Rozeznanie terenu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Obudził się jak zawsze z pierwszymi promieniami słońca. Dotarło do niego, że leży na Saburze i jest okryty chyba kocem. Skrzywił się i wyślizgnął z łóżka. Poszedł kuchni i napił się wody. Przegryzł jakimś pszennym plackiem i garścią suszonych owoców. Ostrożnie włożył resztę ubrania i wyślizgnął się z kryjówki. Zrobił poranny obchód i wszedł na najwyższy punkt w pobliżu. Obserwował swoimi złotymi oczami swoisty spektakl budzącego się miasta ozłacanego porannym słońcem. Kiedy już się tym nasycił udał do łaźni, którą wczoraj znalazł. Postanowił zażyć tam kąpieli i trochę się odprężyć. Może przy okazji wpadnie mu do głowy jakiś pomysł na wykonanie zadania po saburowemu?

Było jeszcze wcześnie, więc nie było tam tłumów, chociaż trafił na ciekawą rozmowę, więc usiadł w ciepłej wodzie i przysłuchiwał się ,wyglądając przy tym jakby po prostu się relaksował. Mężczyźni okazali się być służącymi u człowieka, który był jego celem. Podczas tej niefrasobliwej rozmowy wymienili się informacjami, które Altair uznał za warte zapamiętania. Kiedy rozmowa przyjęła już nieciekawy obrót ziewnął przeciągle i wyszedł z wody nie wzbudzając sensacji. Nie miał na sobie ekwipunku, więc nikt nigdy by nie podejrzewał, że może być jednym z tych, którzy działali skrycie.

Ubrał się i wrócił zadowolony do kryjówki. Chciał się po cichu prześlizgnąć po ekwipunek, ale zapomniał, że ma do czynienia z jednym z najlepszych asasynów Bractwa.

- Altair, do diaska! Gdzie ty się szlajasz?! I to bez ekwipunku! Co to jest dla ciebie, ozdoba?!- zaczął się na niego drzeć.

- Byłem w łaźni. Nie można?- odpyskował z bezczelnym spokojem

- Masz mi mówić gdzie leziesz! Nie przyjechałeś tu na wakacje, do cholery!

- Zrobisz kawy? Wiesz, dobrej, teraz masz lepsze warunki.- zmienił temat uśmiechając się wrednie

- Masz zadanie do wykonania. Zapomniałeś?

- Nie, ale potrzebuję kawy. Wiesz... takiej mocnej i czarnej. A tak swoją droga, to koleś ma strasznie gadatliwe te sługi.

- Jesteś niemożliwy. Jeszcze jedna taka akcja, a tak cię spiorę, że....

- I bez tego dupa mnie boli.- odparował i odwróciwszy się podszedł do rafiqa, który z niemym przerażeniem obserwował rozgrywającą się, niemal przed nim, scenę.

Był pewien, że zaraz dojdzie do rękoczynów. Jednak ku jego zdumieniu nic takiego się nie stało. Wymienili się uprzejmościami i było już po burzy. Spojrzał na złotookiego chłopaka, który właśnie do niego podszedł.

- Da'i? Masz może jakieś informacje o moim celu, czy muszę wszystkiego się sam dowiadywać?

- Nie wiele. Naal ma swoją siedzibę w dzielnicy obok. Mieszkają tam najbogatsi mieszkańcy Damaszku. Jaka jest jego wina tez już wiesz. Z tego, co donieśli mi moi ludzie, podobno lubi młodych chłopców. W ten zły sposób.

- Kolejny stary zboczeniec.- westchnął- Gdzie mogę najszybciej zdobyć więcej informacji?

- Najwięcej sądzę, że się dowiesz na suku w tamtej dzielnicy i przy meczecie. Często się tam kręcą jego ludzie.- poinformował uśmiechając się ciepło

- Jadłeś coś dzisiaj w ogóle?- zapytał Sabur niby obojętnie, podchodząc bliżej.

- Mhm. placek i garść owoców. Dostanę tej kawy?

- Idioto!- huknął na niego a jego wielka pięść spadła mu na głowę, tak że chłopak aż się w sobie skurczył.- Ile razy mam ci powtarzać, że to za mało?!

- Auć!-syknął.- Do sjesty wystarczy. Chcę kawy, nooooo.....

- Do kuchni, marsz!- szarpnął go.

Altair niezadowolony poszedł do tej kuchni i naburmuszony usiadł przy stole. Sabur przeprosił rafiqa. Po chwili pojawił się i zabrał za parzenie kawy. Obaj uparcie milczeli. Właściwie nie potrzebowali zbyt wielu słów. Zwykle wystarczało jedno, by Altair wiedział, czego ten od niego chce. Czasem przy ludziach Sabur robił mu takie awantury, a on musiał odpowiadać.
Sabur wreszcie skończył się krzątać i postawił na stole talerzyk placków i małe kubki aromatycznego napoju.

- Altair, zrozum, że ja się o ciebie martwię. Jak będziesz głodny to nie będziesz skuteczny. Musisz zacząć chociaż trochę o siebie dbać. Co będzie jeśli mnie zabraknie?

- Nawet tak nie mów.

- Och... jak słodko. Jednak wiesz... może się tak zdarzyć, że kiedyś nie wrócę. Nigdy nie wiesz... nie możesz mieć pewności. Pamiętaj, że nic nie możesz wiedzieć na pewno. Tylko podejrzewać. Pewna jest tylko śmierć.

- Nigdy nie mów, że umrzesz, bo tak się stanie, a ja tego nie chcę.- odburknął sięgając po kawę.

- Jesteś uroczy, łobuzie. Naprawdę powinieneś zjeść coś porządnego. Jesteś jeszcze bardzo młody i potrzebujesz też sporo by rosnąć, nabierać siły i nieco więcej ciałka, bo teraz wyglądasz jakby cię ciągle głodzili. Jak chcesz mieć siłę do walki?

- Naprawdę zachowujesz się jak moja niańka.- jęknął

- Ktoś musi o ciebie zadbać, nie?

- Nie dasz mi spokoju, co?

- Jedz jedz, a potem możesz iść szukać informacji tam, gdzie podpowiedział ci da'i.

- I kto tu jest niemożliwy?- westchnął z przekąsem poddając się i upiwszy łyk kawy wziął placek z talerzyka.

Sabur zaczął się śmiać. Naprawdę uwielbiał tego chłopaka. Niby okazywał jak bardzo mu się to wszystko nie podoba, twierdził, że go nie znosi, ale rozszarpałby chyba każdego, kto podniósłby rękę na niego. To było naprawdę ciekawe i nadawało chłopakowi dodatkowego uroku, który tak zniewalał i uzależniał. Wpatrywał się w niego nieco głodnym wzrokiem.

- Nawet o tym nie myśl.- warknął na niego.- A tak poza tym... jak chcesz to potrafisz. Była niezła.- rzucił i włożywszy placek w usta czmychnął z kuchni.

- Altair! Na litość Niebios! Kiedyś się udławisz jak będziesz jadł w biegu!- krzyknął za nim, ale ten porwawszy ostatnie elementy ekwipunku wyszczerzył się w łobuzerskim uśmieszku i wybiegł z kryjówki nie wyjmując jedzenia z ust.

- Utrapienie chodzące.- westchnął pojawiając się w drzwiach.

- Musisz go bardzo kochać i sądzę, że on o tym dobrze wie. Jestem pewien, że chłopak stara się wyłącznie dla ciebie, żebyś był z niego zadowolony. Uważam, że się tak zachowuje, bo czuje się przy tobie bezpieczny i beztroski. Mogę się mylić, ale czyż podczas zadania nie jest skupiony i nic nie jest w stanie go rozproszyć?

- Czasem mam wrażenie, że za bardzo się skupia na zadaniu, mimo tego pozornego błaznowania. Zbyt często jest spięty i gotowy do natychmiastowego działania. Za mało odpoczynku, a to się źle w końcu może skończyć.

- Martwisz się trochę za wiele, choć doskonale cię rozumiem. Powinieneś trochę odpuścić i mu zaufać. Inaczej szybko osiwiejesz.- powiedział uśmiechając się

- Może i masz rację da'i. Wybacz, że ci przeszkodziłem w pracy. Też się rozejrzę.

Ukłonił się i zniknął za drzwiami. W biurze znów zapanowała cisza sprzyjająca skupieniu.
Rafiq jeszcze chwile myślał o tej intrygującej dwójce, ale szybko wrócił do przerwanej pracy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro