Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To ile masz lat? - zapytała odstawiając szklankę na bok.

- 19 - spojrzałam na nią przelotnie.

- Nie wybierasz się co żadnego college'u? - oparła się o blat i założyła ręce za siebie.

- Może za rok. - zmarszczyłam brwi, widząc jak patrzy na mnie oschle.

- Młoda z ciebie dziewucha jeszcze, a bez college'u nie ma dla ciebie przyszłości. - prychnęła, już miałam jej coś odpowiedzieć, ale do kuchni wszedł uradowany tata.

- O widzę, że już się poznałyście. - podszedł do Lindy i dał jej buziaka w policzek, a następnie do mnie. Ztarłam rękawem jej tapetę, którą tata przeniósł z jej policzka.

- Taa..

- Linda to moja.. - nie dokończył bo mu przerwała.

- Partnerka. - uśmiechnęła się do mnie, jakby mówia, że to ona tutaj rządzić będzie.

Mój tata ma zryty gust.

- Och.. Jak się cieszę, na pewno stworzymy szczęśliwą rodzinkę. - zakpiłam.

- Lisa.. - skarcił mnie tata, a ja tylko przewróciłam oczami.

- Bardzo dobrze wychowałeś córkę. - pogratulowała mu Linda, która podlizywała się jak nastolatka.

- To zasługa także mojej żony. - uśmiechnął się do mnie.

- To już przeszłość. - machnęła ręką moja macocha (?) A ja miałam ochotę wytargać jej te blond kudły.

- Moja mama, nie jest przeszłością. - zacisnęłam zęby, gdy nagle usłyszałam dzwonek. Ruszyłam pędem do drzwi, słysząc za sobą jak Linda, mówi coś jeszcze do mojego taty.

- Colin... - otworzyłam drzwi szerzej i wpuściłam chłopaka. - Dobrze, że przyjechałeś.

- Co się dzieje? - zapytał, zdejmując buty z nóg.

- Sam zobaczysz, tylko się nie przestrasz. - pociagnęłam chłopaka za sobą, śmiejąc się.

- Dzień dobry ponownie. - zwrócił się do mojego taty, a następnie uścisnął jego dłoń. - Dzień dobry.. Pani? - zmarszczył brwi i wyraźnie wystraszył się jej sztuczności.

- Witaj. - uśmiechnęła się równie sztucznie.

- To jest mój chłopak Colin, więc będzie u nas często gościł. Starajcie się być dla niego mili. - zwróciłam się do taty i Lindy, posyłając jej wścibskie spojrzenie.

- To nie za wcześnie na chłopaków? - wtraciła się kobieta. - Nie powinieneś jej na to pozwalać. - oburzyła się.

- To nie za późno na mężczyzn? - popatrzyłam na nią i zatrzepotałam rzęsami. - W pani wieku to chyba nie wypada. - prychnęłam rozbawiona, a mój towarzysz próbował zachować powagę.

- Och.. - chwyciła się za serce. - Ty smarkulo.

- Miło było panią poznać. - chwyciłam Colina za rękę. - Nie wrócę na noc, nie martw się tato. - pocałowałam do w policzek i ruszyłam z brunetem na górę, a Linda kiwała tylko bezradnie głową.

- Prawdziwa Lisa wraca? - zapytał Colin, który właśnie rozglądał się po moim pokoju.

- Ona jest pusta, już jej nie lubię. - zaczęłam wyciągać z szafy jakieś ubrania.

- Gdzie się wybierasz? - zapytał, podchodząc do mnie i obejmując mnie w pasie.

- Do ciebie, ja tu nie wytrzymam. - zaśmiałam się. - Mam nadzieję, że mnie przyjmiesz. - odchyliłam lekko głowę.

- Jeśli będziesz grzeczna. - pocałował mnie, a ja nie chciałam by przestawał.

- Zawsze jestem grzeczna. - spojrzałam na nasze odbicie w lustrze.

- W takim razie, przyjmę cię. - pocałowałam go w policzek, w ramach podziękowania.

- To ja spakuje kilka rzeczy i możemy jechać. - powiedziałam, wyciągąc kilka ubrań z szafy. - Obiecuję, że wnet sobie znajdę jakieś małe mieszkanie i nie będę ci przeszkadzać.

- Nawet o tym nie myśl. - zaczął oglądać zdjęcia na mojej ścianie.

- Nie będę całe życie u ciebie mieszkać. - zapięłam plecak.

- Dla mnie to sama przyjemność. - widziałam jak uśmiecha się na widok niektórych zdjęć.

- Nie patrz na te paskudne zdjęcia. - zasłoniłam siebie. - Mama mi je przywiesiła. - uśmiechnęłam się na wspomnienie o niej.

- To twoja mama? - zapytał, pokazując jedno ze zdjęć, na którym byłam ja z mamą.

- Tak.

- Podobne. - przyciągnął mnie bliżej siebie.

- Colin?! - nagle się ożywiłam. - Zawieziesz mnie w jedno miejsce?

- Jasne.

*****

Po skończonej pracy, pojechałam już swoim samochodem pod mieszkanie beuneta. Byłam przed pracą na cmentarzu, ponieważ przypomniałam sobie, że przez dwa tygodnie tam nie gościłam, a obiecałam mamie, że będę ją odwiedzać. Colin poszedł ze mną i także pomodlił się przy grobie mojej mamy.

Wszystko w końcu zaczyna się układać. Mam jakiś plan na przyszłość. Z tatą relacje wracając do normy, tylko ta Linda. No ale cóż, może przeżyje. Mam chłopaka, na którym mi strasznie zależy. To on odmienił moje życie, to przy nim się zmieniłam, otworzyłam z powrotem na świat. Jestem mu za to mega wdzięczna. Jego wisiorek nie opuszcza mnie nawet na chwilę, jest tak cudowny jak jak on. Nie wiem jak by potoczyło się moje życie bez niego.

Wysiadłam z samochodu i ruszyłam pędem do windy, aby być pierwsza. Colin dał mi swoje zapasowe klucze i teraz nie musiałam wyrywać ich z ręki.

Otworzyłam szybko mieszkanie, słysząc za sobą jak winda się już otwiera. Weszłam do środka i w zwycięskim geście uniosłam ręce.
Zobaczyłam, że klamka się porusza, a po chwili w przedpokoju pojawia się Colin, który jest zdenerwowany przegraną.

- Oszukiwałaś. - pokazał na mnie palcem i coraz bardziej przybliżał się do mnie.

- Ach tak? - zacząłam go kusić. - Zapamiętaj jedno. - szepnęłam mu do ucha. - Ja nigdy nie przegrywam. - pogładziłam kciukiem jego policzek.

- Będzie jakaś nagroda pocieszenia? - zapytał, przyciągając mnie do siebie i napierając swoimi ustami na moje. Nawet nie zdążyliśmy zdjąć swoich butów, a już znaleźliśmy się w sypialni.

- I tak robisz kolacje. - powiedziałam, zanurzając palce we włosach bruneta.

- Mhm.. - mruknął między pocałunkami.

Później tylko zatraciliśmy się w namiętnym pocałunkach.

- Byliśmy umówieni z Johnem. - powiedziałam, zataczając kółeczka na torsie chłopaka.

- Nie chce mi się. - westchnął, bawiąc się moimi włosami.

- To zadzwoń do niego. - uniosłam głowę, aby spojrzeć w jego oczy.

- Okey.. - położył moją głowę na poduszce, a następnie wychylił się, aby chwycić telefon, który był położony na szafce.

- John?
- Sory, ale nie możemy przyjść.
- Aa tak?
- Okey i sory, może innym razem.
- No siema, baw się dobrze. - rozłączył się i położył telefon obok siebie.

- Nie był zły? - zapytałam, z powrotem kładąc głowę na brunecie.

- Wręcz przeciwnie. - zaśmiał się. - Znalazł sobie jakąś laskę i jeszcze dziękował, bo jakbyśmy byli z nim, to by jej nie wychaszył. - zaśmialiśmy się oboje.

- Kolacja. - uśmiechnęłam się zwycięsko, myśląc co wymyślił Colin na kolację.

- Co kolacja? - zmarszczył brwi, udając, że zapomniał. - Ugh.. Już idę. - odkrył kawałek kołdry i wyszedł z łóżka.

- Colin...! - zakryłam ręką oczy, uchylając palce.

- No co? - popatrzył na siebie z góry na dół. - Nie pierwszy raz mnie tak widzisz. - posłał mi łobuzerski uśmiech.

- Peszę się. - czułam jak moje policzki plonął, kiedy spojrzałam na jego wybrzuszenie na bokserkach. - Dobra ja już nie patrzę. - położyłam się i zakryłam poduszką, co spotkało się z rozbawieniem chłopaka.

****

Podążając do kuchni, zobaczyłam w rogu korytarza zajęcia, które przedstawiały Colina i zapewne jego rodzinę, kiedy chłopak był jeszcze mały. Byli tacy szczęśliwi, wspomnieniami wróciłam do opowieści bruneta. Nie możliwe, że pieniądze mogą zrobić coś takiego z człowiekiem.

- Mam nadzieję, że coś pysznego. - weszłam do kuchni, zaglądając Colinowi przez ramię.

- Specjalnie dla mojej pięknej dziewczyny. - odwrócił się i postawił na stole jajecznicę.

- O Boże! Kocham jajecznicę. - wskoczyłam chłopakowi na ręce, przytulając go.

- Jutro ty robisz dla nas. - zaśmiał się, całując mnie przelotnie w usta.

- Okej. - Colin postawił mnie na nogi, a ja natychmiast zabrałam się za jedzenie.

Po skończonym posiłku chłopak poszedł się wykąpać, a następnie ja. Spędziłam w łazience ponad godzinę, ponieważ musiałam jeszcze wysuszyć swoje długie włosy. Colin kilka razy pytał czy ze mną wszystko w porządku. Faceci nie wiedzą co to mycie i suszenie długich włosów. Nie mówiąc o prostowaniu.

- Nareszcie. - odezwał się, kiedy wychodziłam z łazienki.

- Nie marudź już tak. - usiadłam obok niego i przytuliłam się.

- Kobiety.. - westchnął, łapiąc mnie za plecy. - Lisa? - zaczął nie pewnie.

- Tak? - spojrzałam na niego.

- Powiedziałaś dzisiaj, że jestem twoim chłopakiem.. - zauważyłam, że się lekko spiął.

- No tak.

- I ty to powiedziałaś tak szczerze czy tylko żeby wkurzyć tą całą Lindę. - zapytał, a ja zmarszczyłam brwi.

- Colin.. - szybko wróciłam do pozycji siedzącej. - Jasne, że prawdę. - złpałam jego dłonie w swoje.

- To dobrze. - czułam jak się rozluźnia. - Bo ja cię Lisa chyba kocham. - widziałam w jego oczach strach, który wiązał się z odrzuceniem.

- Też ciebie kocham. - przytuliłam się do chłopaka i nie chciałam puszczać ani na sekundę.

___________
Hej miśki
Dzisiaj trochę krótszy rozdział, ale palce mi odpadają.
Rozdziały zajmują mi przynajmniej 2,5 h.
A dzisiaj nie znajdę więcej czasu.
Jutro postaram się napisać coś dłuższego.
Mam nadzieję, że wybaczycie.

Nasi bohaterowie wyznali sobie miłość, och jak słodko.
"Za dużo słodyczy" ~ molaaxdxd
To moje przemyślenia dzisiejsze.

Co myślicie na temat Lindy? Czy jest do końca taka szczera, a może to tylko przypuszczenia Lisy?

Do zobaczenia. 😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro