Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam wszystkich.

Jak zawsze dziękuję za wszystkie komentarze i głosy pod poprzednią częścią <3

Oto dzisiejszy obiecany rozdział. Zapraszam.

---

*Peter*

Udało mi się już przebrnąć przez ponad połowę papierkowej roboty. Większość stanowiły tylko irytujące równania i przeróżne formularze. Spojrzałem na zegarek i widząc, że mam jeszcze dwie godziny do końca pracy, postanowiłem szybko skoczyć do kafeterii, żeby coś przekąsić.

Tego dnia miałem trochę pieniędzy w kieszeni, więc mogłem bez problemu coś sobie zamówić. Zdecydowałem się na najtańszą opcje, czyli burgera i frytki. Zrobiłem sobie też kawę w automacie i usiadłem przy jednym ze stolików. Postanowiłem popisać chwilę z moją "nową rodziną" w oczekiwaniu na jedzenie.

The ghetto

Peter

Wasuuup

MRB

Hej, nie pracujesz teraz?

Peter

a ty też nie masz pracy?

MRB

Nie

Ale ty powinieneś mieć

Peter

robię sobie małą przerwę

Pani Nat

Mała rada: nie używaj telefonu w laboratorium

widziałam raz jak ktoś się przez to podpalił

Peter

nie jestem teraz w laboratorium

jem w kafeterii

burger jest przepyszny

może to przez tą cebulkę

smak jest niesamowity btw

próbowaliście kiedyś?

halo?

zgaduje że jesteście zajęci...

czymkolwiek co robicie więc pa?

wracam do laboratorium

sorry za spam


*Avengers*

- Ostatni raz mówię, że ja i Wanda idziemy! - wykrzyknęła Natasza przekrzykując innych.

W momencie kiedy przeczytali, gdzie znajduje się dzieciak, w pokoju wybuchła wielka kłótnia o to kto powinien zejść do kafeterii. Najchętniej zeszliby wszyscy razem, jednak wyglądałoby to bardzo podejrzanie. Natasza nie zamierzała odpuścić i wiedziała, że to ona pójdzie. Była skłonna wziąć Wandę do towarzystwa, bo wydawało jej się, że będzie zachowywać się najspokojniej ze wszystkich zgromadzonych tu osób. Poza tym przyjaźniły się i po prostu miała ochotę z nią pójść. Wszyscy pozostali przekrzykiwali się nawzajem, aż do momentu kiedy Natasza krzyknęła.

- Teraz wszyscy siedzą cicho, bo mówię - powiedziała groźnie. - Wanda i ja idziemy na dół i jeśli ktoś ma jakieś obiekcje, to może porozmawiać o tym ze mną - dodała patrząc na nich groźnie, ale nikt się nie odezwał. - Wspaniale. Chodź Wanda, a ty Clint, jeśli zobaczę cię... Chwila. Gdzie jest Clint? - zapytała Natasza rozglądając się dookoła, po czym westchnęła z irytacją, domyślając się gdzie poszedł i ruszyła razem z Wandą do windy.

- Do kafeterii FRIDAY - powiedziała Wanda ze złością w głosie.

- Zabije go za to, jak mogłam sądzić, że czegoś takiego nie zrobi? - Natasza gotowała się ze złości na Clinta, ale była też bardzo podekscytowana. Zdawała sobie sprawę z tego, że to było dziwne, bo przecież właściwie nie znali tego dzieciaka, ale nie mogła nic poradzić na to, że za każdym razem jak z nim rozmawiała, na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Wanda też pomimo złości na Bartona czuła się podekscytowana spotkaniem. Zdążyła polubić tego dzieciaka przez ten krótki czas.

Drzwi windy się otworzyły, ukazując wnętrze kafeterii. Szybko zauważyły Clinta starającego się wtopić w tłum i rozglądającego się jakby od niechcenia.

- Clinton Francis Barton co do cholery tu robisz! - krzyknęła Natasza. Ludzie siedzący przy stolikach odwrócili głowy w jej stronę, ale kiedy zobaczyli, kim jest szybko z powrotem spojrzeli na swoje talerze. Niemal wszyscy w wieży byli przyzwyczajeni do krzyczących po sobie Avengers.

- O h-hej Nat - powiedział Clint posyłając jej niewinny uśmiech i machając do niej ręką. Natasza podeszła do niego wręcz promieniując złością i chwyciła go za ucho ciągnąc go w stronę windy, a Wanda pomogła jej używając swoich mocy, żeby wrzucić go do środka. Clint spojrzał na nią z przestrachem, nawet nie starając się wydostać.

- FRIDAY wyślij go na 97 piętro i powiedz mu, żeby nie ważył się stamtąd ruszać, albo namówię Tony'ego żeby zabronił mu wchodzenia do wentylacji przez dwa miesiące - powiedziała Natasza patrząc groźnie w stronę zamykającej się windy.

- Dobrze przerażająca rosyjska Agentko - odpowiedziała sztuczna inteligencja i drzwi windy zaczęły się zamykać. Natasza pokręciła głową z niedowierzaniem i irytacją, na nazwę nadaną zapewne przez Starka. Westchnęła cicho i razem z Wanda weszły do kafeterii rozglądając się za piętnastolatkiem.

- Nie widzę go, a ty? - zapytała szeptem Wanda.

- Nie. Może jest w innej części? - zapytała. Zaczęły chodzić powoli po pomieszczeniu przyglądając się wszystkim. - A może to ten dzieciak tam?

- Nie, nie sądzę. Wygląda na więcej niż 20 lat.

Po dłuższych poszukiwaniach poddały się i usiadły przy najbliższym pustym stoliku. Najwyraźniej nie było go tu. Natasza poczuła się bardzo rozczarowana, naprawdę miała nadzieję, że dowie się kim jest i jej ciekawość zostanie zaspokojona. Z cichym westchnięciem wyciągnęła telefon i przejrzała najnowsze wiadomości.

The ghetto

Peter

burger jest przepyszny

może to przez tą cebulkę

smak jest niesamowity btw

próbowaliście kiedyś?

halo?

zgaduje że jesteście zajęci...

czymkolwiek co robicie więc pa?

wracam do laboratorium

sorry za spam

- Cholera - powiedziała. - Wyszedł z kafeterii jakieś dziesięć minut zanim tu przyszłyśmy - dodała z zawodem patrząc na Wandę.

Pani Nat

Czemu tak szybko?


*Peter*

Właśnie pracowałem nad moim robotem kiedy poczułem wibracje komórki. Przeszło mi przez myśl, to co powiedziała Nat o korzystaniu z telefonu w laboratorium, ale postanowiłem to zignorować.


Peter

skończyłem jeść

Pani Czarownica

ugh

Peter

Ugh?

MRB

Więc nie widziałyście go?

Peter

Cooo?

Pani Nat

Idiota

Peter

poszłyście do kafeterii tak?

Pani Nat

...

tak

Peter

na pewno się kiedyś spotkamy ale teraz jestem w laboratorium i nie chce żeby mnie wylali więc na razie

Pani Czarownica

pa

Nie wiedziałem co mam myśleć, o tym co przeczytałem. Pewnie, chciałbym ich spotkać, ale trochę nie podobało mi się, że chcieli to zrobić bez informowania mnie o tym. Poza tym nie czułem się jeszcze gotowy na to żeby wiedzieli kim jestem. Czułem, że na pewno wzięliby mnie za jakiegoś dziwaka i zerwaliby ze mną znajomość. Naprawdę nie chciałem do tego dopuścić. Mimo że znaliśmy się niedługo bardzo ceniłem sobie tą znajomość. Miałem tylko nadzieje, że nie przywiązuje się za bardzo. 

Schowałem telefon z powrotem do kieszeni i wróciłem do pracy. Robota papierkowa mnie już nudziła, dlatego zdecydowałem, że zajmę się drugim zadaniem czyli budowaniem robota. Chciałem stworzyć coś co będzie pomocne przy pracy w laboratorium, poda odpowiednie narzędzie, albo przytrzyma kiedy to będzie potrzebne. Chciałem, żeby było w miarę intuicyjne, a do tego potrzebowałem, żeby rozpoznawało mowę i wykonywało proste polecenia. Nie zamierzałem oczywiście tworzyć kolejnej sztucznej inteligencji, nie miałem na to czasu. Chodziło jedynie o zaprogramowanie konkretnych prostych poleceń.

- Cholera! - usłyszałem okrzyk jednego ze stażystów po tym jak wybuchło coś przy jego biurku. Patrzył na swój projekt ze złością i niedowierzaniem, a jego cała twarz i dłonie były przybrudzone sadzą. Szybko do niego podszedłem, chcąc mu jakoś pomóc i moją uwagę przykuł projekt jego robota. Dość szybko znalazłem błąd, który wywołał całą sytuację.

- Jeśli zmienisz te dwa kabelki miejscami i zastosujesz trochę bardziej wytrzymały materiał powinno być w porządku - powiedziałem uśmiechając się do niego. Spojrzał w niedowierzaniu na swój projekt.

- Stary! Od wczoraj nie umiałem znaleźć co tu nie gra, a ty tylko spojrzałeś i zobaczyłeś błąd? Jesteś geniuszem. Dzięki - powiedział z wdzięcznością, wycierając twarz z sadzy.

- Nie ma za co. Jestem Peter, miło cię poznać.

- Logan. Też miło cię poznać - powiedział ściskając moją dłoń. Był ode mnie dużo wyższy i z całą pewnością starszy. Miał rude włosy, a teraz gdy już wyczyścił twarz mogłem zobaczyć liczne piegi na jego policzkach. Uśmiechał się szeroko i na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie osoby z którą można się dobrze bawić. - Nad czym pracujesz? Też jesteś tu nowym stażystą, nie?

- Tak. Pracuje nad robotem, który mógłby pomagać ludziom w laboratorium. Podawać rzeczy i takie tam - powiedziałem, a on spojrzał na mnie z podziwem.

- Lol brzmi odlotowo... Ja robię zupełnie zwyczajnego robota. - "Odlotowo?" - pomyślałem. Chciałbym zobaczyć jak zareagowałby gdyby zobaczył mój strój.

- To też brzmi spoko. Nie przepadasz za robotą papierkową, co?

- Nienawidzę. Jest strasznie nudna. Wolę robić roboty i inne rzeczy - odpowiedział, a ja pokiwałem głową w zrozumieniu i oboje wróciliśmy do swojej pracy.

- Parker! Co ty do cholery robisz? Co to jest?! - usłyszałem krzyk i aż podskoczyłem.

- M-Mój robot proszę Pana. W teczce którą mi Pan dał pisało...- zacząłem wyjaśniać.

- Wiem, co tam napisałem, ale nie możesz kraść projektów od innych stażystów. To jest niezgodne z prawem i wylatujesz za to - powiedział, wyglądając przy tym na przerażająco wściekłego. "Chwila. Przecież ja nic nie zrobiłem" - pomyślałem.

- Ale ja...

- Nie chce słuchać żadnych wymówek - powiedział krótko, po czym odwrócił się, żeby odejść.

- Proszę Pana Peter tego nie ukradł i mogę potwierdzić, że sam nad tym pracował - powiedział Logan wyglądając na wściekłego.

- Och proszę - odpowiedział przewracając oczami. - Zupełnie jakby jakiś dzieciak mógł zrobić coś tak skomplikowanego - Pan Davis popatrzył z politowaniem na Logana.

- Byłem cały czas tutaj kiedy to robił. Pomógł mi nawet z moim robotem - powiedział, ale było widać że Pan Davis zupełnie mu nie uwierzył i odwrócił się z zamiarem wyjścia. - Jeśli mi Pan nie wierzy proszę spytać FRIDAY - dodał Logan zaciskając dłonie w pięści i wlepiając wściekły wzrok w laboranta.

- Panie Nelson, musze pana poinformować, że tak zaawansowany system jest używany do poważnych rzeczy, a nie po to żeby tłumaczyć jakiegoś złodzieja - wycedził przez zęby, a jego twarz zrobiła się aż czerwona ze złości. 

- Panie Davis to nie jest dla mnie żaden problem - powiedziała FRIDAY. - Zapewniam Pana, że Pan Parker wykonał pracę samodzielnie.

Pan Davis stanął jak wmurowany i zauważalnie zbladł. Wyglądał, jakby cała praca jego życia właśnie płonęła na jego oczach. Wiedział, że FRIDAY nie może się mylić, ale zamiast głośno to przyznać odwrócił się na piecie i odszedł w stronę swojego stanowiska nie mówiąc ani słowa.

Kiedy zniknął z pola widzenia spojrzeliśmy na siebie i staraliśmy się nie wybuchnąć śmiechem. Chichotaliśmy bezgłośnie z dobre pięć minut zanim się uspokoiliśmy.

- Widziałeś jego twarz? - zapytał i znowu zaczęliśmy się śmiać. - Hej FRIDAY, dziękuję - powiedział przez śmiech.

- Nie ma problemu Panie Nelson.

- Dziękuje ci bardzo, ocaliłeś mi tyłek - powiedziałem patrząc na niego z wdzięcznością.

- Nie ma za co - uśmiechnął się do mnie i wróciliśmy do pracy.

Do samego końca praktyk Pan Davis nie odezwał się już do mnie ani słowem jedynie rzucając mi co jakiś czas wściekłe spojrzenia. Kiedy w końcu wyszedłem z budynku postanowiłem udać się na szybki patrol. Nic szczególnego się nie działo, więc w końcu skończyłem siedząc na dachu wieżowca i podziwiając panoramę miasta rozciągająca się przede mną. Widok był cudowny. Uwielbiałem siedzieć i podziwiać widoki, rozmyślać albo nawet odrabiać lekcje w takich miejscach. Nie musiałem się wtedy przejmować że ktoś nagle mnie zaskoczy. Byłem tu tylko ja i wiatr rozwiewający mi delikatnie włosy.

The ghetto

Pan Bucky

Tylko ja myślę że nasza grupa potrzebuje lepszej nazwy?

Peter

a co jest nie tak z tą?

Pan Dziadek

Znaczy serio

The ghetto?

Peter

Tak

Bo Im In tHe GheTto

RATATATA

MRB

omg

Dziecko i 11 zatroskanych rodziców

Pani Nat

O wiele lepiej

Peter

...

RATATATA

Pan Piorun

RATATATA?

Peter

TAK

MRB

mam już dość tej rodzinki

Peter

nieprawda Mr Rich Bitch wiem że mnie kochasz

MRB

*wzdycha

Pani Czarownica

Jak twój dzień pajączku?

Peter

zobaczmy

poznałem nowego przyjaciela

Pan Bruce

To chyba dobrze nie?

Peter

prawie umarłem krztusząc się burgerem

prawie mnie wylali za coś czego nie zrobiłem

och i przeciąłem się papierem

Pan Bruce

JEZU CHRYSTE

MRB

DZIECIAKU

Pani Nat

wyjaśnij

Peter

no cóż zakrztusiłem się

i mój przełożony stwierdził że ukradłem mój projekt

i robiłem robotę papierkową

Pani Nat

powiedz proszę kto jest twoim przełożonym

Peter

jak powiem to się dowiecie kim jestem

MRB

no dawaaaj

i tak się w końcu dowiemy

Peter

mniejsza z tym

jak tam wasz dzień?

Pani Nat

prawie zabiłam Łucznika

Pan Łucznik

zostałem prawie zabity

MRB

Popełniłem błąd w projekcie i wszystko wybuchło... znowu

Pan Dziadek

zostałem sprankowany

Pan Piorun

spróbowałem nowego midgardzkiego jedzenia

Pan Bruce

prawie się zdenerwowałem

Pan Sam

spadłem z budynku

Pani Czarownica

złapałam go zanim uderzył w ziemię

Pan Szybki

przebiegłem 30 kilometrów

Pani Kierownik

A ja już mam dość tego cyrku

Peter

co.do.cholery

Pan Dziadek

Wyrażaj się

Peter

JAK DO CHOLERY SPADŁEŚ Z BUDYNKU I NIE ZGINĄŁEŚ. JAK TY GO ZŁAPAŁAŚ. JAK MOGŁEŚ PRZEBIEGNĄĆ TAK DUŻO. CO TO ZNACZY ŻE PRAWIE GO ZABIŁAŚ. CZY WSZYSTKO Z NIM W PORZĄDKU

nie

CZY WSZYSTKO Z NIMI OBOJGIEM JEST W PORZĄDKU

Pani Nat

wszystko z nami dobrze

Peter

ok

wygraliście

ktoś chce zboczyć jakieś memy?

MRB

NIE

Pan Sam

litości dzieciaku

Peter

idealnie

Otworzyłem moją galerię i zacząłem im wysyłać niemal wszystkie memy jakie tam miałem. Kiedy skończyłem w mieście nadal nic się nie działo, więc szybko się z nimi pożegnałem i postanowiłem wracać już do domu. 

Zastanawiałem się, czy Avengers mnie pamiętają. Pan Stark chciał co prawda dać mi przepustkę, ale nie zdążyłem jej otrzymać. Zastanawiałem się czy naprawdę sądzili, że mogę być jednym z nich. Miałem nadzieje że będę mógł ich jeszcze kiedyś odwiedzić.

May na szczęście nie było jeszcze w domu, więc mogłem na spokojnie zająć się moimi zadaniami i przygotować do jutrzejszych lekcji. Wiele bym dał, żeby każdy wieczór mógł być tak spokojny jak ten dzisiejszy.


*Tony*

- Chcę wiedzieć kim jest - powiedziałem naburmuszony.

- Wiem, ale wygląda na to, że jest mądrzejszy od ciebie i wie jak ukrywać informacje o sobie. Myślę że potrzebuje jeszcze czasu.

- Myślisz, że powinniśmy mu powiedzieć pierwsi kim jesteśmy? - zapytałem, a Pepper po chwili pokręciła głową. Chciałbym mu powiedzieć, ale zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Bałem się, że przestraszy się i nas zablokuje. Wtedy nigdy nie dowiedzielibyśmy się kim właściwie jest.

- Nie... na razie - odpowiedziała z lekkim wahaniem. - Słuchaj, też bym chciała go spotkać, ale to nie jest do końca bezpieczne. Co jeśli jest jakimś szpiegiem, albo coś w tym stylu? - powiedziała niepewnie, jakby sama nie wierzyła w to co mówi, a ja tylko westchnąłem ze zrezygnowaniem. Jutro też jest dzień.

---

Peter poznał dzisiaj nowego przyjaciela, nie wiem jak wam, ale mi on strasznie przypomina Freda Weasleya.

W międzyczasie udało mi się rozpisać wstępnie fabułę na opowiadanie, dopracowuje jeszcze wątki poboczne. Będzie zaskakująco, przynajmniej taki mam plan. Jednak zanim je opublikuje wleci moja miniaturka, też irondad. Jestem bardzo ciekawa jak ją przyjmiecie.

Następny rozdział będzie jak będzie, ale postaram się nie kazać wam za długo czekać :)

Dajcie znać jak wam się podobał dzisiejszy rozdział.

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro