2 Śnieg

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

REBECCA

Siedziałam sama z Marco w przyczepie ciężarówki, który przez całą drogę trzymał mnie na muszce, uśmiechając się do mnie, tak jakby właśnie wygrał w loterii.

Denerwowała mnie ta niepewność i jego zuchwałość. Zastanawiałam się, co postanowi ze mną zrobić.

Powoli się wyprostowałam, bo od ciągłego siedzenia w jednej pozycji zaczynało mi drętwieć całe ciało, automatycznie wzbudzając tym jego czujność.

– Spokojnie – powiedziałam, unosząc dłoń w celu uspokojenia go. – To ty masz tutaj broń.

Uśmiechnął się.

– Powiedz jak twoje plecy? Gdy ostatnio się widzieliśmy, nie wyglądały najlepiej.

Zagryzłam policzek tak mocno, że poczułam krew na języku.

– Chyba nie wiem, o czym mówisz. – Postanowiłam grać obojętną i nie dawać mu tej satysfakcji. Jednak na samo wspomnienie tamtego dnia, po moim ciele przebiegł dreszcz.

– Jak na dziewczynę masz sporo odwagi. Zdajesz sobie sprawę, kim jestem i do czego jestem zdolny? Przekonałaś się chyba o tym na własnej skórze. – W jego głosie dało się wyczuć nutkę ostrzeżenia, bym z nim nie zadzierała. – A może powinienem odświeżyć ci pamięć?

Z mojej twarzy odpłynęła cała krew. Wpatrywałam się w niego z przerażeniem. Po tym, jak zbił mnie pasem przed całą szkołą, rozrywając mi skórę na plecach, a następnie połamał mi żebra, gdy nie chciałam mu odpowiedzieć na pytanie, długo dochodziłam do siebie, zanim wróciłam do pełni sił.

Marco wiedząc, o czym myślę, uśmiechnął się szerzej.

– Mało kto jest w stanie odezwać się do mnie w ten sposób. Większość kuli pod sobą ogon, woląc zachować twarz i posłusznie wykonuje moje polecenia. Podczas gdy ty masz odwagę, grać przede mną głupią, mimo że oboje znamy prawdę. Powiedz, czy to zasługa Johna, czy od początku taka byłaś?

– To ma jakieś znaczenie? Może lepiej ty mi powiesz, po co mnie wieziesz do North?

Prychnął.

– O tym właśnie mówię. Masz taki problem z wykonywaniem poleceń i odpowiadaniem na moje pytania? Już wtedy w South wolałaś, bym cię zbił, niż wyznać co czujesz, po naszym małym przedstawieniu.

Marco wstał, trzymając pistolet na wysokości mojej głowy i usiadł obok mnie. Przytknął mi lufę do szyi, przyciskając mocno, utrudniając mi tym oddychanie. Starałam się nie okazywać strachu.

– Wiesz, dlaczego wiozę cię do North? – Podejmuje narzucony przeze mnie temat. – Bo oboje wiemy, że wkurzę tym Johna.

Zacisnęłam dłonie w pięści.

– Mógłbyś przynajmniej opuścić pistolet – powiedziałam słabym głosem, wydobywającym się spod ściśniętej krtani. – I tak nie strzelisz, bo martwa nie będę ci już potrzebna.

– Spryciula – powiedział i potargał mi ręką włosy, po czym opuścił broń.

Wzięłam kilka głębokich oddechów i rozmasowałam szyję, po czym zmierzyłam go ostrym spojrzeniem.

– Nie rób takiej naburmuszonej minki. Zobaczysz, spodoba ci się w North. Będziemy się świetnie bawić. – Położył dłoń na moim udzie.

– Nie sądzę. – Skrzywiłam się i odtrąciłam jego rękę.

***

Zaczynałam odczuwać coraz większe zmęczenie. Tego wieczoru spałam zaledwie cztery godziny, ale nie zamierzałam zasypiać w towarzystwie Marco. Bóg jeden wie, co by wtedy wymyślił.

Po trzech godzinach ciężarówka się zatrzymała i Marco podszedł do mnie, chwytając mnie za ramię i zmuszając do wstania. Podniosłam się i poczułam jak odrętwiałe po długiej podróży nogi, ugięty się pode mną. 

Silna dłoń Marco podtrzymała mnie, chwytając w pasie, chwilę przed tym, zanim upadłam.

Jak tylko wstałam o własnych siłach, wyswobodziłam się z jego uścisku. Nie podobało mi się, że mnie dotykał. Wolałabym upaść i rozbić sobie głowę o ławkę w przyczepie, niżeli spędzać z nim kolejną godzinę i znów czuć jego dłonie na sobie.

Po wyjściu z ciężarówki od razu poczułam chłód. Po moim ciele przeszedł dreszcz.

Pomimo późnej wiosny, tutaj wciąż leżały górki śniegu rozrzucone po całym terenie. Spojrzałam po żołnierzach odzianych w czarne puchowe kurtki oraz rękawiczki, przemierzających i patrolujących tereny North.

– To nie jest słoneczne Katy, ale wkrótce przywykniesz do chłodu.

Zdjął z siebie kurtkę i podał mi ją.

– Nic od ciebie nie chce – odmówiłam.

– Jak wolisz. – Wzruszył ramionami i poprowadził mnie w kierunku wejścia do budynku. – Ale jeszcze zmienisz zdanie.

W tym czasie mężczyźni zaczęli wyprowadzać ludzi z pozostałych ciężarówek i kierować do budynku na tyłach ośrodka.

Już z daleka dało się dostrzec, że wymagał on solidnego remontu.

– Co tam jest? – zapytałam.

– Nie chciałabyś tam trafić – odpowiedział krótko.

Przełknęłam ślinę i spojrzałam smutno w kierunku młodego chłopaka, którego widziałam jeszcze rano, opłakującego matkę. Bret, który najwidoczniej odzyskał już świadomość, ciągnął go w kierunku rudery, nie zwracając najmniejszej uwagi, na rzucającego się w swoim uścisku młodzika. Miałam nadzieję, że chłopak sobie poradzi, bez względu na to, co go czekało.

– Dla ciebie znajdę specjalne miejsce.

Mięśnie na moim ciele gwałtownie się napięły. Stanęłam, odruchowo kładąc rękę na brzuchu, jakby tym drobnym gestem mogła zapewnić dziecku ochronę.

– Co masz na myśli? – zapytałam.

Przez moją głowę przeszły setki różnych okropnych miejsc, w których mnie przykuje i zamknie bez dostępu do jedzenia i światła oraz wiele uwłaczających rzeczy, do których mnie zmusi.

Marco widząc moją reakcję, wybuchnął śmiechem i chwycił mnie za rękę, wpychając przez duże stalowe drzwi do wnętrza głównego budynku i ciągnąc przez jego długi korytarz.

– O to się nie martw złotko, dostaniesz przytulny pokoik w zachodnim skrzydle.

***

Weszliśmy na pierwsze piętro, dużymi granitowymi schodami, zlokalizowanymi w połowie budynku, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo ilość korytarzy, którą przeszliśmy, całkowicie mnie przytłoczyła. Wszystkie wyglądały podobnie: białe ściany pokryte farbą olejną i drewniane drzwi, na których od czasu do czasu widniał jakiś numer, który pozwalał mi się zorientować, że nie błądzimy w kółko, tak jak to wyglądało.

– Tutaj jest mój pokój. – Marco wskazał mi drzwi po prawej stronie korytarza, tuż przy klatce schodowej z napisanym devil's office wykonanym czarną farbą pozostawiającą zacieki. 

Mimowolnie uśmiechnęłam się krzywo. Jakże trafne określenie. 

Skierował palec na przeciwległą stronę. – A ten tutaj będzie twój. – Wyjął z kieszeni mosiężny klucz i przekręcił nim zamek od drzwi do mojego pokoju. Zaraz po jego otworzeniu wepchnął mnie do środka. – Później do ciebie zajrzę – oznajmił, zatrzaskując mnie w nim. Bezwiednie zerwałam się i pociągnęłam za klamkę, jakbym była w stanie je otworzyć i uciec.

Zrezygnowana oparłam się o drzwi i zjechałam plecami po lakierowanym drewnie.

Znowu byłam zamknięta.

O dziwo pokój rzeczywiście był przytulny. Wyglądał trochę jak pokój przygotowany dla uroczej studentki, która wciąż ma coś jeszcze z dziecka. Całość była utrzymana w pastelowych barwach, jasnoszare ściany zestawione z drewnianą podłogą w kolorze orzechowym uwydatniały białe meble, które w rzeczywistości były pożółkłe w wyniku upływu czasu. Pośrodku stało duże dwuosobowe łóżku zaścielone białą pościelą w różowe kwiaty. Przy oknie, w którym widniały gęsto ułożone kraty, było niewielkie burko i krzesło. Byłam pod wrażeniem, panującym w nim porządkiem i estetyką. Jednocześnie przerażało mnie to. Dlaczego dostałam tak dobrze urządzony pokój? To nie był pokój więźnia. Przełknęłam ślinę.

Byłam tak wykończona, że nie miałam siły o tym myśleć w tamtym momencie. Jak tylko padłam na łóżko, od razu zasnęłam, nie przykrywając się nawet kołdrą i nie zaglądając do łazienki, która musiała znajdować się za drugą parą drzwi.

***

Obudziło mnie pukanie, po którym do pokoju wszedł Marco, trzymając tacę z jedzeniem, a pod nią ubrania złożone w kostkę.

– Jak się spało? – zapytał, zamykając za sobą drzwi.

– Nie lepiej niż przez ostatnie tygodnie – odburknęłam. 

W rzeczywistości nie pamiętałam, kiedy ostatnio tak dobrze wypoczęłam. Łóżko było nadzwyczaj wygodne i najchętniej bym z niego nie wstawała. Ta krótka drzemka pozwoliła mi trochę odzyskać siły, ale wciąż nie odespałam ostatnich dni.

Przytaknął, nie ukrywając się z tym, iż wie, że skłamałam.

– Przyniosłem ci coś do jedzenia. Zakładam, że jesteś głodna.

Postawił na łóżku tacę z ziemniakami, mielonym kotletem i surówką z marchewki. Spojrzałam na talerz jak oczarowana, od wielu dni nie jadłam nic porządnego, a danie przede mną było wręcz niebiańskim posiłkiem. Poczułam, jak ślina zaczęła wzbierać mi się w ustach. To było znacznie więcej, niż należało mi się nawet w South. Czy dysponowali aż takimi zapasami żywności?

– Co taka zaskoczona? John pewnie nie karmił cię tak dobrze? – prychnął. – Może klimat tutaj jest chłodny, ale ziemia jest dużo żyźniejsza niż ten suchy piach u was na południu i zbiory są znacznie obfitsze. Wystarczy tylko dobry ogrodnik, kilka szklarni i nawet w tym klimacie można uzyskać dobre zbiory.

Podniosłam talerz z tacy i nałożyłam na widelec sporą porcję ziemniaków. Zanim jednak włożyłam je do buzi, w mojej głowie zapaliła się lampka. Odłożyłam widelec i uniosłam danie na wysokość nosa. Powąchałam je. Wyczułam gamę przypraw unoszących się nad daniem. Pokroiłam kotleta i przyjrzałam się dobrze jego zawartości. Nie byłam pewna co do wszystkich jego składników, ale te, które rozpoznałam, mi wystarczyły. Nie zamierzałam tego jeść, mimo że kwasy żołądkowe w moim brzuchu domagały się usilnie posiłku.

Zacisnęłam dłonie na talerzu i zrzuciłam jego zawartość prosto na czarną koszulkę Marco.

– Masz mnie za idiotkę?!

Uśmiechnął się krzywo na widok bałaganu. I przetarł dłonią swoją bluzkę, zbierając zawartość mojego obiadu i wyrzucając ją na tacę. Zniesmaczony otrząsnął dłoń, pozbywając się resztek jedzenia i wytarł ją o spodnie.

– Przyznam, że byłem prawie pewny, że to zjesz, zwłaszcza, że musisz być potwornie głodna.

– Jakbyś nie nafaszerował wszystkiego afrodyzjakiem, to może owszem bym zjadła! Myślisz, że jak wciśniesz to we mnie, to się z tobą prześpię?! Założę się, że kurw to masz tutaj na pęczki, więc może udaj się do którejś, zamiast podstawiać mi to świństwo pod nos!

Marco chwycił mnie za szyję, popychając na łóżko i ściskając moją krtań, tak mocno, że zaczynałam się dusić.

Oparłam dłonie o jego tors, próbując go odepchnąć, ale w tej pozycji miał przewagę, mogąc oprzeć cały ciężar na mnie, przyciskając mnie do materaca. Jego źrenice niebezpiecznie się rozszerzyły zaś usta, zacisnęły w wąską linię. Nozdrza falowały mu pod wpływem wypuszczanego szybko powietrza.

Głód i wiele godzin bez snu, również nie działały na moją korzyść i osłabiły moje ciało na tyle, bym nie była w stanie się z nim mierzyć. Być może nawet będąc w pełni sił, nie miałabym szans na uczciwą walkę. Jeżeli był taki jak John, pokonanie go mogło zależeć tylko od szczęścia, które uparcie zawsze mnie omijało.

Marco pochylił się nade mną, przesuwając nosem po mojej szyi i zaciągając się moim zapachem.

– Owszem znajdzie się kilka, ale przespanie się akurat z tą tutaj szczególnie wkurzy Johna.

Dotknął wargami mojego ucha i szepnął:

– Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Sprawie, że sama mi się oddasz. W ten czy inny sposób. To znacznie bardziej go zaboli.

Pocałował mnie w policzek i wyszedł, zabierając tacę i zostawiając mnie głodną w pokoju. 

Położyłam dłoń na brzuchu. 

Miesiąc temu skończyłam osiemnaście lat. To wszystko mnie przerastało. Nie powinnam być w tym wieku w ciąży! Nie powinnam być kartą przetargową i walczyć z innymi ludźmi! Nie tak wyglądało normalne życie, a przynajmniej nie kiedyś. 

Przytuliłam się do poduszki i poczułam spływające mi po policzkach łzy. Wciąż tylu rzeczy nie wiedziałam o życiu, a co dopiero o byciu matką. Wbrew pozorom wciąż byłam i czułam się jak zagubione dziecko. Tutaj już nie chodziło tylko o mnie. Co więcej, jeżeli Marco się o nim dowie, na pewno postanowi to wykorzystać.

Skuliłam się na pościeli, przykrywając twarz kołdrą. Usłyszałam burczenie w żołądku, co tylko pogorszyło mój humor.

***

Rano obudziłam się w jeszcze gorszym nastroju. W pokoju było widno, ale nie wiedziałam, która jest godzina. Słońce było schowane za gęstymi chmurami, całkowicie uniemożliwiając mi oszacowanie czasu. 

Poczułam silną potrzebę skorzystania z toalety. Otworzyłam drzwi po lewej i przede mną pojawiła się mała łazienka pokryta beżowymi kafelkami. Załatwiłam się, a następnie rozebrałam i weszłam pod prysznic, by w końcu się odświeżyć. Po wielu dniach bez kąpieli to było wręcz konieczne. Przekręciłam gałkę od kranu i ze słuchawki poleciała ciepła woda. Weszłam pod jej strumień, ciesząc się chwilą dla siebie. Sięgnęłam po jedną z plastikowych butelek leżących na podłodze i przeczytałam napis: Mydło różane. Uniosłam wysoko brwi. To był żart? Zignorowałam jednak wartość kosmetyka w obecnych czasach i zabrałam się za zmywanie nagromadzonego brudu z mojego ciała. Następnie sięgnęłam po butelkę z szamponem o zapachu ziół i porządnie umyłam głowę. Powtórzyłam tę czynność dwa razy. 

Wciąż zastanawiałam się, co to za pokój. Był schludny, dobrze wyposażony i urządzony ze smakiem, ale co gorsza, był tuż na wprost gabinetu Marco. Spanie w łóżku, w którym jak podejrzewałam, sypiał z innymi kobietami, wywoływało u mnie odruch wymiotny. Miałam nadzieję, że nie tknie mnie bez mojej zgody, zgodnie z tym, co powiedział. Jeżeli tak, to mogłam spać bezpiecznie, wiedząc, że nigdy do tego nie dojdzie.

Wychodząc spod prysznica, owinęłam się ręcznikiem, złożonym w kostkę tuż obok zlewu i udałam do pokoju, po ciuchy pozostawione wieczorem przez Marco.

Zacisnęła szczękę, cedząc: dupek. Na widok czarnej koronkowej bielizny, którą dołączył. Teoretycznie mogłabym włożyć starą, ale nie miałam ochoty kolejnego dnia w niej spędzać, to i tak było już wystarczająco obrzydliwe, że nosiłam ją przez tyle czasu.

Przebrałam się w dresowy komplet i położyłam na łóżku, wlepiając wzrok w sufit.

Ssanie w żołądku dokuczało mi coraz bardziej. Nie mogłam też dalej głodzić dziecka.

Podeszłam do drzwi i mocno zaczęłam w nie uderzać pięścią, licząc, że Marco jest w swoim pokoju i mnie usłyszy.

– Marco! – wrzasnęłam. – Marco, gnido pieprzona. Przyjdź tu do cholery i daj mi jeść! – Nie przestawałam walić pięścią.

Czułam, jak z każdą minutą mój organizm coraz bardziej słabł. Spojrzałam na drżące dłonie, które ledwo byłam w stanie unieść.

Skuliłam się na podłodze. Nie miałam już siły płakać.

Nadzieja, że ktoś przyjdzie, zaczynała mnie opuszczać, gdy drzwi się otworzyły, uderzając mnie w łydkę. Skrzywiłam się od bólu. To było jedyne, na co miałam jeszcze siłę. Przykryłam dłonią twarz. Nie chciałam, by patrzał na mnie w takim stanie. To było upokarzające.

– Co dostanę w zamian za posiłek?

– Co najwyżej podziękowania – odpowiedziałam słabo.

– Wydaje mi się, że to jest słaba oferta w zamian za pełnowartościowe śniadanie. – Rzucił butelką w moją stronę. – Trzymaj. Kilka dni bez jedzenia cię nie zabije.

Ale moje dziecko już może.

– Proszę – powiedziałam cicho, spoglądając na niego, spod na wpół przymkniętych powiek.

– Co powiedziałaś? – Odwrócił się zaskoczony, unosząc brwi.

– Proszę – powtórzyłam. – Cokolwiek.

Czułam, że Marco rozważa moje słowa. Nie byłam jednak w stanie się nad tym zbytnio zastanawiać, każda czynność wymagała ode mnie zbyt dużych pokładów energii.

Marco wyszedł, pozostawiając za sobą uchylone drzwi. Gdybym tylko miała więcej siły, mogłabym wstać i uciec, ale w tym stanie przekroczyłabym co najwyżej pierwszy zakręt, zanim schwytaliby mnie jego ludzie. Gdy wrócił, podszedł do mnie i postawił przy mnie miskę z owsianką. W porównaniu z tą, którą nam serwowano w South, ta była zrobiona na mleku i wyłożona na górze sporą ilością owoców i orzechów.

Spojrzałam niepewnie na miskę. Byłam tak głodna, że bałam się choćby ją powąchać, bojąc się, że się nie powstrzymam, będąc tak blisko jedzenia. Ale musiałam sprawdzić, czy znowu mi czegoś do niej nie dosypał. Powoli usiadłam i trzęsącymi się dłońmi rozdłubałam posiłek.

Zanim go jednak powąchałam, Marco powiedział obojętnym tonem:

– Tym razem to zwykła owsianka – odpowiedział tak zwyczajnie, że bez dłuższego namysłu mu uwierzyłam. Może, nawet gdybym wiedziała, że skłamał, posłuchałabym go, usilnie domagając się jedzenia.

Nałożyłam na łyżkę sporą porcję i wsadziłam do buzi. Owsianka była pyszna. Od dawna nie jadłam nic tak dobrego. Drżąc, zaczęłam szybko pochłaniać kolejne jej porcje, połykając je bez przeżuwania, nie zważając na zdziwioną minę mężczyzny przed sobą, wspartego o ścianę. Gdy wyskrobałam do czysta miskę, powiedziałam:

– Dziękuję.

– Do prawdy nie wiem, dlaczego ci ją przyniosłem. – Pokręcił z niedowierzaniem głową i kucnął przy mnie, zabierając ze sobą puste naczynia.

– Naprawdę dziękuję – powtórzyłam szczerze.

– Przynajmniej jak jesteś głodna, potrafisz wykazać się dobrymi manierami – powiedział, opuszczając pokój.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro