Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Iv

Mimo paskudnej pogody za oknem i późnej godziny ubrałam swój ulubiony czarny komplet ubrań, składający się z długich, gładkich spodni, bluzki na grubych ramiączkach i kurtka skórzana. Wychodząc z pokoju zabrałam jeszcze telefon z słuchawkami i biegiem ruszyłam na dół by ubrać czarne trampki mając w dupie to że mogą mi przemoknąć.

Idąc drogą którą znam na pamięć, deszcz przybrał na sile tak że każdy kontakt ze skórą bolał jak cholera. Mimo wszystko szłam swoim dumnym krokiem przed siebie a nie tak jak inni, biegnąc w różne kierunki próbując uciec przed deszczem i bólem mimo że u tak już cali zmokli. Po 20 minutach drogi w tym deszczu dotarłam do domu mojego przyjaciela. Nie zawracając sobie głowy pukaniem, weszłam do jego domu i stając w korytarzu, zaczęłam ściągać buty. Jego dom był urządzony w modny i luksusowy ale też w przytulny sposób. Po mojej prawej stronie stała komoda na buty a po lewej wieszaki a wszystko było utrzymane w odcieniach beżu i brązu.

-Hej!!!! Daj mi jakiś ręcznik.- krzyknełam na cały dom mając nadzieję że usłyszy. Nie czekając na niego zaczęłam zdejmować mokre ubrania nie chcąc się rozchorować i zostałam w samej bieliźnie. Może to się wydaje dziwne ale dla mnie, dla nas to jest normalne zachowanie. Traktujemy siebie jak rodzeństwo mimo iż niektóre rzeczy są śmieszne albo intymne.

-Hej skarbie.- powiedział schodząc z góry i całując mnie w czoło.-Masz ręcznik, moją koszulkę i bokserki. Chodź tu bo jeszcze mi się przeziębisz.- wziął mnie z korytarza.- Marsz do łazienki się przebrać. Jak coś ja będę w kuchni.

Weszłam szybko do łazienki, przebrałam się i udałam się w stronę kuchni. Była ona urządzona w odcieniach szarości.

-Kocham cię. I dziękuję.- podziękowałam kiedy skończył robić mi herbatę i przytuliłam sie do jego umięśnionych pleców

-Ja ciebie też skarbie. I nie masz przecież za co dziękować. W końcu jesteś moją małą siostrzyczką.- poczochrał moje mokre włosy mimo tego że wiedział że ja tego nienawidzę.- Jadłaś coś?

-Eee... Nie?- usłyszałam westchnienie wydobywające się z jego ust.- Przepraszam. Zapomniałam. Inaczej bym zjadła.

Słysząc skruchę w moim głosie przerwał robienie dla mnie kanapek i przytulił mnie.

-Nie przepraszaj. Ale przecież musisz jeść. Wiesz o tym doskonale...

-No wiem no... Ale i tak mnie kochasz.- pokazałam mu język siadając na blacie kuchennym

-Owszem. I to mnie kiedyś zgubi...- zawsze to mówił. Ale nigdy nie chciał mi powiedzieć czy mówi to w żartach czy na serio. Pozostało mi tylko samej się domyśleć.

Kiedy skończyłam jeść kanapki i pić herbatę poszliśmy do jego pokoju na górze. Ten pokój był wogóle inaczej urządzony niż cały dom. To był jego własny świat.

Pokój był niebiesko-biały. Po prawej stronie stały półki z płytami i kasetami a obok jego ukochana ciemnobrązowa gitara klasyczna i dwie wierze. Na przeciwko tego stała szafa z ubraniami a na środku stało wielkie dwuosobowe łóżko a na ścianach wisiały plakaty z jego ale i także z moimi ulubionymi zespołami takimi jak AC DC, Metallica czy Korn. Mimo wszystko nigdy się nie zastanawiałam jak mu te wszystkie meble i rzeczy wystarczają a nie tak jak inne osoby które mają tyle rzeczy że sie one u nich nie mieszczą. Po pomimo wszystko mój pokój jest identycznie urządzony.

Położyłam się na łóżku zaciągając się jego zapachem i nim się obejrzałam odpływałam w objęcia morfełusza. Poczułam jak całuje mnie w czoło i szepcze "słodkich snów". A potem już nic. Do pewnego czasu...

***
Taki króciutki prolog
567 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro