Wizje się spełniają, ale... czy na pewno w całości?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Hannah! - zawołała Beth widząc bliźniaczkę kucającą na ośnieżonej ziemi.
- Kto tam? - odpowiedziała zapłakana dziewczyna.
- Boże Hannah! Wstawaj. Pewnie ci zimno. Masz, ubierz to - czarnowłosa założyła siostrze na ramiona swoją ocieplaną kurtkę. - Co się stało? Dlaczego uciekłaś?!
- M-Mike... on i... i reszta... Byłam taka głupia! Michael zostawił d-do mnie list. Chciał się ze mną... spotkać. Jaka ja jestem naiwna! Praw-prawie się przy nich rozebrałam. Sch-schowali się za meblami z k-kamerą i... - wychlipiała Hannah.
W głębszej części lasu rozległ się przerażający wrzask. Ten sam, który Beth słyszała wcześniej. Gałęzie drzew pękały pod ciężarem szybkich kroków. Kroków, które zmierzały w stronę zesztywniałych z zimna nastolatek. Spanikowane dziewczyny rzuciły się pędem w przeciwnym kierunku. Gdy wbiegły na most, deska pod stopami Hannah runęła do wody. Beth wciągnęła siostrę i nie odwracając się znów rozpoczęły gonitwę. Nie zauważyły, że z kieszeni starszej z sióstr (starsza o godzinę jest Hannah dop.aut) wypadł telefon.
Zatrzymały się na skraju urwiska. Oddychały ciężko, ich serca biły niewyobrażalnie szybko. Dodatkowo Beth miała złamaną rękę.
- Nie podchodź! - krzyknęła czarnowłosa do monstra stojącego parę metrów przed nimi. - Odejdź!
Nastolatki oślepił nagły błysk. Cofnęły się do tyłu, nie zwracając uwagi na koniec klifu. Grunt pod ich nogami był praktycznie zlepką błota, która zleciała w dół. Beth chwyciła swoją bliźniaczkę akurat niesprawną dłonią. Dziewczyny zawisły na dziesięciometrowej wysokości.
- Trzymaj się! Trzymaj się Hannah! - próbowała opanować sytuację młodsza siostra.
Ręka bolała ją niemiłosiernie. To aż cud, że wytrwale trzymała taki ciężar, jakim jest siedemnastoletnia osoba. Śliska dłoń jednak wysuwała się powoli z jej uścisków. Do krawędzi podszedł mężczyzna, którego twarzy nie można było dostrzec. Ostrożnie wystawił rękę w stronę nastolatek. I tu pojawił się problem, bowiem gdyby Beth zdecydowała się uratować siebie, musiałaby puścić swoją towarzyszkę, ale gdyby je obie musiałaby zwinnie i z niezwykłą precyzją pochwycić dłoń nieznajomego. Jednak ból spowodował u czarnowłosej podjęcie zbyt pochopnej decyzji.
- Przepraszam - szepnęła do siostry i zakryła oczy, aby nie musieć patrzeć na to, co za chwilę nastąpi. Tak, zdecydowała się wymierzyć wyrok na bliźniaczce, zupełnie za nic skazała ją na rychłą śmierć.
Facet wciągnął Beth na skałę. Dziewczyna spojrzała w dół i zobaczyła leżące bezwładnie ciało swojej krewnej. Jej czarne okulary tkwiły na jej oczach, dzięki czemu jej martwy wzrok był bardzo wyraźny. Kurtka roztargała się i na ramieniu trupa ukazał się czarny tatuaż w kształcie motyla.
- Nie... - Beth nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła. - Och nie... - po jej rozciętym policzku popłynęły łzy. Łzy żalu i smutku.
- Nie możesz tu być! - warknął wybawiciel siedemnastolatki. - Tu jest niebezpiecznie! - mówił tak, jakby przed chwilą do niczego nie doszło. Jakby przed chwilą wcale nie zginął człowiek.
- A-ale... - zaczęła Beth.
- Uciekaj stąd. Prędko! ON nie będzie czekał! - nieznajomy podał jej latarkę i pchnął do lasu. - Idź! Ratuj się. Jej już nie pomożesz, ale ja... - nie dokończył. Przynajmniej tak by się zdawało.
Czarnowłosa posłusznie truchtem (z powodu ręki, a czego niby? dop.aut) weszła do boru. Stanęła kilka kroków od tego samego przedmiotu, który wcześniej znalazła. Jak się okazało był to totem z wyrytym dziobem i skrzydłami jak u orła. Przypomniała sobie o opowieściach jej ojca. Ponoć kiedyś mieszkańcy góry Blackwood wierzyli, że w totemach zawarta jest magia i przeznaczenie.
Na jej nadgarstu przysiadł błękitny, niczym niebo, motyl. Zwierzątko zamachało skrzydłami i odfrunęło. ,,Motyle w zimie? Co jest grane?" - myślała Beth. Motyle według szamanów zwiastowały śmierć lub ocalenie. Można to w takiej racji porównać do zgonu Hannah.
- Ani. Drgnij - ktoś przyłożył jej pod gardło ostre narzędzie, które przejechało leciutko po jej szyi. - Grzeczna panienka. A teraz słodkich snów.
Znieruchomiała dziewczyna nie wiedziała kiedy, ale osoba, którą okazał się być ten sam facet, co wcześniej jej pomógł, przyłożyła jej ścierkę ze środkiem usypiajądym do ust. Upadła na ziemię. Ostatni obraz, który zobaczyła to mężczyzna przywołujący coś w jakimś dziwnym języku, bodejże szamańskim.

Kurde rozdział jeszcze dziwniejszy od poprzedniego. Ale jest też w nim dużo podpowiedzi co do ogólnych wydarzeń. Ma ktoś teorie? Jak tak to chętnie popiszę z takimi ludziami xD na priv. Ale mam jednak nadzieję, że większość jest zrozumiała i daję słowo harcerze, że od 4 będą bardziej przyjemne (nowe ludzie xD i takie tam). Gdyby ktoś miał jakieś pytania tak poza tym to śmiało - nie bójcie się, odpiszę na każde :)
P.S. W mediach zdjęcie bliźniaczek. Ta w różowej kurtce to Hannah a ta druga Beth

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro