~11. Poranek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Katsuki]
(5.10 sobota)

Właśnie leżeliśmy na łóżku oglądając jednak horror, zamiast mojego kochanego anime.
Jednak nie marudzę, kocham horrory.

Leżałem zawinięty w czarny koc, zaraz obok Izuku który stwierdził, że on nie chcę się przykryć bo mu ciepło, więc kulturalnie kazałem mu się jebać a ja wezmę cały dla siebie. (Przecież, nie zamierzam się prosić.)

Leżeliśmy u mnie w łóżku, zielonowłosy trzymał na brzuchu mojego laptopa, a między nami stała miska chipsów. Końcówki chipsów.

Właśnie wydawało mi się, że nic ciekawego kurwa się nie stanie.
Główna bohaterka spacerowała po polanie wspominając swoje szczęśliwe dzieciństwo.

-Nudy...- Mruknąłem cicho.- Przypomnę, że to już połowa filmu...

Izuku przemilczał wszelkie moje komentarze, pewnie siedząc już lekko podirytowanym bo kurwa za każdym razem wpierdalałem swoje trzy jeny do tego co się dzieje.

A dzieje się teraz tyle, że rudowłosa Beta spaceruje. I kurwa tyle.

Jednak podskoczyłem, gdy tak z dupy zombie wyciągnęło rękę z ziemi a ona zaczęła się drzeć.
Nie wystraszyłem się samego faktu, a jej darcia mordy i tej dramatycznej melodii która w sekundę się zmieniła z spokojnej.

-Pierdolona tylko krzyczy.- Prychnąłem.

-Chcesz obejrzeć coś innego?

-Niech już leci to...- Mruknąłem odkładając już pustą miskę i kładąc się wygodniej.- Która to w ogóle godzina..?

-Dwudziesta druga za dziesięć minut.

-Zostajesz na noc?- Zapytałem patrząc na niego.

-Nie, zabiorę się do siebie. Mieszkam przecież obok praktycznie.

-Jak chcesz możesz zostać. Jest burza...

-Nie będę zawracał tobie i twojemu tacie głowy.

-Jak chcesz.- Mruknąłem czując się lekko senny.- Idę się umyć.

-Zastopować?

-Nie musisz. Chyba, że zacznie się coś dziać.

-Dobrze.

Poszedłem pod prysznic i szybko się ogarnąłem. Umyłem zęby i rozczesałem włosy, zaraz po umyciu. Za piżamę robiła mi czarna luźna koszulka i granatowe spodenki do połowy uda.
Moje włosy byłe jeszcze wilgotne, przez co opadały mi na czoło i cholernie wkurwiały. Jednak odpuściłem ich suszenie i udałem się do pokoju.
Film dalej leciał, Alfa go oglądał i nic dalej ciekawego się nie działo.

-Ruda zginęła?

-Uciekła.

-Czemu mnie to nie dziwi...

Weszłem pod koc i położyłem się obok starszego.

Film był nudny i senny, więc zupełnie niczym dziwnym nie było, że zasnąłem.

[Izuku]

Oglądaliśmy ten cholerny horror, który na prawdę był nudny. Ale dopiero teraz zauważyłem, że ma oznaczenie "16+", więc nic dziwnego.

Po kilkunastu minutach zaczęło się cokolwiek dziać. No standard, bo to końcówka filmu.
Jednak zdziwiłem się, że Kacchan przestał wszystko komentować. A gdy tylko spojrzałem na niego to zauważyłem, że zasnął.

Zrobiłbym w sumie to samo, bo mnie znużyło... Jednak już mu powiedziałem iż pójdę do siebie. Zdążył chyba mi wybaczyć... Nie zamierzam mu jeszcze pakować się do łóżka na noc.

Zacząłem wyłączać film i gasić laptopa. Miałem zamiar już wstać by odłożyć urządzenie jednak rozniósł się po pomieszczeniu huk przez błyskawicę a Kacchan się wystraszył. Zaczął drżeć i przytulił się do mojej ręki.

-Hej Kacchan...- Szepnąłem nie wiedząc czy się przebudził.

Jednak nie zareagował.

A piorun uderzył ponownie, na co on znów podskoczył i zaczął drżeć. Spod jego powiek spłynęła pojedyncza łza.

Okryłem go szczelniej tym kocem.

On tak panicznie boi się burzy?

Chciałem się podnieść do siadu, ale znów uderzyła błyskawica.

A Kacchan tym razem przysunął się jeszcze bardziej i wtulił w mój tors.

Teraz na pewno nie pozwoli mi pójść... Albo zaczekam chwilę, aż się uspokoi na dworze i dopiero pójdę. Jedna z dwóch opcji... 
Na szybko sprawdziłem pogodę na telefonie, dzięki czemu już wiedziałem, że najpewniej blondyn wcale mnie nie puści. Zapowiadają całą noc burze z piorunami.

Nie powiem. Podoba mi się widok Omegi, tulącego się do mojego torsu. A jeszcze dziwniejszym uczuciem jest dla mnie te, że mam w planach zostać z nim tu na noc. Nie zasnę wcale znając życie... Na szczęście jutro jest niedziela. Nie mam szkoły ani umówionych spotkań biznesowych swojego ojca, więc w ciągu dnia sobie odpocznę czy odeśpię...


(6.10 niedziela)

Tak jak myślałem. Całą noc nie mogłem zmrużyć oka, przez co moja bateria w telefonie jest na skraju wytrzymałości.  Dokładnie pięć procent baterii w iphone, to tak jakbym już miał zero. Spojrzałem jeszcze tylko na godzinę i zgasiłem ekran.

Jest pięć minut po siódmej. Ciekawe o której obudzi się Kacchan...

Blisko godzinę leżałem na plecach bawiąc się szpiczastymi włosami chłopaka, który spał na mojej klatce piersiowej i właśnie zauważyłem, że zaczął się budzić.

-Mghm...- Mruknął cicho trąc oczko.

-Witam śpiącego księcia.- Zaśmiałem się cicho.

-Hm?... Deku..?- Mruknął spoglądając na mnie z dołu. Ewidentnie był jeszcze jedną nogą w krainie snów.- Co ty tu...

-Wczoraj zasnąłeś i rozpętała się burza. Nie chciałem cię zostawiać, widząc jak się boisz.

-Aha... A jak długo nie śpisz?

-No tak jakoś od piątej rano... wczoraj.

-Nie spałeś?

-Nie. Wolałem cię pilnować.

-Debil.- Prychnął podnosząc się.- Która godzina?

-Kilka minut po ósmej.

-Jesteś głodny?- Zapytał wstając z łóżka.

-Nie. Właściwie powinienem się już zbierać.

-Zjesz chociaż i dopiero pójdziesz. Zgaduję, że wczoraj kolacji także nie jadłeś skoro na ową usiłowałeś mnie zabrać, więc nie pierdol.- Syknął przewracając oczami.- Jak chcesz to tu zaczekaj. Ja idę do kuchni.

-Pójdę z tobą.- Powiedziałem również wstając. Udałem się za nim do kuchni rozglądając się.- Twojego taty nie ma?

-W pracy. Od samego rana do pierdolonej nocy...- Westchnął cicho.- Właściwie jak sobie pójdziesz to będę cały dzień siedział sam i się nudził, więc nie musi ci się śpieszyć.- Mruknął pod nosem podchodząc do lodówki.- Naleśniki mogą być?

-Poprosiłbym. Pomóc ci w czymś?

-Nie.- Odparł krótko.

Usiadłem przy wyspie kuchennej i obserwowałem jak przygotowuje posiłek. Jednak gdy zaczął smażyć jego telefon zaczął dzwonić. Zobaczyłem jak na jego usta wkradł się uśmiech a oczy zaświeciły.

-Możesz przypilnować? Musze odebrać.

-Tak... Oczywiście.

Ten odebrał wychodząc z kuchni i przechodząc do salonu.

-Hej mamo...- Usłyszałem tylko tyle. Potem musiał znacznie dalej odejść bo już wcale go nie słyszałem.

[Katsuki]

-Hej mamo.

-Cześć synku...

-Coś się stało? Długo się nie odzywałaś, a teraz twój głos nie brzmi jak zwykle. O co chodzi?- Zapytałem niepewnie.

-Wiesz... Wcześniej miałam dużo na głowie i...

-O co chodzi.- Brnąłem dalej.

-Bo wiesz Katsuki... Nie mogę do was przyjechać.

-Co? Dlaczego? To, że teraz nie możesz to rozumiem, w następnym tygodniu planowałem z ojcem na weekend przyjechać.

-Katsuki, nie. Ja wcale nie przyjadę.

-Dlaczego?- Zapytałem krótko.

-Wnoszę wniosek rozwodowy. Będziesz miał możliwość zamieszkania ze mną jeże...

-Co? Popierdoliło cię? Dlaczego kurwa?!- Krzyknąłem do słuchawki, nie rozumiejąc kompletnie nic.

-Katsuki...- Powiedziała łamiącym się tonem.- Synku... Po prostu nie kocham już twojego taty...

-Znalazłaś sobie kogoś. Prawda?

-Tak... Jak tylko przyjedziesz to...

-Nie. Nie ma takiej pierdolonej opcji, że przyjadę kurwa do ciebie! Zdradziłaś go! Tata chociaż o tym kurwa wie?!

-Tak... Katsuki... Wiesz przecież, że cię kocham i to, że nie będę już z twoim tatą nie ozna...

-Zostawiłaś mnie do cholery tak samo jak jego kurwa jego mać! Odkąd tu przyjechałem rozmawialiśmy jebane dwa razy i to tylko na początku! Potem kurwa tylko "Nie mam czasu". Co kurwa? byłaś za bardzo zajęta jebaniem się z fagasem?!- Krzyknąłem ponownie czując łzy w oczach.

-Katsuki! nie zwracaj się do mnie w ten...

-Będę! Zdradziłaś własnego męża! Swojego Mate! Kim ty do cholery jesteś by teraz prawić mi morały?!

-Przemyśl to.- Westchnęła cicho, a jej głos przechodził łzami.- Zadzwoń jak to sobie poukładasz.

-Czyli nigdy.- Prychnąłem, a ona się rozłączyła.

Dopiero teraz poczułem jak łzy spływają mi po policzkach. Dopiero gdy zobaczyłem na wyświetlaczu telefonu, że połączenie dobiegło końca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro