~62. atak

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Katsuki]
(07.12 sobota)

Wstałem rano jak gdyby nigdy nic.
Jest już grudzień, temperatura spadła i jest równiutkie zero stopni.
Zacząłem nosić cienką kurtkę bo Deku nie dawał mi spokoju, a aktualnie to do niego zmierzałem.
Wymyśliłem sobie zrobić mu niespodziankę, przed naszymi egzaminami semestralnymi, które zaczynają się jutro.
Uważam, że jestem przygotowany. Nawet na angielski. Deku przesiedział ze mną długie godziny bym był przygotowany i podtrzymał swoje stypendium. A teraz, przez ostatnie trzy dni się nie widzieliśmy. Izuku miał w chuj spraw na głowie, załatwiał sobie pracę, ogarniał z Ryuku wszystkie sprawy sądowe i dodatkowo uczył się na swoje egzaminy. Do tego dochodziły jeszcze sprawy poboczne.

Dlatego byłem w restauracji pod złotymi łukami, czytaj McDonald's kupiłem nam jedzenie i jadę autobusem do niego.
Wysiadam jakieś pięć minut drogi do jego kamienicy, więc idealnie.

Akurat zdołałem podejść pod blok i zauważyłem podjeżdżające, czarne auto z wysokiej półki. Nie wiedziałem, że to aż tak bogata dzielnica...

Skierowałem się do klatki i sprawdzając w notatkach jaki był kod do drzwi. No bo skoro niespodzianka to nie będę dzwonić domofonem.

-Katsuki.

Nie. Nie pierdolcie...

Zacząłem wbijać kod. A raczej wybrałem tak, by zaczął on dzwonić do Izuku. Na szczęście ta czynność jest bezdźwięczna.

-Dzień dobry...- Mruknąłem odwracając się.

-Idziesz do Izuku, racja?

-O co chodzi.

-Przekaż mu jedno.- Mruknął rzucając w bok niedopałek papierosa. Podszedł do mnie znacznie za blisko.- Jeżeli nie zacznie odbierać ode mnie telefonu... I nie wycofają się...- Prychnął, łapiąc mnie za szyję i podduszając.- Własnoręcznie sprawię, że twoje życie jak i ich legnie w gruzie. A głównie twoje. Wiesz czemu?

On nie brzmiał jak on... Modulator głosu?

Nie odezwałem się. Zaczął mnie dusić. Chwyciłem jego rękę, mocno drapiąc.

-Bo Izuku twoja krzywda zaboli najmocniej.- Warknął wyszczerzając kły.- Skoro on niszczy życie moje. Ja zniszczę życie jemu.

-D-du-si...- Wykrztusiłem z trudem łapiąc oddech.

-To przedsmak tego, co zrobią z tobą moi ludzie. A po za tym... Zasługujesz na to. Ty ich przestawiłeś przeciw mnie.

Zaczęło już mi się robić ciemno przed oczami gdy mnie puścił. Od razu upadłem na kolana mocno kaszląc i rozmasowywując gardło.

-Żegnaj.- Mruknął na odchodne wsiadając do auta i odjeżdżając.

Nie mogłem opanować kaszlu a jednocześnie zaczęło mi się robić duszno i gorąco. W uszach mi dudniło a serce napierdalało.
Jeszcze jebanego nawrotu dostałem.

-Kacchan. Kurwa Kacchan...- Usłyszałem od razu głos Deku i trzaskanie drzwi.

-Twój o-ojciec...- Powiedziałem cicho pomiędzy kaszlnięciami.

-Wiem, słyszałem to i nagrałem. Spokojnie.- Powiedział podnosząc mnie.

-Gorąco...

-Zaraz dam ci leki. Mam w domu... Już cię niosę na górę.

Ciągle nie mogłem opanować kaszlu i zdenerwowania.
Moja druga natura zaczęła dawać o sobie znać bo cholerny strach opanował moje całe ciało.

Przypadkiem natknąłem się na tego skurwysyna czy on mnie śledzi?

Nim zauważyłem, położył mnie  do łóżka. Sam oddalił się i po chwili wrócił.

-Trzymaj wodę i się napij. Będzie cię mniej w gardle drapać.

Drżącymi dłońmi chwyciłem butelkę i zrobiłem kilka łyków, po czym Izuku od razu podał mi leki i przytulił mnie.

-Zajmę się tym wszystkim. Nie będzie cię nikt straszył. Spokojnie...

-On mnie prawie udusił.- Szepnąłem.

Byłem już w miarę spokojny.
Nie wiem co by się stało gdybym nie zadzwonił tym jebanym domofonem.
Może by mnie udusił?

-Zaraz skontaktuję się z prawnikiem a Ryuku zaraz przyjedzie... Będę cię pilnował póki nie dostanie zakazu zbliżania się.

-A gdzie jedzenie..? Wyjebałem na nie za dużo pieniędzy by się zmarnowało.- Mruknąłem z nadzieją, że zmienię temat.

-Nie naruszone.- Zaśmiał się.

-Zjemy?

-Oczywiście.- Mruknął całując mnie w czoło. Akurat zadzwonił dzwonek do drzwi.- Otworzę. To pewnie Ryuku.

-Mhm.

Gardło mnie boli.

Deku poszedł, a po chwili wrócił z bratem, który wyglądał na przejętego.

Oni na prawdę mają zbyt dobre serca jak na tak patologiczną rodzinę. I na to, że są Alfami, które mogły by mi jeszcze najebać. Są silni a ich ranga naprawdę wysoka. Nie spotkałem jeszcze na ulicy silniejszej Alfy niż Ryuku. Nie mówiąc już o Deku który przewyższał swego ojca.

Dobre jest też to, że białowłosy niedaleko mieszka. Dlatego pewnie tak szybko przybył.

-Jak się czujesz?

-Gardło boli. Nic więcej.

-Pokaż szyję...- Mruknął. Zadarłem głowę do góry a on obejrzał ją dokładnie.

-Możesz mieć siniaki... Strasznie czerwoną masz skórę... Powiedz mi bracie, co konkretnie się stało? Katsuki niech nie nadwyręża gardła. No i prawnik przyjedzie w przeciągu godziny tutaj.

-Puszczę ci nagranie. Domofon jest ustawiony na nagrywanie każdego połączenia.

-Mhm...- Mruknął.

Po chwili było słychać już całą rozmowę z tym skurwielem.

-Masz nagranie z kamery?

-Właściciel powiedział, że może udostępnić jedynie policji lub prawnikowi.

-Dobrze... To nagranie nie starczy. Głos nie brzmi jak ten naszego ojca, a Katsuki nie wspomniał jak się nazywa...- Westchnął siadając obok mnie.- A ty na pewno będziesz miał siniaki,  już ci się robią.

-Zadzwonię do twojego taty Kacchan.

-Nie dzwoń kurwa do niego.- Warknąłem wyrywając telefon z ręki Deku.- Sam mu powiem. Na żywo.

-To dziś wieczorem jak będę cię odwozić.- Westchnął.

Nagle zaczął dzwonić domofon.

-Prawnik? Tak szybko..?

-Idę otworzyć.- Westchnął Izuku wychodząc.

-To nie prawnik.- Zaśmiałem się.

-A co?

-Klatka dla Rokiego.- Mruknąłem czekając aż zobaczę zszokowaną twarz Deku.- Ciągle Izuku mówi, że ją kupi, więc zamówiłem.

Ryuku zaczął się śmiać a po chwili stanął w drzwiach Deku z dużą paczką w rękach.

-Kacchan, wyjaśnisz mi to?

-Ale co?

-Te pudło. Na twoje nazwisko a mój adres. Co tam jest?

-Eeee mieszkanie Rokiego?- Mruknąłem.

-Zamówiłeś tak dużą klatkę?- Zapytał nie dowierzając.

-Błogosławiony ten co wymyślił przecenę minus czterdzieści procent.

-Nie uwierzę w taką przecenę. Tymbardziej że zapłaciłem...

-Ja zapłaciłem.- Prychnąłem.

-Czyżby?

-Masz dowody?

-Płaciłem przed chwilą gotówką.

-Ja płaciłem. Błogosławiony ten co nie widział a uwierzył.- Powiedziałem zadowolony wstając z łóżka i podchodząc do paczki.

Ryuku wybuchł śmiechem.

Nie rozumiem. Co tu kurwa do śmiechu

-Boże Kacchan...

-Ale na prawdę. Przecena była. A spójrz na przelewy na telefonie.- Mruknąłem siłując się z taśmą.

-Kacchan... Nie mam do ciebie siły.- Westchnął pomagając mi.- Gdzie ty planujesz to wstawić?

-Jest duża więc na podłodze. Tutaj w rogu.- Powiedziałem nawet nie patrząc na Alfę i wskazałem palcem na kąt pomieszczenia.

-Kwiata zje.

-Kwiat do salonu. Mam już miejsce. Za dużo czasu spędzam bez Rokiego bo jestem tutaj u ciebie... A on ze mną normalnie na podwórze czy do sklepu wychodził, więc dojazd nie będzie problemem.

-Boże...

Zacząłem składać klatkę a Ryuku mi pomagał, Deku natomiast poszedł do salonu i szukał pracy.

-Nie sądziłem do cholery, że będzie taka kurwa duża.

-Nie podawali rozmiarów na stronie?

-Podawali, ale nie sprawdzałem ich... Ale to nawet lepiej.

-Jak twoja szyja?- Zapytał nagle.

-Boli, ale nie jakoś mocno.- Mruknąłem.- A gardło już nie boli.

-To dobrze... Siniaków nie masz aż tak mocnych jak myślałem, że będą.

-Zajebiście.

Nagle dzwonek zadzwonił.

-Prawnik. Chodź, zaraz dokończymy.

-Taa... Mój ojciec czasami przy tym nie musi być?

-Narazie to konsultacja. Będziemy musieli wytoczyć proces kolejny, więc na razie nie jest potrzebny.

-Aha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro