~14. O kurwa.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Katsuki]

Przejeżdżaliśmy ulicami. Patrzyłem za szybę jak krople deszczu po niej spływają. Na monitorze w jego tak bardzo wykurwiście drogim aucie zauważyłem, że jest czternasta.
Powinienem lekcje zaraz kończyć w teorii.
Kobieta która śmie się nazywać moją matką, czeka na mnie już w moim i taty domu.
Dziś jak włóczyłem się, szukając drogi do domu oznajmił mi to. Wiedziałbym wcześniej gdybym nie zablokował jej numeru...

-Zaraz będziemy. Twoja mama przyjechała autem do ciebie?

-Nie mam pojęcia. A co?

-Bo przed twoim domem stoi czerwone lamborghini.

-Fagas ją przywiózł? Tymbardziej się tam nie wybieram. Ona kurwa prawka nie posiada.- Fuknąłem zły.

-Spokojnie, może zanim wrócisz to zdąży pojechać.

-Wynajęła hotel na tydzień.- Mruknąłem.- Nie wiem jaki.

-Rozumiem... Ale może chociaż dziś ją wyminiesz. Jest taka możliwość przecież.

-Niby jest...

I akurat zaparkowaliśmy. Wysiadłem z auta, akurat przestawało powoli padać, ale nie zapowiada się by ten stan rzeczy miał się utrzymać długo.

-Tutaj mieszkam.- Powiedział stając obok mnie.

I dopiero teraz zauważyłem.

TO JEST KURWA TA NAJBARDZIEJ WYJEBANA CHATA Z CAŁEGO OSIEDLA NA KTÓRĄ GAPIŁEM SIĘ Z OKNA.

-O kurwa...

-Skromnie co?- Prychnął gorzko.

-Mały pałac. Co tu król mieszka?

-W takim wypadku jestem księciem.- Zaśmiał się.- Chodź.

Złapał mnie za nadgarstek i zaczął prowadzić. Zadzwonił domofonem i odebrała jakaś kobieta, musiał się przedstawić i dopiero otworzono przejście.

-Izuku, już jesteś? Szybko jak na dziś.- Usłyszałem kobiecy głos jak tylko wstąpiliśmy do przedpokoju. A dopiero po chwili zza ściany wyłoniła się błąd włosa brązowooka kobieta.- Z kolegą przyszedłeś..?- Zapytała podejrzliwie.- Nie podobne do ciebie byś kogoś przyprowadzał.

-Nie mów nikomu, że tu jest. Dobra? Anastasio, przedstawiam Ci Katsukiego.

-Miło mi cię poznać.- Odparła z uśmiechem kłaniając się delikatnie.

-Mi również miło.- Bąknąłem zdezorientowany, również się kłaniając.

Izuku mówił, że nie ma mamy... Po za tym ona nie przypomina nikogo z jego rodziny.

-Jestem opiekunką całej trójki rodzeństwa Midoriya.- Powiedziała po chwili.- Nawet nie wiesz ile ja o nich wiem.- Zachichotała.

Bardzo sympatyczna Beta z niej.
Ale po co opiekunka dla nastolatków?

-A ty kim jesteś dla Izuku?- Szepnęła mi na ucho.- On nigdy nikogo nie przyprowadził jeszcze. Musisz być jego Omegą. Tak?

-Jesteśmy tylko znajomymi...- Mruknąłem.

-Nie wierzę.- Odparła z uśmiechem.

-Anasi. Bo mi go wystraszysz.- Westchnął poirytowany, ponownie ujmując w dłoni mój nadgarstek.- Idziemy do mnie, będziesz mogła powiadomić mnie gdy ktoś wróci do domu?

-Tak, tak oczywiście.

-Dzięki.- Mruknął, jednocześnie odciągając mnie od niej.

Anasi? Ciekawe zdrobnienie imienia...

Weszliśmy po schodach na górę. Mijaliśmy bardzo dużą ilość pokoi, mały salon a nawet dość sporą bibliotekę. Aż w końcu dotarliśmy do pokoju Izuku.

Ogromny kurwa. Jego pokój jest wielkości całego mojego parteru, tak gdyby wyburzyć wszystkie ściany.
Fioletowe ściany, białe filary. Podłoga wyłożona białymi panelami na których widniał szary dywan. Czarne łóżko dwuosobowe z wojskowo-zieloną kołdrą, dużo regałów, wielka szafa z lustrem oraz set gamingowy czy zwykłe biurko (takie jak dla trzech osób) z wyłożonymi na niej różnymi stertami dokumentów. Wszelkie meble czarne oczywiście, zapomniałbym dodać. A jeszcze były drzwi prowadzące do łazienki, nad którą widniał kosz do koszykówki.

-Japierdole chcę taki pokój.- Mruknąłem rozglądając się.

-Mogę oddać. Mi się osobiście bardziej podoba ten należący do ciebie.- Mruknął zdejmując mokrą bluzę.- W ogóle czemu jesteś w samej koszulce? Nie jest Ci zimno?

-Zimno to nie... A wyszedłem tak na dwór bo wcześniej było ciepło.

-Dam Ci bluzę, bo będziesz chory.- Stwierdził podchodząc do szafy.

Sam usiadłem na jego łóżku, które było zajebiste. Mimo, że nie takie miękkie jak lubię to i tak wygodne.

-Proszę.- Powiedział podając mi ciemno zielony materiał. Od razu przełożyłem ją przez głowę i zrobiło mi się znacznie ciepłej.

-Wiesz, że pewnie jej nie odzyskasz. Racja?

-Wiem i nie marudzę.- Zaśmiał się, rzucając na łóżko centralnie obok mnie.- Anasi opiekowała się nami, odkąd miałem pięć lat... Stąd ona uważa, że wie wszystko o nas.

-Aaa...

-Ciekawiło cię to. Mam rację?

-No może troszeczkę...- Zaśmiałem się kładąc na plecach obok niego.

-Widziałem, że tak.- Zaśmiał się.

-To prawda, że nigdy nikogo nie przyprowadziłeś?

-Prawda.

-To czemu jestem tu?

-Bo nie jesteś nikim.

-A kim jestem?

-Wyszczekany dzieciakiem, który jako jedyny nie boi się wyrazić swojego zdania.

-Kupiłem tym twoje serce? Bardziej niż tamta dziwka na imprezie?

-Po pierwsze jaka dziwka? Po drugie tak, bo każdy się boi.

-Widziałem jak na imprezie całowałeś się z jakąś dziewczyną...

-Boże Kacchan... Uwierz mi, że dla mnie to nic nie znaczyło i nawet nie wiem kim ona jest... A jeżeli powiem ci powód to mnie wyśmiejesz.

-Jakiś powód chyba musisz mieć.- Bąknąłem.

-Jesteś zazdrosny?

-Nie. Ale ciekawski.

-Tyle to zauważyłem.

-To jak? Jaki powód.

-Taki, żeby każdy z moich braci myślał, że jestem taki jak oni.- Westchnął.- Wiem to chujowe... Ale ojciec od zawsze usiłował nam wpoić, że Omegi i kobiety są tylko zabawkami... Na jego nieszczęście mama zdołała nauczyć mnie kilku mądrych treści.

A ta informacja mnie kurwa zaszokowała.

-Dlaczego was takich rzeczy uczył?

-Bo dzięki temu nie będzie nas nikt rozpraszał przy pracy. Dlatego nie chcę byś ich poznawał.- Westchnął. - Zmieńmy może temat rozmowy, co?

I akurat Usłyszałem grzmot. Automatycznie się wystraszyłem i wtuliłem w zielonowłosego, bo był najbliżej.

-Czyli pomijasz grę wstępną?- Zaśmiał się.

-Spierdalaj.- Fuknąłem, jednak nie odsunąłem się od niego.

-Spokojnie.- Szepnął gładząc moje plecy.- Dlaczego tak panicznie boisz się burzy?

-Jak miałem z pięć lat, piorun jebnął drzewo obok którego się bawiłem z kuzynem... Od tamtego momentu myślę, że i mnie trafi.

-Małe szanse są na to.

-I tak nie zmieni to mojego lęku.- Mruknąłem patrząc na niego z dołu.- Małe szanse były, że drzewo oberwie.

Nie wiem czemu. Ale podoba mi się obecny stan rzeczy.
Lubię gdy on mnie obejmuje... Czuję się wtedy bezpieczny...

-Wiem, że nie zmieni twój pogląd.

-A ty czegoś się boisz..?

-Chyba nie ma takiej rzeczy.

-Każdy się czegoś boi.

-Potężne Alfy się nie boją.

-Pft, bo uwierzę.

-No tak. Skoro ja niczego się nie boję, to jestem najlepszy.

-Jeszcze się dowiem czego się boisz.

-Szukaj szczęścia.- Mruknął a ja zacząłem się śmiać. Jednak nagle jebnął piorun i bardzo szybko zmieniłem swoje nastawienie. Znów drżałem chowając głowę.

-Zabawne jest to, że nie boisz się aż tak burzy przy mnie. Ciekawe na jakiej zasadzie to działa...

-Nie wiem... Po prostu mniej się boję przy kimś.

-Ciekawe czy twój Ejiro by cię tak uspokajał.

-On ma dziewczynę. A mi się on nie podoba.- Fuknąłem oburzony.- Bawisz się w mojego Ojca.

-A myślałem, że twój Tato uwarza mnie za wzór na twojego partnera.

-Myśli, że podoba mi się Ejiro chyba... Nie wiem, ostatnio jak o tym mówił to się wkurwiłem i nie słuchałem.- Stwierdziłem jakgdyby nigdy nic.

Rozmawiam z nim jakbyśmy byli dobre kilka miesięcy razem.
Zachowujemy się tak.
Kurwa znam go miesiąc. Katsuki ogarnij hormony.
To pewnie przez ruję która mi się zbliża...

I nagle zaczął dzwonić mój telefon.

-Tata...- Mruknąłem zagryzając policzek.

Już ponad godzinę temu powinienem być w domu.

-Halo?

-Katsuki gdzie jesteś?- Usłyszałem od razu spokojny ale oskarżycielski ton głosu.

-Też miło cię słyszeć.- Mruknąłem.

-Pytam, gdzie jesteś.

-Jestem... z Izuku.

-Ah, tak... W takim wypadku możesz wystawić swoją mamę.

-Naprawdę?- Zapytałem zdziwiony. Wiem, że to ironia ale fajnie by było gdyby było prawdą.

-Nie. To oczywiste, że nie. Co ty sobie wyobrażasz Katsuki, nie poznaję cię ostatnio.

-Nie zamierzam się z nią wiedzieć. Wiem, że przyjechała autem ze swoim fagasem.- Prychnąłem siadając.- Nie chcę jej znać i ty też powinieneś.

-Ale to twoja mama. Katsuki proszę cię, poświęć jej chociaż godzinę, zachowaj się jak dorosły.

-Przez miesiąc nie chciała nas widzieć. Przez miesiąc rozmawiała ze mną dwa pieprzone razy. Teraz będzie miała problemy przez rozwód, bo wie, że będzie orzeczenie o jej winie. Nie zamierzam jej wi...

I znów jebnął piorun. Upuściłem telefon i się wtuliłem w Alfę z szybko bijącym sercem.

To było głośniejsze niż wcześniej.

Izuku objął mnie i sam podniósł mój telefon.

-Katsuki! Nie ignoruj mnie!- Usłyszałem krzyk w telefonie.

Nie wiedziałem, że mam aż tak głośny telefon... Albo on tak krzyczy...

-Z tej strony Midoriya Izuku. Proszę nie winić Katsukiego, że teraz odsunął się od telefonu ale to przez burzę.

-Przyprowadź go do domu jeżeli możesz.

-Nie zrobię nic co jest przeciw jego woli. Przepraszam.

-To chociaż spróbuj mu przetłumaczyć.

-Szczerze powiedziawszy, osobiście uważam, że Katsuki ową rację posiada, ale też zgadzam się z Pańskim zdaniem. Powinien chociaż na chwilę przyjść by porozmawiać.

Krzywo się na niego spojrzałem a on tylko lekko się uśmiechnął.

-Możesz mu też przekazać, że wiem o jego wagarach.- Usłyszałem po chwili westchnięcie.

-Przekażę.

-Dobrze... Jeżeli dasz radę to go przekonaj.

-Dobrze. Do widzenia.

-Ta, do usłyszenia.

Odłożył telefon na łóżku. A ja oburzony się od niego odsunąłem i usiadłem plecami do niego.

-Uważam, że masz stu procentowo rację odnośnie tego Dlaczego ona chce się z tobą widzieć. Ale powinieneś zachować się dorośle i zamienić z nią słowo. Nie możesz od tego uciekać.

-Najgorsze jest to, że o tym wiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro