| Rozdział VII | Prawdziwa twarz|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          – Możesz pójść na targ, Martho? – zapytała Pani Guzmán, gdy tylko skończyłam jeść. Położyłam widelec na pustym talerzu, następnie wycierając twarz serwetką. – Potrzebujemy kilku rzeczy na obiad. – dodała, odkładając widelec. Zastąpiła go w dłoni szklanką wypełnioną sokiem pomarańczowym. Upiła kilka łyków.

         – Oczywiście. – Wstałam od stołu, przy którym jeszcze przed chwilą jadłam śniadanie. Przysunęłam krzesło, delikatnie przy tym szurając. Na ten dźwięk nieco się skrzywiłam. – Co dokładnie mam kupić? – Założyłam zieloną kamizelkę i jednym ruchem wyciągnęłam warkocz, który przez przypadek się za nią znalazł. Starałam się zachowywać przy tym w miarę naturalnie, by nie zdradzać, że wiem cokolwiek na temat jej porannej rozmowy z Abuelą. Nie wiem w końcu jakby zareagowała dowiadując się, że je podsłuchałam. 

         – Lista leży na blacie w kuchni. – Rzuciła, nawet na mnie nie spoglądając. – Postaraj się wrócić jak najszybciej.

         Oczywiście, do pytania o pomoc chętna jako pierwsza, ale gdy już się zgodzę, to oczywiście jej stosunek do mnie nagle musi się zmienić na ten co zwykle. Zacisnęłam usta w wąską linię, nic jej nie odpowiadając. Spojrzałam w kierunku jakoś dziwnie milczącego dziś Mariano. Zazwyczaj to on zaczynał jakiekolwiek rozmowy przy porannym stole. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do blatu, gdzie miała leżeć lista. Chwyciłam ją jednym ruchem i podeszłam do drzwi, ostatni raz skanując się wzrokiem w lustrze. Chciałam się tym upewnić, czy aby na pewno jestem gotowa do wyjścia.

         – Martha – usłyszałam nagle jej głos. Już się bałam na co tym razem zwróci uwagę. Może nie podoba jej się moja fryzura? Albo spódnica jest trochę pognieciona z tyłu?

         – Tak? – Dość niepewnie odwróciłam wzrok w jej kierunku. Mimo to ta dalej nie podniosła wzroku ze swojego talerza, zajęta jedzeniem. Jej ręka z sałatką, była zatrzymana w połowie drogi do ust. Zupełnie jakby zatrzymał się czas.

         – Popraw warkocz. – Tak jak się spodziewałam. Z powrotem spojrzałam na drzwi przede mną. – Jest za luźny. Zaraz będą wychodzić z niego włosy i nie będzie wyglądać dobrze. Zresztą już teraz nie wygląda. – Kobieta wzięła do ust nałożoną na widelec sałatkę. Przeżuła ją, po chwili popijając sokiem. Spostrzegłam jak Mariano spogląda w jej kierunku nieco karcącym wzrokiem, czego ona na szczęście nie zauważyła. Cieszę się, że chociaż jego tu mam. 

         Zacisnęłam mocniej dłoń na klamce, do dłoni biorąc kosz na zakupy.  

        – Dobrze, poprawię. – Pchnęłam drzwi, wychodząc na zewnątrz, gdzie dopadł mnie gwar i tłok mieszkańców. Dopiero teraz poczułam jak bardzo serce mi przyspieszyło.

         Czy ona nie może chociaż raz mnie za coś pochwalić? Praktycznie jedyne co wychodzi z jej ust to krytyka. Czasem dotycząca mojego wyglądu, a czasem zachowania. Spojrzałam na dłoń, po chwili ją zaciskając. 

          – Jeszcze sprawię, że będzie ze mnie dumna i pożałuje wszystkich swoich wcześniejszych słów. – Szepnęłam, patrząc na mijających mnie ludzi. 

         Ruszyłam ku straganom, w dłoni ściskając listę, a pod ramieniem trzymając kosz na zakupy. 

| Camilo |

         "Dobra. To kto wygląda na takiego co może coś wiedzieć?", chodziłem po mieście, zadając sobie to pytanie już od dobrej godziny. Muszę przyznać, że na początku trochę wybrzydzałem, jednak teraz w sumie podchodziłem do każdego, kto wyglądał na choć trochę przyzwoitego (czyt. każdego kto się tylko napatoczył). 

          Idąc tak przed siebie, wzdłuż jednego z budynków, napotkałem kilka osób. Większość z nich wspominała jeszcze wczorajszą uroczystość.

          W końcu spostrzegłem też tą nieuchwytną dziewczynę z miasteczka. Zwróciłem uwagę na jej zaciśnięte usta i niepewny wzrok. Tym razem była bardziej przyciszona i smutna niż zwykle. Przemieniłem się w jakiegoś losowego mężczyznę. Podchodząc bliżej, niechcący wpadłem na jakąś kobietę. Gdy po chwilowych przeprosinach, podniosłem wzrok zobaczyłem, że obiektu mojego zainteresowania już nie ma. Rozejrzałem się żywo. Znowu to samo. 

          Gdy znów ją znalazłem, postanowiłem na razie nie zbliżać się tylko obserwować ją z daleka. Zazwyczaj jak próbuję robić co innego to kończy się jej zniknięciem. Teraz zmieniłem się w dziecko, a konkretnie dziewczynkę z dwoma długimi warkoczami. Uśmiechnąłem się, chcąc choć trochę sprawiać pozory.

         Chodziłem za nią praktycznie krok w krok, aż nie zauważyłem czegoś bardzo ciekawego. Dla pewności zbliżyłem się jeszcze bardziej i po dłuższej obserwacji, byłem pewien, co takiego sprawia, że nigdy nie potrafię z nią porozmawiać. To co robiła spotykając każdego mieszkańca z którym zamieniła chociażby słowo. 

         Ciekawe... pytanie teraz co z tym zrobić...

| Martha |

         Plącząc tak się między ludźmi, praktycznie przez cały czas czułam na sobie czyjś wzrok. Co się odwracałam, chcąc przekonać się kim jest mój tajemniczy "adorator", za każdym razem nie dostrzegałam nikogo kto mógłby być jakkolwiek podejrzany. Niepewnie wróciłam do dalszego robienia zakupów. Włożyłam kilka warzyw do koszyka, po chwili znów czując ten natarczywy wzrok, jakby próbujący mnie rozszarpać od zewnątrz. Znów odwróciłam się nieco speszona, nie dostrzegając nikogo prócz małej dziewczynki wpatrzonej we mnie jak w obrazek. Nie dałam po sobie poznać, że jakkolwiek ją zdemaskowałam, by móc upewnić się czy to aby na pewno ona.

          – Dziękuję – uśmiechnęłam się do sprzedawczyni, tak jak zwykle w chwili płacenia, przecierając palcem dłoń. Tym razem nie poczułam jednak żadnego bólu, ani nawet innej jakiejkolwiek reakcji mojego organizmu. Widziałam jedynie zamazane wspomnienia. Jakby ktoś starł kredę na tablicy dłonią, zostawiając białe smugi. Wyglądały jak niewyraźne sny, nawiedzające nas co nocy.

          Wzdrygnęłam się lekko, zabierając dłoń.

          – Coś się stało? – zapytała, pokazując po sobie zdezorientowanie.

          Pokręciłam szybko głową, odchodząc od straganu. Życzyłam jej jedynie miłego dnia, chcąc już wracać do domu. Kątem oka zahaczyłam swoją tajemniczą "obserwatorkę".

          Chcąc, czy nie chcąc zakręciłam w jedną z bardziej wyludnionych uliczek, chowając się w jednej z wnęk drzwi. Wstrzymałam oddech i w końcu po chwili czekania pojawiła się w przejściu. Wyjrzałam delikatnie, obserwując ją z ukrycia. Dziewczynka rozejrzała się, wyraźnie mnie szukując.

          – Czy możesz łaskawie przestać mnie śledzić i obserwować? – zapytałam głośno, dalej pozostając w miejscu.

          – A ty możesz rozmawiać ze mną twarzą w twarz? – Podniosła jedną z brew, zakładając ręce na klatkę piersiową. Na te słowa, wyszłam z kryjówki, podchodząc bliżej.

           – Tylko, że to nie jest twoja prawdziwa twarz, Camilo.

S.s.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro