On cię obserwuje...
Ważna notka pod rozdziałem
- Chce pani coś do jedzenia? - zapytała szczupła rudowłosa kobieta, na oko wyglądająca na 30 lat.
- Nie, dziękuję - odpowiedziała Sam i ponownie włożyła słuchawki do uszu.
Hałas silnika niestety bardzo przeszkadzał blondynce w myśleniu. Zastanawiała się czy dobrze postąpiła wracając do Blackwood? Nawet jeżeli nie, to już nie ma odwrotu. Jeden przystanek i będzie na miejscu. Na samą myśl coś nią trzęsło i tym razem nie chodziło o wyboistą ulicę. Czuła wewnętrzny niepokój. Zdawało jej się, że ktoś ją obserwuje. W autokarze siedzielj tylko ojciec z córką i odziany w gruby kombinezon mężczyzna.
Samanta ziewnęła. Od kilku godzin była na działaniu energetyków. Teraz traciły powoli swoją wartość. Oparła głowę na siedzeniu. Poczuła nagle nieokiełznaną senność. Nie zauważyła w dodatku, że totem, który zabrała ze sobą zaczął świecić.
Wysoka, chuda brunetka. Ktoś może rzec, że takiej nic nigdy się nie stanie. Ale czekaj ona podchodzi do klapy w podłodze. Przesuwa jej zamknięcie w drugą stronę i odchodzi, niesprawdzając co pod nią jest. I to właśnie błąd. Klapa rozwarła się, a bestia która z niej wyszła zacisnęła swoje kościste dłonie na jej policzkach. Jeden sprawny ruch ręki potwora, a głowa dziewczyny odpadła i zataczając kilka kółek uderzyła o ścianę jaskini.
- Panno Hiller? - ta sama rudowłosa kobieta stała obok Sam i lekko nią potrząsała. - Panno Hiller jesteśmy na miejscu. Niech pani wstaje i zabiera swoje torby.
Blondynka przeciągnęła się. Zabrała swoją walizki i wysiadła z samochodu. Nad jej głową w łunie księżycowej lśnił oszroniony napis "Blackwood Pines". Wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie. Już po kilku krokach dostrzegła leżący obok tablicy informacyjnej totem.
Ciemność, mrok, cień. Jedyne rzeczy, które dało się rozpoznać. W tej jakże prawdziwej nicości spoczywało ciało czarnowłosej nastolatki. Miała oderwaną szczękę, a jej ciało było oplecione cięciami, niby od żyletki. Dziwny, rozkładający się stwór podszedł do tej kostnicy i chwycił trupa za nogę. Aż strach pomyśleć do czego ten upiór jest zdolny.
Sam odskoczyła w bok. Po raz kolejny tego dnia miała wrażenie, że ktoś na nią patrzy. W gęstwinie krzaków coś drgnęło. Rozsunęła liście i zobaczyła maleńką wiewiórkę.
- Hej, hej maleńka - powiedziała cicho. - Masz może ochotę na orzeszka? - wyciągnęła z plecaka przekąskę.
Wiewiórka przechyliła łebek na lewą i prawą stronę. Pewnym skokiem wyrwała Samancie orzech i usiadła na śniegu. Blondynka kucnęła przy niej.
- Jakaś ty urocza - pogłaskała zwierzątko wzdłuż kręgosłupa.
Wiewiórka zadrżała. Jeden moment, jedna chwila i wpiła się ostrymi jak brzytwa zębiskami w palce nastolatki. Ta zdezorientowana chwyciła gałąź i z całej siły uderzyła zwierzę, odrzucając je na kilka metrów. Zasyczało i uciekło na drzewo.
Samanta podniosła głowę, aby sprawdzić czy jest już bezpieczna. W sekundę znów znalazła się na ziemi. Przed nią stał mężczyzna z goglami na oczach i ochronnym kombinezonie. Przetarła oczy, a tego już nie było.
- Co się tu do cholery dzieje?! - spytała siebie samą.
10 minut zajęło jej dojście do siebie. Wskazówki zegarka wskazywały 21:47. Pora ruszać do ośrodka. Zerknęła jeszcze na tablicę.
"Motyle - chluba plemienia Kree.
Motyle według dawnych mieszkańców tej góry były zwiastunem śmierci lub niespełnionego przeznaczenia.
Motyl błękitny - przeznaczenie niewykonane
Motyl złoty - wypełnienie przeznaczenia w innym odstępie
Motyl czarny - śmierć"
Ten krótki tekst wywarł na Sam ogromne wrażenie. Przeskoczyła kamienny mur, z uwagi iż brama była zamknięta, i teraz zaledwie 13 metrów dzieliło ją od ośrodka.
- Hej Samcia - zawołał ją Josh, który tarmosił włosy Jessici. - Fajnie, że już jesteś. Chodź! Rozerwiemy się!
Ok dziś już był jeden, to jest drugi. Dobiliście te 2 ☆ (4).
Teraz nie ma limitu gwiazdkowego, jak napiszę to wstawię, ale! Muszą być przynajmniej 2 teorie. No proszę was, mogą być nawet te oczywiste. Byle by jakieś były. To nie wymaga aż tak dużo myślenia tylko złączenie faktów. Tak to daję słowo harcerza, że jeśli będą te 2 teorie pod kolejnymi rozdziałami nie będzie ŻADNEGO limitu. To tyle, cześć
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro