Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Iv

-Jak ja nienawidzę szkoły!!!- skarże się do mojego przyjaciela już po raz setny tego dnia

-Wiem kochanie. Powtarzasz mi to już dzisiaj poraz setny raz.- A nie mówiłam?!

-No ale ty nic nie rozumiesz. Ona się na mnie uwzięła. Cholera baba od matematyki. Kiedyś się zemszczę na niej. Zobaczysz.- powiedziałam patrząc w jego śliczne oczy z przekonaniem

-Ja ją w sumie lubię. Jest ona dla mnie miła i....- Nie no tego już za wiele. Ja mu się tu uzewnętrzniam a on mi pierdoli że lubi tego babsztyla.

Wkurwiona schodzę z jego kolan i udaje się do damskiego kibla ignorując jego głośny śmiech za sobą. Przysięgam że go kiedyś zamorduje i zakopie gdzieś w lesie gdzie nikt go nie znajdzie.

Staje przed lustrem z nadzieją że coś się we mnie zmieniło ale niestety musze się rozczarować. Żadnej zmiany. Niestety.

-Coś ty ze sobą zrobiła co?- pytam się z nadzieją postaci w lustrze lecz ona powtarza tylko moje słowa jak modlitwę.

Wychodząc z łazienki wpadam na czyjąś klatkę piersiową. Nie no oczywiście. Bo jakżeby inaczej musiałam na kogoś wpaść.

Zamykam oczy czekając na spotkanie z brudną podłogą ale nic się nie dzieje a w zamian tego czuje męskie dłonie trzymające moją talię. Otwieram najpierw jedno oko a potem drugie, patrząc kto mnie trzyma.

Spoglądam na twarz zaciekawiona.

-Ma ładne perfumy- myślę

-Kurwa!- myślę wyrywając się z jego ramion. Cofam to o jego perfumach

-Co ślicznotko? Czemu się wyrywasz?- spytał patrząc na mnie swoimi szarymi oczami które gdyby nie należały do niego mogłabym uznać za śliczne

-Spierdalaj Aron.- mówię poprawiając ubrania które przez to że mnie trzymał, podwinęły mi się pokazując kawałek ciała.

Tak, to ten Aron. Mój wróg od zawsze. Nienawidzę szuji zresztą ze wzajemnością.

Ma duże, szare oczy i brązowe włosy które ma ułożone na żel w tzn nieład. Posiadał też czarny kolczyk w prawym uchu. Miał na sobie czarną koszule opinającą jego mięśnie z pod której wystawał kawałek tatuażu oraz luźne, tego samego koloru spodnie. Obok niego leżała czarną torba i kurtka skórzana którą musiał puścić wtedy gdy mnie łapał.

-Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej księżniczko.- uśmiechną się zadziornie puszczając oczko

-Niech cię diabli, Aron.

-Myślisz że by chcieli?- krzyknął za mną gdy ja już szłam w strone wyjścia ze szkoły. Pieprzyć lekcje. Zrywam się. Tylko gdzie ta menda która nazywa się moim przyjacielem? Wyciągnęłam telefon chcąc do niego zadzwonić gdy ktoś mnie zaczął wołać.

To on. Idzie tu. Przynajmniej nie musze go szukać.

-Zrywamy się skarbie?- on wie czego potrzebuje. Jakby mi czytał w myślach ale to nie jest dobry pomysł. Nie, lepiej nie.

-Jakżeby inaczej.- złapałam go za rękę ciągnąć w strone parku.

-Skarbie jeśli chcesz mnie zgwałcić to wystarczy powiedzieć. Ja nie mam nic przeciwko.- zaśmiał się z własnego żartu

-Wiesz... Nie żeby coś ale ty nawet nie masz czym.- o nie!!!! Ten jego uśmiech nie wróży nic dobrego

Już miała zacząć uciekać gdy przestałam czuć grunt pod nogami. Ten debil mnie przeżucił przez plecy.

-Gdzie ty mnie niesiesz idioto?- dziwnie się czułam gdy mówiłam do jego pośladków które swoją drogą miał śliczne. No co? Jestem przecież też kobietą.

-Zamknij się. Zobaczysz jak dojdziemy.- powiedział a ja oczami wyobraźni widziałam jego szatański uśmiech

Mam przerąbane

***
Przepraszam was skarby moje za to że tak długo nie pisałam. Postaram się pisać częściej.

Ps. Jeśli znajdziecie jakiś błąd to przepraszam. Śmiało poprawiajcie ❤❤❤

PS2. Jeśli macie jakieś pomysły, piszcie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro