Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bonjour!

Dziękuję za wszystkie komentarze i głosy pod poprzednim rozdziałem <333

Oto moje zadośćuczynienie za wczoraj xD

Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy.

---

*Peter*

Udało mi się w końcu spotkać z MJ i Nedem gdzieś poza szkołą, może to były tylko trzy godziny w domu Neda, ale i tak lepsze to niż nic. Przez ostanie dni prawie nie spałem. Była już środa, a ja wciąż nie wpadłem do wieży, mimo obietnicy złożonej pani Nataszy. Bardzo bym chciał, ale naprawdę nie miałem na to czasu. Zadań domowych ciągle przybywało, do tego jeszcze nauka do egzaminów i oczywiście mój staż. Nie wiedziałem w co mam włożyć ręce. Byłem wyczerpany.

- Parker! - Znowu to samo. - Musisz dostarczyć kawę. Odbiorą ją w jednym z wyższych laboratoriów, więc lepiej nic tam nie zepsuj, bo ja nie zamierzam za ciebie odpowiadać - powiedział pan Davis, podając mi jak zawsze notkę z numerem pokoju.

Notatka mówiła, że powinienem udać się na piętro 92. Nigdy nie byłem tak wysoko jako Peter Parker. Jako Spider-Man też nigdy nie byłem na tym konkretnym piętrze, ale podejrzewałem, że musi się tam znajdować laboratorium kogoś naprawdę ważnego.  Na pewno będą tam naukowcy z prawdziwego zdarzenia i super sprzęt. Nie mogłem się doczekać, aż będę mógł go chociaż pooglądać. Miałem zrobić trzy kawy bez cukru i oczywiście się pospieszyć.

Automat do kawy był bardzo obleganym miejscem. Zawsze ustawiała się przed nim wielka kolejka ludzi i podejrzewałem, że właśnie dlatego wszyscy woleli wysyłać swoich podwładnych po kawę. Ja sam nienawidziłem tam stać. Cały czas myślałem o tym, jak wiele rzeczy mogłem zrobić w tym czasie, a niestety ostatnio musiałem to robić coraz częściej. Poza tym przez to że było tu tyle ludzi, było zwyczajnie dla mnie za głośno. Czułem się tutaj, jak na zatłoczonym szkolnym korytarzu w trakcie przerwy. Przez cały ten hałas nie było nawet słychać piszczenia automatu, którym informował o tym, że kawa jest już gotowa. Co wiązało się z pewnym zabawnym mitem, który krążył wokół tej maszyny. Wszyscy myśleli, że porozumiewa się ona jakoś potajemnie z FRIDAY, bo to zazwyczaj ona informowała o tym, że kawa jest gotowa do odbioru. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego nikt jeszcze nie domyślił się, że po prostu nie słychać powiadomienia przez hałas, a FRIDAY jako sztuczna inteligencja nie ma żadnego problemu z usłyszeniem tego dźwięku.

Kiedy wreszcie udało mi się zrobić wszystkie kawy, próbowałem się dopchać do windy. Po drodze zostałem ze dwa razy potrącony i gdyby nie mój pajęczy zmysł, to wszystko już dawno znalazłyby się na podłodze, łącznie ze mną.

- Poproszę na piętro 92 FRIDAY - powiedziałem w windzie.

- Niestety panie Parker, obawiam się, że nie ma pan dostępu do tego piętra - odpowiedziała sztuczna inteligencja.

- Muszę tam dostarczyć kawę. Możesz zapytać Pana Davisa o potwierdzenie - odpowiedziałem nieco nerwowo. Po niecałej minucie drzwi windy się zamknęły i ruszyła do góry. Wziąłem głęboki oddech i próbowałem się mentalnie przygotować na to, co mogę zobaczyć na tak wysokim piętrze.

Winda w końcu się zatrzymała, ale drzwi pozostawały nadal zamknięte.

- Panie Parker, musze pana ostrzec, że wchodzi pan do pilnie strzeżonego laboratorium. Wszystko co pan zobaczy, jest objęte ścisłą tajemnicą, dopóki pan Stark nie zdecyduje się na ujawnienie danego wynalazku. Ponadto zalecałabym niczego nie dotykać dla bezpieczeństwa pana i innych. Wszelkie próby wyniesienia czegokolwiek poza obszar laboratorium, będą miały poważne konsekwencje.

- D-dobrze - odpowiedziałem, a drzwi się otworzyły.

Kiedy tylko zobaczyłem, znajdujące się przede mną laboratorium, natychmiast pożałowałem złożonej obietnicy o nie dotykaniu niczego. Nie miałem pojęcia do kogo ono mogło należeć, ale musiał być naprawdę szczęśliwym człowiekiem. Szedłem pomiędzy półkami pełnymi planów, części maszyn i białymi tablicami zapisanymi nieskończonymi równaniami. Nikogo nie było w środku, więc postanowiłem położyć kawę na jednym z biurek i wyjść.

Naprawdę starałem się nie gapić, ale to laboratorium wyglądało jak marzenie. Mój wzrok przykuła jedna z tablic. Próbowałem iść wolniej, żeby mieć więcej czasu na przestudiowanie wszystkiego, co się na niej znajdowało. Rozpoznałem na niej równanie, które rozwiązywałem ostatnio. Osoba która to napisała, nie była nawet bliska odpowiedzi. Właściwie zrobiła błąd na samym początku. A może to ja popełniłem błąd? Po chwili namysłu stwierdziłem, że chyba jednak ja mam rację. Pomyłka bardzo szybko rzuciła mi się w oczy. Przez nią całe rozwiązanie nie miało najmniejszego sensu. Znałem doskonale odpowiedz. 45. Gdyby nie obietnica dana FRIDAY, bardzo chętnie poprawiłbym ten błąd.

- Umm FRIDAY? - zapytałam, właściwie nie spodziewając się żadnej odpowiedzi.

- Tak Panie Parker?

- Możesz powiedzieć... właścicielowi tego laboratorium, że odpowiedź na to równanie to 45? - zapytałem, wskazując palcem na odpowiednią tablicę.

- Oczywiście Panie Parker - odpowiedziała, a ja uśmiechnąłem się w odpowiedzi i cicho jej podziękowałem. Nie chciałem wcale opuszczać tego wspaniałego laboratorium, ale nie miałem wyjścia. Rzuciłem ostatnie tęskne spojrzenie i wszedłem do windy, wybierając właściwe piętro.

*Tony*

Miałem dzisiaj naprawdę okropny dzień. Pepper była bardzo zajęta, Rhodey był poza miastem, a większość Avengers na misjach. Nie mogłem nawet pogadać z dzieciakiem, bo był zajęty stażem i nadchodzącymi egzaminami. Zabijałem więc czas w laboratorium i wyrwałem się tylko na jedno spotkanie, na które kazała mi przyjść Pepper. Chyba nie była zadowolona z faktu, że na nim zasnąłem, ale to nie moja wina, że te spotkania są zawsze takie nudne. Kiedy się obudziłem właściwie się już kończyło, więc poprosiłem FRIDAY, żeby załatwiła mi kawę z automatu, a sam poszedłem zrobić sobie coś do jedzenia.

- Pan Parker prosił mnie, abym przekazała Panu, że wynik niemożliwego równania to 45. 

Przewróciłem oczami z irytacją. Pewnie kolejny dzieciak robi sobie żarty. Jednak coś przykuło moją uwagę. - Jeszcze raz, jak się ten dzieciak nazywa? - zapytałem.

- Peter Parker, szefie - odpowiedziała, a ja westchnąłem. Czyli w końcu mogłem być pewny, że ten Peter Parker zdecydowanie nie jest naszym dzieciakiem. Byłem pewny, że on nigdy nie zrobiłby czegoś takiego tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Wydawał się raczej unikać nadmiernego zainteresowania. Poza tym ten żart nawet nie był śmieszny. 45? Serio? Co to za głupi wynik? Zdecydowałem się jednak trochę zabawić, bo i tak umierałem z nudów. Skoro tak bardzo chciał uwagi, to ją dostanie.

- FRIDAY możesz wysłać to równanie, jako jego pracę na ten tydzień? Zrób to tak, żeby jego przełożony o tym nie wiedział.

- Oczywiście szefie. Czy mam przesłać rezultaty tutaj, kiedy już skończy?

- Tak, dziękuje.

- Nie ma problemu szefie.

*Peter*

Zastanawiałem się, czy udało mi się pomóc tamtemu laborantowi. Nie miałem pojęcia, kto to mógł być. Ciekawe czy to była kobieta, czy mężczyzną?

- Hej, Peter mógłbyś to dla mnie zrobić? - powiedziała brunetka o zielonych oczach, której nigdy tu nie widziałem, pokazując mi teczkę. Wewnętrznie westchnąłem.

- Co to jest? - zapytałem ją, otwierając teczkę.

- Och to tylko...

- Robota papierkowa. Oczywiście - dokończyłem za nią. - Jasne, nie ma problemu.

- Dziękuję - odpowiedziała, uśmiechając się do mnie. Westchnąłem i wziąłem się do roboty. Za niedługo Pan Davis rzucił mi na biurko inną teczkę.

- Do zrobienia do końca dnia Parker - powiedział tylko, a ja pokiwałem głową.

Postanowiłem najpierw dokończyć, to co dała mi tamta dziewczyna i dopiero, kiedy jej to oddałem, otworzyłem teczkę, którą dał mi Pan Davis. W środku było trochę papierkowej roboty, dokumenty, randomowe notatki i... równanie. Czemu akurat dzisiaj widzę je tak często? Miałem wielkie szczęście, że rozwiązałem je wcześniej. Przecież w życiu nie zdążyłbym go rozwiązać tak szybko. Chyba naprawdę nie nadawałem się do tej roboty, skoro nawet od najniższych stażystów wymagali rozwiązywania takich równań w jeden dzień. Wyciągnąłem z biurka zeszyt, w którym zapisałem całe rozwiązanie. Stwierdziłem, że nie będę tego przepisywać, było tego stanowczo za dużo. Włożyłem cały zeszyt do teczki i zrobiłem resztę zadań.

- Skończyłem Panie Davis - powiedziałem, kładąc na biurko teczkę. Nawet na mnie nie spojrzał, ale już dawno do tego przywykłem. Prędzej czy później i tak zauważy tą teczkę.

*Tony*

Kiedy pracowałem, coś jak zwykle wybuchło mi prosto w twarz, więc musiałem zmyć cały ten brud. Kiedy wróciłem, postanowiłem trochę popracować nad moimi repulsorami, bo to zawsze mnie w pewien sposób relaksowało. 

- Szefie, praca Pana Parkera wróciła - powiedziała FRIDAY, ale nie zwróciłem na nią uwagi, będąc zbyt pochłonięty, tym co robiłem. Podczas pracy myślałem trochę o dzieciaku. Ostatnio napisał nam, że ma egzaminy, więc nie może tak często z nami pisać. Na domiar złego Spidey z tego samego powodu nie mógł przychodzić do wieży. Wszyscy wokół zdawali się być zajęci właśnie wtedy, kiedy ja miałem trochę luzu.

Przeciągnąłem się na krześle i spojrzałem dookoła zaspanymi oczyma. Wokół był niesamowity bałagan. Na półkach walały się stare plany, a na stolikach leżały porzucone przeze mnie części.  Musiałem tu trochę ogarnąć, ale zupełnie nie miałem na to ochoty. Mógłbym kogoś o to poprosić, ale to by oznaczało, że musiałbym pozwolić innym ludziom dotykać moich rzeczy. To nie miało racji bytu. Raz spróbowałem i skończyło się na tym, że wyrzuciłem wszystkich i sam posprzątałem.

Moje oczy się zatrzymały, kiedy napotkałem wzrokiem notatnik. Dziwne bo nie wyglądał, ani na mój, ani na Bruca. Żadne z nas nie miało zeszytu z dinozaurem na okładce.

- FRIADY czyj to notatnik? - zapytałem zaskoczony.

- Jak przypuszczam, pana Parkera - odpowiedziała. Och więc to tam zapisał równanie.

Nie miałem co robić, więc sięgnąłem po niego. Chciałem zobaczyć, co za głupoty tam powypisywał. Otworzyłem go, spoglądając wcześniej na okładkę. Na środku znajdował się rysunkowy dinozaur, a nad nim dymek z napisem "RAWR". Uśmiechnąłem się z rozbawieniem. Pierwsza stronę zajmowało samo równanie. Wyglądało, jakby pisał w pośpiechu, pismo mimo że było czytelnie, to nie należało do najładniejszych. Byłem pod wrażeniem pierwszych obliczeń. Na początku szło mu całkiem nieźle. Przekartkowałem na szybko resztę notatnika, widząc że jest prawie cały zapisany. Doszedłem do wniosku, że w notatniku znajdowały się jeszcze jego prywatne zapiski, bo przecież dzieciak na pewno nie wykonałby aż tylu obliczeń, zwłaszcza w tak krótkim czasie. 

Wróciłem do początku zapisków i po chwili zauważyłem błąd na środku strony. Miałem już zamykać zeszyt, ale postanowiłem go poprawić. Byłem pod wrażeniem, że udało mu się zajść tak daleko, więc pomyślałem, że przynajmniej się czegoś nauczy. Przekreśliłem całą stronę i wziąłem czystą kartkę i długopis. Rozpisałem mu prawidłowe rozwiązanie, zaznaczając miejsce w którym się pomylił.

- FRIDAY wyślij to z powrotem.

- Tak szefie.

*Peter*

Zostało mi jeszcze ostatnie zadanie z historii. Nienawidziłem tego przedmiotu. Może to trochę za mocne słowo, ale zdecydowanie nie byłem zadowolony, zwłaszcza że nasz nauczyciel uwielbiał zasypywać nas pracą domową i projektami. Jeśli usłyszał, że ktoś nie lubi jego przedmiotu, to dawał mu jeszcze więcej zadań specjalnie dla niego. Niestety przekonałem się o tym na własnej skórze. Nie mówiąc już o tym, że coraz bliżej były egzaminy. Całe szczęście dzisiaj skończyłem trochę wcześniej pracę na stażu, więc mogłem z czystym sumieniem skupić się na pracach domowych.

"W jakim mieście urodził się Szekspir?" Miałem o wiele lepsze pytanie. Po jaką cholerę nam to wiedzieć? Czy to jest coś, co przyda mi się w życiu? No nie wydaje mi się. Może rzeczywiście nienawidziłem tego przedmiotu. Ale tylko trochę.

Nagle poczułem, że moje biurko się zatrzęsło i podniosłem głowę, widząc odchodzącego Pana Davisa. Opuścił coś na moje biurko bez słowa. Pewnie więcej pracy.

Spojrzałem w dół i zmroziło mnie. To był mój notatnik. Wysłałem go jakieś trzy godziny wcześniej. Czemu mi go teraz oddał? Otworzyłem go, ale na pierwszej stronie nie zobaczyłem nic szczególnego. Kiedy jednak odwróciłem kartkę, spojrzałem zdziwiony na przekreśloną stronę. Do środka była też włożona złożona na pół kartka. Po rozłożeniu zauważyłem, że było na niej zapisane rozwiązanie, które widziałem dzisiaj na tablicy w laboratorium. Miejsce w którym rozwiązanie różniło się od mojego było wyraźnie zaznaczone. Zmarszczyłem brwi. Wyglądało na to, że właściciel tego laboratorium musiał natknąć się na mój zeszyt i teraz myślał, że to ja popełniłem błąd. Przeczytałem wszystko dokładnie parę razy, dogłębnie to analizując, jednak byłem całkowicie pewny, że zrobiłem wszystko dobrze. Doskonale widziałem błędy, jakie popełnił, więc postanowiłem mu je pokazać.

Wziąłem zielony długopis i zacząłem kreślić po zapisanej przez niego kartce. Poprawiałem błędy skreślając tekst i pisząc obok prawidłowe rozwiązanie. Kiedy skończyłem, włożyłem kartkę do środka zeszytu i znowu oddałem go Panu Davisowi. Rzucił mi tylko groźne spojrzenie, więc wróciłem szybko do swojego biurka. Wolałem nie narażać mu się bardziej, niż było to potrzebne.

---

@Moonyline co prawda kartka nie upadła, ale myślę, że nadajesz się na wróżkę xD

Kocham ego Starka, które jest większe niż on sam i to, że nie chce przyznać, że mógł popełnić błąd XD

Jak się Wam podobał ten rozdział?

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro