15 Odwyk

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

JOHN

O świcie przeciągnąłem się w fotelu obok Rebeccy, rozcierając zdrętwiały kark.

– Mówiłem, żebyś tutaj nie spał. Teraz masz za swoje – zarzucił mi Ian.

– Nic mi nie będzie. Nie chciałbym przegapić momentu, w którym się obudzi tylko dlatego, że wybrałem wygodne łóżko zamiast czuwania przy niej.

Ian przewrócił oczami, po czym podszedł wymienić kroplówkę na nową.

– Jak się czujesz? – zapytał.

– Prawie jak nowy. – Przeciągnąłem się krzywiąc, gdy zdrętwiałe nogi dały mi o sobie znać. –Przynajmniej jeżeli chodzi o zapalenie płuc. Już prawie wyzdrowiałem. Co się tyczy reszty, wyprostuję kości i będzie dobrze. – Wstałem i poklepałem przyjaciela po ramieniu. – Później do was zajrzę. Muszę iść na zajęcia.

Na dworze unosiła się wilgoć poranka, ptaki zaczynały swój śpiew we wschodzącym słońcu, a ja  przeliczyłem rekrutów, których oczy wciąż kleiły się od snu. Jak zwykle brakowało jednej osoby. Nie musiałem się nawet rozglądać, by wiedzieć, że brakuje Claudii. Uniosłem wzrok i dostrzegłem ją biegnącą w pocie czoła na zbiórkę.

Po tym, jak pozbyłem się tej dwójki drani, rekrutujących nowych uczniów do szkoły, liczba przyjmowanych przez nas dziewczyn zwiększyła się dwukrotnie. Wciąż nie potrafiłem uwierzyć, że miałem rozwiązanie problemu praktycznie pod nosem.

– Przepraszam – wydyszała, ze spuszczoną głową.

Nie miałem siły jej ganić. Nie tym razem. Wiedziałem, że to odstępstwo odbije się na moim wizerunku, ale ten jeden jedyny raz nie potrafiłem tego zrobić. Nie mogłem jej ukarać. Tak bardzo przypominała mi Rebeccę, a właściwie Darrena spóźniającego się notorycznie na poranne biegi. Na to wspomnienie, coś we mnie pękło.

Z wyglądu zupełnie nie były podobne. Claudia była bardziej jak Susan. Miała długie blond włosy spięte w kucyka i intensywne piwne oczy, natomiast jej sylwetka i sprawność fizyczna, diametralnie odstawały od tego, co prezentowała Rebecca przez pierwszy miesiąc. Dziewczyna miała od początku duże predyspozycje, by dostać się do South. Pracowała ciężko i nigdy nie dawała za wygraną. Jedynym jej problemem była punktualność, a właściwie jej brak.

– Dzisiaj przebiegniemy trzy okrążenia – oznajmiłem. – Zacznijmy od szybkiej rozgrzewki i przejdźmy od razu do biegu.

Claudia spojrzała na mnie zaskoczona, jednakże od razu zabrała się do pracy, by nie pozostać w tyle.

Po skończonym biegu skierowałem się do szkoły, pozostawiając rekrutów samych, by mogli spokojnie odpocząć i udać się do swoich pokoi, zanim udadzą się na śniadanie.

– Przepraszam! – krzyknął ktoś za moimi plecami.

Odwróciłem się, spoglądając z zaskoczeniem na Claudię.

– Tak?

– Co mam dzisiaj zrobić? W ramach kary za spóźnienie – sprecyzowała.

– Ten jeden, jedyny raz nic. Wykorzystaj ten czas na naukę lub odpoczynek. Jak uważasz, że za mało śpisz. Jednakże jutro jak się spóźnisz, posprzątasz w oborniku. – Odwróciłem się do niej plecami, kierując się do wejścia do szkoły.

– Ale tak nie można!

– Słucham? – Odwróciłem się do niej zszokowany.

– Nie może mnie pan faworyzować. – Naburmuszyła się.

– Uwierz mi, nie mam takiego zamiaru. – Prychnąłem.

– Więc dlaczego mnie pan nie ukarze? – Skrzyżowała ręce na piersi, spoglądając mi prosto w oczy.

Zamrugałem kilka razy, by przekonać się, że mi się to nie przewidziało. Czy ona w ogóle się mnie nie bała? Czy w ostatnim czasie, aż tak bardzo się zmieniłem? Czy to z nią było coś nie tak?

Położyłem dłoń na jej ramieniu.

– Dziecko drogie, jak tak bardzo nie potrafisz sobie znaleźć zajęcia, poproś Henrego o dodatkowe wypracowanie na temat jakiejś wymyślnej broni – powiedziałem, spoglądając jej w oczy.

Dziewczyna wyraźnie się nachmurzyła. Jednakże w końcu odeszła. Jej zachowanie było co najmniej dziwne. Przypominała przedszkolaka, który nie dostał zabawki ze sklepu, tyle że ona uniknęła kary, więc albo miała skłonności sadystyczne, albo ja wariowałem.

Zaczynałem mieć wrażenie, że wzięcie dnia wolnego było jednak złym pomysłem. Wszyscy wokół mnie zachowywali się dziwnie. Najpierw rozmowa z Henrym, teraz ta dziewczyna, co jeszcze mnie czekało?

***

Po skończonych zajęciach i kolejnym braku informacji o poprawie stanu Rebeccy wróciłem do pokoju, wyciągając porcję bimbru przywiezioną z ostatniej wyprawy Henrego. Dziwiłem się, że jeszcze jej dla mnie szukał, wiedząc, że w ostatnim czasie zdecydowanie nadużywałem alkoholu.

Pociągnąłem duży łyk bursztynowego płynu prosto z butelki, pochylając się nad papierkową robotą.

Gdy skończyłem sporządzać miesięczny bilans zbiorów i pozyskanej broni, karafka była już w jednej czwartej opróżniona.

Zdecydowanie piłem ostatnio za dużo. Potarłem palcami brwi, czując zmęczenie całego dnia oraz wpływ przyjętych procentów.

W pokoju rozbrzmiało ciche pukanie do drzwi.

– Proszę – powiedziałem automatycznie.

W drzwiach stanęła Claudia. Niepewnie przekroczyła próg pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Nie spodziewałem się żadnego ucznia o tej porze, a już na pewno nie jej. Przypuszczałem raczej, że będzie to któryś z członków personelu.

– W czymś mogę ci pomóc? – zapytałem uprzejmie.

– Wydawało mi się, że był pan dzisiaj jakiś nieswój – oznajmiła. – To chyba nie w pana stylu tak zostawiać kogoś bez reprymendy za wykroczenie.

A ta znowu o tym samym. Przewróciłem oczami, nie kryjąc się z tym.

– Mam po prostu zły tydzień. – Nie wiedziałem, czemu jej o tym powiedziałem, ale słowa same wypłynęły mi z ust.

– Właśnie widzę. – Skinęła głową w kierunku karafki z bimbrem.

– Jeżeli nie masz nic lepszego do powiedzenia, to radziłbym ci już wyjść – powiedziałem ostro.

– Może potrzebujesz się komuś wygadać. Mogę? – Wzięła karafkę i pociągnęła z niej łyk, zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć.

Wyrwałem jej ją z dłoni, odstawiając na drugi koniec biurka.

– Nie za mocne dla takiej małolaty jak ty? Poza tym to, że bywam niemiły, nie oznacza, że nie mam się komu wygadać. I nie zwracaj się do mnie na ty! – warknąłem.

Nie przejęła się moją reakcją.

– Nikt już dzisiaj nie przestrzega tych głupich zasad. Wszyscy pijemy i bawimy się, jak chcemy. – Przysiadła bokiem na krawędzi mojego biurka, spoglądając na rozrzucone po nim kartki.

– Ale nie pod moim okiem i nie z mojej butelki! – Zgarnąłem sporządzone raporty i wsunąłem je do szuflady.

– W porządku, więcej tego nie zrobię. – Uniosła dłonie.

Claudia zeskoczyła z krawędzi biurka i zaczęła przechadzać się po moim pokoju. Mierzyłem ją bacznym spojrzeniem, analizując każdy jej krok.

– Każdy nauczyciel ma taki pokój? – zapytała.

– Nie. Ten jest największy, pozostałe nieznacznie się od siebie różnią i mają włączony aneks kuchenny do pokoju dziennego.

Przytaknęła, jednakże miałem wrażenie, że nie zbyt ją to interesowało. Wstałem i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je szeroko, pocierając zmęczone oczy.

– Myślę, że na ciebie już pora. Zbliża się cisza nocna i powinnaś być już w swoim pokoju.

Zmarszczyła brwi, jednakże bez słowa podeszła w ich kierunku. Po chwili wahania położyła dłoń na mojej, popychając drzwi, aż delikatnie trzasnęły, całkowicie mnie tym zaskakując.

Zagryzła wargę, rumieniąc się na twarzy.

Cholera. Czy ona właśnie próbuje mnie uwieść?!

– Powinnaś już iść – oznajmiłem ostro, czując, jak tracę nad sobą kontrolę. Zabrałem od niej dłoń. Jej pokryte szkarłatem policzki przypominały mi za bardzo o Rebecce.

– Dlaczego mnie odtrącasz? – Przyłożyła dłoń do mojej piersi, zsuwając ją nieznacznie w dół, bacznie obserwując moje reakcje. W oczach miała wahanie, a jednocześnie czuło się od niej upór.

Bała się mnie, a jednoczesne pragnęła mnie. To połączenie działało na mnie jak narkotyk. Na wpół trzeźwy myślałem coraz mniej jasno.

– Claudio, nie wiesz, o co się prosisz. – Odepchnąłem ją, biorąc głęboki wdech. Czułem, jak tracę nad sobą kontrolę. Przymknąłem oczy w nadziei, że cała ta sytuacja okaże się koszmarem.

Nim zdążyłem je otworzyć, dłonie Claudii wsunęły się w moje włosy, przyciągając mnie ku sobie. Musnęła moje usta wargami. Były słodkie. Ich smak przypominał mi coś, co na pewno znałem.

Wpiłem się w nie mocniej, chcąc rozpoznać tę kuszącą słodycz, przyciągając jej ciało mocniej do siebie. Jej dłonie oplotły się wokół mojej szyi, podczas gdy moje błądziły po jej drobnej kobiecej sylwetce. Ciuchy, które miała na sobie, z każdą chwilą coraz bardziej mi przeszkadzały. Chwyciłem za końce jej bluzki i szybkim ruchem ją z niej zdjąłem. Nie zszokowało mnie, że nie miała pod spodem stanika, nie po tym wszystkim. Wpiłem się w nią ustami tuż powyżej piersi, naznaczając ją. Dziewczyna jęknęła, odchylając głowę do tyłu.

Uśmiechnąłem się na ten widok.

Nie odrywając ust od jej ciała, bez ociągania pozbyłem się z niej resztek ubrań. Zatrzymałem się na chwilę, by przyjrzeć się smukłej i wysportowanej sylwetce Claudii. Była kurewsko atrakcyjna, a ja byłem już zbytnio napalony i wstawiony, by przedłużać tę chwilę. Uniosłem nią, chwytając za uda. Przechodząc przez pokój, czułem, jak wzwód coraz bardziej napiera mi na spodnie. Rzuciłem nią na łóżko, nie siląc się na delikatność.

Spoglądając w jej oczy, dostrzegłem, że tego chciała. Smarkula od początku tego pragnęła. Wodziła mnie za nos, zwracając na siebie uwagę na wszystkie możliwe sposoby.

To pozwoliło mi się ocknąć. Nie tego chciałem. Nie zamierzałem grać w jej grę, a już na pewno nie na jej zasadach. Spojrzałem na twarz Claudii, na której pojawił się cień zdezorientowania.

Chwyciłem ją za ramię i szarpnąłem, ściągając z łóżka. Claudia poleciała do przodu, próbując złapać równowagę i spojrzała na mnie zaskoczona.

– Wynoś się szmato!

– Co?

– Zabieraj swoje rzeczy i wyjdź z mojego pokoju! Nie będę się powtarzał. Jeżeli w jakikolwiek sposób zależy ci na miejscu w tej szkole, nie powtarzaj tego błędu, bo rozliczę się z tobą, zanim zorientujesz się, że przekroczyłaś moją granicę.

Dziewczyna zacisnęła szczęki. Widziałem, jak falują jej nozdrza, a w spojrzeniu czai się żądza mordu.

– W porządku – warknęła i szybko zaczęła zbierać z podłogi swoje rzeczy.

– I zapomnij o tym cholernym zdarzeniu – warknąłem.

– Ale dlaczego? Nie podobało ci się? – zapytała, oblizując wargę i jednocześnie muskając wolną dłonią swoją nagą skórę, tuż przy pozostawionej przeze mnie na dekolcie malince. Nie było mowy o ukryciu jej pod bluzką.

Odwróciłem wzrok.

– Ubierz coś na siebie! – Zacisnąłem dłonie w pięści, próbując nad sobą zapanować. Czułem, jak cały się trzęsę od nadmiaru emocji.

– Przed chwilą jakoś ci to nie przeszkadzało. – Nie ustępowała. – Osobiście pozbyłeś się ze mnie wszystkich ubrań i zaciągnąłeś mnie do łóżka.

Usłyszałem skrzypienie desek pod jej stopami.

– Za dużo wypiłem, a ty to wykorzystałaś! – warknąłem i odwracając się do niej, chwyciłem ją za szyję. Z trudem się powstrzymałem, by jej nie udusić. Jednak po tym, co mi zrobiła, zasługiwała na coś gorszego.

Claudia nie przejęła się tym. Spojrzała mi jedynie hardo w oczy, co wprawiło mnie w jeszcze gorszy nastrój.

– Gdybyś tego nie chciał, to i pod wpływem alkoholu byś mi nie uległ – warknęła, po czym strąciła moją dłoń.

Nie oponowałem. Pozwoliłem jej na to. Chciałem, by jak najszybciej opuściła mój pokój.

– To, co się tutaj wydarzyło...

– Nie musisz się tym przejmować. Nie mam pięciu lat! Nikomu nie powiem – warknęła.

Skończyła się ubierać, nie śpiesząc się i rzucając mi ostatnie wściekłe spojrzenie, wyszła na korytarz, zatrzaskując drzwi.

W pokoju zapanowała głucha cisza.

Landrynki. Jej usta smakowały jak landrynki.

***

Otworzyłem oczy. Na dworze lało jak z cebra. Krople deszczu rozbijały się z hukiem na szybkie, spływając wodospadem po gładkiej powierzchni szkła. Spojrzałem na stary zegarek wskazówkowy na stoliku nocnym. Zostało mi pół godziny do rozpoczęcia zajęć. Czułem się, jakbym przegrał życie, a przecież nie doszło do najgorszego.

Usiadłem na brzegu łóżka, przeciągając się.

– Jakim cudem do tego doszło? Dlaczego straciłem nad sobą kontrolę? – mruknąłem pod nosem, przeczesując dłonią włosy. Mój wzrok zatrzymał się na karafce z bimbrem. – Jebany alkohol! Po co w ogóle go piłem?!

Wciągnąłem powoli powietrze przez nozdrza, próbując zapanować nad swoim ciałem. Gdybym zdradził Rebeccę, nigdy by mi tego nie wybaczyła.

– Zawsze muszę wszystko spieprzyć! – Wstałem, otworzyłem okno i nie zważając na deszcz, uderzający mnie prosto w twarz, wyrzuciłem przez nie karafkę. Wiedziałem, że później ktoś będzie musiał przeze mnie to sprzątać, ale pozbycie się tego świństwa było konieczne.

Nigdy więcej nie zamierzałem go tknąć.

***

Oczywiście Claudia spóźniła się na poranny bieg, mimo iż oboje wiedzieliśmy, że nie zaspała. Zgodnie z umową wysłałem ją do sprzątania obory i kazałem dodatkowo uprzątnąć magazyn ze środkami czystości. Nie byłem w stanie znieść myśli, że tak mnie zmanipulowała. Najchętniej kazałbym jej przekopać cały ogród w tej ulewie. 

Po południu wykorzystałem czas wolny od zajęć na sparing z workiem.

Od dwóch godzin nawalałem na niego jak wściekłe zwierze. Knykcie miałem posiniaczone i opuchnięte, ale nie mogłem przestać. Nie mogłem sobie wybaczyć tego błędu. Nie mogłem spojrzeć na Rebeccę po tym, co zrobiłem. Jak mogłem dotknąć w ten sposób inną dziewczynę?

– John? Co się dzieje? Szukam cię od godziny. Nie zjawiłeś się na obiedzie, w gabinecie też cię nie zastałem.

Odwróciłem się do Henrego.

– Przywal mi. – Rozłożyłem szeroko ręce.

– Co, żeś znowu odwalił? – Spojrzał na mnie spod ściągniętych brwi. – Chyba że... Czy Rebecca...

– Nie wiem co z Rebeccą! Nie byłem dzisiaj u niej! Przydaj się w końcu do czegoś i uderz mnie. – Rzuciłem się na niego wściekły.

Henry zrobił zgrabny unik, po czym chwytając mnie za rękę, pchnął na ziemię.

– Co w ciebie wstąpiło?

Wyrwałem się mu i wstając, zdzieliłem go po twarzy.

Zaskoczony przyłożył dłoń do policzka.

– Rozumiem. Czyli nie wyciągnę z ciebie tego ot, tak. – Uniósł pięści na wysokość twarzy i ruszył na mnie.

Parowałem jego ciosy, próbując go trafić, jednakże był szybszy. Normalnie pokonałbym go w stosunkowo wyrównanej walce, jednakże godziny walenia w worek nie pomagały mi w zdobyciu przewagi i wkrótce oberwałem w twarz. Henry chwycił mnie za przesiąkniętą potem koszulkę i przygniótł do ziemi.

– A teraz gadaj! – Szarpnął mnie.

– O mały włos nie przespałem się z Claudią – wypaliłem. – Całowałem ją, dotykałem i tak nie wiele brakowało, abym...  – Potrząsnąłem głową, wypędzając natrętną myśl. – Wypiłem za dużo, a ona to po prostu wykorzystała!

– Co zrobiłeś?! – wrzasnął. – Ty jebany sukinsynie! – Przyłożył mi pięścią, podbijając oko. – Czy ty zawsze musisz myśleć najpierw fiutem, a potem głową?!

Skrzywiłem się, ale w pełni sobie na to zasłużyłem.

Chwycił mnie ponownie za bluzkę, pociągając za nią i pchnął mnie na ziemię. Po mojej głowie przepłynął pulsujący ból.

– Jak mogłeś zrobić to Rebecce?! – Uderzył mnie w pierś. – I to po tym wszystkim! Zdradziłeś ją, gdy ona nieprzytomna leży od kilku dni podłączana do tego ustrojstwa, co ledwo działa i podtrzymuje jej życie! Tak łatwo ją przekreśliłeś?!

– Nie! – warknąłem, spychając go z siebie. – Nigdy bym jej nie przekreślił!

– Powiesz jej to – oznajmił, tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Przyznasz się do błędu.

– Ty siebie słyszysz? Może to ja porządnie oberwałem, ale mam jeszcze trochę rozumu.

– Nie pamiętasz już, ile może zdziałać prawda?

Jak on miał czelność używać moich słów przeciwko mnie!

– Nie w tym przypadku. Jeżeli jej powiem, stracę ją. Poza tym, po co ją tym martwić? Do niczego poważnego nie doszło. W porę to przerwałem i nic się nie stało.

– Jeżeli jej nie powiesz i się dowie, również od ciebie odejdzie. – Wstał, otrzepując spodnie z naznoszonego z dworu piachu.

Drzwi do sali otworzyły się z hukiem, uderzając o ścianę. Do sali wbiegła zdyszana Zoe.

– Obudziła się.

Spojrzeliśmy po sobie z Henrym.

Od tylu dni pragnąłem tej chwili, a teraz gdy się wydarzyła, miałem ochotę uciec jak najdalej stąd.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro