam się w niego.

Trwaliśmy tak w objęciach. Zaczęłam czuć się swobodnie i rozluźniłam swoje mięśnie. Było mi tak dobrze, nie chciałam, żeby przestał dotykać moich włosów. Pierwszy raz w taki sposób ktoś mnie obejmuje, od tamtej pory nie pozwoliłam nikomu. To Colin sprawił, że nareszcie komuś zaufałam.  Powoli wydostałam swoją rękę i zbliżyłam do jego warg. Były takie miękkie i już suche od wiatru. Chłopak patrzył tylko na mnie i się lekko uśmiechał.

- Nie powinnam była tego robić. - zmarszczyłam brwi i szybko uwolniłam się z jego objęć. - Chyba musimy wracać. - przedostałam się między trybunami i ruszyłam do Samochodu.

Nie uszłam daleko, bo poczułam rękę na swoim nadgarstku. Brunet odwrócił mnie tak, abym stała naprzeciwko jego twarzy.

- Nie uciekaj mi już nigdy, rozumiesz? - w odpowiedzi tylko kiwnęłam twierdząco głową. - Odwiozę cię.

- Okey. - ruszyłam za nim.

Wsiedliśmy do samochodu i trochę w napiętej atmosferze. Nie minęła nawet minuta, a ja zasnęłam.

*****

- Zostaw mnie! Rozumiesz! - z moich oczu polały się łzy. - Nie! Daj mi spokój! - zaczęłam się szarpać w czyichś objęciach.

- Lisa! - poczułam coraz mocniejszy uścisk na ramionach.

_________
No hejka
To znowu ja.
Pojawił się uśmiech u was na twarzy?
Oby tak.
Kolejny rozdział.
Nie za dużo tej słodkości?
Może przerwiemy im sielankę?
Lisa coraz odważniejsza, a może by to zepsuć?
Domyślacie się co dalej?

Piszcie czy się podoba.

Do zobaczenia już niedługo. 😘😘❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro