| Rozdział VI | Wyjść do ludzi |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Wychodząc, poczułam jak całą moją prawą rękę znów przechodzi ból. Podobnie jak w przypadku głowy tym razem był dużo silniejszy. Nie miałam już siły kompletnie na nic, więc jedynie zacisnęłam dłoń w pięść, a powieki ścisnęłam, mając nadzieję, że jakkolwiek mi to pomoże. Nie było to tak jak wcześniej, lekkie porażenie prądem, a wręcz jakbym oberwała w tym miejscu piorunem. Jedyne o czym teraz marzyłam to położyć się w łóżku i iść spać. Poczekałam, aż ból zanikł, sprawiając, że rozluźniłam rękę. Odetchnęłam, kciukiem ścierając pojedynczą łezkę z policzka.

          Idąc pustymi, ciemnymi uliczkami nie byłam już tak szczęśliwa i lekka na duszy jak wcześniej. Do piersi przyciskałam dłoń z zaciśniętym w niej wisiorkiem, a oczy skierowane ku kostce po której szłam. Moje myśli wydawały się być puste, zupełnie jakbym o niczym nie myślała. Mogło się to wydawać przerażające i jednocześnie dość intrygujące, jednak tak jak wspominałam wcześniej teraz o tym nie myślałam. Będę sobie zaprzątać tym głowę jutro.

–––

          Nawet nie przebierając się w koszulę nocną, rzuciłam się na łóżko, lądując na miękkej pościeli. Miałam wrażenie jakby miała mi zaraz pęknąć głowa. Tym razem jednak pewnie to po prostu był powód tego, że tyle się dzisiaj działo. Dawno nie przeżyłam tak szalonego dnia, a w sumie to można powiedzieć nawet, że wieczora. W te kilka godzin wydarzyło się więcej niż przez połowę mojego życia.

          Wtuliłam się w kołdrę, zawijając się w nią jak w naleśnik. Zamknęłam oczy, wciągając świeży zapach pościeli. Poczułam jak pod wpływem mojego ciepła nagrzewa się od środka. Jak tylko jutro wstanę to wszystko będzie po staremu. Zaciskając dłoń na poduszce, odpłynęłam do krainy snów.

–––

          – Nie wiem co z nią zrobić. – Usłyszałam, dobiegający z dołu głos Abueli Madrigal. Zaspana, podniosłam się do pozycji siedzącej, przecierając oczy. Przeciągnęłam się, ziewając głośno. – Chociaż mam kilka pomysłów.

          Dawno tak dobrze nie spałam. Uśmiechnęłam się, wiedząc, że będę dziś mieć dużo lepszy humor niż wczoraj wieczorem. Opuściłam nogi z łóżka, zakładając sandały. Jeszcze raz ziewnęłam, aż do moich uszu dotarł głos Pani Guzmán. Zastygłam w miejscu, jedną rękę dalej mając uniesioną w powietrzu. Nie zwróciłam jakiejś szczególnej uwagi, że gdzieś tam toczy się jakaś rozmowa, aż nie usłyszałam jej głosu.

          – Chciałabym, by zniknęła stąd jak najszybciej. Nie należy do Guzmánów i nigdy tak nie będzie. Ta dziewucha przysparza mi same kłopoty. – Poskarżyła się. Powoli opuściłam dłoń.

          To nie była dla mnie nowość usłyszeć takie słowa z jej ust. Czasami zdarzało się, by w złości powiedziała mi tak prosto w twarz. Kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem bardzo raniły mnie jej słowa i potrafiłam płakać godzinami w poduszkę, zamknięta w pokoju, a czasem nawet pocieszana przez Mariano. Doskonale to pamiętam. Choć dawno już wyrosłam z tego i przyzwyczaiłam się do takich uwag, dalej to we mnie siedzi.

          Nigdy jednak nie powiedziała ich komuś innemu niż mi, a przynajmniej ja się z tym nie spotkałam. Zdziwiona wstałam z łóżka, podchodząc na palcach do uchylonych drzwi. Jedną dłonią chwyciłam za klamkę i otworzyłam je szerzej. Wystawiłam ucho, nasłuchując gdzie mniej więcej są.

          – Doskonale rozumiem twoje zdenerwowanie. – Chyba są w salonie. Zrobiłam kilka małych kroczków ku schodom. Stamtąd będzie lepiej słychać. Poczułam jak podłoga cicho skrzypi pod moimi stopami. Skrzywiłam się, zatrzymując w miejscu. Tyle chyba wystarczy, nie chcę zostać przyłapana. – Wytrzymaj jeszcze tylko trochę. Normalnie nie powierzyłabym ci jej, wiedząc jak bardzo jej nie lubisz, jednak jesteś jedyną osobą spoza rodziny której mogę najbardziej zaufać.

          – Miło jest usłyszeć takie słowa od głowy najbardziej poważanej rodziny w mieście, Almo. Muszę jednak wyrazić swoje zaniepokojenie, wczorajszą sytuacją z Mirabel. – Wzięła łyka jakiegoś napoju, co wywnioskowałam po głośnym siorbnięciu. – Jeżeli faktycznie dzieje się coś z domem i waszą magią to z Marthą również. Jak zamierzasz rozwiązać tę sytuację?

          – Wyprowadzić ją do ludzi. – Tamta o mało się nie zakrztusiła, prawie tak samo jak ja. Co? Czy to sen? Uszczypnęłam się w rękę, chcąc to sprawdzić. Syknęłam cicho. Nie. To jednak nie jest sen.

          – Ale jak to? Jeszcze niedawno mówiłaś o tym, że nie możemy do tego dopuścić. – Zdziwiona odstawiła filiżankę, co z kolei wywnioskowałam po cichym brzdęknięciu.

          – Skoro magia zanika to ukrywanie jej dłużej nie będzie chyba konieczne. – Ale jak to zanika? To chyba niemożliwe. Spojrzałam na swoją dłoń. To by w sumie wyjaśniało czemu przez ostatni czas tak bardzo bolały mnie głowa i ręka. Zacisnęłam ją, czując jak przez moje ciało przechodzi gęsia skórka.

          – Jeżeli uważasz, że takie rozwiązanie jest najlepsze, to nie pozostaje mi nic innego jak tylko ci zaufać. – Podejrzewam, że w tym momencie na jej twarz wpłynął uśmiech zaufania.

          – Myślę, że śmiało możemy wykorzystać do tego zaręczyny Mariano i Isabeli – dodała głowa rodziny Madrigal. – Resztę uzgodnimy jutro. – dokończyła.

          Tyle informacji już chyba mi wystarczy. Wycofałam się, wchodząc do pokoju. Zamknęłam cicho drzwi, po chwili opierając się o nie plecami. Nigdy nie sądziłam, że mogłabym usłyszeć takie słowa. Magia zanika? Mam wyjść do ludzi? Tego jest jak dla mnie chyba za wiele. Chwyciłam się za głowę, dopiero teraz wyczuwając jak bardzo mam poplątane włosy.

          Właśnie. Prawie zapomniałam, że byłam wczoraj na tyle leniwa, że się nawet nie przebrałam do spania. Odepchnęłam się dłońmi od drzwi, podchodząc do lustra. Niemal podskoczyłam wystraszona, widząc swoje odbicie. Nie wiedziałam, że idę dzisiaj na Halloween. Wyglądałam jakbym wyszła z jakiegoś Horroru. Cienie pod oczami, rozwalone na wszystkie strony włosy, pognieciona sukienka i oczywiście nie można zapomnieć o bladej jak ściana skórze.

          Cóż... najpierw doprowadzę się do ładu, a potem zastanowię co dalej.

| Dolores |

          Przez cały ranek Camilo zachowywał się naprawdę dziwnie. Najpierw zapytał o tę dziewczynę od Guzmánów, a potem nawet nie tknął reszty śniadania, gdzie wcześniej specjalnie przemienił się we mnie, by wyłudzić dokładkę. Domyślałam się, że zapewne przez wczorajszą interakcję z dziewczyną z której zapewne nic nie pamięta. Słyszałam ich wczorajsze targowanie się. Mój brat czasami naprawdę nie ma wstydu.

          To naprawdę ciężkie wiedzieć coś ważnego i nie móc tego powiedzieć na forum. Tak bardzo chciałam wykrzyczeć to na głos, by wszyscy się dowiedzieli, a ja miała święty spokój. Podejrzewam jednak, że potem mogłabym mieć niezłe problemy.

          Gdy śniadanie się zakończyło, mój brat niemal zerwał się ze swojego miejsca, biorąc mnie za rękę i odciągając gdzieś na bok. Zaskoczona, nawet nie stawiałam oporu.

           – O co chodzi z tą całą Marią? – zapytał, gdy oddaliliśmy się na co najmniej dwadzieścia metrów od stołu, a dla lepszego zrozumienia, powiem, że na mniej więcej dwadzieścia kroków osoby dorosłej.

          – Marthą – poprawiłam go cichym mruknięciem. Nie byłam jakoś bardzo zaskoczona, że słyszę to pytanie. Szczerze mówiąc, nawet się go wcześniej spodziewałam. Mimo to, nie tak szybko. W tym przypadku Camilo jest naprawdę niecierpliwy.

         – Nieważne. – Przewrócił oczami. – Kim ona jest i czemu oberwałem od ciebie przy stole, gdy o to zapytałem? Czy... nie wiem. – Przerwał, ruszając nerwowo rękami. – Ugh! Po prostu mi powiedz! Rodzeństwo mówi sobie przecież wszystko! Wiesz, że jesteś moją ulubioną siostrą, prawda? – Położył rękę na sercu. Gdybym na tyle mu ufała, już dawno musiałabym się wyprowadzić na Syberię. Poza tym jestem jego jedyną siostrą.

          – Nie powinieneś mnie o to pytać. – Nieco speszona chciałam odejść, ale Camilo przytrzymał mnie jeszcze na chwilę, nadal z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy.

          – Ale przecież wiesz o wszystkim co się dzieje w tym mieście. Musiałaś coś usłyszeć. – Potrząsnął moimi ramionami. Zacisnęłam zęby.

         "Nie możesz nic powiedzieć. Nie możesz nic powiedzieć", powtarzałam przestraszona w myślach.

          – Masz rację. Wiem wszystko, ale nie mogę ci powiedzieć. – Wzruszyłam ramionami z cichym mruknięciem, po chwili szybkim krokiem opuszczając to miejsce. Gdybym została dłużej to zapewne skończyłoby się moim wygadaniem, a za to Abuela mogłaby mnie wydziedziczyć.

Jaka jest wasza ulubiona postać z Encanto? :>

S.s.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro