Nie strasz mnie... (spóźnione życzonka)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Gabinet, czas nie znany~

- Witam cię na kolejnej sesji - powiedział z zaciśniętymi mocno zębami Alan Hill. - Dzisiaj mam dla ciebie niestety mało czasu. Ale... mam wielką nadzieję, że sporo wyniesiesz z tego... ćwiczenia. Przed tobą jest zeszyt. Weź go, przeglądnij i odpowiedz na zawarte w nim pytania.

Pacjent posłusznie przysunął notatnik do siebie. Otworzył na pierwszej stronie. Obrazek przedstawiał trzy pary stóp unoszące się nad ziemią. Od razu wiedział co przedstawiają. Polecenia brzmiało "napisz co widzisz na ilustracji". Wziął długopis z szuflady i napisał mocno, aż zostały ślady na kolejnej stronie, "wiszących ludzi".

Następna kartka. "Kobieta spotkała na pogrzebie swojej kuzynki mężczyznę. To była tzw. miłość od pierwszego wejrzenia, ponieważ oboje się w sobie zakochali. Któregoś dnia kobieta zabiła swoją drugą kuzynkę. Jak myślisz - po co to zrobiła?". Chory bez zastanowienia napisał "Aby spotkać tego mężczyznę".

Trzecia kartka przedstawiała wystającą z ziemi rękę. "Co jest na obrazku?" - informowało polecenie. "Zakopany żywcem człowiek" - pomyślał pacjent i tak też napisał.

Analityk ze stoickim spokojem przyglądał się poczynaniom swojego podopiecznego. Coś czytał, coś wymazywał, ale milczał. Był to bowiem bardzo opanowany facet.

Dwa nagrania. Na jednym radosny śmiech dzieci - na drugim krzyk spanikowanej nastolatki. "Który dźwięk sprawia, że jest Ci przyjemnie?". "Krzyk" - zapisał prosto chory.

Fotografie - rodzinne zdjęcie versus zmasakrowane ciało. Jak myślisz, które wybrał? Oczywiście, że zwłoki. Nawet zdołał się lekko uśmiechnąć podczas skreślania prawidłowej odpowiedzi.

- Dobrze! - wrzasnął Hill uderzając pięściami o stół. - Chciałem skończyć to szybko, jednak widzę, że wolisz ciągnąć to w nieskończoność. Oto odpowiedzi, które były prawidłowe - rzucił plik papierów pacjentowi.

1. Tańczące baletnice
2. Miała problemy z psychiką
3. Atrapę, rekwizyt
4. Śmiech dziecka
5. Rodzinne zdjęcie

- Jeśli miałbyś wszystkie te odpowiedzi... znaczy, że jesteś niewielkim zagrożeniem. Jeśli masz co najmniej połowę... musisz na siebie i innych uważać. Ale jeśli masz wszystkie inne...! Znaczy, że jesteś psychopatą! Co ci to daje, mój drogi?! Co chcesz osiągnąć robiąc takie rzeczy?!

Do chorego nie docierały słowa analityka. Wolał zaprzątać sobie myśli tym co zrobi jutro. Znów kogoś zabije...

~Ośrodek, godzina 23:10~

- Co tu się dzieje?! - zawołał już od progu Joshua. - Czemu tak tu sie... - przerwał widząc napisy. - Co to kurwa jest...?
- Też chcemy to wiedzieć - powiedziała Ashley tuląc Chrisa.

Josh obszedł cały salon dookoła. Wolał w tamtej chwili powrócić do wcześniej wykonywanej czynności, ale jego przyjaciele wyraźnie mieli kłopoty. Jess w kółko z podciągniętymi blisko brody kolanami kiwała się to w przód, to w tył. Matt trzymał się za kark i powtarzał "w co ja się wpakowałem". Nie pomyśleli, że to może być żart? Pod presją - nie. Bardziej zdali się na czuły instynkt samoobrony i woleli znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie. Chociaż jedyną osobą, która zachowała zimną krew zdawał się być Christopher.

- Josh? To krew? - zapytała Ashley niepewnie. Wiedziała, że w razie czego musi być silna.
- Tak. Nawet tak cuchnie - odrzekł chłodno chłopak. - Co wyście robili, gdy to się stało?
- Byliśmy w piwnicy. Chcieliśmy włączyć prąd - wtrącił Matthew. - Aa... a potem Chris wyciął nam kawał i spieprzyliśmy przed nim.
- Kapuję... - brunet podparł się o szafkę. - A ty Ash?
- Sama nie wiem... Tak nagle... przestałam ogarniać co się dzieje. Odpłynęłam.

Ashley nie zdawała sobie sprawy, że podczas rzekomego "odpłynięcia" tak naprawdę znalazła przeczesując półki totem.

- Proszę... Pomóżcie mi, a odejdę. Nie chcę się wykrwawić. To boli - rzekła młoda dziewczyna.
- Nie możemy jej ufać - szepnął blondyn do przyjaciela. Ten skinął głową.
- Co ci się stało? - zapytał ściskając spluwę.
Nieznajoma wolno i ostrożnie odsunęła rękaw bluzki. Czerwono-czarna ciecz kapnęła na śnieg. Rana okropnie wyglądała, a jak szczypała! Niewyobrażalne. Trzeba to poczuć, aby zrozumieć. Wyglądała jakby coś ją ugryzło. Syknęła ściskając skaleczenie, żeby jakkolwiek spowolnić wylew.
- Jejku... C-co ci to zrobiło? - spytał blondyn opuszczając broń. - Proszę... Nie pozwólcie im... - wyszeptała dziewczyna przed zemdleniem.

Jessica zadrżała. Odsunęła się w tył i spadła z kanapy na podłogę. Palcem wskazała na schody. Jednakże nic tam nie było, może poza stertą pudeł, gratów i innych takich dupereli.

- Jess? Co ci... - zaczął Matt, ale nie skończył, gdyż Joshua... uniósł się i zawisł w powietrzu.

Jakaś niewidzialna siła wyższa po prostu miotała nim o ściany. Z resztą ekipy stało się podobnie. Jedna jedyna Jessica pozostała skulona w pozycji embrionalnej. "Coś" rzuciło Christopherem o ścianę. Chłopak stracił przytomność. Ashley została uderzona w oko lewitującym łomem. Matthew... miał chyba najgorzej. Został wyrzucony przez okno. Teraz rozbite szkło nie zdobiła krew z napisu, ale jego. Pozostał Josh. Przerażony, spanikowany...

- Joshua Washington... - zabrzmiało w budynku. - Welcome to the hell, my dear...

Ucisk na szyi chłopaka spowodował, iż zaczął się dusić. Upadł na ziemię. Wyglądał jakby był martwy.

~Chatka, godzina 0:00, siedem godzin do świtu~

Mężczyna niczym gentelman ustąpił miejsca kobiecie. Jej mąż zajął miejsce naprzeciw niej. Chwilę krzątał się po kuchni. No tak - zapomniał zabrać trutki. Trzeba więc będzie załatwić to po staremu. Przygotował kawę i zaniósł ją na tacy na stół. Wytrwale obserwował aż Carley skończy sączyć gorący napój i zechce odpowiedzieć na kikka jego pytań.

- Więc... Co tu robicie?
- Chcieliśmy zrobić naszemu synowi niespodziankę. Jest w tym ośrodku, niedaleko tego miejsca - raczył odrzec Robert. - Rozumiem. A jak się trzymacie ogólnie?

Małżeństwo wymieniło porozumiewawcze spojrzenia. Kobieta chwyciła się za brzuch i czule go pogłaskała. Rob uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Jesteś w ciąży? - zapytał morderca z lipnym przejęciem.
- Tak! - wyjrzyknęła kobieta.
- Kochanie... - uspokoił ją mąż patrząc ze smutkiem na swojego kolegę. - Nie powinnaś tak...
- W porządku - wtrącił mężczyzna. - Jest git...
- To... jak on to przechodzi? I w ogóle to gdzie zniknęliście na te wszystkie lata? Dzwoniłem parokrotnie do Clementine, ale nie odbierała.

Psychopata wstał. Podszedł do okna i przyłożył do niego metalową dłoń. Ostrymi jak brzytwa pazurami przejechał po szkle, aż zostały na nim ślady.

- Kenny? Proszę cię nie strasz nas tak. Carley powinna się nie denerwować.

Zabójca nie słuchał próśb swego wroga. Słuchać kogoś kogo się niecierpi? Wykluczone!

- Ona nie żyje... - powiedział lodowato morderca. - I wy też nie będziecie!

Po tych słowach rzucił maczetą w Carley. Narzędzie wbiło jej się w przedramię. Kobieta krzyknęła. Jej mąż wziął stołek i uderzył niewzruszonego psychopatę w głowę. Odłamek deski wbił mu się w oko. Jęknął i kopnął Roberta w kolana. Przewrócił się i wylał na swoją twarz wrzącą kawę. Przyłożył dłonie do nosa i starał się zetrzeć gkrący napój. Widział wszystko jak przez mgłę.

Kenneth tymczasem zdążył zawiązać na oku kawałek bandaża. Carley utykając z bólu próbowała dostać się do wyjścia. Facet zaszedł ją od tyłu i wbił kawałek deski w jej kark. Przeciągnął ledwo przytomnego Roba do szafy na ubrania i kajdankami spiął jego rękę z nogą od przedmiotu.

- A teraz patrz jak kończy się zadzieranie z kimś... kto jest mi szczególnie bliski - powiedział zabójca i nachylając się nad przerażoną Carley rozpiął swoje spodnie.

Woooooow! Teraz coś przyjemniejszego.

Z OKAZJI ŚWIĄT WIELKANOCNEGO ZAJĄCA CHCIAŁABYM ZŁOŻYĆ WSZYSTKIM NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA! DUŻO KASY, JAJEK NA TWARDO, KOSZYKA PEŁNEGO CZEKOLADY, NADZIEJI, MIŁOŚCI, WIARY, III... kurde nie wiem co dalej. I ŻEBYŚCIE Z ZAPAŁEM WYCZEKIWALI NOWYCH ROZDZIAŁÓW W WASZEJ ULUBIONEJ KSIĄŻCE (nope) UCIEC PRZED PRZEZNACZENIEM!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro