Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Peter*

Z całą pewnością nie można było mnie nazwać rannym ptaszkiem, ale przywykłem już do tego, że musiałem być czujny od razu po przebudzeniu. Mieszkając z May było to niestety koniecznością. Miałem też dość lekki sen, więc nie zaskoczyło mnie specjalnie, że obudziłem się słysząc huk dochodzący z kuchni. Zapewne znowu coś upuściła robiąc śniadanie. Kucharka była z niej beznadziejna, ale nie przeszkadzało jej to w podejmowaniu kolejnych prób. Prawdę mówiąc uważałem, że w ten sposób marnowała tylko jedzenie, ale kim byłem, żeby ją powstrzymywać? Poza tym wątpię, żeby była zadowolona, gdybym jej o tym powiedział. Usłyszałem, że krzyczy coś do mnie z kuchni, więc szybko wyszedłem z pokoju.

- Tak ciociu? - zapytałem zaspany.

- Wstawaj! - krzyknęła, rozbudzając mnie do końca. - Wyczyść to - powiedziała, wskazując na bałagan jaki zrobiła, a ja bez słowa protestu zacząłem pracować. Miałem wrażenie, że tylko czekała, aż popełnię jakiś błąd, żeby się na mnie wyżyć. Kiedy jednak nic takiego się nie zdarzyło, posłała mi tylko groźne spojrzenie i zniknęła w swojej sypialni.

Czasami nachodziły mnie myśli, czy warto było wracać za każdym razem, kiedy wyrzucała mnie z domu, ale natychmiast sam się za nie karciłem. To by stworzyło zdecydowanie zbyt wiele problemów. Przede wszystkim Ned i MJ z całą pewnością zaczęli by coś podejrzewać i możliwe, że próbowaliby jakoś zareagować, wyolbrzymiając całą sprawę. Ostatnie czego chciałem, to sprawić May jakieś problemy. Była przecież moją ostatnia rodziną i kochałem ją... prawda? Gdybym tylko był lepszy, nie miałaby powodów, żeby mnie tak traktować. Nic dziwnego, że moja osoba ją tak denerwowała. Bądź co bądź zapewniała mi wszystko czego potrzebowałem do przeżycia, nawet jeśli czasami ograniczała mi jedzenie, to wciąż dostawałem tyle, żeby przeżyć, więc wszystko było w porządku... prawda? Wiedziałem jednak, że z boku mogło to wyglądać zupełnie inaczej, a nie chciałbym żeby trafiła do więzienia, to byłoby dla niej za wiele. Lepiej było tak jak jest. Poza tym do pełnoletności zostały mi tylko trzy lata, po których będę mógł się wyprowadzić i nie siedzieć jej więcej na głowie. Będzie mogła żyć swoim życiem, a ja swoim. 

Kiedy skończyłem sprzątać, wróciłem do pokoju się przebrać. Chwyciłem za plecak i wyszedłem z domu. Postanowiłem się dzisiaj przejść do szkoły, bo May obudziła mnie wcześniej niż zazwyczaj. Miałem jeszcze jakieś pół godziny do rozpoczęcia zajęć.

Podczas spaceru zacząłem rozmyślać o wydarzeniach z poprzedniego dnia i jakiekolwiek resztki radości uleciały ze mnie niczym z przebitego balona. W sumie czułem się trochę jak taki sflaczały, przebity balon. Z tego wszystkiego zapomniałem swojego telefonu. Wspaniale Peter. Czułem w kościach, że dzisiejszy dzień będzie beznadziejny, jedynym pocieszeniem było to, że mogłem odwiedzić wieżę jako Spider-Man.

- Siema stary - przywitał mnie radośnie Ned. - Wstałeś lewą nogą? - zapytał po chwili, zauważając mój zły humor, a ja pokiwałem głową z niewyraźną miną.

- Co spowodowało ten promienny uśmiech? - zapytała MJ, podnosząc brwi.

- Wylali mnie - wymamrotałem, ale oboje mnie usłyszeli, co wnioskowałem po ich zaskoczonych okrzykach. Westchnąłem tylko ze złością i poszedłem w stronę klasy nie czekając na nich. Z pewnością nie było to miłe i zupełnie do mnie nie podobne, ale dzisiaj miałem już dość wszystkiego.

Cały dzień starałem się wszystkich unikać i kiedy tylko mogłem miałem na głowie kaptur, żeby choć trochę się odizolować. Na moje nieszczęście zauważył to nawet Flash.

- Co tam Penis? Myślisz, że jak założysz kaptur będziesz fajniejszy? Nie martw się, tobie już nic nie pomoże - powiedział złośliwie, a ja tylko posłałem mu zabójcze spojrzenie. Ned zrobił to samo, a MJ postanowiła dołączyć do tego środkowy palec. Nie wiedziałem jak to robiła, ale takie zachowania wobec Flasha zawsze uchodziły jej na sucho. Tym razem też spojrzał tylko na nią groźnie, ale nic nie zrobił. Ned widząc to zaśmiał się i nawet ja cicho zachichotałem, pocierając oczy.

- Nawet w dzisiejszym nastroju wygląda uroczo - powiedziała MJ, patrząc w moja stronę, a ja się zarumieniłem.

- Dokładnie, to nie fair - przytaknął Ned i pokręcił głową, patrząc na mnie.

- Jak tam twój staż Parker? A no tak zapomniałem, że go nie masz - powiedział Flash, a mój uśmiech momentalnie zniknął i wlepiłem wzrok w podłogę.

- Wiesz Flash, nie wiem jak ktokolwiek mógłby pomyśleć, że jesteś Spider-Manem. Trzeba chyba nie mieć mózgu, żeby w to uwierzyć - powiedziała MJ, mrużąc oczy. Chyba trafiła w czuły punkt, bo Flash natychmiast się zamknął i odwrócił się na pięcie odchodząc.

- Dzięki - powiedziałem i uśmiechnąłem się słabo, na co MJ pokazała mi tylko środkowego palca i poszła w stronę swojej klasy. Zaśmiałem się, bo doskonale wiedziałem, że tylko się ze mną droczy.

- Czemu ja nie mogę go tak zamknąć? - zapytał Ned, patrząc jak MJ odchodzi.

- Bo tylko ona tak potrafi - powiedziałem z rozmarzeniem.

- No bez kitu - przytaknął. - Chodźmy do klasy.

*Avengers*

- Czemu nie odbiera telefonu? - zapytał podenerwowany Tony. Nie przespał nawet chwili, całą noc analizując równanie. Musiał upewnić się, że chłopak na pewno miał racje, ale im dłużej wszystko liczył, tym bardziej rozwiewał wszelkie wątpliwości. Wyglądało na to, że trafił na geniusza i nie zamierzał pozwolić takiemu mózgowi odejść z jego firmy. Musiałby być głupi, dlatego w nocy podjął ważną decyzję.

- Może jest zajęty? - zapytał Clint, stojąc do góry nogami na krześle obrotowym.

- Niby czym Clint? - zapytał Stark, niemal leżąc na blacie. Wcześniej poinformował resztę Avengers, a właściwie tylko Clinta, który jako jedyny nie zszedł do laboratorium, o wczorajszych wydarzeniach. Reszta drużyny była nieosiągalna, bo wykonywała misje w Rosji.

- Szkołą? - zapytała Natasza, wzruszając ramionami. Siedziała przy stole, ostrząc swoje noże. Podobnie jak reszta była bardzo zainteresowana Peterem, bo podejrzewali, że jest duża szansa, że to on jest ich dzieciakiem.

- Ma racje. Nie mógłby wiedzieć tych rzeczy znikąd. Musi być bardzo pilnym uczniem - wtrącił Steve.

- Kapciu, jeśli wie takie rzeczy, to nie musi w ogóle chodzić do szkoły. Poza tym bierz nogi z mojego stołu - odpowiedział. Kapitan westchnął z irytacją, ale przełożył nogi na ziemię, nadal leżąc na dywanie.

- To niby skąd Tony?

- Dzieciak mówił, że dużo czyta i inne takie - włączyła się do rozmowy Wanda. Jako jedyna leżała normalnie na kanapie.

- Ta i czym są te "inne takie"? Na pewno chodzi o szkołę! - nie poddawał się Steve.

- Steeeb, tego nie uczą w szkole - odpowiedział coraz bardziej wkurzony Tony.

- Studia?

- Już bardziej, ale nadal to za mało.

- No to skąd? - zapytał z irytacją Steve.

- Chłopcy. Zachowujcie się - uciszyła ich Natasza, zanim zaczęli się kłócić. Spojrzeli na nią oburzeni, ale żadnej z nich się już nie odezwał.

- Spróbuje jeszcze raz - powiedział Tony, krążąc po pomieszczeniu.

- Daj mu się w spokoju uczyć - zaczął protestować Steve, ale Tony go zignorował.

Jeden sygnał, drugi, trzeci. I znowu poczta głosowa. Westchnął.

- Co? Obawiasz się, że stracisz taki mózg jak on? - droczył się z nim Clint. 

- Oczywiście, że się obawia - odpowiedziała Natasza za Tony'ego, kiedy ten opuścił pokój zupełnie ignorując zadane mu pytanie.

*Peter*

Wreszcie dotarłem do mojego wspaniałego domu. May była na razie w pracy, więc mogłem odrobine dłużej uniknąć pytania o wcześniejszy powrót. Jedyne na co miałem ochotę, to położyć się do łóżka i już nigdy więcej nie wstawać. Nie czułem się na siłach, żeby robić cokolwiek. Postanowiłem wziąć sobie dzisiaj dzień wolny. Włożyłem piżamę i zrobiłem sobie płatki, w końcu i tak miałem już przerąbane z powodu stażu, a przy odrobinie szczęścia May nie zauważy, że wziąłem cokolwiek.

Postanowiłem w końcu podłączyć telefon do ładowarki. Byłem ciekawy, czy dużo mnie ominęło. Kiedy się włączył zauważyłem trzydzieści nieodczytanych wiadomości na czacie z grupowym i parę wiadomości na czacie z MJ i Nedem. Pewnie pisali do siebie w czasie zajęć. Do tego sześć powiadomień z YouTube i cztery... połączenia? Zmarszczyłem brwi w zdziwieniu. Od kogo? Boże, mam nadzieję, że nie od May. Odblokowałem telefon z bijącym sercem, ale szybko się zrelaksowałem. Połączenia były z jakiegoś nieznanego numeru. Dziwne. Ciekawe po co do mnie dzwonił. Myślałem chwilę, czy oddzwonić, ale ciekawość wzięła górę i po chwili nacisnąłem zielona słuchawkę, przykładając telefon do ucha.

*Tymczasem Avengers*

- Tony on dzwoni!

- Szybko!

- O mój boże, serio zostawił telefon tutaj?

- Clint, po prostu odbierz i powiedz...

- Za późno rozłączył się.

- FRIDAY, możesz powiedzieć Tony'emu, żeby ruszył tu dupę? - zapytała Wanda.

- Pyta o powód.

- Powiedz mu, że telefon dzwoni - odpowiedziała, a chwilę po tym Tony wpadł do pokoju, sięgając po komórkę.

- Czemu nie przynieśliście mi tego cholernego telefonu? - zapytał, starając się znaleźć ostatnie połącznia.

- Wołaliśmy cię, ale nie przychodziłeś - powiedziała Wanda, wzruszając ramionami. Tony posłał jej nieprzyjemne spojrzenie i wcisnął przycisk połączenia.

*Peter*

Postanowiłem zrelaksować się, oglądając na komórce moje ulubione talk show. Potrzebowałem teraz trochę rozproszyć myśli. Jednak w trakcie wyskoczyło mi przychodzące połączenie. Spojrzałem z zaskoczeniem, rozpoznając numer, który dzwonił do mnie wcześniej. Wcisnąłem zielona słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.

- Halo?

*Tony*

Szybko przełączyłem telefon na głośnomówiący, dając wszystkim znak, żeby się uciszyli. Po drugim sygnale odebrał. 

- Halo? - usłyszeliśmy. Wszyscy wpatrywaliśmy się w telefon, nie wiedząc, co dalej zrobić - Ummm halo?

- Tak, halo - odpowiedziałem, po chwili przytomniejąc. - Czy rozmawiam z Peterem Parkerem?

- Tak, przy telefonie - odpowiedział.

- Z tej strony Tony Stark.

*Peter*

Moje oczy rozszerzyły się w szoku. Chwila co? Tony Stark? W sensie Iron Man? Osoba kierująca jedną z najlepszych firm na świecie? Osoba, która lata temu ocaliła mi życie? Ten Tony Stark?

- Dzwonię, żeby wyjaśnić parę spraw. Po pierwsze, nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale to ja byłem osobą, której wczoraj wysyłałeś rozwiązanie równania. Po drugie, chciałbym koniecznie porozmawiać z tobą osobiście. Kiedy możesz przyjść do wieży? 

Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Tony Stark pyta mnie, czy mogę przyjść do wieży? Żeby się z nim spotkać? O mój boże.

- Dzieciaku, jesteś tam? - wyrwał mnie z zamyślenia głos w słuchawce.

- T-tak jestem - odpowiedziałem, jąkając się.

- Mógłbyś przyjść jakoś... teraz? - zapytał. Zawahałem się. Po co miałem tam iść? Czy to oznaczało kłopoty, czy wręcz przeciwnie?

- Ummm... mógłbym wiedzieć po co? - zapytałem nieśmiało.

- Chciałbym tylko z tobą pogadać o twoim stażu i równaniu. Pasuje ci 17:00? 

O moim stażu? Co to w ogóle znaczyło? Po chwili przytaknąłem, ale szybko przypomniałem sobie, że rozmawiam przez telefon.

- T-tak może być.

- Super! W takim razie czekam - odpowiedział. Nie wiedziałem, czy mi się tylko wydaje, czy naprawdę jego głos wydawał się... radosny? To chyba dobrze.

- T-tak, do widzenia - odpowiedziałem, a on się rozłączył.

Nie wiedziałem, co mam dokładnie o tym myśleć, ale mój nastrój zmienił się o 180 stopni. Nie mogłem uwierzyć, że spotkam dzisiaj pana Starka jako Peter Parker, w dodatku na jego własną prośbę. Cholera. Sama rozmowa telefoniczna sprawiła, że miałem ochotę skakać z radości, więc bez większego namysłu skoczyłem na sufit, szczerząc się jak głupi. Owszem rozmawiałem z panem Starkiem wiele razy jako Spider-Man, ale to było coś innego. Tym razem chciał porozmawiać z Peterem Parkerem. Wisiałem tak dłuższą chwilę i starałem się nie krzyczeć z radości, niczym fanki na koncercie Biebera. Nie mogłem w to uwierzyć.

- Peter, jeśli chcesz zdążyć, powinieneś się już zbierać - poinformowała mnie Karen.

- Która jest godzina? - zapytałem, zeskakując na podłogę i zacząłem rozglądać się za telefonem.

- Jest 15:56 - odpowiedziała.

Podziękowałem jej szybko i otworzyłem szafę, szukając odpowiedniego ubrania. Faktycznie powinienem się już zbierać, nie zostało mi za wiele czasu. Nie miałem pojęcia, co właściwie włożyć. Z ubiorem na staż nie miałem większego problemu, ale teraz miałem spotkać się z samym panem Starkiem. Czy wypadało się ubrać tak jak zazwyczaj? Wszyscy biznesmeni, którzy wchodzili na wyższe poziomy, zawsze chodzili w garniturach. Może powinienem ubrać ten stary po wujku? Wyciągnąłem go i spojrzałem na niego krytycznie. Był jakoś ze trzy razy większy ode mnie. Zdecydowanie odpada. Poza tym nie byłem biznesmenem, tylko praktykantem, więc nie wiem, czy nie wyglądałbym wtedy zwyczajnie śmiesznie.

W końcu zdecydowałem się ubrać tak jak zazwyczaj i z westchnieniem wyciągnąłem czarne jeansy, szara bluzę i jakiś T-shirt. Miałem nadzieję, że pan Stark nie obrazi się za mój ubiór, ale zwyczajnie nie miałem bardziej eleganckich ciuchów. Na wierch zarzuciłem kurtkę, włożyłem telefon do kieszeni i wziąłem portfel. Chwyciłem jeszcze mój plecak i szybko wyszedłem z domu.

W drodze odtwarzałem w myślach całą naszą rozmowę. Jeśli wiedziałbym, że osoba z która piszę to Tony Stark, w życiu bym się z nim nie wykłócał. Na myśl o tym, co mu napisałem, miałem ochotę spalić się ze wstydu. Miałem nadzieję, że nie będzie miał mi tego za złe. Chwila. Czyli to znaczyło, że to było JEGO laboratorium? O mój boże. Byłem w laboratorium Tony'ego Starka. Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Kiedy dotarłem do wieży wziąłem głęboki oddech, starając się uspokoić.

- Witam panie Parker. Pan Stark już na pana czeka. Proszę skorzystać z prywatnej windy.

- Dz-dzięki FRIDAY.

Ludzie naokoło patrzyli na mnie dziwnie. Sam też czułem się trochę nie na miejscu, w końcu tej windy używałem tylko jako Spider-Man. Usłyszałem nawet, jak jeden z biznesmenów pyta drugiego, czemu dwunastolatek używa prywatnej windy. Czasami naprawdę wolałbym nie mieć tak wyczulonego słuchu.

Kiedy wsiadłem już do środka spojrzałem na siebie w lustrze i próbowałem poprawić trochę włosy, żeby wyglądać chociaż odrobinę lepiej. Ku mojemu zaskoczeniu winda zatrzymała się na jednym z niższych pięter. Drzwi się otworzyły, a ja zamarłem.

- Och, zapewne jesteś Peter, tak? - zapytał Kapitan Ameryka. Poczułem się, jak w ukrytej kamerze. Czemu to zawsze na niego musiałem wpadać w windzie?

- Tak, panie Rogers - odpowiedziałem, a on uścisnął mi dłoń uśmiechając się.

- Jedziesz do Tony'ego? - zapytał, a ja przytaknąłem. - Wczoraj odchodził od zmysłów. Nie mógł uwierzyć, że ktoś zdołał zrobić coś, czego on nie potrafił - zaśmiał się.

- Zrobił tylko parę błędów - powiedziałem nieśmiało, spoglądając na niego. Czułem się niesamowicie niezręcznie, zwłaszcza kiedy pomyślałem o naszym ostatnim spotkaniu w windzie.

- Parę błędów? - zapytał z podniesioną brwią. - Spojrzałem na twoją i jego pracę i nie miały prawie nic wspólnego - powiedział, a ja się zarumieniłem. - Mniejsza z tym. Mam ciekawszy temat. Co byś zrobił, gdyby napisał do ciebie ktoś, kto pomylił numery?

Co? Spojrzałem na niego zaskoczony. Wyglądał na bardzo poważnego i skupiał na mnie całą swoją uwagę. Przełknąłem ślinę, nie wiedząc co mam odpowiedzieć. O co mu chodziło?

Na całe szczęście z opresji wybawiła mnie zatrzymująca się winda. Drzwi otworzyły się, ukazując stojącego przed nią pana Starka. Był ubrany w normalne ciuchy, na co odetchnąłem z ulgą. Dobrze, że nie ubrałem tego garnituru. Wyglądałbym śmiesznie. 

- Cześć Peter - powiedział, poprawiając okulary na nosie. Spojrzałem na niego z zaskoczeniem rozpoznając je. Był to jeden z jego najnowszych wynalazków, które niedawno ogłosił.

- I Steve - wymamrotał pod nosem Steve.

- Tak, tak i Steve, a teraz chodź dzieciaku, mamy dużo do roboty - powiedział, chwytając mnie za ramię i pociągnął w stronę laboratorium. Zdążyłem tylko odmachać panu Steve'owi. Uśmiechnął się i też mi odmachał, a po chwili drzwi windy się zamknęły.

Rozejrzałem się dookoła. Prawie wszystko wyglądało tak jak wczoraj, jedyna różnicą była zbroja Iron Mana, wisząca na ścianie po mojej prawej.

- Podoba ci się tu? - zapytał, a ja szybko przytaknąłem. - To bardzo dobrze, bo zostaniesz tu na dłużej - dodał, a ja natychmiast spojrzałem zdziwiony w jego stronę. Zaśmiał się, widząc mój wyraz twarzy. - Mam dużo pytań. Jak to rozwiązałeś? Gdzie się tego nauczyłeś? Czy naprawdę sam to obliczyłeś?

Spojrzałem na niego w szoku, nie wiedząc, na co mam najpierw odpowiedzieć.

- Ok powoli - zreflektował się, widząc moja minę. - Zacznijmy od tego, czy to naprawdę ty to rozwiązałeś? - zapytał.

- Tak - odpowiedziałem pewnie.

- Dobrze. W takim razie możesz mi wytłumaczyć, jak znalazłeś moje błędy? I jak zrobiłeś to tak szybko? - nie przestawał zadawać pytań. Wziąłem głęboki oddech i przysunąłem się bliżej tablicy, gdzie była zapisana cała moja praca. Wszystko mieściło się na pięciu tablicach.

- Nie zrobiłem tego wczoraj. Pracowałem nad tym od miesiąca - powiedziałem, a on przytaknął. Zobaczyłem, że na tablicy miał napisany wynik z minusem. Pewnie źle przepisał wynik, więc zmazałem minus, a on spojrzał na mnie zdziwiony. Przyjrzałem się wiec jeszcze raz i zobaczyłem, dlaczego miał taki wynik. Zrobił niewielki błąd linijkę wyżej. To była tylko kwestia plusa i minusa.

- Jezu dzieciaku - powiedział zawstydzony, ukrywając twarz w dłoniach. Uśmiechnąłem się nieśmiało. - Jak? Jak ty to rozwiązałeś? Jak znalazłeś błąd i skąd miałeś te równanie?

- Po prostu wiedziałem już jakie jest rozwiązanie, więc nie trudno było go zauważyć. Na teście na staż ostatnie zadanie to było...

- To było równanie - dokończył za mnie. - Jasne. Zupełnie zapomniałem. Co ty na to, żebyś został moim osobistym stażystą?

Zamarłem w szoku. JA? Jego osobistym stażystą? Serio? Moje emocje przechodziły od zdezorientowania, przez nadzieje, aż po nerwowość.

- Dzieciaku?

- Czemu ja? - zapytałem, a on spojrzał na mnie zaskoczony - Chodzi mi o to, że jest dużo pracowników i stażystów, którzy mogliby rozwiązać to równanie i wiele więcej...

- Dzieciaku, czy ty wiesz co to za równanie? - zapytał, a ja pokręciłem głową. - To - powiedział, wskazując na tablicę - jest niemożliwe równanie, którego nikt dotąd nie potrafił rozwiązać. Nawet ja i Banner. Bardzo wątpię, żeby jakikolwiek pracownik, albo stażysta mógłby być chociaż blisko jego rozwiązania - powiedział, a mi aż szczęka opadła z wrażenia. Co? Myślałem, że każdy byłby w stanie to zrobić. Byłem w zupełnym szoku. Z zamyślenia wyrwał mnie cichy śmiech pana Starka.

- Ja... ja przepraszam, odpłynąłem. Ja... ja. Co? - zapytałem, kiedy zaśmiał się głośniej.

- Więc jesteś chętny?

- Ja... tak - odpowiedziałem. Miałem ochotę skakać ze szczęścia. Po pierwsze udało mi się rozwiązać, coś czego nikt nie potrafił, a po drugie TONY STARK chciał, żebym został jego stażystą.

- Wspaniale. Teraz chodź ze mną, pokaże ci gdzie będziesz pracował - powiedział i zaczął iść w stronę pustego biurka, które stało niedaleko. Było o wile większe od mojego wcześniejszego biurka i o wiele fajniejsze. Podążałem za nim jak potulny szczeniaczek. - Najpierw załatwimy tą nudniejszą część i będziemy mogli wrócić do rozmowy o równaniu.

Usiadł na krześle obok mnie i podał mi kartkę i długopis. Szybko zauważyłem, że była to umowa o staż. Przeczytałem parę pierwszych zdań i bez większego przemyślenia podpisałem się na dole strony.

- Dobrze -  powiedział pan Stark, zabierając mi umowę. - Będziesz pracował w takim samym wymiarze czasowym jak wcześniej. Wszystko właściwie zostaje tak jak było, poza tym że pracujesz ze mną i poza twoją pensją - powiedział, wskazując na kwotę, na którą wcześniej nie spojrzałem. Moja szczęka opadła z wrażenia. To było... za dużo. Nigdy nie sądziłem, że mogą mi płacić za staż, a co dopiero aż tyle. Spojrzałem przerażony na pana Starka.

- Panie Stark... to za dużo.

- Już podpisałeś. Sorry - powiedział z uśmiechem, a ja się zaczerwieniłem. - Teraz pogadamy trochę o równaniu - powiedział, niemal wyskakując z krzesła. Zaśmiałem się cicho i też wstałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro