Piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Piąty


— Gdy jesteśmy naprawdę razem stanowimy potęgę, nic nie stoi nam na przeszkodzie. — mruczał, uwodzicielsko, gładząc jej włosy.

Rozleniwiona ziewnęła, zasłaniając usta dłonią. Zbliżał się świt. Jakaś jej część nie wierzyła w jego słowa. Nie czuła się ostatnio potężna, ani niepokonana, bardziej bezradna i uwikłana. Jednak na przekór tym emocjom czuła się bardziej niż zwykle zmotywowana. Była przecież jedna z tych osób, które walczą wciąż o ty by im się chciało.

— Czy słońce wstało już w domu? — zapytała, nie otwierając oczu. — Moja mama wychodzi bardzo wcześnie do pracy i lubi sprawdzać czy grzecznie śpię.

Mruknął coś niezrozumiale.

Razem. Pomyślała, jakby chciała przeanalizować to słowo. Wierzyła w to, że nigdy nie jest się do końca — razem. Zawsze jesteśmy trochę sami, w towarzystwie nawet trochę bardziej. Samotność jest jak cień, zawsze nam towarzyszy. Jakaś jej część, czuła, że nie może na nim zupełnie polegać, że nie może na nikim polegać całkowicie. W chwili ostatecznej próby będziemy mogli liczyć tylko na siebie, nikt nie zdoła nam wtedy pomóc, zostaniemy z tym co mamy, z tym co zdołaliśmy zdobyć, uzbierać w sobie. Mogła zawsze mieć przy sobie jego słowa, to jedyne zawsze jakie przypadnie jej w udziale. A potrafił pięknie mówić, mogłaby słuchać go latami, wcale się przy tym nie nudząc.

— Myślę, że zbyt długo leżeliśmy, chcę teraz zacząć coś robić — stwierdziła, otwierając oczy i przeciągając się.

Sięgnęła po leżący na podłodze kielich wody i podniosła się, aby z niego wypić. Zimny płyn przepłynął powoli po jej wnętrzu budząc dreszcz i odpędzając sen. Stanowczo zbyt długo spała. Pozwoliła sobie na odpoczynek i rozluźnienie w ramionach Hadesa, jednak przyszła pora na działanie i sen nie był jej dłużej potrzebny. Nie, gdy jej oprawcy cieszyli się wolnością .

— Robiliśmy dużo. Chcesz, mogę ci przypomnieć — odpowiedział rozleniwiony.

Leżał, opierając się na wielkiej poduszce, jedną dłoń trzymał na karku, drugą bawił się rąbkiem pościeli. Wydawał się rozluźniony, może nawet szczęśliwy.

— Ktoś mógłby pomyśleć, że jesteś Panem Śmierci — mruknęła ironicznie, odpędzając dłoń Hadesa, która podkradła się do jej uda gdy mówił.

Wywrócił oczami.

***

Tego wieczora odbyło się małe zebranie w pokoju Nataniela. Kora stała przy oknie opierając dłonie o parapet, u jej stóp siedział zakapturzony Hades. Natomiast Nataniel przemierzał przestrzeń między ścianą, a biurkiem, nerwowo przegryzając skórki przy paznokciach, wciąż zerkał na kulącego się w kącie Tanatosa.

— Możemy wybijać każdego napotkanego to nic nie zmieni — wymamrotał chłopiec, poprawiając opadającą na oczy grzywkę.

Kora podniosła na niego wzrok.

— Trzeba zatkać dziurę, z której wychodzą. 

To było takie oczywiste. 

— Po śmierci trafiasz na łąkę, potem ustawiasz się w kolejce do przewoźnika i łodzią na drugą stronę, nie ma szans, żeby uciec z łąki, nie kończy się. Hadesie?

Mężczyzna siedział niemal nieruchomo, przebywanie na górze, nigdy nie było dla niego proste. Miał nieustanne wrażenie, że ktoś go obserwuje, słucha. Dzięki kapturowi jego obecność na ziemi nie była odnotowana, ale to mogło szybko się zmienić. Poza tym, to mógł być też spisek, Olimpijczycy mogli udawać, że nie zauważyli jego wizyty. Z nimi nigdy nie było wiadomo na pewno. Wciąż knuli mu na zgubę. 

— Mówiłem ci, rozmawianie w tutaj może przynieść nam więcej szkody niż pożytku. Nie kontroluję tego, kto słucha.

Kora wywróciła oczami.

— Nie zamierzam zabierać Młodego do zamku — powiedziała zdecydowanie. —Omawiamy na razie wiedzę powszechną, to nie są żadne tajemnice!

— Bynajmniej — mruknął Hades.

Chłopcu przechadzającemu się po pokoju rozbłysły oczy.

— To jest jakiś zamek?! Oczywiście, że jest zamek... Nie przemyślałem tego.

Poprawił poluźnioną opaskę i uśmiechnął się. Jego leniwy uśmiech był w stanie rzucić kilka dziewcząt na kolana, ale ten podekscytowany, który prezentował w tamtej chwili był jeszcze bardziej powalający. Połączony z błyskiem w oku i wyprostowanymi dumnie ramionami, naprawdę dobrze się prezentował. Najważniejsze w Natanielu było to, że wcale się nie starał, wciąż nosił powyciągane podkoszulki i luźne jeansy, teraz dodatkowo brudną opaskę na twarzy, a mimo tego wyglądał świetnie.

— Łąki asfadelowe są nieskończone i nie ma z nich ucieczki, przewoźnik przeprowadza dusze przez Styks, po drugiej stronie przejścia pilnują ogary — wyjaśnił Hades, cichym głosem. — Po wejściu na drugi brzeg nie ma już wyjścia. Tylko ja mogę zabrać stamtąd duszę, a tego nie robię. Stanowiłoby to nieznośny proceder.

Kora doceniła uśmiechem fakt, że nie użył tak drogiego jej imienia. Uczył się zważać na jej emocje i było w tym coś nieskończenie słodkiego, jakaś jej część pragnęła nawet nachylić się i go pocałować, ale powstrzymała się. Nigdy nie była specjalnie wylewna, szczególnie w towarzystwie. Zamyśliła się, przez to prawie nie usłyszała Nataniela.

— Maja mówiła, że ktoś ją odnalazł w zimnej i mokrej jaskini i zapytał czy chce wrócić, potem już jakoś poszło. Kurczę, nie pamiętam dużo, chyba nie słuchałem.

Zamknął szereg wspomnień, które znalazły drogę do jego głowy. To prawda, nie pamiętał wielu słów. Pamiętał natomiast zapachy, uczucia i dotyk, na tyle wyraźnie by sprawiało mu to ból. Była przecież jego pierwszą miłością, w dodatku to stało się tak niedawno, jakby chwilę temu.

— Są dwa wejścia w Tajnaron i Aornos ale pilnuję ich. Poza tym dlaczego kainici mieliby przybyć aż tutaj? — odpowiedział Władca podziemi.

Nataniel wymyślił już dawno plan, zastanawiał się tylko jak przekonać do niego Korę.

— Mógłbym... — zaczął jednak, Kora bardzo szybko przerwała mu ostrym spojrzeniem.

— Zapomnij, nie umierasz.

Nataniel potrząsnął głową.

— Przecież twój facet mnie wyprowadzi, tak jak ciebie wtedy! — Podniósł głos, podekscytowany.

Powietrze zasyczało i Kora zakrztusiła się, nagle pojawiającym się dymem. Zrobiło się też na sekundę czy dwie bardzo zimno. Szybko przemierzyła dzieląca ich odległość i pacnęła chłopca w głowę.

— Głośniej, durniu.

Niespecjalnie podzielała obawy Hadesa, myślała nawet, że ma on lekką paranoję, jednak zgodziła się bronić jego interesów. Poza tym, oczywiste było, że z chwilą gdy straci cierpliwość odbije się to na młodym.  

— Co prócz szczerych chęci, przemawia za udziałem tego chłopca w twoim przedsięwzięciu, Persuniu? — zapytał Hades, odzyskując spokój.

Posłała mu uśmiech, mógłby tak siedzieć wieczność po ten uśmiech. Trochę nieśmiały i jednocześnie prowokujący i przypomniał sobie, że w cały jej nieuzasadniony smutek i pogardę uderzał czasem taki uśmiech i to on go do niej przyciągnął. Nie na początku, naprawdę nie widział, czemu porozmawiał z nią po raz pierwszy i co kazało mu do niej podejść. Zaraz potem jak rozmową zabijali godziny i noce i dnie, i zabijali wszystko i ona się wtedy tak uśmiechała, nie cały czas, tylko raz albo dwa i to wystarczyło. W sumie nie potrzebował wiele by się w niej zakochać. Nie musiała mu nic dawać, niczego od niech wtedy nie chciał i nie szukał miłości.

— Nie umierasz Nataniel, wymyślimy coś innego.

Chłopiec zacisnął szczękę tylko na moment.

— A gdyby nie umarł, tylko głęboko zasnął? Morfeusz ma u mnie dług — odezwał się nagle Hades, głosem cichszym jeszcze niż dotychczas.

Nataniel uniósł ręce w górę

— Mi pasuje! — wykrzyknął.

Był tak bardzo destrukcyjny, że zgodziłby się chyba na wszystko, co sprawiało tylko, że Kora chciała odmówić przy każdym jego pomyśle. Popełniła błąd mówiąc mu cokolwiek, choć znalazłby pewnie sposób by zrobić sobie krzywdę w każdej sytuacji.

— Skąd pewność, że odkryje to miejsce, z którego wychodzą? — zapytała dziewczyna, czując jakby była jedyną trzeźwo myślącą osobą w pomieszczeniu. 

— No wiesz? Trochę wiary, Mała. 


A/N

Wiem, wiem przesadzam z tymi przerwami. Macie taki trochę wymuszony i krótki, ale hej, to zawsze coś! Co do tych Waszych przypuszczeń to nope, żadnych Zeusów i Afrodyt jak na początek.    

Dedykacja dla @Nathalie21121998 bo jakoś mnie rozbawił ten, krótki komentarz. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro