24.1 Dżinn
REBECCA
Przeciągnęłam się w pościeli, ziewając i jak co dzień, odwróciłam się w stronę Johna sprawdzić, czy jest obok mnie. Był i nie spał, uśmiechając się do mnie czule. Na jego widok skrzywiłam się.
– Co to za grymas? – Zmarszczył brwi.
– Wydawało mi się, że jak zasypiałam, kładłam się obok przystojnego dyrektora, a tymczasem budzę się obok niebieskiego Dżinna.
– Dobrze, że nie smerfa. – Podniósł się na ramionach, zawisając nade mną. – Przynajmniej jestem od nich większy i mogę spełniać życzenia. – Uśmiechnął się. – Masz jakieś? Pamiętaj, że nie możesz sobie życzyć miłości, więc o Ericu od razu zapomnij słońce.
Westchnęłam teatralnie.
– Jaka szkoda. – Droczyłam się z nim. – Wydaje mi się, że to łóżko pomieściłoby jeszcze jedną osobę, nawet z twoim nadmuchanym ego.
– Masz w nim za dużo miejsca? – Spojrzał na mnie, unosząc wysoko brwi. – To może powinienem przyprowadzić do nas jakąś seksowną blondynkę?
– Blondynkę? To teraz wolisz blondynki? Chyba, rzeczywiście się pomyliłam smerfie. Sprawdź lepiej, czy twoja Smerfetka nie czeka, gdzieś na korytarzu. – Obruszyłam się.
– A co z twoimi życzeniami?
– Idź do lampy. – Odepchnęłam go i wyskoczyłam z łóżka, podkurczając stopy na zimnej podłodze.
Przemknęłam na palcach do szafy i wyciągnęłam z niej białą koszulkę. Zdejmując z siebie piżamę, cały czas czułam na sobie wzrok Johna.
– Wiesz, jakie są moje trzy życzenia? – powiedział.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Chyba nie możesz sam spełniać swoich życzeń? – Uniosłam wysoko brew.
– Ale pomarzyć można, prawda? Poza tym Aladyn spełnił życzenie Dżinna, więc ty chyba też możesz moje spełnić.
– Czy my naprawdę rozmawiamy o bajkach?
John wzruszył ramionami i zakładając ręce za kark, wbił we mnie wzrok.
– To jak z tymi moimi marzeniami? – zapytał.
– Zastanowię się, zależy od tego, jakie one są.
– Chciałbym się teraz z tobą kochać. Twoje nagie ciało stojące na środku mojego pokoju doprowadza mnie do szału. – Wziął głęboki, powolny wdech przez nozdrza.
Spuściłam wzrok, uświadamiając sobie, że wciąż nic na siebie nie włożyłam, chwyciłam za pierwszą rzecz z szuflady, która była pod ręką i przysłoniłam nią swoje ciało.
– Zapomnij. Z taką twarzą to nawet całusa nie dostaniesz. Trzeba było o tym pomyśleć, zanim wdałeś się w bójkę z Henrym. – Mimowolnie moje myśli uciekły do nauczyciela walki. Czy on wyglądał równie tragicznie co John? Uśmiechnęłam się krzywo. – Choć w sumie, może powinnam go odwiedzić, może się okaże, że w szkole mamy jeszcze jednego Dżina. Sześć życzeń to już coś.
John zacisnął mocno szczękę, uwypuklając ostre kości policzkowe.
– No co? – Wzruszyłam ramionami.
– W takim razie mam drugie życzenie. – Przewróciłam oczami. – Ubierz tę ładną czarną, koronkową bieliznę i zjedz ze mną śniadanie.
– To chyba są dwa życzenia. – Uniosłam wysoko brew.
– Mi się wydaje, że jedno. Jedno zdanie, jedno życzenie.
Potrząsnęłam z niedowierzaniem głową.
– Jak sobie życzysz. – Wyjęłam z szafy wybraną przez niego bieliznę i ubrałam się w nią, zakładając na wierzch wyciągniętą wcześniej koszulkę. – John spojrzał na mnie sceptycznie, unosząc wysoko brwi. – Nie powiedziałeś, że mam być w samej bieliźnie. Następnym razem musisz precyzyjniej wypowiadać życzenia. – Uśmiechnęłam się do niego z wyższością.
Wchodząc do kuchni, od razu udałam się w stronę zlewu, by nalać wodę do czajnika.
– Jakieś życzenia? – zapytał John, nachylając się nad otwartą lodówką.
– Może być jajecznica – odpowiedziałam, wstawiając wodę na herbatę.
– W prządku. Zostały ci jeszcze dwa – powiedział.
Odwróciłam się do niego.
– Ty tak na poważnie? – zapytałam.
– Oczywiście, nigdy nie byłem bardziej poważny.
– Chyba jednak zażyczę sobie towarzystwa Erica. – Skrzyżowałam ręce na piersi, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę.
– Tylko spróbuj – warknął, prostując się z pudełkiem jajek w ręce.
– Życzę sobie... – powiedziałam powoli, akcentując każde słowo i patrząc mu prosto w oczy spod przymrożonych powiek – ...żeby Eric tu przyszedł i wziął mnie na tym blacie. – Walnęłam w niego ręką, patrząc mu hardo w oczy.
Dostrzegłam, jak wszystkie mięśnie na ciele Johna się spięły. Miałam wrażenie, że aż cały się w sobie gotuje.
Chyba trochę jednak przesadziłam.
John podszedł do mnie i popchnął na blat, tak że leżałam oparta o niego brzuchem. Koszulka, którą miałam na sobie, podwinęła się, odsłaniając moje pośladki. Próbowałam zignorować mocne bicie serca.
Woda w czajniku zaczynała już wrzeć, wydobywając z dzióbka cichy pisk. Na ironie losu oddawał dokładnie sytuację, w której się znaleźliśmy. Mnie piszącą ze strachu i Johna gotującego się ze złości.
– Myślisz, że możesz sobie ze mną tak pogrywać?
– Przecież lubisz gry – pisnęłam.
W kuchni rozległo się głośne klaśnięcie, a tuż po nim gwizd czajnika. Z mojego gardła wydobył się dziwny jęk. Zanim zorientowałam się, co się stało, poczułam pieczenie na prawym pośladku.
– Czy ty mnie właśnie uderzyłeś? – zapytałam, wykręcając głowę w jego stronę.
– Oj przyznaj, podobało ci się – powiedział, uderzając drugi pośladek.
Ponownie jęknęłam. Pisk czajnika stawał się coraz donośniejszy, jednakże żadne z nas nie zdawało się nim przejmować.
– Widok mojej dłoni na twoich pośladkach jest intrygujący – powiedział John, odsuwając się ode mnie, by ocenić swoje dzieło.
Uwolniona zerwałam się z blatu i obciągnęłam koszulkę. Zmierzyłam go ostrym spojrzeniem.
– No co? Zabrakło ci słów? Przypomnij mi, proszę, jakie było twoje drugie życzenie?
– Idź do diabła.
John wybuchnął śmiechem.
Podeszłam do czajnika, zdjęłam go z gazu i zalałam dwa kubki wrzątkiem.
– Lepiej zrób mi tę jajecznicę – warknęłam, siadając na krześle. Gdy moje pośladki zetknęły się z jego obiciem, skrzywiłam się.
John prychnął, widząc mój wyraz twarzy.
– Jajecznica! – powtórzyłam ostro, wskazując mu palcem opakowanie jajek stojących na blacie.
– Już się robi słońce. – Ukłonił mi się i wyjął z pudełka pięć jajek, zabierając się do pracy.
Zjedliśmy w ciszy. Podczas gdy ja nie przestawałam obdarzać Johna wściekłym spojrzeniem, on cały czas uśmiechał się do mnie promiennie.
– Przestań się tak szczerzyć – powiedziałam, nie wytrzymując tego dłużej.
– Czy to jest twoje ostatnie życzenie?
– Nie. – Wycedziłam przez zęby. – Poza tym to drugie też się nie powinno liczyć, bo go nie spełniłeś. – Spojrzałam mu hardo w oczy.
– Mi się wydaje, że życzyłaś sobie wtedy porządnego lania. – Na dźwięk jego słów zapiekły mnie pośladki, przypominając o dłoni Johna. Zaczęłam się wiercić na krześle, nie mogąc się na nim usadowić. Każdy ruch wywoływał pieczenie na mojej skórze.
Kącik ust Johna uniósł się wyżej, a z nozdrzy wydobyło się prychnięcie.
– W takim razie każdemu z nas zostało po jednym życzeniu. O ile Henry nie wygląda jak drugi Dżinn – powiedziałam.
– Zgadza się.
***
Jak tylko skończyłam śniadanie, udałam się na salę treningową. John miał jeszcze coś do załatwienia i powiedział, że zjawi się przed rozpoczęciem zajęć.
– Jak wczorajszy trening z Henrym? – zapytał Eric.
– W porządku. – Wzruszyłam ramionami, cały czas uciekając myślami do poranka. – Podobno już nadgoniłam pozostałych.
– Już? – Eric wytrzeszczył oczy. – Przecież ćwiczycie zaledwie od trzech tygodni, a nie było cię dobre kilka miesięcy.
Wzruszyłam ramionami.
– Treningi są intensywne i nie krótkie, a ja mam aż nadto wolnego czasu.
Poczułam, jak czyjaś dłoń obejmuje mnie, ściskając za ramię.
Twarz mojego przyjaciela wykrzywiła się.
– O czym tak sobie słodko gaworzycie? – zapytał John, spoglądając na mnie zaciekawiony.
– Pogadamy później – powiedział Eric, siląc się na uprzejmy uśmiech.
Odepchnęłam Johna.
– Co ty do cholery robisz? Straszysz mi przyjaciół swoją niebieską mordą.
– Pilnuję, aby moja narzeczona przypadkiem nie zmarnowała ostatniego życzenia, flirtując z przyjacielem.
– Nikt nie flirtował! Gadaliśmy o moich treningach. – Skrzyżowałem ręce na piersi. – Co w ciebie dzisiaj wstąpiło?
– To już nie mogę do ciebie podejść i cię przytulić? Poza tym, co ty tu robisz? To nie twoja klasa i zajęcia.
– Ale przyjść i popatrzeć chyba mogę? Tak też można się wiele nauczyć – zarzuciłam mu, krzyżując ręce na piersi, dystansując się tym od niego.
– W takim razie może dołączysz do swojego rocznika? – Podniósł wysoko brwi. – Albo skupisz się na nauce trucizn? Podjęłaś już decyzję?
– To jest mój rocznik i rówieśnicy, gdyby nie twoje widzimisię, dalej bym uczęszczała z nimi na zajęcia i nie, nie podjęłam decyzji. – Skłamałam, w rzeczywistości postanowiłam przyjąć tą propozycję, rozmowa z Ericem dużo mi dała, ale potrzebowałam jeszcze trochę czasu dla siebie, zanim zrzuci się na mnie ogrom obowiązków. Bałam się, że wszytko mnie przytłoczy.
– I marnowała swój talent. Masz szansę, by się rozwijać, a trzymając się przyjaciół, tylko stoisz w miejscu.
– Czasami trzeba też pracować nad relacjami z innymi ludźmi. Tobie też by się to przydało od czasu do czasu. Nie zawsze trzeba stawiać na swoim i liczyć tylko na siebie. Proszenie kogoś o pomoc lub pójście na kompromis, nie jest oznaką słabości, a dojrzałości – zakończyłam tym rozmowę i obracając się na pięcie, odeszłam szybkim krokiem w stronę Erica, rozmawiającego właśnie z Susan i Emily.
Gdy do nich podeszłam, przyjaciel odwrócił się do mnie zmieszany.
– Co mu się stało? – zapytał.
– Wdał się w bójkę z Henrym – wycedziłam, siadając ostro na podłodze, krzywiąc się, gdy moje pośladki zetknęły się z ziemią. – Jak to wdał się w bójkę z Henrym?! – krzyknęła Susan, przez co cała sala włącznie z Johnem spojrzeli w naszym kierunku. – Wybacz – powiedziała, chowając wzrok za kurtyną długich blond włosów.
– I tak prędzej czy później po szkole chodziłyby plotki, więc może tak lepiej. – Westchnęłam.
– Co się stało? Dlaczego pobił się z nauczycielem? – Dopytywał Eric.
– Bo ma pięć lat, a Henry jest tylko nieznacznie od niego starszy – odburknęłam.
– Chwila co? Nie rozumiem. Pobili się dla zabawy? – Susan nie mogła się powstrzymać.
– Coś w tym stylu. – Przewróciłam oczami.
– Nie wyobrażam sobie, jak Henry przykłada Johnowi – powiedział Eric, spoglądając na Johna, krzywiąc się przy tym.
– Sama bym w to nie uwierzyła, gdybym tego wczoraj nie widziała.
– Dlaczego tego nie przerwałaś? – zapytała przerażona Susan.
Na sali rozległo się głośnie chrząknięcie. Wszyscy automatycznie spojrzeliśmy w stronę Johna, porzucając swoje dotychczasowe zajęcia.
– Jeżeli już skończyliście wymianę zdań na temat mojego wyglądu, to może zaczniemy trening? – zapytał. – Zapraszam na środek Matta i Erica.
Chłopacy spojrzeli po sobie i udali się na materace. Stanęli naprzeciwko siebie, przyjmując postawę gotową do walki.
– Zaczynajcie – oznajmił John od niechcenia, jakby siedział w sali od dobrych kilku godzin.
Chłopacy rzucili się na siebie, wymierzając ciosy. Matt kopnął niczego niespodziewającego się przyjaciela w łydkę, sprawiając, że Eric się zachwiał, o mało nie upadając. Jego twarz wykrzywiła się grymasem bólu, jednakże nie pozostał długo dłużny rywalowi i odpowiedział mu siarczystym sierpowym. Matt zrobił krok do tyłu, pocierając zaczerwienione miejsce, uśmiechnął się i ruszył na Erica, okładając go raz z prawej strony, raz z lewej. Eric bronił się długo, aż w końcu przewrócił się, unikając jednego z ciosów i opadł głośno na materace, na których Matt przyszpilił go za koszulkę do ziemi.
– Przegrałeś – powiedział.
– Chyba śnisz – powiedział Eric i mocno pociągnął go za włosy, napierając na niego. Role się odwróciły i tym razem to Matt leżał bezbronny, próbując się wydostać. Eric nie popełnił tego samego błędu co przyjaciel i od razu chwycił za jego nadgarstki, przyciskając je do ziemi. Wszelkie szarpnięcia Matta, próby nokautu przy użyciu nóg i starania, by się wydostać, spełzały na niczym.
– To ty przegrałeś, przyjacielu. – Uśmiechnął się Eric.
– Kiedyś cię pokonam.
– Możesz sobie pomarzyć. – Zaśmiał się, wstając.
– Skoro mamy już zwycięzcę. Zapraszam następną parę. Susan i Carl – oznajmił John.
***
Zmęczona całym dniem, wykąpana i przebrana w piżamę rzuciłam się na łóżko, wtulając w miękką kołdrę.
Ziewnęłam przeciągle, czując, jak osuwam się w głęboki sen, gdy nagle drzwi do pokoju się otworzyły.
Uchyliłam oczy, by zarejestrować, powrót Johna i ponownie je przymknęłam. Na wpół śpiąc, słyszałam, jak John chodzi po pokoju i szykuje się do kąpieli.
Po jakimś czasie materac obok mnie się ugiął, a kołdra poruszyła, odsłaniając częściowo moje nogi. Pociągnęłam za nią, ponownie się okrywając.
– John? – Odchyliłam głowę w jego stronę, ziewając przeciągle. – Jesteśmy zaręczeni, ale tak naprawdę nigdy się nie pobierzemy, prawda? – Zagryzłam wargę. – To nie ma znaczenia w obecnych czasach, a ślubu i tak nie ma kto odprawić.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Jeżeli to ma jakieś znaczenie, możemy zorganizować ceremonię, dla samej idei ślubu. – Oparł się na ręce, by lepiej mnie widzieć. – Czy to wystarczy, abym mógł nazwać cię swoją żoną?
Na dźwięk jego słów serca zabiło mi szybciej. Żona.
Czy tego chciałam? Mówić o nim jak o swoim mężu? To były tylko słowa, a jednak znaczyły dużo więcej niż każda złożona dotychczas przez nas obietnica.
– A ty John? Czego chcesz?
– Dla mnie już teraz możesz nazywać mnie swoim mężem. – Pochylił się nade mną i złożył na moim ustach czuły pocałunek.
– W takim razie to jest moje trzecie życzenie – powiedziałam, zamykając oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro