Wasza Przyjaźń

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sasuke

Było już ciemno. Wracałaś zmęczona do domu, wspominając wydarzenia sprzed kilku miesięcy, gdy Konohę zaatakował Orochimaru i Wioska Dźwięku. Wtedy jeszcze nie znałaś Sasuke, ale Naruto sporo ci o nim opowiadał i stwierdził, że od spotkania Wężowego Sannina Uchiha zachowuje się inaczej. Nie wiedziałaś jednak o co chodziło.

Akurat skręciłaś, a twoim oczom ukazał się właśnie Sasuke. Szedł w stronę bramy, dźwigając mały plecak na ramionach. Nie spodobało ci się to, wyglądało na to, że chłopak chciał opuścić wioskę.

Zacisnęłaś pięść, patrząc, jak się oddala. Zastanawiałaś się czemu odchodzi bez pożegnania, choć z drugiej nie chciałaś, by w ogóle opuścił wioskę.

- Sasuke! - krzyknęłaś, a twoje nogi same ruszyły w jego stronę. Nie zauważyłaś nawet, kiedy zaczęłaś biec. - Zatrzymaj się!

O dziwo, chłopak posłuchał. Odwrócił się w twoją stronę. W jego oczach widziałaś coś dziwnego, co cię przerażało, mimo to biegłaś dalej, aż nie stanęłaś tuż przed nim.

- Co ty robisz? Dlaczego odchodzisz?! - złapałaś go za rękę, patrząc na niego z niedowierzaniem.

- Chcę się zemścić, a do tego potrzebuję mocy. Jeśli mam być silniejszy, muszę...

- Nic nie musisz! - przerwałaś mu natychmiast, kręcąc bezradnie głową. - Nie wiem, ile w życiu przeszedłeś, ale zemsta nie jest wcale dobrym rozwiązaniem! Możesz zginąć, a nawet jeśli ci się uda, to co potem? Skoro cały czas żyłeś jedynie zemstą, gdy jej dopełnisz, nie będziesz miał już nic... Zrozum, Sasuke, chcę Ci pomóc.

Nie wiedziałaś nawet, kiedy w twoich oczach pojawiły się łzy. Chłopaka zamurowało. Wpatrywał się w ciebie dłuższą chwilę. Nie chciał przyznać, że miałaś rację. Zaskoczyłaś go, ale pokazał to tylko przez krótki moment.

Uśmiechnął się nonszalancko, a ty myślałaś, że zaraz cię wyśmieje, powie, że się nie znasz i ucieknie albo wcześniej jeszcze cię zaatakuje. W twojej głowie układały się różne scenariusze, jak mogłaby potoczyć się ta scena, ale każdemu było daleko do rzeczywistości.

- Cieszę się, że mam taką przyjaciółkę, jak ty - powiedział spokojnie. - Dziękuję, [Imię], a teraz wracaj do domu.

- A ty? - szepnęłaś, patrząc na niego niepewnie.

- Nie martw się o mnie.

- Obiecaj, że nie odejdziesz do Orochimaru - poprosiłaś, jednak w twoim głosie dało się słyszeć nutkę stanowczości.

Sasuke odsunął się od ciebie i odwrócił tyłem. Powolnym krokiem ruszył w swoją stronę. Wpatrywałaś się w niego, nie wiedząc, co zrobić. Bałaś się, że ucieknie.

Nagle Uchiha się zatrzymał i delikatnie odwrócił głowę, by spojrzeć na ciebie kątem oka.

- Obiecuję.

Itachi

Szeroki uśmiech nie schodził ci z twarzy. Dzisiaj zorganizowany był festyn jesienny, traktowałaś ten dzień niemal jak święto. Uwielbiałaś festiwale i starałaś się często na nich bywać.

Ale w tym roku, jako członkini trzonu klanu Hyūga miałaś pełnić ważną rolę, jaką było godne reprezentowanie całej twojej rodziny.

Przyjęcie zaczęło się około południa, jednak ty wyszłaś z mieszkania wcześniej, by nie musieć słuchać uwag twojej matki, która i tak miała bzika na punkcie godnego prowadzenia się. Dzięki temu mogłaś pochodzić między straganami jeszcze za nim zaczęły zbierać się tłumy.

Zaplanowałaś już trasę, jaką pokonasz z rodziną, która dołączy do ciebie pod wieczór. Nie rozumiałaś ich decyzji, wiadomo, że wieczorem może być lepsza atmosfera i w ogóle wtedy jest najwięcej ludzi, ale przez to robi się tłoczno i trzeba uważać na tych, którzy wypili trochę za dużo alkoholu, a tak przynajmniej można zobaczyć wszystko, nie martwiąc się, że nie starczy na coś czasu.

Twoja mama jednak nie chciała słyszeć tych argumentów, wyjaśniając, że wszyscy muszą się odpowiednio przygotować, co dla ciebie było kolejnym absurdem.

Sama nie stroiłaś się, jak choinka na święta. Co prawda założyłaś strój na ważne okazje, ale nie był on przesady. Białe kimono z czerwonymi wzorami z motywem roślinnym, przewiązane złotym pasem. Z włosami również nie eksperymentowałaś, zwyczajnie je rozczesałaś i elegancko ułożyłaś.

Idąc ulicą, tak się zamyśliłaś, że na kogoś wpadłaś. Uniosłaś głowę, by przeprosić tę osobę, ale zdałaś sobie sprawę, że to był Itachi.

Uśmiechnęłaś się delikatnie, patrząc w jego czarne oczy.

- Znów na siebie wpadamy - powiedział niby żartobliwie, przyglądając się tobie. - Pięknie wyglądasz - poczułaś ciepło na policzkach, słysząc jego komentarz.

- Dziękuję, ty też jesteś niczego sobie - odparłaś, choć nawet nie zdążyłaś mu się dobrze przyjrzeć.

- Skoro już się spotkaliśmy, to co powiesz na wspólny spacer? - zaproponował. Nie musiał długo czekać, szybko się zgodziłaś (może nawet zbyt szybko), za co później skarciłaś się w myślach.

Spędziliście miło czas, obserwując całe przyjęcie. Wzięliście również udział w kilku atrakcjach i grach. Oczywiście starałaś się zachować powagę, ale przy Itachim czułaś, że wcale nie musisz taka być. Zastanawiałaś się tylko dlaczego, ale w pewnym momencie wytłumaczyłaś sobie, że po prostu jesteście przyjaciółmi i w swoim towarzystwie możecie być sobą.

Shisui

- [Imię], orientuj się! - zawołał brunet, stojący kilka metrów za tobą. Gdy się odwróciłaś z twoją twarzą zderzył się balon wypełniony wodą, który pękł, mocząc twoje włosy, skórę oraz część koszulki.

Twoja powieka zadrżała niebezpiecznie, a sama zacisnęłaś pięść, mrużąc oczy i patrząc na niego z nienawiścią.

- Shisui... - wysyczałaś przez zaciśnięte zęby.

Chłopak nic sobie jednak z tego nie zrobił i ignorując twój zabójczy wzrok, zaczął napełniać drugi balon.

Wściekła (i mokra) zaczęłaś do niego podchodzić, z każdym krokiem wyklinając pseudoUchihę. Stanęłaś przed nim i oparłaś ręce na biodrach, patrząc na niego z góry, co wcale nie było trudne, bo w tej chwili kucał.

- Zginiesz marnie, ja ci to mówię - oznajmiłaś najbardziej nieprzyjaznym tonem, na jaki było cię stać.

- Oj, przesadzasz, [Imię], zastanów się dobrze, chyba nie chcesz stracić takiego wspaniałego przyjaciela - powiedział, uśmiechając się figlarnie.

- Chcesz sprawdzić? - syknęłaś, po czym uśmiechnęłaś się w straszny dla niego sposób.

- O, ty niedobra - nadal trzymając balon z wodą, złapał się teatralnie za serce, wstając.

- Ja niedobra? A mam ci przypomnieć, kto dał ci balony? - starałaś się brzmieć groźnie, ale nic nie mogłaś poradzić, że po chwili się roześmiałaś.

- A gdyby tak czysto hipotecznie jeden z nich znalazł się pod twoją koszulką? - z jego twarzy wyczytałaś, że to bardziej była sugestia, a znak zapytania był ledwo wyczuwalny.

- A gdybym tak walnęła cię w łeb? - warknęłaś, starając się ukryć zawstydzenie. Shisui często poważne tematy przeistaczał w żart, ale jeszcze nigdy nie mówił do ciebie dwuznacznie, a przynajmniej ty to tak odebrałaś.

- Tego wolę nie sprawdzać, [Imię]-chan.

Madara

- Nie, kolejna zwariowała - powiedział jakże "załamany" Tobirama, gdy oznajmiłaś mu, że zaprzyjaźniłaś się z Madarą.

Burknęłaś coś pod nosem i wyszłaś z salonu, zakładając przed sobą ręce.

- A ty dokąd? Jeszcze nie skończyłem! - usłyszałaś głos brata, jednak zignorowałaś go po całości i udałaś się na dwór.

Westchnęłaś ciężko, kręcąc bezradnie głową. To nic złego, że polubiłaś Madarę, z wzajemnością zresztą, no i zostaliście przyjaciółmi.

Uważałaś, że Tobirama przesadza z tą nienawiścią do klanu Uchiha. Czasy się zmieniły, teraz panował pokój, nikt nie musiał walczyć, a dawni wrogowie stali się przyjaciółmi. Nie wiedziałaś tylko czemu twój brat nie chce tego zaakceptować.

Rozmyślając, nie zwracałaś nawet uwagi, gdzie idziesz. W końcu się otrząsnęłaś się i zatrzymałaś. Rozejrzałaś się, by stwierdzić swoją lokalizację i naprawdę się zdziwiłaś, kiedy dotarło do ciebie, że znajdujesz się w dzielnicy Uchiha.

Zamrugałaś dwukrotnie, zaskoczona i zaczęłaś się rozglądać za drogą powrotną, jednak wtedy do twoich uszu dotarł znajomy głos i to tuż zza twoich pleców, przez co lekko podskoczyłaś.

Odwróciłaś się w stronę Madary, który przyglądał się tobie przenikliwym wzrokiem, jakby miał wgląd do twojej duszy.

- Miło cię widzieć, [Imię] - zauważyłaś, że kąciki jego ust delikatnie, prawie niezauważalnie powędrowały w górę.

- Ciebie też - odparłaś z szerokim uśmiechem, przymykając na chwilę powieki.

- Co tu robisz? Czyżbyś mnie szukała? - zasugerował, zbliżając się do ciebie. Staliście teraz w dużo mniejszej odległości, przez co poczułaś się nieco nieswojo.

- Możesz pomarzyć, sama nie wiem, jak się tu znalazłam. Jeszcze chwilę temu byłam przed moim domem - oznajmiłaś, starając się nie zwracać uwagi na jego bliskość.

- Skoro mowa o tym, może chcesz zobaczyć mój? - zaproponował. Powstrzymałaś się przed parsknięciem śmiechem i spojrzałaś na niego rozbawiona.

- Może od razu mi powiesz, że masz małe kotki w piwnicy?

- Chcesz je zobaczyć? - puścił ci oczko.

- A tak właściwie, to nikt się nie doczepi, że odwiedzę cię w domu? - starałaś się uspokoić i brzmieć w miarę poważnie.

- Co ludziom do tego, kto mnie odwiedza? Nie mogę po prostu zaprosić przyjaciółki, na przykład na herbatę? - wzruszył ramionami.

- No, niby nikt ci tego nie zabronił - przyznałaś, uśmiechając się niemrawo.

- Więc na co czekamy? Zapraszam do siebie.

- A tu serio masz kotki w piwnicy?

- Chcesz się przekonać?

Obito

Siedziałaś na kanapie, piłując paznokieć, gdy nagle do salonu dotarł dźwięk płukania do drzwi. Siedzący obok Kakashi, westchnął ciężko i zamknął swoją książkę, po czym wstał. Zniknął za ścianą, a już po chwili usłyszałaś skrzypnięcie zawiasów i głos pseudobraciszka.

Po chwili wrócił do pokoju w towarzystwie Obito, który delikatnie się uśmiechnął na twój widok.

- Yō, jeszcze nie gotowa? - zaśmiał się brunet i zajął wcześniejsze miejsce Kakashi'ego.

- Gotowa, a na co? - spojrzałaś na niego, również lekko się uśmiechając.

- Zabieram cię gdzieś - oznajmił tajemniczo.

Zaskoczona, uniosłaś pytająco brew. Przyglądałaś mu się dłuższą chwilę, starając się określić czy mówi poważnie, czy jedynie żartuję. On jedynie patrzył na ciebie z życzliwością w oczach, czekając na odpowiedź.

Przeniosłaś wzrok na brata, który był równie zaskoczony, co ty. Wymieniliście porozumiewawcze spojrzenia i powróciliście do Obito.

- Myślałam, że przyszedłeś, bo masz jakąś sprawę do Kakashi'ego - powiedziałaś nieco skołowana.

- Kto by się przejmował tym szarakiem - użył konspiracyjnego szeptu, puszczając jednocześnie oczko.

- Ej! Ja tu jestem! - oburzył się szarowłosy. Cicho się zaśmiałaś i odłożyłaś pilniczek.

- To idziemy? - wstałaś równo z Obito. Kiwnął głową i ruszyliście do korytarza, ignorując morderczy wzrok twojego brata.

- [Imię] ma być w domu nie później niż o dwudziestej! - usłyszeliście, gdy wychodziliście. Nie mogłaś powstrzymać się od cichego śmiechu, tak samo jak Obito.

Chłopak zaprowadził cię na małą polanę, pełną słoneczników*. Uśmiechnęłaś się szeroko, widząc ogrom kwiatów, które tak uwielbiałaś.

- Tu jest po prostu pięknie - powiedziałaś zachwycona i spojrzałaś na Obito, który od dłuższego czasu Ci się przypatrywał.

- No wiem, ale nie mów nikomu o tym miejscu. Niech to będzie taka nasza tajemnica - puścił ci oczko.

- Spokojnie, możesz mi ufać.

- Wiem, że mogę. W końcu jesteśmy chyba przyjaciółmi, nie? - powiedział nieco niepewnie, jakby bał się, że masz inne zdanie o waszej relacji.

- No jasne - uśmiechnęłaś się szeroko i wbiegłaś w pole słoneczników. Chłopak podążył za tobą.

~
*mogą być to również inne kwiaty, zawsze możecie zmienić ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro