~45. Możemy na siebie liczyć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jest już piętnasta. Właśnie Kacchan wziął na ręce szczurka, który dosłownie zaczął po nim biegać, a ten ciągle się śmieje mówiąc, że łaskocze go ten ogon. Uroczo to wygląda i to bardzo, a ja nie potrafię wydobyć z siebie nic innego niż uśmiech rozczulenia.

-Kurwa pod bluzę mi wszedł!- Krzyknął usiłując złapać gryzonia.- Cholera! Roki spokój!

Sam tylko się śmiałem z tej sytuacji. Nie odzywałem się nic, obserwując jak Kacchan się męczy. No cóż, sam sobie wybrał tego gryzonia. Więc będzie się męczyć z szczurem posiadającym ADHD.
Ale muszę w końcu jego humor zniszczyć, bo muszę mu powiedzieć co się rano stało.

-Kacchan... Muszę ci coś powiedzieć...

-Z-zu! Pomóż!- Zawołał śmiejąc się.

Podszedłem do niego i usiadłem na podłodze obok. Wyjąłem z klatki kawałek ogórka, który przed chwilą przyniosłem i przystawiłem do jego karku.

-Izu! Naprawdę!

-Już...- Mruknąłem widząc szary łepek który wgryza się w warzywo. Podniosłem kawałek ogórka, a szczur zawisnął wgryzony w niego.

Wyglądało to, tak jak ryba na haczyku, wyłowiona z wody.

-Japierdole zmęczyłem się...- Westchnął, przejmując szczurka na ręce.

Roki dosłownie na jego dłoni, usiadł na dupie, posadził ogórka pomiędzy łapkami i jadł. Żeby było mało, przerywał co chwilę jedzenie ze zmęczenia i patrztł przed siebie kilka sekund by znów zacząć jeść.
((Dop.aut. mój chomik tak jadł XD był leniwą kluchą))

-Co chciałeś powiedzieć?- Zapytał obserwując raz mnie, a raz Rokiego, by mieć pewność, że nie ucieka.

-Bo wiesz...

-Deku..? Coś się stało.

-Szczerze mówiąc to tak...

Kacchan od razu odstawił szaraka do klatki, który zaciągnął ogórka większego od jego łebka do swojego domku, jedynie daliśmy radę zauważyć jak wykopuje zbędne trociny i nimi zamyka wejście do swojej norki. Omega zamknął jego klatkę i swoją uwagę w pełni poświęcił mi. Obserwował mnie nie pewnie, lekko zmartwiony pewnie tym, że sam jestem niepewny.

No bo w końcu Kacchan może powiedzieć, że mam od niego tego nie wymagać. Pewnie mnie zwyzywa... Nie. Na pewno zwyzywa mego Ojca.

-Co się stało?- Zapytał wyrywając mnie z rozmyśleń.

-Ojciec rano do mnie dzwonił.

-Po co? Odkąd cię znam chyba kurwa drugi raz dopiero do ciebie dzwonił. Nigdy nie robi tego bez powodu, z tego co mi mówiłeś. A ty do cholery od rana jesteś przybity. Więc powiedz w końcu o co chodzi.

-Widział artykuł w nocy. Zanim go usunęli...- Powiedziałem bez ogródek.

-Co?

-Pytał czy to prawda, że mam Omegę...

-Skłamałeś?- Zapytał, a on sam wydawał się smutniejszy mówiąc te słowo.

-Nie... Powiedziałem, że to prawda, że jestem w związku.

Widziałem. Widziałem te nikłe zadowolenie w jego oczach, które przyćmiewało zmartwienie. On wie, że obawiam się tego wszystkiego.

-Wie, że jesteśmy razem. Kacchan...

-Co powiedział?

-Tyle, że... nabywanie doświadczenia w moim wieku to normalne i jeszcze mi się od widzi.- Mruknąłem niechętnie.

-Chuj tępy. Jest popierdolony frajerem i-

-To nie wszystko Kacchan.- Przerwałem mu.

-Tak..?- Zapytał zmartwiony? A raczej zszokowany? Nie wiem, ciężko stwierdzić.

-Chciał się dziś z tobą spotkać.

-Co kurwa? Nie zgodziłeś się, racja? Mam ruję przecież, nie pójdę tam. Nie ma kurwa takiej jebanej opcji.

-Od razu zaprzeczyłem. Ale...

-Ale co Deku?

-On wręcz rozkazał nam przyjść do niego w środę o dziewiętnastej. Co lepsze ma być tam Yukimura i Ryuku.

-Zajebiście.- Prychnął.- Z Bloodym chętnie mogę pogadać. Z maską wolałbym nie mieć styczności tak jak z twoim ojcem zresztą. Skoro oboje mają Omegi za nic tylko zabawki do ruchania, to nie chcę ich poznawać.

-Chciałem odmówić ale nawet nie chciał o tym słyszeć. Możesz to zrobić dla mnie?  Pójdziemy tam tylko na godzinę. A jeżeli będą cię obrażać w jakiś sposób albo będziesz się okropnie tam czuł daj mi znać a się zwiniemy. Po za tym, też nie pozwolę by przy mnie cię wyzywali. Za bardzo cię kocham bym pozwolił na takie gówno. Nie chcę byś czuł się źle przeze mnie... ale jednak muszę to zrobić...

-Spokojnie Deku. Pójdę z tobą.- Powiedział łapiąc mnie za dłoń i wtrącając w stan spokoju. Znów gadałem dużo i bezsensu?

-Na prawdę?

-Tak. Przecież mi kurwa też na tobie zależy i nie zamierzam robić ci problemów. A skoro mówisz, że nie pozwolisz im mnie urażać to tymbardziej nie mam cholernych sprzeciw wskazań. Tę godzinę jebaną się przemęczę.

-Nie będziesz mógł bluźnić.

-O cholera... Może być kurwa ciężko.- Powiedział od razu, a ja się zaśmiałem.

-Na peawdę... Yukimura jak raz się zapomniał przy nim to miał duże problemy. On to uważa za zniewagę osoby znajdującej się obok.

- Co będę mógł a czego nie?

-Czysta kultura musi być. Na pytanie nie odpowiadają "co", tylko "słucham". Zwracaj się do niego na Pan. Do moich braci po imieniu i nie bądź bezpośredni. Znaczy jeżeli ci się wymknie nic się nie  stanie. Ale wiem, że potem może być oburzony i robić problemy odnośnie naszego spotykania się. A przypomnę ci, że nie jestem jeszcze pełnoletni i...

-Spokojnie Deku.

-Znów dużo gadałem?

-Tak. Znam podstawy kultury. Postaram się.

-Dziękuję... Wiesz, ja cię kocham takiego jakim jesteś... Nie chcę byś się zmieniał ale nie chcę problemów... Nie chcę cię stracić a on jest cholernie mściwy.

-Zrobię co potrafię. Poczytam jeszcze o etyce i będzie dobrze.

-Kocham cię.- Powiedziałem całując go w czoło a on usiadł mi na kolanach i pocałował w usta.

-Wiem.- Zaśmiał się.

-Chłopcy obiad!- Usłyszeliśmy krzyk z dołu.

Podnieśliśmy się i udaliśmy na dół by zjeść ryż z kurczakiem i warzywami.

Cały dzień spędziłem z Kacchanem, który nas szczęście nie miał bóli brzucha. Nie wiem czy to jest zależne od tego co robiliśmy w nocy czy nie, ale to dobrze, że nie czuł się źle.

Większość dnia poświęciliśmy na oswajaniu szczura. A raczej to szczur poświęcił go na pobieganie po Kacchanie, który nie potrafił go okiełznać a ja musiałem go ratować przed uduszeniem się od śmiechu i drobnych zadrapań wywołanych pazurkami gryzonia. Wieczorem leżeliśmy i oglądaliśmy filmy, przy których zasnęliśmy wtuleni w siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro