~16. Ruja.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Katsuki]
(14.10 środa)

Minął ponad tydzień odkąd miałem starcie z matką a także od dnia w którym dowiedziałem się, że się puszcza.

Aktualnie miałem iść na dziesiątą do szkoły, bo panuje wirus i dwóch moich nauczycieli dostało chorobowe, a nie było nikogo kto mógłby być w zastępstwie.

Jednak nie ubolewam nad tym faktem, a wręcz się cieszę, bo od dziewiątej zwijam się z bólu na łóżku.
Dostałem kurwa rui, pierwszy raz na tyle bolesnej. W ogóle pierwszy raz odczuwam ból podczas niej i to jest nie do zniesienia. Żadne leki nie pomagają ani nic. Ojciec mi mówił, że jutro już minie, ale cały dzień będę się męczył. A on sam nie wie, czym jest spowodowany mój stan i powiedział, że jak mi przejdzie to pójdziemy do lekarza.

Osobiście, nie chce mi się latać po szpitalach, ale ojciec się kurwa uparł, twierdząc, że to może kolejny skutek tamtego wstrząsu mózgu.

-Dokonam kurwa zaraz autosterylizacji.- Wysyczałem pod nosem zaciskając dłoń na kołdrze.

Wyrwę tę jebaną macicę. Zostanę Betą i świat kurwa będzie piękny.

Żart. Tak to kurwa nie działa.
Niestety.

-Katsuki. Wiedziałeś, że jutro ma być pełnia?

-I co z tym kurwa faktem?!- Warknąłem słysząc głos bruneta który wszedł do pokoju.

-Tym, może być spowodowany twój stan synku.- Westchnął siadając obok mnie.- Podczas pełni jak i też do dwóch dni przed nią nasz gatunek jest o wiele bardziej wrażliwy, wyczulony i impulsywny. Wiesz o tym na pewno. Więc to może mieć związek z tym.

-A-Alfa mi pomoże. Tak?

-Powinien... Ale tylko twój przeznaczony.

-Nie mam!- Warknąłem znów się zwijając.-Proszę daj leki n-na senne.

-Ale te krótko trwające.

-Yhy...

Ojciec wyszedł. Po chwili wrócił z lekami, którymi zazwyczaj faszerowała się moja matka, która zawsze miała problem z snem. Wrócił po kilku minutach.

-Synku wiesz, że może Ci pomóc też Alfa którego uważasz za bliskiego dla ciebie..?

-Co kurwa kombinujesz..?- Mruknąłem po chwili, mocniej podkulając nogi i ścierając łzy spływające po policzkach.

-Przyszedł Midoriya. Powiedział, że chciał pojechać z tobą do szkoły...

Spojrzałem w tamtejszą stronę z wściekłością, którą niestety przyćmiewał ból.

Przez tydzień praktycznie kontaktu z nim nie miałem. Zastanawiałem się czym jest to spowodowane i myślałem już, że to moja wina.

-Kacchan..?- Zapytał wchodząc do pokoju, jednak gdy zauważył mój stan to wręcz podbiegł do łóżka i usiadł na nim.

Wręcz od razu poczułem jego dużą dłoń na plecach.

-M-mam ruję. Wyjdź stąd kurw-ah...- Jęknąłem cicho, jak przejechał dłonią po mojej szyi. Po gruczołach, gdzie kiedyś mogę mieć oznaczenie.

Autentycznie stałem się czerwony.

-Spokojnie, jestem uodporniony na ruję u Omeg. Zapomniałeś?- Zaśmiał się cicho.- I przepraszam, nie będę dotykał cię w tamtym miejscu.

-I-Idź d-do szkoły.- Szepnąłem zamykając oczy.

Rzeczywiście, zaczynam stosunkowo lepiej się czuć. Dalej cholernie boli ale jest lepiej...

-Zostanę z tobą. I tak mam cały tydzień nieobecności, jeden dzień różnicy mi nie zrobi.

-Zostawię ci te leki na biurku w razie potrzeby. Ja idę do kuchni, obiad zacznę robić.

-Yhym...- Mruknąłem a ojciec wyszedł.

-Pomaga ci moja obecność?- Zapytał z uśmiechem na twarzy.

-Yhym...- Kolejny pomruk wydobył się z moich ust.

Dalej dłonią gładził moje plecy, poprzez koc.
Kurwa jak ja się cieszę, że jestem okryty cienkim ale puszystym kocem, bo kurwa czuję, że jestem spocony.

-Przepraszam, że milczałem ten tydzień, ale byłem na wyjeździe z Ojcem i bratem.

-Myślałem, że ja coś zrobiłem Mghh...

Kurwa jak przyjemnie...

-Ty? Oczywiście, że nie. Ale miałem tyle roboty, że praktycznie w telefon nie zaglądałem. A gdy już miałem wolne, to było po dwudziestej drugiej a ja z zmęczenia praktycznie od razu zasypiałem.

-Rozumiem...

-Bardzo boli?

-Cholernie...- Szepnąłem czując, że dalej łzy swobodnie ściekają mi po policzkach. Mniej niż wcześniej, ale jednak.

-Mam pomysł.

-C-Co ty?

-Nie bój się.- Powiedział pewnie.

Nagle mnie podniósł i przełożył na swoje kolana razem z kocem, w który byłem zawinięty.

-Deku?

-Jeżeli sam mój dotyk troszkę ci pomagał, to może bliższy kontakt więcej wniesie. Nie wiem, na ile to pomoże, bo nigdy nie pomagałem, żadnej Omedze podczas rui... Ale postaram się ci pomóc chociaż trochę.

-Jestem pierwszym?

-Dokładnie.- Zaśmiał się, gdy ja wtuliłem w jego klatkę piersiową.

On cały czas jedną dłonią gładził moje plecy albo bok. Drugą ręką natomiast podtrzymywał moje plecy.

-Mmm...- Mruczałem cicho z przyjemności. Boże kurwa jak mi dobrze...

-I jak, pomaga?

-Mhm...

Usłyszałem jego cichy śmiech i otworzyłem oczy. Deku obserwował mnie dokładnie.

-Co..?

-Uroczo się zachowujesz.

-Spierdalaj.- Prychnąłem znów zamykając oczy.- Jest mi dobrze...- Dodałem szeptem.

-To dobrze, że lepiej ci.

Przełożył dłoń którą gładził do tej pory moje plecy i zaczął się bawić moimi włosami.
On siedział na moim łóżku, oparty o ścianę, ja się w niego wtuliłem...

Pewnie wyglądamy jak urocza zakochana para.
A co do czego dopiero wkraczamy na etap przyjaźni. A przynajmniej tak myślę.

Zaczął bawić się moimi włosami, zakręcał je na palcach i drapał mnie delikatnie po głowie.

-Ahn!- Jęknąłem, od razu zakrywając dłonią usta.- Nie za uszy!- Pisnąłem karcąc go. Uderzyłem go w klatę z pięści, a on zacisnął palce na płatku mojego ucha. Aż zagryzłem dłoń i zacisnąłem nogi.- Mghh... I-izu...

-Nie bij mnie Kacchan. Nie, gdy mam przewagę nad tobą.

-Frajer.- Syknąłem, wyjmując zęby ze skóry dłoni.

-Masz bardzo wrażliwe uszy. Co?

-Daj mi kurwa spokój.- Warknąłem wtulając się w niego.

Jak tak dalej pójdzie to chuj mnie podnieci. A jest kurwa blisko zrobienia tego.
Przestał haczyć o moje uszy i szyję, czyli dwa miejsca które mam nadto wrażliwe.
Wtuliłem się w niego ponownie, on znów bawił się moimi włosami, a ja zacząłem przysypiać.

Ból zaczął zanikać, bo zacząłem skupiać swoją uwagę na jego przyjemnym dotyku. Dodatkowo jest mi bardzo ciepło i jest taka przyjemna cisza...

-Kacchan...

-Hm?

-Nie zasypiaj mi tu.

-Przyjemnie...

-I co ja będę robić jak zaśniesz?

-Grzecznie przytulał mnie dalej, bo znów będę zwijał się z bólu.- Zaśmiałem się, nawet nie otwierając oczu. Usłyszałem tylko jego ciche "mhm" z brzmięcznym śmiechem.- Grzeczna Alfa.

-Co ja z tobą mam...

-Nie wiem.- Mruknąłem.- Ale jeśli nie chcesz bym zasnął to... pozadawaj mi pytania czy coś. Może Ci się uda.

-Pytanie za pytanie?

-Okej. Ty zacznij.

-Hm... Palisz albo pijesz?

-Nie palę.- Powiedziałem bez zastanowienia.- No dobra, popalam smakowe powietrze. A co do alkoholu to nigdy nie piłem.

-Co znaczy te twoje "smakowe powietrze"?

-Papierosy elektryczne. One są smakowe... Ale to już drugie pytanie.

-To było wytłumaczenie.

-Niech Ci będzie. Teraz moja kolej tak?- Powiedziałem obserwując go z dołu.- Hm... Twoje ulubione jedzenie?

-Katsudon. A Twoje?

-Wszystko co jest pikantne. No... I słodycze, najbardziej czekolada.

-Masz ruję. Nie masz ochoty na słodkie?

-Nie, mam wrażenie, że jeśli coś zjem to zwymiotuję. Teraz Twoje pytanie, które nie będzie kopią mojego.

-Hm... Kto jest Ci najbliższy ze znajomych?

-Jedną osobę mam wybrać..?

-Możesz top trzy.

-Hm... wezmę podług tych z którymi mam najlepszy kontakt... Więc Kirishima, Yuriko i... Deku.

-Kim jest Deku?

-A co? Zazdrosny?

-Nie znam nikogo stąd o tym imieniu.

-A kto powiedział, że jest z Osaki?

-A to jest z Tokio?

-Nie.

-To skąd?

-Z Osaki.

-Kacchan, nie rób ze mnie głupiego. Kim jest Deku?

-Deku to Ty. Już zapomniałeś?

-Czekaj co?

-Tydzień temu jak byłem u ciebie tak zacząłem na ciebie mówić. Za te twoje zwracanie się do mnie "Kacchan".

-Aaa... Było coś takiego.

-Masz słabą pamięć, co?

-Mam wystarczająco dobrą.

-Gdybyś nie zapamiętywał każdego z tego miasta, to byś pamiętał.- Prychnąłem.

-Przyzwyczaiłem się, że ludzie mówią do mnie Fire albo po nazwisku.

-Dlaczego Fire?

-Pseudonim przy załatwianiu spraw. Na początku miał być taki by nikt nie wiedział Kim jestem... A skończyło się przez mojego przygłupiego braciszka, że każdy je zna.

-Yukimura i Ryuku też je mają, dobrze kojarzę?

-Tak. Maska i Bloody.

-To teraz jesteś jeszcze Deku.

-Nie będę się nazywał Deku.

-To nie będziesz do mnie mówić Kacchan.

-Dobrze, będę Deku, ale tylko dla ciebie.

-Wytresowany Alfa.- Zaśmiałem się obserwując jego roześmiane oczy. Położyłem dłoń na jego policzku i przejechałem kciukiem po tych piegach.- Deku..?

-Tak Kacchan?

-L-leki...- Szepnąłem czując jak zamazuje mi się wzrok.

-Cholera.








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro