20.1 Czekam na twój ruch

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

REBECCA

Rozległ się trzask, a następnie okrzyk bólu. Przez zamglony wzrok dostrzegłam jak mężczyzna, stanowczym ruchem popycha bruneta na ścinę i wyciąga nóż zza pasa, szybkim pchnięciem zanurzając go w jego piersi. Jego ciało osunęło się po ścianie, pozostawiając na niej ciemny ślad krwi. Padł martwy tuż obok leżącego Cama, którego klatka nieznacznie unosiła się w słabym świetle. 

Mężczyzna, który chwilę temu wydawał mi się zbawieniem, którego pragnęłam, odwrócił się w moim kierunku.

Moje ciało instynktownie zareagowało. Puls przyspieszył, oddech stał się płytki, a przez głowę przetoczyło się milion myśli, co się ze mną stanie.

Gdy było już po wszystkim, nie byłam pewna czy rzeczywiście byłam bezpieczna. Spowita mrokiem sylwetka górowała nade mną w każdym możliwym stopniu, a sądząc po tym, jak mężczyzna pokonał dwójkę oprawców, mogło się zdawać, że znalazłam się w gorszej sytuacji, niż byłam chwilę temu. Wyglądał jak diabeł, który opuścił piekło tylko po to, by sprowadzić na swój świat kolejne dwie ofiary do kolekcji.

Gdy kucnął przede mną, dostrzegłam czarne oczy, które rozpoznałabym wszędzie. Nawet w słabym świetle nie dało się pomylić ich z innymi.

John.

Moje ciało zalała nieopisana ulga.

Wyciągnął materiał z moich ust i ostrożnie rozciął krępujące ręce liny. Chwycił mnie za ramiona i pomógł wstać, podnosząc, jakbym ważyła co najmniej połowę tego, co w rzeczywistości. Stałam osłupiała, wpatrując się w każdy jego ruch, upajając się aurą bezpieczeństwa, którą mnie otoczył w chwili, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Schylił się, chwycił za moje spodnie i nasunął je na moje biodra, cały czas milcząc, podczas gdy ja wpatrywałam się w niego otępiała, zastanawiając się, co on tutaj robił? Jak się dowiedział i jak mnie znalazł?

Gdy zapinał guzik od moich jeansów, jego długie palce musnęły moje podbrzusze. Po plecach przeszedł mnie dreszcz rozkoszy. John zdawał się to dostrzec, bo zacisnął mocniej usta w cienką linię.

Zdjął z siebie kurkę i pomógł mi ją założyć, zapinając wysoko pod szyję, o mało nie zakleszczając mi zamkiem skóry na szyi.

Chwycił mnie za nadgarstek i poprowadził w kierunku głównej sali. Osłupiała i niezdolna wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa, biegłam za nim, próbując nadążyć.

Tłum w barze znacznie się przerzedził i na parkiecie pozostała tylko garstka ludzi, która na nasz widok rozsunęła się, robiąc nam przejście. Spojrzałam na Johna. Czyżby wzbudzał aż taki respekt, czy może coś się wydarzyło? Jak on to robił, że zawsze traktowali go jak jakiegoś boga? W całym pomieszczeniu było tak cicho, jakby ktoś zrzucił bombę i zmiotło wszystkich z promienia co najmniej półtora kilometra.

Gdy po opuszczeniu lokalu uderzyło we mnie zimne powietrze, odzyskałam zmysły i powiedziałam:

– John. Tam jest Susan. Coś mogło się jej stać. Musimy wrócić. – Szarpnęłam się w kierunku klubu.

Nic nie odpowiedział, tylko dalej ciągnął mnie w stronę pickupa, stojącego po drugiej stronie ulicy tuż naprzeciwko baru.

Szarpnęłam się, wyrywając mu dłoń i wskazałam w stronę, z której przyszliśmy, robiąc przy tym minę pełną zarzutów.

– John tam jest Susan i cała reszta! Nie zostawię ich!

Spojrzał na mnie, obdarzając mnie takim spojrzeniem, jakim jeszcze nigdy dotąd. Gdyby to było możliwe, spaliłby mnie żywcem. Furia w jego oczach sprawiła, że momentalnie zapomniałam o wszystkim dookoła. Nie pamiętałam, co tu robiłam, ani dlaczego chciałam wrócić do lokalu. Jego ramiona unosiły się szybko, świadcząc o traconej przez niego kontroli. Zacisnął zęby tak mocno, że szczęka zarysowała mu się silnymi rysami, uwydatniając kości policzkowe.

Jedyne co szumiało mi w uszach to strach.

Zaczęłam się wycofywać pod jego spojrzeniem.

– O Susan się martwisz?! – Wybuchł. – To ci powiem, gdzie jest twoja przyjaciółka! Jedzie z Ianem i pozostałą grupką twoich przyjaciół z powrotem do South!

Poczułam natychmiastową ulgę, wiedząc, że przyjaciółka jest cała i zdrowa. Jednak długo się nie cieszyłam, złoć Johna stała się tak namacalna, że niemal czułam, jak od niego emanuje.

Przełknęłam ślinę.

– Przepraszam. – To było jedyne, na co było mię stać.

– Przepraszam?! I tyle masz mi do powiedzenia?! Kurwa ty sobie zdajesz sprawę, na co się naraziłaś? Ten gwałt to by była najlepsza z najgorszych rzeczy, jaka mogła cię tam spotkać! Może nie potrzebnie tam wszedłem, może mogłem poczekać, aż skończą, to przynajmniej nie musiałbym ci dawać nauczki.

– Nie mów tak – powiedziałam ochrypłym głosem.

– Ale to prawda! Czy przynajmniej raz przeszło ci przez myśl, że mogli tam być ludzie Marco?! – Oddech zamarł mi w piersi. – Czy przynajmniej raz pomyślałaś, co by się stało, gdyby ktoś powiązał cię ze mną?!

– Przestań mnie obwiniać za tę sytuację! Jesteś za nią w równym stopniu odpowiedzialny co ja! Może powiesz mi, jak ci się posuwało Claudię?!

Szok Johna był nie do opisania. Stał, wpatrując się we mnie, jakbym właśnie mu oznajmiła, że to ja go zdradziłam.

– O czym ty mówisz? My nie... Między nami do niczego nie doszło.

– Nie zgrywaj idioty! Spotkałam ją dzisiaj na korytarzu. Wszystko mi wyśpiewała. I nie kłam już. – Załamałam się. Przeszłam obok niego, ledwo co nie opadając na ziemię. Powiedzenie tego na głos było gorsze niż setki szeptów w mojej głowie. Trzęsącymi się dłońmi sięgnęłam klamkę i otworzyłam drzwi do auta.

– Rebecco. – John chwycił mnie za nadgarstek, zmuszając, bym na niego spojrzała. – Nie spałem z Claudią.

– Wystarczy! Zejdź mi z oczu! Zawieź mnie do domu. Chce... Chce do domu. – Opadłam na ziemię, zanosząc się płaczem. Jak mógł kłamać mi w żywe oczy. – Widziałam malinkę na jej szyi. Ile ich jest?! Nie mów, że to nie ty ją pozostawiłeś, bo w to już na pewno ci nie uwierzę. Odkąd wybudziłam się ze śpiączki, unikasz mnie i zwalasz winę na zmęczenie, a jednak stwarzasz dystans między nami. Jeżeli mnie nie chcesz, to wystarczyło powiedzieć, bym zabrała swoje rzeczy. Jesteś wolnym człowiekiem, możesz robić, co chcesz.

– Przestań gadać do cholery i daj mi dojść do głosu! – Przykucnął obok i pchnął mnie na ziemię, przysłaniając dłonią usta. Oczy miał zaszklone, pojedyncza łza spłynęła mu po twarzy, spadając mi na policzek. – Tak to ja zostawiłem malinki na jej ciele. Tak dotykałem ją, całowałem i zamierzałem zerżnąć. Byłem wstawiony i wiem, że to mnie nie tłumaczy. Dzień w dzień obalałem różne trunki byle tylko nie musieć myśleć, że leżysz nieprzytomna w gabinecie Iana przeze mnie. Ona wykorzystała tę sytuację i mnie podeszła, tylko że ja nie chciałem tego. Owszem pragnąłem jej ciała, ale nic więcej. To ciebie pragnę, zarówno w aspekcie cielesnym, jak i duchowym, to pozwoliło mi postawić granicę, zanim byłoby za późno. – Zacisnął powieki, powstrzymując kolejną łzę przed wypłynięciem. Wyglądał jak zbity pies, mówiąc mi to wszystko. Widziałam, że się zadręczał, od tygodni mu to ciążyło. – Nie byłem w stanie na ciebie patrzeć, bo wiedziałem, że mimo wszystko przekroczyłem pewne granice, których nie powinienem i nie byłem w stanie sobie wybaczyć tego, jak cię potraktowałem. – John nachylił się nade mną tak, że nasze czoła się zetknęły. Wziął głęboki i powolny wdech, a następnie oznajmił:

– Przepraszam.

***

Jechaliśmy w milczeniu do South. Od przeprosin Johna żadne z nas nie odezwało się do siebie ani słowem. Nie byłam pewna czy cieszyło mnie wyznanie Johna, czy wolałabym, aby na zawsze  znikł z mojego życia. John miał rację, nawet jeżeli rzeczywiście nie posunął się tak daleko, jak uważała Claudia, przekroczył pewne granice. Granice, które pozostawiły ślad na moim sercu i tak łatwo o nich nie zapomnę. Chciałam wrzeszczeć, płakać, uderzyć go, ale również przytulić i pocieszyć. Cierpiał. Nie tak jak ja, ale od zmagał się z tym wystarczająco długo.

– Dlaczego ją w takim razie przyjąłeś do South? – Postanowiłam wyjaśnić sytuację, by móc podjąć decyzję co dalej, mając szerszy obraz sytuacji.

Zerknął na mnie z ukosa, nie tracąc kontroli nad pojazdem.

– Miałem ją oblać? Claudia jest zdolna, uważasz, że miałbym jej nie przepuścić przez to, czego się dopuściła? Wiem, że źle zrobiła, ale nawet ty jesteś chyba świadoma, że to byłoby niesprawiedliwe.

Przewróciłam oczami.

– W takim razie tak po prostu zamierzasz to zostawić? – warknęłam. – Biedna Claudia popełniła błąd.

– Co mam w takim razie zrobić?! – John zahamował gwałtownie, spoglądając na mnie wściekły. – Kazać jej sprzątać po trzodzie? Usatysfakcjonuje cię to?

– Może nie rzecz w tym, co masz jej zrobić, a co zrobiłeś innym?! – Wysiadłam z pickupa. – Inną osobę za przekroczenie granic byś zabił bez mrugnięcia okiem. Marka zabiłeś tylko dlatego, że podawał się za dziewczynę! A zrobił to z takich samych pobudek co ja zapewne. Nie jego wina, że nie miałeś pojęcia, co się odwala w twojej własnej szkole, ale to on przypłacił życiem za twój błąd i nieuwagę!

– O czym ty teraz mówisz? I gdzie idziesz? Wracaj do auta! – Wysiadł i ruszył za mną.

– Nigdzie nie wracam i przestań wszystkim rozkazywać! To, że jesteś dyrektorem, nie znaczy, że możesz wszystko! To tylko głupi tytuł, który nie robi z ciebie żadnego boga, więc przestań się zachowywać, jakbyś miał władzę nad życiem i śmiercią!

– Ale również zależy mi na tobie i się o ciebie martwię! A ty masz to ewidentnie gdzieś! Chodzi o Claudię?! Mam się jej pozbyć? Tego chcesz? Mam ją potraktować dokładnie tak jak pozostałych, którzy złamali regulamin i zaszli mi za skórę?

– Chcę, abyś przestał rozwiązywać problemy poprzez zabijanie! Owszem życzę tej szmacie śmierci, ale to nie znaczy, że od razu trzeba to robić! Mordujesz co roku z zimną krwią setki ludzi John! Jak ty w ogóle jesteś w stanie spojrzeć po takim czymś w lustro?

– Co?

– Gówno! Wracam na piechotę!

– Do rana tam nie dojdziesz!

– Przynajmniej nie będę musiała z tobą spać i na ciebie patrzeć!

– Przestań się obrażać i porozmawiaj ze mną! Co mam według ciebie zrobić z tymi ludźmi! Nie wyżywię takiej ilości. – Wciąż szedł za mną. Słyszałam jego kroki, jak podążał za mną krok w rok, nie odstępując na odległość większą niż trzy metry.

– Taką osobą mogłam być ja, o ile jeszcze pamiętasz. – Zatrzymałam się. 

Nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo chciałam postawić na swoim i dlaczego akurat teraz naszło mnie na wyrzucenie mu wszystkich jego brudów, które powinien mieć na sumieniu.

Wokół nas zapanowało milczenie, któremu towarzyszył cykot świerszczy i pohukiwanie samotnej sowy w oddali.

– Mnie też o mało nie przekreśliłeś – powtórzyłam. – Dlaczego nie dasz im szansy? – Odwróciłam się, spoglądając na niego zamazanym wzrokiem.

– Nie mogę. – Potrząsnął delikatnie głową. Na jego twarzy malował się ból. Czyżbym dotarła do tej niewielkiej cząstki Johna, którą tak usilnie skrywał? Czy może miał jednak odrobinę empatii względem ludzi?

– Nie możesz czy nie chcesz? – Próbowałam kuć żelazo, póki gorące. Być może mogła to być jedyna okazja, by coś zmienić w South i uratować seki ludzi. – Claudia może jest dobrze wyszkolona, ale jest nic niewarta z takim charakterem. Osoby, które zabiłeś z zimną krwią, na pewno miały więcej do zaoferowania niż ona. Wystarczyło dać im czas i możliwości. – Wzięłam głęboki oddech. – Jak mi – dodałam po cichu.

John wyglądał, jakby bił się z myślami. Doskonale wiedziałam, że przyparłam go do muru i on również zdawał sobie z tego sprawę. Przekreślając innych, przekreśliłby wszystko, co między nami było od naszego pierwszego spotkania. Zasługiwałam na śmierć dużo bardziej niż pozostali. Udawałam kogoś innego, zabiłam członka organizacji, ukradłam dwukrotnie pojazd South, niejednokrotnie złamałam regulamin szkoły, cały czas stąpając na granicy, a jednak wciąż żyłam i z dnia na dzień robiłam znaczne postępy w swoim szkoleniu, dlaczego więc inni mieliby być gorsi? Czy te kilka miesięcy rekrutacji było wystarczające, by kogokolwiek osądzać?

– Dobrze – wydusił z siebie. – Jeżeli znajdziesz sensowne rozwiązanie, kolejna grupa nie skończy w ten sposób. Masz pół roku, jeżeli ci się nie uda, więcej nie wrócimy do tego tematu, a teraz wsiadaj do auta! – Wskazał dłonią na pojazd.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro