~89. Powoli do przodu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Operacja szczurka przeszła pomyślnie, jednak... Dużo życia jej nie zostało. Nowotwór złośliwy tego typu, mimo usunięcia ma tendencję do nawrotów i przenoszenia się na organy wewnętrzne. A kolejna operacja może już się nie udać, chemioterapia prawie nic nie wniesie.

-Cholera...

Nie powiem, że to dobre wieści po dwugodzinnym czekaniu podczas operacji gryzonia. W szczególności, że Kacchan dodatkowo się załamie słysząc takie nowiny.

-Pani myśli, że ile będzie on.. znaczy ona żyć?

-Zależy. Może być to miesiąc a może być to rok. To już zależy od szczęścia jakie będzie miała... Mała będzie dochodzić do siebie kilka dni ale da radę zająć się młodym.

-To mamy o tyle szczęścia. Nie potrafilibyśmy się zając nawet jednym małym szczurem.

-A mogło być ich więcej. Wtedy pewnie matka nie  dałaby rady.

-Dobrze, dziękuję w takim razie. Jak maluch podrośnie to przybędę do pani.

-Jak będzie miał miesiąc proszę się stawić.

-Uczynię to. Do widzenia.

Podczas drogi powrotnej zastanawiałem się co powiedzieć Kacchanowi. A raczej jak mu to przekazać. Jego ukochany zwierzak może z dnia na dzień umrzeć, pozostawiając po sobie dziecko. Super informacja jak na wyjście ze szpitala.
Jeszcze jak mu powiem, że grozi mi śmierć to jeszcze lepiej będzie.

Póki co nie mogę mu na pewno powiedzieć i tym co mi doskwiera.

-Deku!- Usłyszałem od razu krzyk blondyna gdy tylko wszedłem do mieszkania.- Co z Rokim i młodymi? Miałeś mi kurwa na bieżąco wszystko pisać!

-Chodź usiąść.- Westchnąłem zdejmując buty. Udaliśmy się do salonu.-  Zaczynając... Tylko jeden maluch przeżył. Są wcześniakami, tylko jeden miał wszystkie narządy już rozwinięte i przetrwał.

-Rozumiem... To on z nami zostanie. Nigdzie go nie oddam. A co z Rokim?

-No... Okazało się, że miał nowotwór. Był a raczej była operowana.

-Ale żyje i ma się dobrze tak?

-Tak. Ale jest możliwość, że będzie miał nawrót a wtedy kolejnej operacji nie przeżyje.

-Nie gadasz poważnie...- Stwierdził blednąc na twarzy.- Ile będzie żyła..?

-Może miesiąc a może rok. Weterynarz stwierdziła, że to zależy już od szczęścia.

-Mój malutki...- Szepnął z łzami w oczach przejmując ode mnie transporter.- Jesteś silną szczurzycą damy radę razem tak? Moje maleństwo...

Zaczął delikatnie głaskać zwierzaka, który mrużył oczy na jego dotyk i stawał się spokojniejszy.

-Będzie mogła zająć się małym i za miesiąc trzeba będzie udać się na kontrolę z młodym.

-Zrobię wszystko by czuli się dobrze...- Westchnął.- Idę przełoże ich do klatki. Tam Roki czuję się bezpiecznie.

-Dobry pomysł.

Udałem się na górę z blondynem, przełożyliśmy razem z białą szmatką z transportera gryzonie do klatki i ją zamknęliśmy.

-Yukimura dzwonił, czy nie będzie dla mnie problemem jak przyjdzie.

-A co on chce?- Spytałem zdziwiony.

-Himiko ma odwieźć do domu i ona go zaprosiła. Wolał spytać czy nie będę miał problemu.

-I co powiedziałeś?

-Że może przyjść, ale ja nie wyjdę z pokoju. Będę się nieswojo czuł z wiedzą, że ktoś przyszedł, ale nie chcę by inni przez ze mnie cierpieli jeszcze bardziej.

-Wiesz, że jeżeli nie będziesz chciał to nic się nie dzieje?... Czekaj on ją odwozi?!

-Tak mi powiedział.

-On prawa jazdy nie ma. Jak go złapią to będą problemy...- Westchnąłem załamany.

-Spytam go.- Mruknął pisząc coś na telefonie. Długo nie czekał a dostał odpowiedź.- Mówi, że nocowała u Yuriko i on z nią taksówką wraca.

-Szczęście.

-Yhm. Będziesz ze mną tu siedział jak on przyjdzie?

-Oczywiście. Już robisz postępy skoro jesteś zdolny do przebywania w jednym budynku z Alfami.

-Spędzam czas z tobą i tatą.

-Ale Pan Masaru jest twoim rodzicem a ja przeznaczonym. To normalne, że przy nas czujesz się pewniej.

-Nie wiem, nie znam się... Muszę zadzwonić do babci i ją przeprosić, że zrobiłem to u niej.

-Obstawiam, że jeszcze dostaniesz opieprz za to, że przepraszasz. W ogóle, planowałeś to. Racja?

-Tak... Dwa dni? U babci to zrobiłem bo wiedziałem, że nikt mi nie przeszkodzi. Nie myślałem wcale racjonalnie, nie wiedziałem w ogóle co robić... Nie dawałem sobie rady kompletnie, miałem coraz gorsze koszmary i wizję a o pomoc nie mogłem do nikogo iść.

-Czemu nie powiedziałeś? Na pewno nie wiedziałaby, że komuś to przekazałeś.

-Groziła mi. W moim przekonaniu ona by wiedziała. Ona mnie śledziła i to wiem... Wcześniej mi się wydawało, tak myślałem. Po za tym skąd ona mogła wiedzieć, że wyszedłem sam? Skąd wiedziała, że to najlepszy moment by mnie zaatakować? Potem jeszcze zaczepiła się obok Himiko i straciłem wszelkie nadzieje. Znalazłem u siebie w pokoju twoje leki i wiedziałem co zrobić...- Szepnął a z jego oczu polały się łzy. Od razu go przytuliłem, na co się wzdrygnął, ale po chwili sam się mocno we mnie wtulił, tak jakby obawiał się, że ucieknę.

-Nikt ci nie ma tego za złe... Większość z nas jest wściekła sama na siebie, że nic nie zrobiła.  Ja jestem wściekły na siebie i swoją Alfę, bo gdyby nie ona przybył bym do ciebie od razu. Ciągle starała się przejąć nade mną kontrolę i bałem się, że coś komuś zrobi.

-Nie twoja wina... To wszystko to wina tej szmaty.

-I mojego ojca. Gdybym wiedział gdzie się znajduje, zamordował bym go.

-Nie pozwalam.

-Czemu? Zasłużył w pełni.

-Bo zamknęli by cię na długie kurwa lata. Nie chcę cię stracić. Nie chcę byś był morderca czy zleceniodawcą zabójstwa.

-To bym go pobił.

-I dostał usiłowanie zabójstwa. Deku nie mówmy o tym.

-Dobrze.

Nagle do pomieszczenia wbiegła Himiko.

-Boże Katsuś!- Krzyknęła podchodząc. W ostatniej chwili się powstrzymała od rzucenia się na nas.- Jak się czujesz braciszku?

Wzięła fotel od biurka i usiadła na przeciw.

-Jest dobrze. A ty co zaprzyjaźniłaś się z kimś przez ten czas?

-Yuriko poznała mnie z dwiema dziewczynami, ale nie mam z nimi kontaktu no i się z nią zaprzyjaźniłam i z Yukimurą.

-A nie mówiłem, że podjebie mi znajomych?- Prychnął a Himiko zaczęła się śmiać.

-Mogę, wejść?- Usłyszeliśmy nagle pytanie i w progu przymkniętych drzwi zobaczyliśmy Yukimurę.- Wziąłem leki na feromony.

Kacchan od razu chwycił mocno moją rękę i się zdenerwował.

-Może lepiej nie.- Westchnął widząc jego reakcje.- Himiko zaczekam u ciebie.

-M-możesz.- Powiedział w ostatniej chwili i wstał z miejsca.- Nie czuję twojego zapachu, więc czuję się pewniej...

Pokierował się w stronę mojego brata, ale nie robił tego pewnie. Widać gołym okiem było, że walczy ze strachem.

-Widzę, że się mnie boisz. Lepiej będzie jak nie będę wcho-

I nie dokończył, bo Kacchan się do niego przytulił. Co akurat zszokowało nas wszystkich. On się do nikogo oprócz mnie nie przytulał bez powodu.

-Dziekuję. Za pomoc. Za to, że mnie odratowałeś i szybko innych powiadomiłeś o tym wszystkim.

-Nie mogłem czegoś takiego kryć. Po za tym, sam mnie kiedyś uratowałeś.

Kacchan się od Yukimury odsunął i smętnie uśmiechnął.

-Chodź.

Sądzę, że ośrodek zamknięty nie będzie potrzebny. Już pierwszego dnia po wyjściu ze szpitala spędza czas w obecności trzech osób w tym dwóch Alf. Prawda, Yukimura wziął wyciszacze feromonów, a ja jestem jego przeznaczonym ale to już zawsze coś.

-Zmieniając temat z depresyjnego na trochę inny to zostałem dziadkiem.- Mruknął podchodząc do klatki.

-Co?

-Roki okazał się dziewczynką i urodził młode, ale tylko jedno przeżyło.

-Pokaż mi!- Zawołała dziewczyna podbiegając do klatki.- O rany... Jaki maluch uroczy!

-Kosmita.- Prychnął szatyn.

Yukimura z Himiko siedzieli z nami ledwie godzinę i to nie całą, po czym poszli do jej pokoju. Kacchan czuł się nie swojo cały czas a oni nie chcieli mu się narzucać.
My sami większość czasu spędziliśmy na leżeniu i nic nie robieniu, w pewnym momencie Kacchan zasnął i obudził się z płaczem przez koszmar, gdzie śnił mu się znów gwałt. Uspokajałem go z godzinę, nim ponownie zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro