~31. Kupno domu.
Jest już jedenasta. Yukimura zaraz ma przynieść mi walizkę z ubraniami, a ja na szybko będę musiał się uszykować i wyjechać by zobaczyć mieszkanie które mam w planach nabyć.
Czekam dosłownie na ulicy przed posiadłością mojego Ojca.
-Stary...
-Nie wkurwiaj mnie nawet. Sprzedawałeś Urarace GHB?
-Co sprzedawałem?
-Nie pierdol. Wiem, że handlujesz prochami. Sprzedawałeś jej to?
Zamilkł obserwując mnie niepewnie.
-Mów kurwa.- Warknąłem używając głosu Alfy.
-Tak... Ale o co chodzi?
-Mi ją kurwa podała frajerze pierdolony. Przez ciebie teraz stałem się bezdomnym. Ciesz się kurwa, że roboty jeszcze nie utraciłem bo bym cię rozszarpał i poszedł siedzieć. Gdyby nie Shinso i Yuriko bym rozszarpał ją i kilka innych osób bo Alfa przejął nade mną kontrole. Wiesz co to znaczy prawda?!
-Ja nie wiedziałem komu planuje to dać!
-Ale jej to kurwa sprzedałeś.- Fuknąłem.- Handluj sobie czym chcesz ale nie prochami na gwałt.- Warknąłem ciszej, łapiąc go za bluzę.- I nie myśl sobie nawet, że ominą cię konsekwencje.
Odepchnąłem go i zabrałem walizkę i torbę.
Wsiadłem do swojego auta i pojechałem do domu Katsukiego.
Nie mogę pozwolić na to, by wiedzieli o mojej znajomości z nim...
Zabrałem z torby garnitur i wyszedłem. Skierowałem się prosto do środka.
-Izuku?
-Pójdziesz ze mną obejrzeć mieszkanie?- Zapytałem jakgdyby nigdy nic kładąc ubranie na łóżku blondyna.
-Czekaj co? Czemu tak nagle chcesz kupować mieszkanie. Co się kurwa stało?
-Ojciec wyjebał mnie z domu i zatrzymał wszelkie przelewy które miałem dostać od niego. Nie pojawiłem się wczoraj na ważnym spotkaniu bo zasnąłem i straciliśmy umowę z firmą Niemiecką.
-Pójdę z tobą...- Powiedział, nie pewnie podchodząc.- Wiesz, że jeżeli jest potrzeba, to możesz się zatrzymać u mnie. Prawda?
-Przez jakiś moment będę mieć kiepsko z pieniędzmi bo praktycznie całe moje oszczędności utopię w tym nabytku. Ale dam radę... Ryuku mi pewnie pomoże finansowo...
-Ale jakby coś to wiesz...- Mruknął zdziwiony.
-Spokojnie. I tak nie wiążę przyszłości z tą firmą. Będę w niej pracować do momentu ukończenia studiów.
-A co chcesz robić w przyszłości?
-Jeszcze nie wiem... Myślałem nad posadą prawnika. Nadałbym się chyba...
-Nie chyba a na pewno. Na którą umówiony jesteś?
-Na... za półgodziny. Idziesz tak ubrany czy się przebierasz?- Zapytałem zdejmując bluzę i zakładając koszulę.
Kacchan miał na sobie bordową bluzę, która jeszcze niegdyś była moją oraz jeansy z luźną nogawką w kolorze wytartej czerni.
-A przebierać się powinienem?
-Na moje, dobrze wyglądasz. Z resztą jak zawsze.
-A ty garnitur czemu zakładasz? Też dobrze byłeś ubrany.
-By lepiej się prezentować jako nabywca.- Mruknąłem zdejmując spodnie.
Od razu zauważyłem jak blondyn łapie rumieniec na twarzy i szybko się odwraca.
Jeżeli chce traktować się jak przyjaciół. To będę się zachowywać jak przy Hitoshim. Tyle, że do Kacchana będę się przytulał a do tamtego nie.
~~Z Hitoshim to się chociaż całowałeś.
--Zamknij mordę.
-Idziemy?- Zapytałem a on odwrócił się w moją stronę, pokiwał energicznie głową i wystrzelił jak z procy.
Z cichym śmiechem zacząłem kierować się do wyjścia. Kacchan już zakładał buty i chciał wychodzić.
-E-e. Kurtka.- Rozkazałem.
-Żarty sobie ze mnie robisz?
-Nie.
-Nie zakładam kurtki kurwa. Jest październik!
-Koniec października. Jesteś bardziej podatny na choroby. Nie chcę byś był chory.
-Jedziemy autem debilu.- Prychnął.- Żadnej kurtki nie zakładam.
-Dobrze.- Westchnąłem.- Od listopada nie unikniesz noszenia jej.
-Enenene.- Wytknął mi język i wyszedł.
Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy.
-Daleko będziesz mieszkał?
-Dziesięć minut samochodem od ciebie.- Westchnąłem.
-Daleko.- Mruknął.
-Kawałek drogi ale nie aż tak... Jeżeli je kupię, to będziesz mógł u mnie nocować, a nie tylko ja u ciebie żeruję.
-Nie żerujesz.- Prychnął.- Mój Ojciec bardzo cię lubi. Momentami mam wrażenie, że bardziej ode mnie.
-Przesadzasz. Ewidentnie.
-Nie prawda.
-Mhm...
-Izuku... a co do tego wyjazdu...
-Tak?
-Nie będę mógł jechać z tobą.. Co prawda ojciec mi pozwolił, ale będę czuł się nie swojo... W końcu twój brat jest przed operacją i nie chcę go stresować swoją obecnością ani być problemem... Nie dam rady, przepraszam.
-Rozumiem. Nic się nie dzieje.- Westchnąłem.- W poniedziałek z samego rana wylatuję wrócę dopiero w niedzielę po południu.
-Na pewno?
-Tak, przecież mówiłem że w razie gdybyś nie mógł to nic się nie stanie.
-Po prostu nie chcę być przeszkodą... Wiem że chcesz spędzić czas z bratem.
-I tak byś nią nie był. Ale rozumiem w pełni. Też bym się nie swojo czuł.
A miałem nadzieję, że się zgodzi.
-W dodatku kurwa Plasma nie dał rady przełożyć Olimpiady. Pierdole nie dam rady się nauczyć.
-Dasz radę. Jesteś bardzo inteligentny.
-Mam nadzieję. Za dużo wysiłku w to gówno włożyłem.
-Na pewno dasz.
-W ogóle jakie mieszkanie będziesz oglądał? Ile pokoi?
-Dwie sypialnie. Łazienka, toaleta, kuchnia, jadalnia i salon.
-Kurwa mieszkanie jak dla rodziny z dzieckiem.
-Skoro kupuje mieszkanie to przydałoby się by było praktyczne... jesteśmy.
Zgasiłem auto. Obszedłem je i otworzyłem drzwi blondynowi który jak się okazało się siłował z pasem.
-Cholera. Jebana. Mać. Co to za gówno!
-Pomogę ci.- Zaśmiałem się.
Odpięłem mu pas, który jak się okazało przyciął materiał i się zaciął. Na szczęście było to częste i wiedziałem co zrobić. Po chwili już wchodziliśmy do dużego białego bloku i wjeżdżaliśmy na szóste - ostatnie, piętro. Gdzie zastała nas kobieta. Tak na oko, po trzydziestce.
-Dzień dobry. Pan Midoriya, tak?
-Dokładnie. Ma się rozumieć, że Pani Miyou?
-Tak. A to Pański syn?
-Tak się składa, że...
-Że jego przeznaczony.- Fuknął oburzony.
A ja zaniemówiłem, jednocześnie wewnątrz siebie skacząc ze szczęścia.
-Właśnie.- Zaśmiałem się cicho.- My obejrzeć mieszkanie. Można?
Blondynka o idealnie zakręconych włosach, zaniemówiła. Jednak pokiwała nam głową i zaprowadziła do środka.
Mieszkanie było w odcieniach bieli, szarości oraz czerni. Nowoczesny wystrój. Wszystkie meble nowiusieńkie. Całe mieszkanie ubezpieczone, wraz z wyposażeniem AGD i RTV, które także było na wysokim standardzie i meblami.
Tak samo jak duży komfort oferowało to miejsce przez swą dużą przestrzeń równie dużą miało cenę.
-Co myślisz Kacchan?
-Jest ładne...- Powiedział niepewnie rozglądając się.
-Ale?
-Chłodne.
-Zmieni się to gdy tylko tu zamieszkam. Powiedz czy na ten moment ci się podoba.
-Podoba. Jest na prawdę ładne.
-To gdzie są dokumenty odnośnie kupna?- Skierowałem się do kobiety, która z uśmiechem podała mi umowę. Przeczytałem ją od deski do deski i nie wychwytując żadnych nieścisłości podpisałem dokument.
-W tym momencie te miejsce przechodzi w pańskie ręce.- Powiedziała zadowolona podając mi klucze.- Pod blokiem jest jeszcze garaż podziemny dla mieszkańców. Za blokiem, niedaleko plac zabaw, choć pewnie Pan już jest tego świadom. Racja?
-Dokładnie.- Uśmiechnąłem się delikatnie.
-Ja już będę szła. Mam nadzieję, że będzie Państwu odpowiadało to miejsce.
-Też mamy ową nadzieję. Do widzenia.
Kobieta wyszła a ja zamknąłem drzwi. Teraz muszę przynieść tu swoje ciuchy i elektronikę na której pracuję.
-Czyli oficjalnie jesteś samodzielnym i nie zależnym Alfą?- Zaśmiał się blondyn.
-Dokładnie. Tylko muszę je urządzić po swojemu, liczniki założyć na siebie.
-To wody i prądu tu jeszcze nie ma?
-Jeszcze nie.- Westchnąłem.- Ale zajmę się tym dopiero gdy wrócę od Ryuku.
-To dziś jeszcze nocujesz u mnie. Bez niepotrzebnych twoich odmówień.
-Dobrze, nie będę się kłócił. Tylko wniosę już tu torbę i dwie walizki.
-Pomogę ci.- Stwierdził idąc za mną.
Skończyło się tak. Że to ja wnosiłem wszystko, a obrażony blondyn poszedł do auta.
I to nie tak, że nie pozwoliłem mu, czy on nie chciał... Po prostu ledwo szedł z walizką. A torby nawet nie podniósł.
-I co Kacchan?- Zaśmiałem się wchodząc do samochodu.
-Spierdalaj.- Prychnął.
Trzymał ręce założone na piersi i odwrócił głowę w stronę bocznej szyby. A jego naburmuszona twarz odbijała się w oknie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro