IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To dziwne - powiedział nagle Alfred - Nic się z tobą nie stało... Nie straciłaś głosu ani sprawności fizycznej, ani żadnej innej rzeczy.

Po tych słowach znów zapadła cisza. Zastanawiałam się po co w ogóle te całe pytania skoro i tak nic mi nie zrobiła.

— Alfredzie... Mam pytanie. Czy jest więcej osób... takich jak wy? — spytałam.

— Jest. Amanda zabierała wiele osób z wiosek w pobliżu, jednak niektóre z nich nie zdawało jej testu — zaczął opowiadać mężczyzna — jest tylko około dziesięć osób, które są takie jak my.

— J-jakiego testu? — zapytałam robiąc wielkie oczy. Przypomniałam sobie te wszystkie pytania zadawane mi przez kobietę, czy to właśnie był test? — Co dzieje się z osobami, które obleją taki test?

— Nie wiem. Sam byłem na nim nieprzytomny. Sądzę, że ona wykorzystuje do tego jakąś magię, jak zresztą do wszystkiego innego...

— Ale magia nie istnieje! To tylko jakieś bajeczki, jakieś brednie! — przerwałam mu.

— To powiedz mi jak ona zabrała mi sprawność fizyczną? Da się to wytłumaczyć naukowo? Jak zabrała głos Sarze? Jak zabrała magię... — w tym momencie urwał.

— Jaką magię? Komu? — spytałam ciekawa, coraz bardzie więżąc w czary. Alfred westchnął.

— Oh... Ada. Opowiem ci wszystko od początku. Gdy tu się znalazłem przed tym jak jeszcze doszła do mnie Sara, była tu przez chwilę pewna kobieta. Wyglądała na strasznie zmęczoną. To ona opowiedziała mi o wszystkim, jak Amanda to robi i skąd ma tak potężną magię. Kobieta, którą tu spotkałem opowiedziała mi, że była pierwszym więźniem Amandy. Była najpotężniejszą czarownicą w kraju, ale gdy Amanda ją złapała... Za pomocą jakiejś księgi odebrała jej całą moc i wtrąciła tu do lochu. Nie wiem, gdzie teraz jest, może już nie żyje? — po policzkach Alfreda spłynęło kilka łez — Przepraszam, ale trudno wraca mi się do tamtego wydarzenia.

— Nic się nie dzieje. To ja ciebie przepraszam, że tak cię wypytuję. Nie powinnam... — Spuściłam głowę.

— Powinnaś znać prawdę. Może uda ci się kiedyś uciec? Lepiej, abyś wtedy wiedziała trochę o twoim wrogu. — Alfred otarł łzy, po czym dodał — Chcesz jeszcze coś wiedzieć?

—Tak — powiedziałam nieśmiało —Co dzieje się z osobami, które nie zdają?

— Przed Sarą było jeszcze kilka osób, które się tu pojawiały. Po wzięciu ich do Amandy, nigdy nie wróciły. Pewien strażnik, kiedyś powiedział mi, że nie zdały testu i nie są potrzebne. Nie wiem co się z nimi dzieje, ale wiedz, że Amanda to potwór, który nie zawacha się zrobić niczego.

— Dziękuję, że wszystko mi odpowiedziałeś. — Wstałam i podeszłam do niego. — Jeszcze raz przepraszam, że byłam taka... natarczywa z pytaniami.

— Jak już mówiłem dla mnie to nie problem. Gdybyś była jeszcze czegoś ciekawa pytaj — powiedział Alfred.

Nagle drzwi do celi otworzyły się. Do środka weszło dwóch strażników, niosących coś na rękach.

— Masz zjeść i przygotować się do dalszej części testu, która odbędzie się jutro. Pani Amanda radzi być wypoczętą, bo jesteś bardzo blisko jego nie zdania — wypowiedział jeden z wartowników, zwracając się do mnie. Mężczyzna podał mi tacę i zaraz potem wyszedł.

Spojrzałam na jedzenie. Wydawało mi się normalne. Chleb i kawałek sera. Oraz oczywiście woda do picia. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo byłam głodna. Chwyciłam kromkę i odgryzłam kęs. Nawet nie zastanawiałam się, czy jedzenie może być zatrute. Chleb był trochę czerstwy, jednak do zjedzenia. Woda miała dziwny metaliczny posmak, ale byłam tak spragniona, że wypiłam ją jednym łykiem. Po skończonym posiłku odłożyłam tacę na bok. Uświadomiłam sobie, że może Sara i Alfred też są głodni.

— Jedliśmy, gdy byłaś na teście — powiedział Alfred, jakby odczytał zmartwienie z mojej miny. Od razu mi ulżyło — Teraz połóż się. Na pewno jesteś zmęczona, a jeśli naprawdę jesteś na pograniczu zdania testu, dobrze ci to zrobi.

Kiwnęłam głową i położyłam się na jednej z pryczy. Ogarnęła mnie wielka senność, lecz postanowiłam wstrzymać się jeszcze z zasypianiem, wciąż nie zadałam Alfredowi kluczowego pytaniem.

— Kim jest kobieta, w celi, którą pilnuję trzech strażników?

— To dziewczyna, która chciała uciec. Chciała uciec, a potem pomóc innym wydostać się z szponów Amandy — odpowiedział mężczyzna.

Po tych słowach zamknęłam oczy. Jeszcze przez jakiś czas nie zasnęłam. Chciałam sobie wszystko ułożyć.  Magia, czarownica, test... To wszystko mnie przerastało. Co dziwniejsze zaczynałam w to wierzyć. Zaczynałam wierzyć w jakieś brednie, w jakieś bajeczki o czarach.

Chciałam obudzić się w moim łóżku, chciałam aby to wszystko okazało się snem, koszmarem... Po tych rozmyślaniach zasnęłam.

***

Leżałam na zimnej posadzce celi. Nie czułam chłodu, przyzwyczaiłam do niego. Nic czułam nic oprócz chęci zemsty i nienawiści do Amandy. To ona zabrała mnie od rodziny. To ona chciała mnie wykorzystać, zabić. To ona stłumiła bunt, który wywołałam.

Spojrzałam w stronę krat. Nadal trzech strażników stało przed celą. Przed chwilą była zmieniana warta. Wszystko układa się po mojej myśli. Wystarczy tylko w odpowiedniej chwili zaatakować i... i wreszcie się stąd wyrwę. Wyrwę się razem ze wszystkimi więźniami, zabijemy Amandę i już nigdy ten potwór nikogo nie skrzywdzi.

W dodatku ta dziewczyna, nowa więźniarką, pełna buntu. Wyczułam to w niej od razu, mimo że moje moce zostały całkowicie wyssane, mimo tego że widziałam ją ledwie  przez kilka sekund. Wiem, że ona wspomoże mnie w walce z Amandą. Uśmiechnęłam się. Plan idealny, dopięty na ostatni guzik. Teraz trzeba tylko zaczekać na odpowiednią chwilę.

— Zaraz? Czy ona się poruszyła? — spytał jeden strażnik pilnujący mnie. Jak zdołałam zauważyć był on najniższy rangą i o wiele młodszy niż pozostali dwoje.

— Wydawało ci się — powiedział obojętnym tonem drugi — pani Amanda rzuciła na nią czar dzięki któremu jest sparaliżowana, nie może się nawet uśmiechnąć.

Cóż... W zdaniu wypowiedzianym przez tego strażnika było trochę prawdy. Tak, Amanda sparaliżowała mnie, ale ten czar nie trwał zbyt długo. Oczywiście, nie ruszałam się, bo tak miałam lepszą pozycję do ucieczki, zanim strażnicy zorientują się co i jak, ja już dawno będę w komnacie Amandy.

— Ale... — młodszy wartownik znów się odezwał, a ja wstrzymałam oddech. Jeden uśmiech może zniszczyć cały mój plan.

— Żadnych ale! Śmiesz wątpić w potęgę pani Amandy? Lepiej abym jej tego nie powiedział, bo wtedy wiesz co może się stać — powiedział trzeci strażnik, a ja w duchu odetchnęłam z ulgi.

— Tak jest. — Po tych słowach najmłodszy strażnik stanął na baczność trzymając długi kijek w lewej ręce.

Zamknęłam oczy usiłując zasnąć. Muszę być wyspana, aby jutro móc uderzyć z pełnią energii.

Because_I_am_it

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro