~22. Życiorysy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Jakby się tak zastanowić... Nigdy nie opowiadałeś mi o swojej rodzinie. O mojej wiesz już chyba wszystko...- Mruknąłem siadając na łóżku, a on dołączył do mnie.

-Bo nie ma nic ciekawego. Mój młodszy brat, wyruchałby wszystko co się rusza. Starszy, nigdy nie spojrzał na żadną Omegę. Ten młodszy imprezuje ile może, jednocześnie utrzymując wysokie stopnie i biorąc udział we wszystkim w szkole. Ten starszy pracuje w firmie Ojca, mieszka za granicą i raz w miesiącu na tydzień wraca do rodzinnego miasta. Ten młodszy jest irytujący, a ten starszy... On mnie nauczył wszystkiego o życiu...

-Czyli Yukimura jest ble a Ryuku cacy?

-Patrząc na te dziecinne swormuowanie, można tak twierdzić.

-A ty jesteś ble czy cacy?- Zapytałem z śmiechem.

-Jestem pomiędzy. Ale chyba bardziej cacy.- Zaśmiał się.- A ty jak uważasz?

-Że cacy.

-No to dobrze chyba co?

-Chyba jo.

-Czemu nagle wypowiadasz się tak dziwnie i prosto?

-Bo lubię. Czemu wypowiadasz się jak sztywniak?

-Bo w domu mnie tak nauczono.

-Hm... Zmieni się to.

-Mhm...

-A wiem też, że twój Ojciec jest chujem co lubi władzę. A twoja mama?

-Moja mama... Ona nie żyje...- Mruknął smętniejąc.

-Ouh... Ja... przepraszam. Nie wiedziałem.- Szepnąłem przytulając go.

Zrobiło mi się tak cholernie głupio, ale skąd kurwa migłem wiedzieć?

-Spokojnie, trzynaście lat w grudniu minie. Nauczyłem się z tym żyć.- Odparł, kładąc dłoń na moich plecach.

-A jeśli mogę spytać... Jaka ona była?

-Delikatna i kochana... Była Omegą o zielonych włosach i oczach. Kochała przyrodę, dobroć ludzką oraz uwielbiała ciszę. To ona nauczyła mnie normalnych wartości którymi powinienem się kierować w życiu... Jednak zmarła gdy miałem pięć lat. W wigilię auto ją potrąciło gdy wracała z sklepu. Pijany kierowca wjechał w nią.

-Przykro mi Izuku...- Szepnąłem, nie wiedząc jak zareagować.

-Spokojnie.- Mruknął po czym zaczął kontynuować.- Gdy skończyłem rok, rozwiodła się z moim Ojcem, bo ją zdradzał a po jej śmierci on przejął nade mną opiekę.

-Ryuku i Yukimura są z innych matek?

-Śmiesznie może to wyglądać, ale każdy z nas posiadał mamę na wyłączność. Tyle, że Mama Ryuku mieszka w Anglii, a Yukimury, dalej w Osace i dalej daje dupy mojemu Ojcu. Oni nie są razem. Żeby nie było.

-Dlaczego?

-Bo ten frajer twierdzi, że miłość nie istnieje a seks to naturalny odruch który każdy posiada.

-Jebany frajer.- Prychnąłem, a on się zaśmiał.

-Też tak myślę.

-Hm... Ja ci mogę powiedzieć, że ja z moją matką, rzadko rozmawialiśmy. Odkąd skończyłem siedem lat. Zaczął nam się kontakt urywać, aż w końcu nawet nie zwracała na mnie uwagi. Tyle co podczas obiadu zamieniliśmy słowo, czy gdy przynosiła mi leki na ruję... A no i gdy pierwszej dostałem, to tłumaczyła mi na czym polega, co i jak.

-Słabo...

-W chuj. Ojciec zawsze ciężko pracował, ale znajdował dla mnie chociaż trochę czasu.

-Jesteś jedynakiem, tak?

-Jestem..? Tak jestem... No i w sumie odpowiada mi to w cholerę. Lubię samotność.

-Czasami też chciałbym nim być.

-Polecam serdecznie.- Zaśmiałem się odsuwając od niego.- A zmieniając temat z ponurego na gnębienie twoich zdolności kulinarnych. Robisz dziś ze mną kolację.

-Jaką?

-Naleśniki, bo mam w chuj ochotę, ale na obiad jest ramen który wczoraj zrobiłem i nikt oprócz ojca go nie tknął, a nie chce by moje starania poszły w kibel.

-Z chęcią ci pomogę Kacchan.

-Ja myślę.

-Hmm... A co chcesz teraz robić?

-Z chęcią poleżałbym.

-A nie zaśniesz?

-Jeżeli będziesz zadawał mi ciekawe pytania.

-To co? Pytanie za pytanie. Tak?

-Dokładnie.- Odparłem z uśmiechem kładąc się na łóżku. A Deku podążył w moje ślady.

Leżeliśmy tak i zadawaliśmy sobie pytania jakąś godzinę, aż w końcu zasnąłem, nie wiedząc Czemu.

Jak się obudziłem była piętnasta a mój telefon wydzwaniał.

-Czego kurwa?- Warknąłem do słuchawki w miarę cicho widzac, że Deku śpi.

-Otworzysz mi drzwi? Przyniosłem Ci lekcje.

-Ta... Idę.- Westchnąłem wstając i kierując się do drzwi.

Otworzyłem Kirishimie a on zaraz za mną wszedł do mieszkania.

-A wytłumaczysz mi matmę? Jutro jest sprawdzian!

-Jutro jest sobota.- Westchnąłem kierując się do kuchni.

-A... To w poniedziałek jest. Ale wytłumaczysz mi?

-Jutro ci Wytłumaczę.- Stwierdziłem wstawiając wodę.

-Dlaczego nie dziś?

-Bo zdążyłem się obudzić i nie myślę. Nie mam siły ci tego tłumaczyć.

-No dobra. To ja idę do twojego pokoju może i wyjmę wszystkie Zeszyty gdzie jest coś sensownego.

-Nie idź tam.- Ostrzegłem go.

-Czemu?

-Bo ja tak mówię.- Syknąłem.

Nie chcę by zobaczył śpiącego w moim łóżku Deku.

-Kacchan..?- Usłyszałem mruknięcie z przedpokoju, zasranego głosu zielonowłosego.- Jesteś tu?

-Co do cholery robi u ciebie Midoriya?

-Eee... Spał?- Wypaliłem gdy obiekt naszej rozmowy wszedł do kuchni.

-Kirishima..?

-Co robisz kurwa u Bakugo?

-Eee spałem?- Wypalił jakgdyby nigdy nic.- Chyba z resztą da się zauważyć, że zdołałem się obudzić.

Przynajmniej wpasował się w moją wersję wydarzeń.

-Co ty nie powiesz. On ma ruję i ty u niego siedzisz? Drugi raz gdy ma ruję. Interesujące.

-Kirishima chuju. Zamknij mordę.- Fuknąłem.- Przypomnę ci, że gdy ostatnio miałem pierwszy dzień rui, praktycznie cały dzień u mnie spędziłeś.

-A ja ci przypomnę, że się z nim pożarłem i on ciebie, ledwo przytomnego zabrał do domu.

-To źle, że mu pomogłem?- Zaśmiał się gorzko.

-Chuj wie ci mu zrobiłeś wtedy.

-Jeszcze raz kurwa zasugeruj, że jestem gwałcicielem to współczuję ci.- Warknął.

Od razu stanąłem między nimi.

-Jeżeli oboje się zaraz nie uspokoicie to obydwóch wyjebię za drzwi.- Fuknąłem.- Kirishima zrozum, że Deku nic mi nie zrobił a ty Deku zrozum, że Kirishima się o mnie martwi. Jeżeli się nie pogodzicie chociaż w mojej obecności to nie chce was widzieć. A na pewno nie w jednym momencie.

-Ugh.- Warknęli oboje.

-To skoro się kurwa rozumiemy. Dajcie sobie rączki na zgodę. Nie będę chujem, więc buziaczki wam odpuszczę.- Prychnąłem, odchodząc i zalewając kawę.- Czekam.

Z wkurwieniem na twarzy, podali sobie ręce.

-Grzeczne Alfy.

-Co robisz Kacchan?

-Kawę. Chcecie?

-Tak.- Odpowiedzieli zgodnie, a kątem oka zobaczyłem jak posyłają sobie krzywe spojrzenie.

-Oboje czarna kawa. Tyle, że Ty shittyHair słodzisz jedną. Dobrze pamiętam?

-Dokładnie.- Znów odezwali się w tym samym czasie a ja się zaśmiałem, szykując napoje.

-Oboje jesteście kochani, a jednocześnie tak kurwa nieznośni momentami, że zastanawiam się na chuj z wami gadam.- Wypaliłem, zalewając kubki wrzątkiem.

-Co ty nie powiesz Kacchan.- Mruknął Deku.

Wiem co miał na myśli... I nie stety wiem, że nie chodzi mu o to jak wczoraj leciałem do niego bo źle się czuł. Tylko o to co stało się później.

-Co ja nie powiem? Interesujące.- Mruknąłem wiercąc wzrokiem w nim dziurę.- Kiri powiedz mi kurwa... Pokemon jest z leniwcem?

-Nie, ale zachowują się tak jakby pieprzyli się co noc.- Prychnął.

-To czemu się nie zejdą ze sobą.- Westchnąłem, kierując się z kubkiem do salonu. Tamci oczywiście podążyli za mną.

-Nie wiem.

-Czekaj kim jest pokemon i leniwiec?- Zapytał Deku.

-A ponoć znasz każdego z miasta.- Prychnąłem zajmując miejsce na kanapie.

Rekin usiadł na fotelu a Deku obok mnie.

-Znam, ale jak mówicie pseudonimami to skąd mam wiedzieć o kim mowa?

-No masz problem.- Zaśmiał się czerwonowłosy.

-Pokemon to Kaminari a leniwiec to ten tamten.

-Ten tamten?- Zapytał rozbawiony.

-No ten tamten fioletowy zmęczony życiem. Jak on miał... Horikoshi?

-Hitoshi.- Prychnął Kiri.- Kurwa Hitoshi.

-No niech Ci kurwa będzie.

-Czekaj Shinso? Nic się nie chwalił.- Mruknął.- Choć jakby się zastanowić ostatnio jest jakiś zamyślony...

-Bo zakochaaanyyy. Ble. Nie wyobrażam sobie jakbym miał o kimś do cholery myśleć ciągle i się wręcz uzależnić.- Westchnąłem.

-Właśnie. To ty nie chcesz mieć partnera czy znaleźć mate?- Zapytał podejrzliwie rekin.

-Nie no, chciałbym ale nie wyobrażam sobie tego.- Mruknąłem popijając napój.- Nie nadaję się do związków. Nie to co ty z Miną. Właśnie Deku ty masz kogoś?

-Nie. Myślałem, że wiesz.- Zaśmiał się.

-Nie pytałem to nie wiem.

-Cała szkoła i nie tylko wie, że Midoriya jest wolny.

-Ale ja nie interesuje się tym o czym gadają inni tylko tym czego dowiem się od danej osoby.

-No dobra, dobra.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro