Rozdział 32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Witajcie. Żyję i powracam do Was z następnym rozdziałem.

Dziękuję za zrozumienie i wszystkie miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem, jesteście kochani <3

---

*Peter*

Dachy zawsze kojarzyły mi się z miejscem, gdzie można usiąść i pomyśleć, ale w zimie nie był to najlepszy pomysł. Całe szczęście, że zamontowałem sobie ten grzejnik w stroju, bo w innym wypadku, już dawno bym zamarzł. Siedziałem na dachu budynku nieopodal wieży Avengers, machając nogami nad rozciągającym się pode mną miastem. Mogłem sobie na to pozwolić, bo Karen nie poinformowała mnie jeszcze o żadnych przestępstwach w pobliżu. Coraz bardziej zaczynałem się przekonywać, żeby jednak wrócić do mieszkania i zjeść trochę jedzenia, które tam zostawiłem, jednak w moich myślach dominował głównie smutek, że kolejne święta spędzam samotnie. 

Poczułem coś mokrego na twarzy, a obraz zaczął mi się rozmazywać. Dopiero po chwili z zaskoczeniem zorientowałem się, że zacząłem płakać. Nawet nie wiedziałem kiedy to się stało. Zdjąłem maskę, żeby otrzeć łzy. Nagle z całą mocą uderzyło we mnie, że właściwie nie miałem już nikogo na świecie. Cała moja rodzina nie żyła, poza May dla której byłem tylko niechcianym ciężarem. Nie ważne jak bardzo bym się starał, żeby mnie pokochała, to się nigdy nie stanie. Wszyscy ode mnie odchodzili, albo przestawałem ich obchodzić i nie mogłem nic na to poradzić. Czy to był pech Parkera? Może. Spojrzałem w zamyśleniu na swoje ręce dalej miętoszące maskę. Dlaczego ja? Co takiego zrobiłem? Zawsze starałem się postępować dobrze a mimo to, to nie ja siedziałem teraz przy stole, jedząc w rodzinnej atmosferze. Natychmiast skarciłem się w myślach. Nie pomagałem przecież ludziom dlatego, że liczyłem na jakąś nagrodę. To było po prostu coś, co należało zrobić, a moje moce dawały mi taką możliwość.

Miałem tylko nadzieję, że nikt mnie teraz nie widzi. Spider-Man siedzący na dachu i płaczący w samotności w świąteczny wieczór. Żałosne. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, na pewno by tak pomyślał. Chociaż nie byłem już tego taki pewien. Odkąd Flash przyznał się do wszystkiego, a właściwie ja zrobiłem to za niego, ludzie zaczęli być dla mnie bardzo mili. 

Od razu przyszła mi na myśl ta dziewczynka, która dała mi obrazek. Ciekawe co teraz robiła? Pewnie czekała z niecierpliwością, aż Mikołaj przyniesie jej prezenty. Miałem nadzieję, że dostanie to co sobie wymarzyła. Ja mogłem liczyć tylko na to, że dostanę coś od MJ i Neda, ale byli ludzie, którzy mieli gorzej, prawda? Najważniejsze dla mnie było to, że miałem tak oddanych przyjaciół, niektórzy nie mieli nawet tego.

Nagle mój pajęczy zmysł dał mi znać, że ktoś mnie obserwuje, ale zignorowałem to, bo pewnie znowu ktoś gapił się na mnie z okna. Przy tym świetle i z tej odległości i tak nie będzie w stanie zobaczyć mojej twarzy.

*Tony*

Natasza stwierdziła, że to będzie wspaniały pomysł, spróbować go przestraszyć, więc staraliśmy się zachowywać jak najciszej. Kiedy dotarliśmy na miejsce, wyglądało na to, że jeszcze nas nie zauważył. Siedział na skraju dachu, tyłem do nas. Zauważyłem z zaskoczeniem, że w dłoniach tarmosił swoją maskę i mogłem zobaczyć jego brązowe loki. Jednak to nie było najważniejsze. Siedział skulony ze spuszczoną głową i z całej jego postawy aż emanował smutek. Kiedy podeszliśmy bliżej, usłyszałem ciche pociągnięcie nosem, a po chwili podniósł rękę, żeby jak przypuszczałem otrzeć łzy.

Poczułem ukłucie w sercu. Jedyne na co teraz miałem ochotę, to przytulic go i pocieszyć. Nie miałem pojęcia, co się stało i czemu siedzi tu sam w święta, ale zrobiłbym wszystko, żeby jakoś mu ulżyć. Jedno zerknięcie w stronę Nataszy wystarczyło mi, żeby stwierdzić, że myśli o tym samym. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i zaczęliśmy podchodzić bliżej.

*Peter*

Cały czas czułem, jakby ktoś mi się usilnie przypatrywał. Jeśli faktycznie jakaś babcia patrzyła na mnie z okna, to wyglądało na to, że jest bardzo uparta. Byłem w takim stanie, że zupełnie nie obchodziło mnie w tej chwili, kto się tak na mnie gapi.

– Hej dzieciaku.

Natychmiast poderwałem głowę, słysząc za sobą cichy głos. Doskonale wiedziałem kto to powiedział. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, co starał się mi przekazać od dłuższego czasu mój pajęczy zmysł. Słyszałem wyraźnie bicie dwóch serc. Za mną stały nie jedna, a dwie osoby. Nagle zbladłem uświadamiając sobie, że nie mam założonej maski. Gdybym odruchowo się odwrócił, już dawno byłoby po mojej tajemnicy. Wspaniale Peter. Doskonale ci idzie ukrywanie swojej tożsamości. Brawo. Szybko nałożyłem maskę i odwróciłem się do tyłu.

– Hej. Co tam u was? – zapytałem, starając się brzmieć radośnie. Uśmiechnąłem się nawet, ale szybko zdałem sobie sprawę z tego, że i tak nie zobaczą moich marnych prób przez maskę, więc przestałem.

– Spidey, co tutaj robisz? – zapytała pani Natasza dziwnym głosem.

– Och wie pani, ja tylko. Byłem tutaj i... byłem na patrolu... jak zazwyczaj i... – zacząłem mówić nieskładnie, ale po chwili odchrząknąłem i zapytałem: – A wy co właściwie tutaj robicie?

Kiedy nic nie odpowiedzieli, odwróciłem się z powrotem z westchnięciem, wpatrując się w swoje dłonie. Usłyszałem jak oboje podchodzą bliżej i siadają po obu stronach.

– Spidey, co się stało? – zapytał pan Stark.

– Och wiecie... ja tylko... – przerwałem, starając się znaleźć odpowiednie słowo. – Byłem na patrolu –  dodałem po chwili i odważyłem się spojrzeć na pana Starka. Po jego minie widziałem, że mój plan mówienia radosnym tonem chyba nie działa zbyt dobrze.

– To nie brzmi jak dobra wymówka – wtrąciła się pani Natasza. Uśmiechnąłem się lekko i znowu spojrzałem na swoje dłonie. Byłem zbyt zawstydzony, żeby patrzeć im w oczy.

– Po prostu... nie bardzo mam z kim świętować – wymamrotałem. Powiedziałem to na tyle cicho, że nie byłem nawet pewny, czy mnie usłyszeli.

Zapadła niezręczna cisza. Na pewno uważali mnie za żałosnego. Chciałem już wstać, kiedy nagle poczułem jak pani Natasza mnie przytula. Na początku lekko się spiąłem, ale szybko wtuliłem się w nią bez słowa i położyłem głowę na jej ramieniu. Po chwili poczułem też jak pan Stark przytula się do mnie z drugiej strony. Chyba jednak nie uważali mnie za tak żałosnego, jak myślałem. To było zdecydowanie lepsze, niż siedzenie tutaj samemu. Przytulaliśmy się tak dłuższą chwilę, a niezręczna cisza szybko zamieniła się w komfortowe milczenie.

– Zawsze możesz z nami porozmawiać. Jeśli chcesz oczywiście – powiedział pan Stark, uśmiechając się do mnie. Wahałem się dłuższą chwilę, nie chciałem obciążać ich moimi problemami. Na pewno mieli poważniejsze sprawy na głowie. Pani Natasza spróbowała mnie jeszcze zachęcić i w końcu się poddałem. Milczałem chwilę, próbując zebrać myśli w słowa.

– Ja... ja nie mam już właściwie żadnej rodziny.

Momentalnie zauważyłem jak się spięli, a pani Natasza mocniej mnie przytuliła.

– Moi rodzice nie żyją, dziadków nigdy nie poznałem, a ciotka ma mnie totalnie gdzieś – kontynuowałem z ponurym śmiechem. – Nie mam nawet z kim pogadać. Jasne, mam paru przyjaciół, ale i tak mi nie pomogą, więc po co mam ich ciągnąć w to bagno? – zapytałem i poczułem jak łzy znowu napływają mi do oczu.

– Święta są najgorsze – dodałem po chwili drżącym głosem. – Kiedy wujek żył... wszystko było wtedy inaczej. Codziennie czytał mi do snu, a ciotka piekła ciasteczka zawsze, kiedy byłem smutny. Nawet jeśli nie mieliśmy za dużo pieniędzy, to święta zawsze były cudowne. A teraz... - przerwałem, starając się powstrzymać szloch. – Teraz... Mam gdzie mieszkać, ale to nie jest dom. Już nie. Odkąd wujek nie żyje, nic nie jest tak jak kiedyś. Zostałem sam z osobą, która mnie nienawidzi i rozmawia ze mną, tylko jeśli to absolutnie konieczne. Jej opieka nade mną sprowadza się do tego, żebym nie umarł z głodu. Według niej powinienem być jej za to wdzięczny – prychnąłem. – Teraz pewnie leży pijana w mieszkaniu i nawet nie wie, że mnie nie ma, bo za bardzo się schlała. To... to są właśnie moje święta – powiedziałem, już otwarcie płacząc.

Nie obchodziło mnie, że właśnie załamałem się na oczach swoich bohaterów. Było mi już wszystko jedno. Zdawałem sobie sprawę z tego, że pewnie ich tylko zdenerwowałem i zaraz pójdą, zostawiając mnie samego. Nie winiłem ich za to. Kto by chciał rozmawiać z kimś tak żałosnym jak ja?

– Och dzieciaku – powiedział cicho pan Stark. Zauważyłem, że patrzył na mnie przez cały mój wywód. Objął mnie, a ja odwzajemniłem uścisk. Pani Natasza odsunęła się nieco, żeby dać nam trochę przestrzeni i patrzyła na nas smutno. – Nie wiedzieliśmy przez co przechodzisz – dodał po chwili, kiedy się już trochę uspokoiłem.

– Czy ona... uderzyła cię kiedyś? – zapytała pani Natasza, patrząc na mnie badawczo. Chciałem im powiedzieć, ale nie wiedziałem czy to dobry pomysł. Przecież nie mogą siedzieć tu cały dzień i słuchać mojego użalania się nad sobą. 

– Nie – odpowiedziałem krótko, pewnym głosem. Wyglądało na to, że mi uwierzyli.

– Dobra, nie będziemy tu tak siedzieć – powiedział po chwili pan Stark, wstając. – Idziemy, wszyscy się już pewnie niecierpliwią – dodał i uśmiechnął się do mnie. Gdy pani Natasza też wstała, odwrócili się i zaczęli iść w stronę wieży. Popatrzyłem na nich przez moment i odwróciłem szybko głowę. Czyli aż tak ich zdenerwowałem? Nie chcieli się ze mną nawet pożegnać? – No dzieciaku, idziesz? – zapytał pan Stark, a ja odwróciłem się, patrząc na niego ze zdziwieniem.

– Co?

– No chyba nie myślałeś, że zostawimy cię tu samego w wigilię? – zapytał z niedowierzaniem pan Stark, a kiedy przytaknąłem, spojrzał na mnie z mieszaniną zaskoczenia i rozbawienia. – Dawaj dzieciaku, nie ma czasu. Wszyscy czekają – dodał po chwili, a ja nadal nie ruszyłem się z miejsca.

– Spidey? Idziesz? – zapytała pani Natasza, wystawiając dłoń w moją stronę.

– Ja... ja nie chce się wam narzucać w święta – powiedziałem, patrząc na nich niepewnie i zacząłem nerwowo bawić się palcami.

– Och daj spokój. Natasza i tak powiedziała już Pepper, żeby przygotowała dodatkowe nakrycie, jak tylko zobaczyliśmy, że tutaj jesteś.

Pan Stark od razu zbił mój argument, machając niedbale ręką, a pani Natasza przytaknęła. Mimo to dalej nie mogłem ruszyć się z miejsca. Nie mogłem w to uwierzyć. Naprawdę Avengers chcieli, żebym zjadł z nimi kolacje wigilijną? Pan Stark westchnął i widząc, że nie mam zamiaru się ruszyć, podszedł do mnie i wziął mnie pod pachę, startując zaraz po tym, jak pani Natasza wskoczyła mu na plecy. Byłem tak zszokowany, że poddałem mu się bez słowa.

– O popatrz Nat, ten nie krzyczy – zażartował pan Stark i po chwili wszyscy się roześmialiśmy. 

Kiedy w końcu otrząsnąłem się z szoku, szybko wyswobodziłem się z uścisku pana Starka, czego najwyraźniej się nie spodziewał, bo od razu skierował się w dół, starając się mnie złapać. Kiedy wypuściłem sieć i zacząłem poruszać się pomiędzy budynkami z jej pomocą, wyraźnie odetchnął z ulgą.

– Zupełnie o tym zapomniałem – powiedział pod nosem, a ja doskonale to słysząc zachichotałem.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, pan Stark wleciał przez otwarte okno, a ja podążyłem zaraz za nim. Gdy tylko wylądowałem, wszyscy Avengers zaczęli mnie gorąco witać. Wyglądało to tak, jakby naprawdę cieszyli się z mojego przybycia. Oblałem się rumieńcem i starałem się odpowiedzieć na wszystkie powitania.

– No w końcu. Czemu tak długo? – zapytał pan Clint. Spojrzałem spanikowany na pana Starka i panią Nataszę. Chyba domyślili się, o co może mi chodzić, bo szybko uspokoili pana Clinta jakąś wiarygodną wymówką. 

– Właściwie co robiłeś na patrolu w wigilię? – zapytał pan Steve.

– Sami wiecie... Złodzieje nie robą sobie wolnego w święta – odpowiedziałem, starając się brzmieć pewnie. Chyba nie zbyt mi to wyszło, bo pan Steve spojrzał na mnie sceptycznie, ale nic już nie powiedział.

Nie mogłem uwierzyć w to, co się aktualnie działo. Kiedy zauważyłem jak pani Potts-Stark męczy się z przenoszeniem potraw z kuchni na stół, natychmiast wstałem i zaproponowałem jej pomoc. Uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością i już po chwili wszystkie potrawy znalazły się na obficie zastawionym stole. Wszystko wyglądało niesamowicie, a zapach był obłędny. Pierwszy raz od długiego czasu poczułem się jak w domu.

– Jedzenie już jest! Wszyscy do stołu! – krzyknął pan Steve w stronę salonu. 

– Nareszcie – powiedział z ulgą pan Clint, który pojawił się już po sekundzie z szerokim uśmiechem. Po chwili przyszła reszta drużyny i wszyscy zasiedliśmy do stołu.

Pierwszy raz od dwóch lat cieszyłem się podczas świąt. Atmosfera przy stole była wspaniała, wszyscy rozmawiali ze sobą i co chwila wybuchali śmiechem. Jedzenie nie tylko obłędnie pachniało, ale też tak smakowało. Próbowałem ukryć mój wcześniejszy nastrój, ale wydaje mi się, że pani Natasza i tak to zauważyła. Ona i pan Stark co jakiś czas rzucali mi badawcze spojrzenia, tak jakby chcieli się upewnić, czy wszystko ze mną w porządku. Nie przywykłem do tego, żeby mieć tak dobre relacje z dorosłymi, ale bardzo podobało mi się to uczucie.

Po godzinie wszyscy byli już przejedzeni do granic możliwości.

– Może jakiś film? – zaproponował pan Bruce i wszyscy zgodzili się z entuzjazmem. Po chwili znalazłem się na kanapie, wciśnięty pomiędzy pana Starka i panią Potts-Stark. Nigdy nie przyznałbym się do tego głośno, ale było mi tam niesamowicie wygodnie. 

Postanowiliśmy zrobić sobie maraton typowych świątecznych filmów. Kiedy obejrzeliśmy już Kevina i byliśmy w trakcie "Grinch: świąt nie będzie" zaczęły mi się zamykać oczy. Zdecydowałem się na chwilę je przymknąć. Tylko na moment.

*Avengers*

Pepper poczuła jak coś dotyka jej ramienia i uśmiechnęła się z rozczuleniem, kiedy zobaczyła opartego o nią Spider-Mana. Reszta też zwróciła na to uwagę i parę osób już otwierało usta, żeby coś powiedzieć, ale Pepper szybko ich uciszyła. 

Wszyscy ponownie spojrzeli na ekran, dopóki ich uwagi nie zwrócił dziwny dźwięk. Kiedy odwrócili głowy w jego stronę okazało się, że to Bucky przestraszył Sama, wchodząc do pokoju z prześcieradłem zarzuconym na głowę. Po jego minie można było wywnioskować, że szybko mu tego nie zapomni i jeszcze długo będzie mu dokuczał z tego powodu. 

Niestety Pepper siedząca obok Sama podskoczyła zaskoczona jego okrzykiem, ale ku zdziwieniu wszystkich nie zdołało to obudzić Spider-Mana. Spowodowało to jednak, że przekręcił głowę w stronę  Tony'ego, opierając się na jego ramieniu. Stark nie spodziewając się tego, też lekko podskoczył, a Spidey wreszcie otworzył oczy, wodząc dookoła zaspanym wzrokiem.

– Kiedyś z wami nie wytrzymam – wymamrotała Natasza, kręcąc głową z niedowierzaniem.

Kiedy Spidey zdał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji, natychmiast zaczął przepraszać Tony'ego i Pepper i uspokoił się dopiero, kiedy zapewnili go, że nic się nie stało.

– Chyba... chyba czas na mnie – powiedział ziewając, a wszyscy zaczęli się z nim kłócić. Tony zaproponował mu zostanie na noc, ale odmówił twierdząc, że i tak już nadużył ich gościnności. Niemal wszyscy już odpuścili poza Tonym i Nataszą, którzy dalej uparcie protestowali. Reszta drużyny spojrzała na nich ze zdziwieniem.

– Nie no serio. Wszystko jest ok. To mój dom, pamiętacie? Nic złego. Bywam tam codziennie.

– Wiem, ale nie ma mowy, żebyś tam wrócił – uparcie twierdził Tony. Wszyscy poza jedną osobą spojrzeli na niego zaskoczeni.

– Dokładnie – dołączyła do niego Natasza.

– Sorry, ale naprawdę muszę iść.

Patrzyli się na niego dłuższą chwilę. Nie chcieli poruszać tego tematu przy wszystkich, ale nie wiedzieli jak mają powstrzymać go przed powrotem.

– Pa wszystkim... i naprawdę dziękuję, za dzisiaj. To dużo dla mnie znaczy. Wesołych Świąt! – dodał po chwili i kiedy pożegnał się z wszystkimi, wyskoczył przez okno. Natasza i Tony spojrzeli za nim ze zmartwieniem i po chwili wrócili na kanapę. 

– Co to miało być? – zapytał Steve, zatrzymując lecący film.

– Nie twój interes Rogers – odpowiedziała Natasza. Wszyscy natychmiast spojrzeli na Starka, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nic z niej nie wyciągną.

– Nie ma szans – powiedział i wszyscy westchnęli.

*Peter*

Następnego dnia podczas patrolu znalazłem paczkę w tym samym miejscu, gdzie spotkałem się wczoraj z panią Nataszą i panem Starkiem. Spojrzałem ze zdziwieniem na płaską paczuszkę, owiniętą w świąteczny papier. Na środku znalazłem przyklejoną karteczkę z wiadomością "Dla Pajączka, od Avengers. Mamy nadzieję, że ci się spodoba". Nie mogłem w to uwierzyć. Dostałem prezent od Avengers? Szybko rozerwałem papier i uśmiechnąłem się szeroko, patrząc na zawartość. W oczach pojawiły mi się łzy, a radość mieszała się ze smutkiem. Byłem naprawdę wzruszony, że zrobili to specjalnie dla mnie. 

W środku znajdowała się ramka ze zdjęciem. Byliśmy na nim wszyscy, siedząc przed telewizorem. Prawdopodobnie wydrukowali jakieś ujęcie z wczorajszego wieczora. Pierwszy rzucił mi się w oczy Thor, śpiący z otwartymi ustami na kanapie po lewej. Leżał rozwalony niemal na całej jej długości, zostawiając tylko trochę miejsca, siedzącemu obok niego panu Bannerowi. Na podłodze niedaleko nich leżał pan Pietro, opierając nogi o stolik. Na środkowej kanapie znajdowali się pół leżący Pan Steve, który właśnie ziewał, pani Natasza wpatrująca się w ekran telewizora i pan Bucky który owinął się szczelnie kocem, a na kolanach trzymał miskę z popcornem. Zdjęcie złapało go akurat w chwili, kiedy pchał garść popcornu do buzi. Rezultat był przezabawny. Pani Wanda siedziała na podłodze, podobnie jak jej brat opierając nogi o stolik. Na fotelu między kanapami siedział w bardzo dziwnej pozycji pan Clint. Na ostatniej kanapie siedział pan Stark, zakładając nogę na nogę, następnie ja opierając głowę o ramię pani Potts-Stark, która siedziała z drugiej strony owinięta kocem. Obok niej rozłożył się pan Sam, zajmując niemal połowę kanapy, ale nikomu nie wydawało się to przeszkadzać.  

To był chyba najlepszy prezent, jaki dostałem. Wpatrywałem się w zdjęcie dłuższą chwilę z szerokim uśmiechem. Wiedziałem, że niestety nie będę mógł go postawić, tak jakbym chciał, przy moim łóżku. May szybko by go zauważyła, a nie mogłem zaryzykować stracenia tak cennej dla mnie rzeczy. Dopiero po chwili zauważyłem, że w środku znajduje się jeszcze jedna notka.

Wesołych Świąt - TS

Żebyś pamiętał, że nie jesteś sam - Nat

Mam nadzieję, że prezent się podoba. To nic wielkiego, ale wybraliśmy go wszyscy - Steeb

Ostatnie słowo było przekreślone, a pod nim było napisane "Steve Rogers". Zaśmiałem się pod nosem. To pewnie pan Stark go tak podpisał, bo często tak na niego wołał.

Musze powiedzieć, że na tym zdjęciu wyglądam nieziemsko - Łucznik

Wesołych świąt mały midgardczyku. To jest dar dla ciebie na te ziemskie święta - najsilniejszy Avengers 

Tutaj także podpis był przekreślony, a pod spodem ktoś napisał "PointBreak". Następnie pismem pani Nataszy było dopisane "Thor". Zaśmiałem się cicho, wyobrażając sobie sytuację w jakiej musiała powstawać ta kartka.

Wszystkiego najlepszego dzieciaku. Powodzenia z egzaminami - Hulk

Wesołych Świąt - B.B.

Muszę przyznać, że wyglądam najlepiej ze wszystkich na tym zdjęciu - Falcon

Ja wyglądam lepiej - B.B.

Wszystkiego najlepszego Spidey. Mam nadzieję, że rozwiążesz wszystkie problemy, jakie cię dręczą - Wanda

Wesołych Świąt, mam nadzieję, że prezent się podoba - Większy bliźniak

Wszystkiego najlepszego Spidey, odwiedź nas znowu, kiedy tylko będziesz miał czas - Pepper

---

Dzisiaj bez Polsatu :)

Początek depreszyn mocno, ale przynajmniej spędził święta w gronie Avengers :)

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro