2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Adrien

Przestraszony nie ruszałem się z miejsca, dopiero po chwili dotarło do mnie co się dzieje.

Z prędkością światła, schowałem się w swojej szafce i przemieniłem. I od razu zacząłem wyprowadzać uczniów ze szkoły. Bałem się, że coś się innym stanie. Dlatego musiałem być ostrożny.

* * *

Zmęczony biegłem ulicami paryża, już bez swojego stroju. Ze łzami w oczach patrząc na zniszczone miasto.

- Naprawisz to - powiedział Plagg pocieszającym tonem. Nie odpowiedziałem.

Wiem że zachowuję sie jak dziewczyna, ale już nic nie jest i nie będzie tak samo jak kiedyś.

Marinette mnie kochała, a ja zachowałem się jak skończony idiota.
Mogłem się z nią chociaż umówić, bo biedronka się mną nie interesowała. Może by coś z tego wyszło. Marinette była pomocna, śliczna i mądra. Była wspaniałą przyjaciółką.

W końcu dotarłem do domu myśląc o tym, jakim ja jestem kretynem.
Będę musiał poradzić sobie sam z Marinette, bez biedronki. Miała rację, nie potrafię poradzić sobie z innymi, bez mej Pani.

Usiadłem na łóżku i myślałem czy może przemówie jej do rozsądku jako czarny kot.

Niewiele myśląc wstałem i przemieniłem się. Zacząłem szukać wzrokiem Marinette.

Po godzinach szukania, opadłem bezsilnie na ziemie, chowając twarz w dłoniach. Nigdzie jej nie było. Jakby zapadła się pod ziemię. Z westchnieniem,  uderzyłem tyłem głowy o ścianę, pociągając za końce moich włosów.
Miałem się podnieść, ale nagle usłyszałem pełen pogardy głos.

- Szukałeś mnie kiciusiu ? - wstałem od razu zaciskając powieki, powstrzymując łzy które pchały mi się do oczu, by wyjść na zewnątrz i pokazać jaki to ja jestem słaby. Ale i tak odpowiedziałem.

- Tak, szukałem cię, chcę ci pomóc Marinette.. Proszę.

- Nie ma już Marinette - uśmiechnęła się.. Nie wesoło czy radośnie, tylko złośliwie.

- Ale ja.. ja - zacząłem się jąkać widząc jej obojętny wyraz twarzy, tak jakby nie miała uczuć lub wyprali jej mózg.

Nagle z oczu pociekły mi łzy które tak taiłem.

Ta spojrzała na mnie z irytacją i krzyknęła.

- Walcz ze mną i nie uciekaj jak tchórz.-
Skoczyła na mnie uderzając laską. Odleciałem parę metrów, uderzając o pobliski budynek. Z trzęsącymi nogami, podniosłem się.

- Wiedziałam, że jesteś słaby, ale że aż tak? - powiedziała kpiarsko, podchodząc bliżej w moją stronę. - Biedronka byłaby zawiedziona - wydęła wargi, robiąc smutną minę.

Wściekłem się. To nie była ta sama Marinette którą znałem. Osoba stojąca przede mną była zła. Dziewczyna z którą przeważnie spędzałem czas, taka nie była.

- Co z nią zrobiłaś - wydusiłem, kaszląc.

- To miłe, że się martwisz. - powiedziała, przechylając głowę w bok. - Ale nie powinno cię to interesować. - odpowiedziała cierpko, doskakując w moją stronę. Podduszając mnie, sprawnie złapała za moją dłoń, z zamiarem odebrania mi miraculum. Jednak, nic się nie stało. Nie czułem już,  jej obecności przy sobie. Z ulgą łapałem oddech, którego powoli mi brakowało.

Ze zdziwieniem zauważyłem, że dziewczyna stała przede mną. Miała przymknięte oczy. W końcu spojrzała na mnie. Ale nie obojętnym wzrokiem, tylko błyszczącymi oczami, które zawsze miała i które kochałem.. Kochałem?

I w tym oto momencie uświadomiłem sobie że zakochałem się w Marinette. Zawsze wydawało mi się wcześniej, że jak rozmawiałem z nią czułem motylki w brzuchu. Może byłem tak zaślepiony miłością do biedronki, że niczego nie zauważałem. Dlaczego, akurat gdy została super złoczyńcą musiałem zrozumieć, aż tak istotną dla mnie rzecz? musiałem ją uratować.

Sorki że krótki rozdział. Następnym razem się postaram i obiecuje że będzie dłuższy. Ale czasu nie mam bo chora się robię i lekarstwa i wgl. :(
Pisze na telefonie więc.. spodziewajcie się błędów :p

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro