~19. Pełnia cz2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Przepraszam...- Szepnął cicho.

-Jak się czujesz..?

-Lepiej.- Mruknął a ja zacząłem rozpinać jego nadgarstki.

-Nie odpinaj go. Dalej stanowi niebezpieczeństwo.- Nakazała mi kobieta.

-Odepnę go. Przed chwilą opanowałem jego Alfę do chuja! Nie macie prawa go trzymać zapiętego gdy już nie stanowi zagrożenia, są na to paragrafy.- Warknąłem.- Ma Pani może jakieś leki uspokajające i wyciszające w gabinecie? Aktualnie to on ich potrzebuje by mieć stu procentową pewność, że jego wewnętrzny głos da spokój na jakiś czas.

Pielęgniarka obserwowała mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Nie sądziła, że zacznę jej grozić paragrafami i będę wiedział jak postąpić.

-Tak... Już...- Mruknęła kiwając głową.- Jednak odepniesz go za pięć minut jak leki zaczną działać.

-Dobrze.- Powiedziałem odwracając się do Izuku.

Był wycieńczony i blady na twarzy. Dużo energii zjadła mu walka z wewnętrznym głosem i jest okropnie osłabiony.

-Chcesz wody Izu?

Na moje pytanie tylko kiwnął głową, a mój ojciec oznajmił, że pójdzie do automatu i kupi jedną butelkę.

Pielęgniarka podała mu dwa zastrzyki, bo mają szybsze i lepsze działanie. A ja siedziałem przy nim i uspokajałem. Aktualnie też zdołałem razem z kobietą rozpiąć go z pasów.

-Kacchan czemu tu jesteś..? Masz ruję, to niebezpieczne.- Mruknął cicho.- Nie dam rady cię obronić... Nawet przed sobą...

-Jak ja się źle czułem to mnie nie zostawiłeś. Ja ciebie też nie zamierzam zostawić.- Zaśmiałem się gładząc jego dłoń.

Akurat ktoś zapukał do gabinetu, nim się obejrzałem do pomieszczenia wszedł Kirishima z podbitym okiem.

-Shitthair? Coś ty zrobił?- Zapytałem podbiegając wręcz do niego.

-Bakubro? Co ty tu robisz?

-Em...

-Aha... Fire, do niego przyszedłeś z rują? Katsuki nie pierdol, że się z nim-

Nie dokończyl bo mu strzeliłem w twarz.
W tę nie opuchniętą do tej pory część.

-Przyjaźnię się z nim i nie zamierzam go zostawić w potrzebie tak jak ciebie cholero jebana.- Warknąłem.- Co żeś odjebał?

-Wdałem się w bójkę.- Zaśmiał się.- Wygrałem. Nawiasem mówiąc.

-Japierdolę, nie opłaca się na ciebie marnować czasu w tym momencie skoro jesteś dumny z posiniaczonej gęby.- Prychnąłem się i odwróciłem ponownie do Izuku, który dał radę właśnie usiąść a mój ojciec podawał mu wodę.

-Pan Bakugo? Co Pan tu robi?- Zapytał Ejiro, który jak się okazało poszedł za mną.

-Przyjechałem z Katsukim, dla jego bezpieczeństwa.

-Izuku. Jest lepiej?

-Yhm. Jest już dobrze. Nie musisz się martwić.

-Nie traciłeś wcześniej kontroli. Dlaczego teraz to się zdarza..?

-Wytłumaczę Ci później.- Westchnął po chwili.

-Pierwszy raz widzę pokonanaego Midoriyę.- Roześmiał się.- Ten ślad na twarzy to po dłoni Bakugo?

-Idealne odbicie tego co ty posiadasz na twarzy, nie prawdaż?- Kąsnął w jego stronę.- Pani Recorvery, mogę już iść? Lepiej się czuje.

-Jeżeli zostaniesz zwolniony przez rodzica.

-Mój Ojciec jest na drugim końcu świata. Może być trochę ciężko.

-A drugi rodzic?

-Nie posiadam mamy.

-Przyjechałem razem z Tatą po niego. My możemy go zabrać.

-Ale twój Ojciec nie jest jego prawnym opiekunem.

-Nie można zrobić wyjątku? Widzi Pani sama, że nic mu się z nami nie stanie.

-No...

-Nie. Ja rozumiem, lepiej będzie jak zadzwonię do Ojca i w tym momencie przeszkodzę mu w konferencji odnośnie nowego projektu który będzie dla Japonii korzystny pod wieloma względami, a jeżeli teraz mu przerwę to możemy stracić wpływy od Niemczech.

-Dobrze, zrobimy wyjątek.- Westchnęła.- Jednak w dokumentach wpiszę, że wróciłeś na lekcję, bo potem ja będę miała problemy.

-Dobrze, mój Ojciec gdy wróci to zajmie się usprawiedliwieniem tych godzin.- Mruknął wstawając. Jednak tak szybko jak wstał, prawie z tą samą prędkością spadłby na podłogę gdybym go nie chwycił a Kirishima mi pomógł posadzić go na łóżku szpitalnym.

-Izuku?

-Jest dobrze... Czarno przed oczami mi się zrobiło.- Westchnął cicho, znów się podnosząc, jednak tym razem trzymałem go.

Wyszliśmy ze szkoły, cały czas trzymałem za ramię Izuku bo po prostu kurwa się bałem, że zasłabnie.

-Zadzwonię po taksówkę.- Mruknąłem jedną ręką wyjmując telefon.

-Panie Masaru, ma Pan może prawo jazdy? Tu niedaleko mam zaparkowane auto, ale mówiąc szczerze, boję się wsiąść za kółko jak narazie.

-Tak, mam prawo jazdy.

-Mógłby Pan poprowadzić?

-Oczywiście.- Odparł, a ja zgasiłem telefon i schowałem do kieszeni.

Ruszyliśmy w kierunku jego auta i razem z Deku zajęliśmy tylne miejsca gdy mój Ojciec te przeznaczone dla kierowcy.

-Chcesz jechać do swojego domu, czy do nas?

-Mogę do was? Nie przepadam za siedzeniem u siebie.- Mruknął cicho zapinając pas bezpieczeństwa.

-Tak, z tym nie ma problemu.- Zaśmiał się odpalając auto.

Jechaliśmy w ciszy. Obserwowałem ukradkiem zielonowłosego, który chyba walczył z zaśnięciem. A gdy dotarliśmy znów wręcz prowadziłem go do środka.

-Kacchan, nic mi już nie jest... Dzięki tobie.- Zaśmiał się cicho.

-Dla mojej pewności.- Mruknąłem.- Pójdziemy do mnie Tato, jeszcze raz dziękuję.

-Spokojnie, nie ma za co dzieciaki. Ale wybaczcie ja idę spać, bo jestem wycieńczony.

-Dziękuję proszę Pana.

Rozeszliśmy się. Izuku od razu usiadł na moim łóżku, a ja byłem pewny już tego, że on chce spać.

-Deku, jesteś śpiący.

-Nie. Nie jestem głodny.- Mruknął przecierając oczy.

-Pytałem czy jesteś śpiący. A raczej stwierdziłem to.

-Hm? Nie... Nie chcę spać.

-kłamiesz.- Stwierdziłem podchodząc do niego.- Połóż się lepiej.

-Nie...

Ja akurat połknąłem kolejną dawkę leków i stanąłem przed nim.

Jeżeli nie po dobroci to podpuchą.

-A położysz się ze mną?

-Yhm...

-To chodź. A ty jesteś śpiący Kacchan..?

-Trochę.

-To będę cię pilnował...

-Dobrze.

Tyle, że to ja będę pilnował ciebie.

Położyliśmy się w moim łóżku, okryłem nas kocem a następnie wtuliłem w niego. Długo nie musiałem czekać.
Na prawdę. Bo po jakichś pięciu minutach piegowaty już spał.

Natomiast mnie, jego obecność zaczęła przytłaczać. Nic nie robił. Zawsze jak tylko mogłem się do niego przytulić to było mi kurwa zajebiście a teraz im dłużej leżałem przytulony do niego, tym duszniej mi było, a brałem przed chwilą dosłownie kolejną dawkę leków.

-Umh...- Mruknąłem cicho, usiłując się wyswobodzić z jego objęć tak, by go nie obudzić. Jednak było to cięższe niż sądziłem, Alfa pilnował tego bym był blisko. Trzymał mnie mocno w talii i najwidoczniej nie planował puścić.

Kurwa, przecież dni Alfy mu się nie skończyły, są złagodniałe jedynie objawy.

Jębnąłem się mentalnie w między oczy.

Ja mam ruję, on dni Alfy. Toć to do cholery warunki idealne do spłodzenia gówniarza i to bez naszej woli.
Omega moja nie przejmie panowania bo wziąłem leki wyciszające, jego Alfą nie przejmie panowania bo wziął leki uspakające i wyciszające a w dodatku to ja mu rozkazałem oddać Izuku, nie będzie mógł przejąć władzy nad jego ciałem jakiś czas. Nie wiem ile niestety... Ale dlatego mimo leków nasze organizmy reagują.

Ale skoro moja Omega reaguje na Izuku, mnie on pomógł w rui, a jego Alfa się mnie posłuchała... Na pewno jesteśmy mate. Nie uwierzę, że nie.

Jednak te rozmyślenia zostawię na później. Muszę się wydostać z jego objęć, bo już czuję, że jestem cały mokry.

Obróciłem się do niego plecami i zacząłem zsuwać jego dłonie z siebie i gdy już chciałem się podnieć, on nagle chwycił mnie mocno w pasie i pociągnął do siebie.

-Ahn!

Byłem okropnie blisko niego. Czułem na swoich plecach jego tors, na swojej głowie, tę jego.
To było by jeszcze przyjemne gdyby jednocześnie nie czuł jego kutasa na swojej dupie do cholery!

-Nghm...- Jęknąłem zagryzając dłoń, gdy tylko się poruszyłem.

Chwila, on się podniecił, samym przytulaniem mnie?!

Dobra, próba drugą wydostania się. Jeżeli teraz się nie uda, to go obudzę...

-Nhhh...

Ponowny jęk wydobył się z moich ust, gdy poczułem jak jego lewą ręką pada na moje kroczę.

Nie. Mam to w piździe. Nie wyśpi się i chuj.

-Deku.- Zawołałem go jednocześnie trzęsąc jego ręką.

-Mmm...

-Deku, obudź się.- Rozkazałem wiercąc się.

Jednak przestałem się poruszać gdy poczułem, że jego problem jeszcze bardziej stwardniał.

-Izuku!- Krzyknąłem, gryząc go w rękę w końcu.

-Akh. Kacchan, co jest, co się dzieje?- Zapytał zlękniony i wystraszony, zdejmując ze mnie rękę, tym samym wypuszczając mnie.

Szybko odsunąłem się od niego i wstałem, jednak moje drżące nogi mi nie pomogły i upadłem na kolana.

-Kacchan?- Zapytał ponownie wstając szybko i klękając przede mną.

Jego niezrozumienie szybko znikło z twarzy, gdy zobaczył moją twarz, która najpewniej była cała czerwona a mój przyśpieszony i krótki oddech któremu towarzyszyły pojedyncze sapnięcia ukazały mu co się stało.

-Pomogę ci wstać.- Oznajmił mi, od razu mnie podnosząc na ręce niczym pannę młodą

-Mhh! I-zu...- Jęknąłem cicho znów czując jego przyrodzenie przy swoim tyłku. Położył mnie na łóżku i dopiero zauważył, że sam jest w podobnej sytuacji i teraz to jego twarz oblewała czysta czerwień.

-Um... I-Idę do łazienki.- Zająkał się, szybko wybiegając z pokoju.

Ja sam zakryłem się kocem, bo zaraz mnie pojebie. Zacząłem sam siebie zaspokajać, bo piekielne podniecenie nie da mi spokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro