~36. Znów szpital

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jest dziewiętnasta. Dalej nie mogę wstać z łóżka bo Ojciec mi nie pozwala. A gdy tylko zauważył jak idę do łazienki, to zaczął mnie tam prowadzić jak osobę niepełnosprawną.
To prawda. Okropnie się czuję bo ból nie ustępuje. Gdy jadłem obiad, także trochę mnie mdliło, ale tylko trochę. Ale nie jestem jebanym debilem który nie da rady.

-Deku też nie odbiera...- Westchnąłem cicho.

Grałem na laptopie w jakąś grę. Oczywiście przegrywałem i się wkurwiałem, przez co coraz gorzej mi szło ale moja duma nie pozwalała mi wyłączyć laptopa do momentu aż przejdę ten zastany poziom który mnie dobija od trzydziestu ponad minut.

-Znów. Przejebałeeeem! Ja pierdole nudzi mi się.- Westchnąłem, jednak chcąc się poddać. -Nie no nie poddam się.

-Można?- Usłyszałem za drzwiami głos Deku.

-Dobra, poddaje się. Tak wchodź!

Zamknąłem laptopa a do mojego pokoju wszedł Izuku, razem z bratem.

Jego u siebie to się nie spodziewałem.

Starszy Alfa był ubrany w jasno szare jeansy i biały sweter. Jego bardzo jasna karnacja idealnie się wtapiała w białe włosy i srebrne oczy. Nie wyglądał wcale jakby kilkadziesiąt godzin temu przechodził poważną operację.

-Jak się czujesz Kacchan?- Zapytał od razu siadając na moim łóżku.

-Dobrze. Jestem wkurwiony bo ojciec nie pozwala wstać mi z łóżka!- Zawołałem głośniej z myślą, że usłyszy.

-Słyszałem!- Od krzyknął.

A jednak słuch ma dobry. O patrz, a jak pytałem dwa miesiące temu o pieniądze na McDonalda to chuj nie słyszał.

-I dobrze. Pokaż mi ten brzuch na żywo.

-Nie będę ci striptizu dla ubogich robił.- Prychnąłem.

-Internetowo już potrafiłeś?- Zaśmiał się a ja go zdzieliłem.

-Przesuń się.- Syknąłem poprawiając się na łóżku.- Witam Ryuku. Jak się czujesz?

-Witaj Katsuki. W końcu mogę poznać na żywo tego Kacchana o którym tyle słyszałem i miałem zaszczyt poznać telefonicznie. Mogę usiąść?

-Nie pytaj nawet.- Prychnąłem a on przysunął sobie krzesełko od biurka.

-Jak twój brzuch? Byłeś u lekarza?

-Nie byłem.

-Jutro pójdziesz.- Nakazał Deku a ja zacząłem się śmiać.

-Powiedziałem, że nigdzie się nie wybieram.

-Opłacę ci lekarza. Musisz się zbadać.

-Spójrz na moim przykładzie. Regularne badania są ważne.- Powiedział Bloody.

-Nie chcę się badać. Nie znoszę lekarzy.

-Pokaż mi te siniaki a stwierdzę czy pójdziesz tam na siłę czy ci odpuszczę.- Stwierdził Deku a ja westchnąłem.

Położyłem się i odkryłem brzuch. Deku dokładnie mi się przyglądał i delikatnie dotknął moich siniaków a ja usiłowałem tylko nie pisnąć z bólu i starałem się utrzymać neutralną minę.

-Nie ma opcji. Jedziesz jutro do specjalisty.

-Musisz.- Poparł go Ryuku.- Jeżeli będą dodatkowe opłaty to się tym zajmę. A teraz powiedz, kto ci to zrobił.

-Nigdzie nie jadę i nie powiem kto. Mój ojciec chce iść do dyrekcji z tym. Myślisz że nie będzie podejrzane, jeżeli tamtej osobie coś się stanie akurat gdy mój przeznaczony wrócił do miasta i akurat gdy on mnie pobił?

-Spokojnie. Izuku nikogo nie pobije... My mamy od tego ludzi.- Zaśmiał się białowłosy.

-To tym bardziej.- Prychnąłem.

-Dobrze. Mniej więcej widziałem przez kamerę kto to był. Typ na oko w wieku studenckim. Skoro twój tato chce iść z tym do dyrekcji to na pewno z naszej szkoły. A skoro zaatakował cię tak o, i z niczego nie okradł, to ewidentnie miał powód a więc, to jedna z osób które przegrały z tobą w konkursie...- Zaczął recytować.- Zaczekam tylko na moment aż zostanie wezwany do dyrekcji skoro twój tato to zgłasza i będę wiedział dokładnie kim on jest.

-Deku daj spokój...- Westchnąłem.- Wszyscy przesadzacie. Nic mi nie jest i czuję się dobrze. Tylko jebane siniaki mnie bolą a wy robicie wszyscy zamieszanie jakbym umierał. Bez obrazy Bloody.

-Spoko.- Zaśmiał się.- Ale nie dziw się, że robią zamieszanie. Z tego co słyszałem, już raz miałeś wstrząs mózgu, więc lepiej będzie gdy się z badasz.

-Możemy zmienić temat?- Zapytałem siadając.

-Ależ oczywiście! W ogóle, braciszku twój Omega jest jeszcze urokliwszy niż w internecie.

-Ale na coś innego niż komentowanie mnie.- Prychnąłem.- Właśnie. Czemu nie jesteś w szpitalu a jesteś tu?

-A bo tak się składa, że chciałem cię poznać. A jak udam się do doktora to mnie zostawią na przynajmniej tygodniowej obserwacji. Ty pewnie trafisz na jakieś dwa dni przynajmniej. Nie chciałem już tyle czekać... A no właśnie... Zapomniał bym.- Wraz z ostatnim słowem wyszedł na chwilę na korytarz a Deku przewrócił oczami.- A o to kwiaty dla ciebie. Zawsze poznaję ludzi w nieco... Innych okolicznościach, jednak tradycji niech stanie się za dość. Jesteś osobą bliską mojej rodzinie więc musisz dostać ode mnie skromny podarunek.

-Co?

-Prezent. O to kwiaty...- Powiedział, a ja przejąłem zestaw białych róż.- A to prezent.- Tym razem z kieszeni wyjął pudełko i mi podał.

Otworzyłem je, a w środku znalazłem srebrny nieśmiertelnik. Bez graweru.

-Wygraweruj to co będzie dla ciebie ważne. Zostawiam tobie wybór.

-Dzięki... ale nie mogę przyjąć.

-Ależ musisz. Bo zwrotów nie przyjmuje.- Zaśmiał się.- A no właśnie. Braciszku Pan Bakugo cię wołał.

-Na prawdę?

-Tak. Lepiej idź.

-Dobra... ale nie mów mu nic dziwnego.

-Oczywiście.- Zaśmiał się a Deku wyszedł.- Dobra, a więc plotki czas zacząć.- Zaśmiał się.

-Co?

-Słuchaj. Wiesz, że mój brat zrobi dla ciebie wszystko?

-Jeszcze raz. Co?

-A to, że już tu nie chodzi nawet o więzi. Gdy tylko się poznaliście, tego samego dnia już o tobie słyszałem. Po za tym mówi do ciebie po pseudonimie.

-W sensie po ksywce?

-Dokładnie. Do nikogo tak się nie zwraca oprócz do mnie i Yukimury. Co oznacza, że jesteś mu bardzo bliski. Boże w końcu mój braciszek się zakochał. Proszę, nie złam mu serca, on jest bardzo emocjonalny...

-Brzmisz jak typowy ojciec.

-No może dlatego, że odkąd pamiętam to się nim opiekowałem. Yukimura jako jedyny miał chociaż jednego rodzica który się nim interesował dłużej niż do szóstego roku życia.- Zaśmiał się, po czym mnie objął.- Bardzo cię polubiłem i wiem, że będziesz zajebisty dla mojego brata. Proszę opiekuj się nim... On bardzo dużo obowiązków bierze na siebie i każdego usiłuje zadowolić nie patrząc nas swoje zdrowie i szczęście. Jeżeli stanie się tak, że umrę... proszę pilnuj go by się nie załamał...

-Będę przy nim zawsze... ale nie mów tak jakbyś miał umrzeć za kilka godzin. Póki co to ja tu wyglądam na bardziej umierającego niż ty.

-Może to tak wyglądać. Ale to mnie w środę rozcinali. Ale wracając Izuku bardzo na tobie zależy.

-Ja... A raczej mi też na nim zależy...

-To dlaczego jeszcze nie jesteście parą?

-Bo ja go chyba nie kocham...- Mruknąłem cicho odwracając wzrok.

-Rozumiem.

-Na prawdę?

-Twoje stwierdzenie "chyba", dużo mówi. Nie jesteś pewien swych uczuć. A za to nie ma prawa nikt cię szykalować. Po za tym...

-Jestem.- Usłyszeliśmy głos Izuku.- Twój tata pizzę zamówił i zgodził się z moim pomysłem ze szpitalem. Więc się nie wymigasz. Ryuku, o czym już mu nagadałeś?

-Mówił mi o tym, że jest bardziej umierający niż ja, ale i tak muszę jechać do lekarza. Zajebać się idzie z wami.- Westchnąłem.

-To wy jedzcie. Ja nie mogę przez dietę wyznaczoną przez lekarza.

-Mogę ci coś zrobić do jedzenia... Co możesz jeść?

-Tak właściwie... Nie mogę jeść po dziewiétnastej i same lekko strawne potrawy. Więc nawet nie musisz się wysilać.

-No dobrze...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro