Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W pustym, pełnym tęsknoty bezruchu mojego pokoju śniłem niegdyś o parze zielonych oczu patrzących na mnie z miłością. To był mój najsmutniejszy sen, ponieważ wiedziałem, że nigdy nie zmieni się w rzeczywistość.

Lecz tego dnia stał się prawdziwy.

Nie wyglądało to tak, jak sobie wyobrażałem, że będzie, jednak na wiele sposobów było jeszcze piękniejsze.

Czy miłość dziecka jest gorsza od miłości kobiety? Ani trochę. Miłość Harry'ego była inna od tej, jaką mogłaby być miłość Lily, gdybym kiedykolwiek ją poznał. Jego zielone oczy przeszywały głębiej niż jej i znalazły coś dobrego w kimś, kogo ona uznała za odrażającego.

Harry był wtedy równie wysoki jak ja. Ale dla mnie wciąż był dzieckiem. Dzieckiem, które wychowałem w wyobraźni, ponieważ nie miałem własnej rodziny. Tym dzieckiem, którego nigdy nie wolno mi było adoptować w rzeczywistości. Dzieckiem, które kochałem potajemnie, gdy naprawdę je spotkałem, ze strachu, że moja miłość wyda się odrażająca tym przeszywającym zielonym oczom.

Nigdy nie sądziłem, że zielone oczy Harry'ego zajrzą poza krzywy nos i tłuste włosy. Zajrzały jednak. I nie przeszkodziły im w tym złowrogie spojrzenia, szydercze uśmieszki ani obelgi - wszystkie te pułapki, które ostrożnie umieściłem na drodze. Z których każda miała na celu odwrócić jego uwagę od prawdy. Tej niewygodnej prawdy, jaką zawsze usiłowałem ukryć przed Harrym, a nawet przed sobą - przed faktem, że go kocham. Zawsze kochałem i zawsze będę kochać.

Tak, latami próbowałem ukryć tę prawdę przed Harrym. Zaś jako że byłem doskonałym oklumentą, naprawdę mi się przez chwilę udało. Lecz tego dnia zobaczyłem, że przegrałem. Jego zielone oczy zajrzały głęboko w moje czarne i uśmiechnęły się. "Już mnie więcej nie oszukasz" - zdawały się mówić. - "Wiem, że mnie kochasz." I muszę przyznać, że byłem zadowolony z tej porażki.

Moje oczy uśmiechnęły się w odpowiedzi, kiedy promienie słońca oświetliły błyszczące liście drzewa za oknem. "Ty zuchwały chłopcze" - powiedziałem do niego bez słów - "jak śmiesz patrzeć poza to, co pozwoliłem ci widzieć, i odkrywać moje najgłębiej skryte tajemnice..." Czy powinienem odebrać Gryffindorowi pięćdziesiąt punktów za tę bezczelność? Albo dać chłopcu szlaban?

Nie zrobiłem tego.

Wziąłem go w ramiona i przytuliłem. Po wielu, wielu latach szukania go - i wielu latach ukrywania się przed nim - odnalazłem mojego zaginionego chłopca.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

I tym o to akcentem dotrwaliśmy do końca tego ff.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro