~100. Panowanie stracone.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-MIDORIYA!- Krzyknąłem wbiegając do pokoju, gdzie Deku zajmował się pracą.

Od razu odwrócił się w moją stronę i wystraszył.

-Kacchan? O co chodzi, co się dzieje?- Spytał zaniepokojony wstając.

-Czemu mi nie powiedziałeś, że chcą cię zabić?! Ty kurwa ułomny jesteś czy jak?! Czemu zatajasz przede mną takie coś?!

-Co..?

-Ryuku mi powiedział! Chcą cię zabić jeżeli nie ogarniesz wewnętrznego głosu. Tak?!- Warknąłem obserwując jego zirytowaną i zdziwioną minę.- Powiedz coś do kurwy nędzy!

-Nie chciałem cię denerwować Kacchan... Proszę uspokój się. Powiem ci wszystko.

-Nie! Nie ma kurwa uspokój się! Okłamałeś mnie doszczętnie w tak ważnej sprawie! Mówiłeś kurwa, że masz te żelastwo tylko za karę. A nie, że grożą ci szubienicą! Powiedz. Każdy wie? Każdy tylko nie ja? Prawda?!

-Tak...- Szepnął podchodząc do mnie.- Proszę uspokój się. Ogon i uszy ci się pojawiły... Tracisz kontrolę. Kochanie uspokój się proszę.

-Odejdź!- Krzyknąłem uderzając go w twarz.- Z czym mnie jeszcze kurwa okłamałeś? Co?! Z czym?!

-Kacchan...

-Z czym do cholery?! Aż tak mi kurwa nie ufasz?!

-Nie chciałem cię denerwować! Za dużo nerw już masz!

-Ta? To kurwa fenomenalnie kurwa! Wypierdalaj do kogoś innego z swoimi problemami skoro aż tak mi nie ufasz!

-Kurwa Katsuki ufam ci, wiesz to do cholery.

-Nie pokazujesz mi tego! Czego mi kurwa jeszcze nie powiedziałeś?! Mów!

-Wszystko ci mówiłem!

-Jak widać nie! Nie ma to kurwa sensu.

-Kacchan gdzie ty idziesz?!

-Wychodzę. Chuj wie gdzie!

-O nie, nie. Nie wychodzisz w tym stanie.- Powiedział Ryuku stając pomiędzy mną a drzwiami wyjściowymi.

-Żartujesz?! Odejdź!

-Tracisz panowanie chłopie. Uspokój się.

-Nie chcę być w jednym budynku z nim!

-Kacchan...

-Nie podchodź!- Warknąłem, tylko gdy mnie dotknął.

[Ryuku]

-Pierdolone leki. Przez nie tracisz panowanie. Spróbuj się uspokoić...

-Nie podchodź do mnie powiedziałem!

-Izuku idź do siebie. Uspokoję go.

-To mój mate do cholery.

-Kurwa Fire. Nie pomagasz. Wyjdź stąd.

-Ja stąd wychodzę, przesuń się!- Krzyknął popychając mnie, dzięki temu dał mi idealną okazję do złapania go.- Puszczaj!

-Fire leki.- Warknąłem a on od razu pobiegł do kuchni po zastrzyk.

-Puszczaj! Puszczaj do cholery!

-Kurwa nie gryź!- Syknąłem.

Drapał, gryzł i się szarpał.

-Katsuki spokój!- Warknąłem używając głosu Alfy, a on zamiast się wystraszyć, stał się bardziej agresywny.

Do cholery teraz niebezpiecznym jest robienie mu zastrzyków.

-Co się dzieje..?

Nie no, jeszcze Yukimura wyszedł z łóżka i stoi i patrzy.

Ja zwalniam się z tego cyrku.

-Do łóżka kurwa.

-Ale...

-Do łóżka!- Warknąłem a on się wycofał.

Izuku przyszedł z zastrzykiem ale zatrzymał się, widząc jak on się szarpie. Z miejsca upuścił strzykawkę, podszedł do nas i wyrwał z moich objęć blondyna i sam go mocno przytulił do siebie. Katsuki zaczął jeszcze bardziej się szarpać i atakować.

-Kacchan... Wytłumaczę ci wszystko. Kochanie uspokój się.

-Puszczczaj!

-Kocham cię. Proszę uspokój się. Omega przejęła nad tobą panowanie.- Powiedział z bólem w głosie, a ja zauważyłem jak jego biała koszulka zaczyna barwić się na różowo.

-Zostaw mnie! Okłamujesz mnie!

-Kacchan proszę. Raczej Omego Kacchana. Oddaj mu panowanie.

-Okłamujesz nas! Nie ufam ci!

-Oddaj Kacchana.- Stał hardo, trzymając go.

Omega zaczęła opadać z sił a jej wściekłe feromony zmieniały się w smutne.

Wierzgał i się rzucał jeszcze chwilę ale powoli przestawał, a ja sam stwierdziłem, że zastrzyk będzie nie potrzebny, a oni potrzebują zostać sami ze sobą.

-Dasz radę z nim?

-Dam.

-Idę do Yukimury.- Westchnąłem.

[Izuku]

Kacchan zaczął się uspokajać, ale swoje pazury mocno wbił w mój tors. Czułem jak mocno krew mi leci. Ale cieszyłem się chociaż z tego, że Kacchan zaczął się uspokajać, przez moje feromony.

W końcu poczułem jak jego pazury znikają, tak samo jak uszy i ogon. A on sam zaczął płakać.

Jebane leki. Jebana obroża. Debilny ja. Czemu mu wcześniej sam nie powiedziałem?!

-Kacchan przepraszam...

-Czemu mi nie powiedziałeś..?- Zaczął głośno płakać.- Czemu kurwa?!

-Chodź do mojego pokoju. Wytłumaczę ci wszystko i wszystko powiem.

-Czemu..?

-Powiem ci.- Szepnąłem całując go w czoło, po czym zaprowadziłem do mojego pokoju.

Usiedliśmy na łóżku, a ja bez przerwy obejmowałem płaczącego Kacchana i go uspokajałem. Zajęło mi to dość długo, ale w końcu się udało.

-Powiedz mi kurwa.

-Na początku cię skłamałem, bo byłeś w szpitalu. Nie chciałem cię denerwować, potem gdy wyszedłeś chciałem ci powiedzieć, ale pierw była ta sprawa z policją, potem przez leki ciągle płakałeś i miałeś złe samopoczucie. Nie chciałem cię dobijać. Chodzę na spotkania, po lekarzach...

-I nie zauważyłem tego?

-Zwalniałem się z lekcji by iść na badania, bo resztę czasu spędzam na pracy albo z tobą.

-Pomaga ci to..?

-Nie.- Westchnąłem po chwili, widząc jak jego oczy znów się szklą.- Alfa Walczy ze mną. Dowiedziałem się, że mój wewnętrzny głos jest odwzorowaniem twojego charakteru. Tego pierwotnego, który nie zmienił się nawet trochę przez wydarzenia które cię napotkały. Dowiedziałem się, że ty możesz mi w tym pomóc ale nie wiem jak.

-Gdybyś mi powiedział, zrobilibyśmy coś z tym.- Mruknął.- A nie, dowiedziałem się od Ryukiego, który myślał, że o tym wiem.

-Przepraszam... Ufam ci jak nikomu innemu. Kocham cię cholernie bardzo.

-Nie chcę cię stracić.- Szepnął cicho przytulając mnie.- Pomogę jak tylko mogę by ci w tym pomóc.

-Nie umrę. Przyrzekam.

-Jest coś jeszcze czego mi nie powiedziałeś?

-Nie.

-A coś z czym mnie okłamałeś?

Zastanowiłem się chwilę.

Okłamałem go z tym, że Yukimura nie widział nagrania.

-Okłamałeś?

-Tak...

-Z czym?

-Pamiętasz... To było chwilę po twoim powrocie ze szpitala. Miałeś atak paniki i pytałeś czy ktoś widział tamte nagranie.

-Pamiętam jak przez mgłę... Ale coś było takiego.

-Yukimura widział to nagranie.- Powiedziałem szybko, czując gulę w gardle.- Widział kawałek tylko i od razu wyłączył. Uraraka wtedy wyszła do łazienki a on wysłał je do siebie. Kilka sekund widział. Skłamałem cię wtedy bo miałeś atak i... I nie chciałem cię dobijać. Tylko ten jeden raz cię okłamałem. Jeden jedyny. Miałem cholerne wyrzuty sumienia, ale nie chciałem cię dobijać. Przepraszam cię za to wszystko. Strasznie przepraszam. Nie chciałem cię zranić. Nie chciałem spowodować byś mi nie ufał. Chciałem tylko byś się nie denerwował dodatkowo...

-Izu nie płacz.- Szepnął obejmując mnie.

-Nie płaczę.

-Masz łzy w oczach.- Zaśmiał się cicho.- Ufam ci cały czas. To nic nie zmieniło... Byłem wkurzony. Omega przejęła nade mną panowanie... Przepraszam za to co powiedziałem.

-Ale cię zraniłem. Przepraszam. Przepraszam. Strasznie cię przepraszam. Tak bardzo przepraszam...- Powiedziałem, czując już po swoim głosie, że rzeczywiście jestem bliski płaczu. Przytuliłem go mocno do siebie.

-Zraniłeś mnie tym, że przede mną zataiłeś tak istotna informację. Ale rozumiem cię. Sam nie byłem lepszy.

-Przepraszam... Strasznie przepraszam...

-Nie przepraszaj. Ja powinienem to zrobić... Straciłem panowanie i strasznie cię kurwa podrapałem.

-To przez leki. To inna kwestia.

-Zuzu, teraz ty się uspokój. Jest dobrze... Zaradzimy coś razem. Tak? Pomogę ci z tym wszystkim skoro już wiem. A teraz pokaż mi brzuch.

-Co?

-Masz czerwoną koszulkę. Mocno cię podrapałem. Pokaż mi to.

-Już...- Mruknąłem zdejmując koszulkę. Zauważyłem od razu głębokie rany z których sączyła się krew.

-O boże... Idę po apteczkę. Nie ruszaj mi się stąd.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro