Rozdział 45

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To stary rozdział, dodałam tylko ogłoszenie na końcu, przepraszam xD

---

Witam. Tak, dobrze widzicie. Wreszcie nowy rozdział.

Dzięki za wszystkie głosy i komentarze i zapraszam :D

---

*Avengers*

Tony patrzył zaskoczony na Petera, a wszyscy spojrzeli na niego w oczekiwaniu na wyjaśnienia.

 Chwila, Stark  powiedziała Natasza, czym zwróciła uwagę wszystkich.  Pamiętasz święta? Spidey wspomniał wtedy o swojej ciotce, a za każdym razem kiedy była potrzeba porozmawiać z rodzicami Petera, dziwnym trafem akurat byli niedostępni i musiałeś gadać z kim? Z jego ciotką.

 Nooo tak  przytaknął.

 Myślę, że to chyba jasne, że z jakiegoś powodu skłamał w sprawie swoich rodziców - powiedziała, a Tony spojrzał na nią ze zrozumieniem i usiadł na kanapie.

 Ja... podejrzewałem to  powiedział powoli.

 Chwila, co? Wiedziałeś i nic nam nie powiedziałeś?  krzyknął Sam, na tyle cicho, żeby nie obudzić Petera.

 Nie był pewien, ale nawet gdyby był, to by wam nie powiedział. Peter na pewno miał swoje powody, żeby nam nie mówić  stwierdziła Pepper, tłumacząc swojego męża i usiadła obok niego z kubkiem herbaty w dłoni.

 No dobra, tylko co to były za powody? Wstydził się?  spytała Wanda.  Przecież wszyscy tutaj jesteśmy sierotami  dodała, a wszyscy spojrzeli się na siebie w milczeniu. Nikt nie wiedział, jak ma na to odpowiedzieć. Pierwszy przełamał cisze Sam.

 Mówił wtedy coś jeszcze?  zapytał, a Natasza i Tony spojrzeli na siebie i zaczęli intensywnie myśleć. Stark wrócił myślami do tamtej nocy. Coś zdecydowanie mu nie pasowało w tej historii. Nie potrafił zrozumieć dlaczego Peter nie spędzał, tego przecież rodzinnego święta, razem ze swoją ciocią. Może się z nią nie dogadywał i uciekł z domu, a może to ona była zła na niego i wykopała go za drzwi? Ostatnia opcja przerażała go za każdym razem, gdy brał ją pod uwagę, ale czasem przychodziła mu do głowy jeszcze gorsza myśl. Co jeśli... ona go bije?

Szybko uspokajał się myślą, że to pewnie tylko jego głupie domysły. Przecież nastolatki często dramatyzują, a Peter zapewne nie był jakimś wyjątkiem. To na pewno on przesadzał. Tylko dlaczego cichy głos w jego głowie, co jakiś czas mówił mu, że się myli?

"Moi rodzice nie żyją, dziadków nigdy nie poznałem, a ciotka ma mnie totalnie gdzieś..."

"Teraz... Mam gdzie mieszkać, ale to nie jest dom. Już nie. Odkąd wujek nie żyje, nic nie jest tak jak kiedyś. Zostałem sam z osobą, która mnie nienawidzi i rozmawia ze mną, tylko jeśli to absolutnie konieczne. Jej opieka nade mną sprowadza się do tego, żebym nie umarł z głodu. Według niej powinien być jej za to wdzięczny. Teraz pewnie leży pijana w mieszkaniu i nawet nie wie, że mnie nie ma, bo za bardzo się schlała. To... to są właśnie moje święta"

"Czy ona... uderzyła cię kiedyś?"

" Nie"

Te słowa utkwiły mu w głowie na długo, ale nigdy nie miał odwagi zapytać o to Spider-Mana. Wiele razy chciał o tym pogadać z Nataszą, ale zawsze wydawało mu się, że zrobi to przy bardziej odpowiedniej okazji. Być może sam bał się poruszyć ten temat, obawiając się do jakich wniosków mogą dojść.

Tony spojrzał wreszcie na Nataszę, a w jej oczach zobaczył dokładnie to samo przerażenie, które sam czuł. To tylko upewniło go w jego podejrzeniach. Jak mógł wcześniej do siebie tego nie dopuszczać?

 Och nie  wymamrotała, a Tony tylko przejechał ręką po twarzy.

 Ale o co chodzi? Co się dzieje?  zapytała Wanda, patrząc na nich ze zdziwieniem. Tony i Nat wymienili porozumiewawcze spojrzenia i szybkim krokiem udali się do osobnego pokoju, żeby pogadać.

*Natasza*

Jak mogłam być tak ślepa i tego nie zauważyć? Myślałam od czasu do czasu o jego słowach tamtej nocy, ale zupełnie wypierałam myśl, że ktoś może się nad nim znęcać. Jak się okazuje, tak właśnie było, a ja nie zrobiłam nic, żeby mu pomóc. Wszystko utrudniał fakt, że był przecież Spider-Manem i miał doskonałą wymówkę na wszystkie swoje siniaki. Często niepokoiła mnie ich ilość i podejrzane umiejscowienie, ale zawsze zapewniał, że nie nie ma się o co martwić i wszystkie zdobył na ostatnim patrolu, a ja jak głupia bezkrytycznie mu wierzyłam. Czemu miałby tak nie mówić? Cholera wie, czym groziła mu ta suka, żeby milczał.

Usłyszałam szepty za naszymi plecami ale zignorowałam je, wchodząc do pierwszego pustego pokoju, który okazał się pokojem Wandy.

 Proszę powiedz mi, że nie myślisz o tym, o czym ja myślę  powiedział Tony, a ja zignorowałam go i podeszłam do komputera.

 FRIDAY poszukaj mi wszystkiego o May Parker i wrzuć na komputer  rozkazałam, stukając niecierpliwe palcami po blacie biurka.

 Oczywiście.

Usiadłam na krześle Wandy w oczekiwaniu na rezultaty. Czułam, że Stark chodzi dookoła mnie, wgapiając się na przemian, to w ziemię, to w monitor.

 Zobaczmy... Pracuje w Queens Hospital jako pielęgniarka. Martwy małżonek  czyli wujek Petera. Legalny opiekun Petera Parkera. Urodziny... bla bla. Tu jest...  powiedziałam, wskazując ekran i przykuwając uwagę Tony'ego. Spojrzał na jej zdjęcie, a w jego oczach zobaczyłam chęć mordu, więc wstałam szybko z miejsca.  Słuchaj. Nie jesteśmy tego pewni. Przed chwilą jeszcze myślałeś, że umawia się sam ze sobą, więc nie róbmy niczego, dopóki nie będziemy stuprocentowo pewni, dobrze?

Na te słowa odwrócił wzrok od monitora i spojrzał w moją stronę.

 Romanoff to nie jest zwykła nastoletnia drama. To jest poważne. Jeśli jest choć mała szansa, że ona się nad nim znęca, nie pozwolę...  przerwały mu otwierające się drzwi, które ukazały grupkę kretynów, spadającą na ziemie z głuchym łupnięciem.

 Serio? Naprawdę musicie nas podsłuchiwać?  zapytałam zdegustowana.

Pepper weszła do pokoju, przekraczając leżące na podłodze ciała, próbujących się wyplątać osób.

 Co masz na myśli przez znęcanie? Czy jego ciotka się nad nim znęca?  zapytała zmartwiona. Wszyscy mieli podobne miny.

 Nie jesteśmy pewni, ale z pewnością się dowie...  zacząłem mówić, ale przerwałem widząc w drzwiach Petera, owiniętego kocem z półprzymkniętymi oczami.

 Co to był za dźwięk? Wszystko w porządku?  wymamrotał, ziewając.

 Tak, wszystko w porządku. Chodź Petey, położymy cię spać  powiedział Stark, podchodząc do Petera i odganiając wszystkich wokół.

*Tony*

Podszedłem do niego i chwyciłem go za ramiona, obracając go i popychając lekko, żeby poszedł do przodu.

 Spać?  wymamrotał.  Mówiłem ci, żebyś nie nazywał mnie Petey  powiedział, ziewając.

 Tak, tak  odpowiedziałem i ruszyłem w stronę windy.  FRIDAY na moje piętro  powiedziałem, kiedy już do niej dotarliśmy.

 Oczywiście.

Peter był na całe szczęście na tyle zaspany, że nie do końca wiedział, co się z nim dzieje. Byłem przekonany, że gdyby zrozumiał o czym mówię, to już by świrował. Przymykał oczy ze zmęczenia i głowa mu opadała, niemal uderzając o drzwi windy, co spowodowało, że podskoczył lekko ze strachu. Zachichotałem cicho i odwróciłem wzrok.

 Och zamknij się  powiedział, lekko się uśmiechając.

 Chodź dzieciaku, to nasz przystanek  powiedziałem, wyprowadzając go z windy prosto do idealnego dla niego pokoju.

Razem z Pepper mieliśmy specjalnie przygotowany pokój, gdyby się zdarzyło, że kiedykolwiek mielibyśmy dziecko. Teraz wydawał mi się idealny właśnie dla Petera. Kiedy o tym dłużej pomyślałem, moglibyśmy przeznaczyć go specjalnie dla niego, żeby miał gdzie spać za każdym razem, kiedy wpadał do wieży. Pepper i ja i tak nie planowaliśmy mieć dziecka.

Podeszliśmy do łóżka i natychmiast na nie opadł, nie przykrywając się nawet pościelą.

 Peter, wstań, to cię okryję  powiedziałem, delikatnie nim potrząsając, a on tylko wymruczał coś w proteście.  Peter, do góry.

 Niee, dobrzemitak  wymamrotał, wtulając się w pościel.

 W porządku. Zrobimy to inaczej  powiedziałem i zacząłem ciągnąć kołdrę. On jednak jej nie puszczał i trzymał ją z całej siły  No. Puszczaj  powiedziałem, jęcząc z wysiłku. Zdecydowanie musiałem jeszcze przywyknąć do tej jego super siły. Wreszcie odpuścił i udało mi się wytargać spod niego kołdrę, przetaczając go nieco dalej na łóżko, po czym przykryłem go szczelnie. Ułożył się wygodniej, wtulając się w róg kołdry i mamrotał coś pod nosem. Zbliżyłem się nieco rozbawiony.

 Dzi-dzięki tato  wymamrotał, a ja zamarłem, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.

Tato? Czy on właśnie nazwał mnie tato? Skąd mu się to wzięło? Znaczy... właściwie jak o tym pomyśleć, to ten dzieciak był dla mnie praktycznie jak syn, ale myślałem, że ma ojca. Cóż... myślałem tak do dzisiaj. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta, kiedy patrzyłem na mojego nieoficjalnego, absolutnie niczego nieświadomego syna.

 Dobranoc synu  powiedziałem cicho, całując go w czoło i odwróciłem się, żeby wyjść.














 FRIDAY, nagrałaś to prawda?

***

 Więc, co z tym teraz robimy?  zapytałem Nataszy.

 Wpadliśmy na pomysł, żeby zadzwonić do jego ciotki z jego telefonu i zobaczyć co powie  odpowiedziała i spojrzała na telefon Petera, leżący na stole w salonie.

 Powodzenia w łamaniu jego hasła  powiedziałem ze śmiechem.

 Kurde, o tym nie pomyśleliśmy.

 Więc, co robimy?  zapytał Steve, lekko zirytowany i przypuszczałem dlaczego. Mogłem bez trudu zgadnąć, jakie myśli chodzą mu po głowię. Zapewne było to coś takiego: "Nastolatki i ich głupie telefony. Co on tam może ukrywać. Zupełnie jakby pracował dla SHIELD, czy coś takiego"

 Może powinniśmy go po prostu zapytać?  zaproponował Bruce.

 Naprawdę myślisz, że powie nam prawdę?  zapytała Natasza i spojrzała na niego z niedowierzaniem. Po chwili spojrzała na jego telefon, dalej intensywnie myśląc.

 Może wyślemy z nim jednego z dronów Starka, żeby zobaczyć, czy coś mu zrobi?

 Sam, on ma pajęczy zmysł. Poza tym, jak niby zamierzasz... Stark, co jest takie zabawne?

Ledwo ich słuchałem, nadal wracając myślami do sytuacji sprzed chwili i uśmiechałem się jak głupi. Podniosłem głowę i zobaczyłem, że wszyscy na mnie patrzą.

 Ja... Nie zadzwonię do jego ciotki i zobaczymy jak zareaguje jutro, kiedy go odwiozę - powiedziałem, a reszta przytaknęła. Odetchnąłem z ulgą, że udało mi się zmienić temat, zanim zaczęliby mnie wypytywać, czemu się tak uśmiecham.

***

*Peter*

Poderwałem się, siadając na łóżku.

 FRIDAY?

 Tak, Peter?

 Gdzie jestem?

 W wolnym pokoju na prywatnym piętrze pana Starka.

 Co!?  wykrzyknąłem i wyskoczyłem z łóżka, rozglądając się dookoła.

To był całkiem fajny pokój. Naprzeciwko ściany złożonej z samych okien, stała wielka szafa, a obok niej naprzeciw wielkiego łóżka, stało biurko zajmujące niemal całą szerokość pokoju. Nad nim wisiało parę pustych ramek i zegar, a obok stało wyglądające na bardzo wygodne krzesło. Po obu stronach łóżka znajdowały się szafki nocne.

Przez parę sekund wgapiałem się w to wszystko, zupełnie zapominając gdzie jestem, ale po chwili otrząsnąłem się z początkowego szoku.

 FRIDAY, czy pan Stark wie, że tu jestem?

 Tak Peter. Położył cię tutaj spać zeszłej nocy.

 Och. W porządku. Gdzie... Gdzie powinienem teraz iść?

 Naprzeciwko drzwi znajduje się winda – odpowiedziała, a ja przytaknąłem i lekko uchyliłem drzwi. W tym samym momencie uchyliły się drugie drzwi i pan Stark wyszedł, z jak przypuszczałem sypialni jego i Pepper. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

 No popatrz kto wstał. Jesteś głodny?  zapytał, a ja otworzyłem drzwi do końca i przytaknąłem bez słowa.  Co powiesz na naleśniki?  spytał znowu, a ja pokiwałem głową i poszedłem za nim do windy. Co mnie bardzo zaskoczyło wisiało między nami jakieś dziwne napięcie, którego przyczyny nie znałem. Już jakieś dwa miesiące temu przestaliśmy czuć się nieswojo w swoim towarzystwie.

 Peter!  podskoczyłem lekko wyrwany z zamyślenia. W jego głosie mogłem usłyszeć surowe tony. Zrobiłem cos źle?  Zapomniałem wczoraj zadzwonić do twojej cioci, że tu zostajesz, więc pojadę z tobą, żeby osobiście ją przeprosić  powiedział, a moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu na samą myśl, co mnie czeka, kiedy pan Stark opuści już mieszkanie May.  Wszystko w porządku?  zapytał, a ja spojrzałem na swoje stopy.

 Tak  odpowiedziałem.  Tylko nie mam żadnych kapci  dodałem.

 W porządku, tez żadnych nie noszę  odpowiedział, a ja odruchowo spojrzałem na jego stopy. Miał założone skarpetki ze wzorem Spider-Mana. SPIDER-MANA.

 Czy to...?!  zachłysnąłem się powietrzem, a on zaczął się śmiać.

 Widzę, że spodobały ci się moje skarpetki, co?

Drzwi windy się otworzyły i weszliśmy do pustego salonu, kierując się w stronę kuchni.

 Spodobały się?! Uwielbiam je! Nie wiedziałem nawet, że takie istnieją! Są niesamowite!  krzyknąłem z podekscytowaniem.  Mogę też takie?  wymsknęło mi się, zanim zdążyłem o tym pomyśleć, ale nie wydawało mi się, żeby był z tego powodu zły, bo od razu nakazał FRIDAY zamówienie takich samych skarpetek i parę innych drobiazgów ze Spider-Manem, o których istnieniu nie miałem wcześniej pojęcia.

***

 Na razie wszystkim  powiedziałem, machając im na pożegnanie. Z jakiegoś powodu wpatrywali się w pana Starka, a Sam próbował mu nawet coś powiedzieć, ale Natasza szybko uciszyła go, dźgając go pod żebrami.  Czemu się tak dziwnie zachowujecie?  zapytałem, ale zanim zdążyli mi cokolwiek odpowiedzieć, pan Stark wepchnął mnie do windy i zjechaliśmy do jego garażu.

***

Kiedy tylko znaleźliśmy się niedaleko mieszkania, moje nogi zaczęły mimowolnie podskakiwać. Całą przejażdżkę myślałem tylko o tym, jak mi się dzisiaj dostanie. Zawsze gdy coś spieprzyłem, myślałem tylko o tym, co ona zrobi mi tym razem. Zazwyczaj tak nie panikowałem, ale teraz bałem się, że pan Stark coś usłyszy, zacznie coś podejrzewać, albo zobaczy, że dzieje się coś dziwnego... Oczywiście o ile jeszcze nie miał żadnych podejrzeń, a coraz bardziej zaczynałem w to wątpić.

Kiedy się zatrzymaliśmy przed drzwiami mieszkania, czekałem aż May odpowie na pukanie i zacząłem niespokojnie przeczesywać włosy ręką.

 Czemu jesteś taki nerwowy? Jestem pewien, że zrozumie  powiedział pan Stark, ściskając lekko moje ramię. Spojrzałem na niego i w tym momencie drzwi otworzyły się, a mój wzrok natychmiast napotkał wkurzony wzrok May.

Moje rozluźnienie i radość zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kiedy tylko zobaczyłem jej oczy wypełnione gniewem i miałem wrażenie, że nie wrócą zbyt szybko.

 Gdzie do cholery by...  zaczęła krzyczeć, jednak szybko przerwał jej pan Stark.

 Był ze mną, trochę się zasiedzieliśmy i nocował w wieży. Mam nadzieję, że to nie problem?  zapytał spokojnym tonem. To sprawiło, że zorientowała się, że nie jestem sam, a jej wyraz twarzy natychmiast złagodniał. Nienawidziłem kiedy to robiła. Potrafiła maskować się jak kameleon.

 Och... Rozumiem. Wchodź Pete, strasznie się martwiłam  zwróciła się do mnie łagodniejszym tonem.  Panie Stark  powiedziała i kiwnęła mu głową nas pożegnanie, chwytając mnie za łokieć nieco zbyt mocno, po czym zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Wyglądał zupełnie jakby miał coś jeszcze powiedzieć, ale wyglądało na to, że May totalnie go zignorowała. Odczekała chwilę i odwróciła się w moją stronę. Dobrze wiedziałem, co mnie teraz czeka, ale nie byłem na to gotowy. Nigdy nie byłem.

*Tony*

Cofnąłem się o krok, kiedy trzasnęła drzwiami, ale zaraz przysunąłem się do niech z powrotem, przykładając do nich ucho i nasłuchując. Nakazałem też FRIDAY nagrywać wszystko, co usłyszę.

 Więc teraz sobie uciekasz, co? Bawisz się poza domem? Pewnie gdyby Stark nie zgarnął cię z jakiejś ławki, na której spałeś, to byś nie wrócił, co?  powiedziała ze złością w głosie ciotka Petera. Nic z tego nie rozumiałem. Uciekasz??? Przecież powiedziałem jej, że był ze mną, o czym ona w ogóle gadała?

 To jest nie do przyjęcia  kontynuowała.

 Przepraszam cio-ciociu... To się nie powtórzy, obiecuję...

Nagle usłyszałem odgłos plaśnięcia, który wprawił mnie w osłupienie i sapnąłem z oburzeniem, powstrzymując się przed natychmiastowym wtargnięciem do środka.

 FRIDAY puść tą rozmowę na telewizorze w salonie - wyszeptałem.

 Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś w stanie dotrzymać, chłopcze  powiedziała i po chwili usłyszałem kolejny odgłos uderzenia i dźwięk, jakby coś spadło. Czy to on? Czy ona go kopnęła? Czy wszystko z nim w porządku? Co się działo?

 Nie... nie... proszę

 Zamknij się!  krzyknęła i zapadła cisza.

Moja dłoń była już wycelowana w zamek do mieszkania i byłem gotowy odpalić repulsor, żeby wejść do środka.

Przysłuchiwałem się głuchej ciszy i nagle to usłyszałem.

Peter krzyczał tak głośno, jak nigdy. Moje oczy rozszerzyły się w szoku, a krew się we mnie zagotowała. Wreszcie zareagowałem na dźwięk i wyważyłem drzwi, które z hukiem upadły na podłogę, a ja wbiegłem do środka.

Miałem rację. Miałem cholerną rację na temat May Parker. Oboje spojrzeli na mnie w szoku, a ja niewiele myśląc, wycelowałem repulsor w kobietę sprawiając, że przeleciała przez pokój, uderzając w szafki kuchenne i tracąc przytomność. Odwróciłem się i zobaczyłem Petera, który patrzył na swoją ciotkę z szokiem na twarzy.

Spojrzałem na niego, próbując ogarnąć, co dokładnie się tu stało i pierwszym co mi się rzuciło w oczy, był rzucony na podłogę niedopalony papieros. Peter miał podwinięte rękawy bluzy, a na jego ramionach i przedramionach zauważyłem okrągłe ślady po poparzeniach. Natychmiast ogarnęła mnie wściekłość na May. Szybko ruszyłem w jego stronę.

Wreszcie wyrwał się z szoku, kiedy podszedłem do niego i złapałem go za dłoń. Peter spojrzał na mnie z łzami w oczach i wyrwał się, cofając się o krok.

 Hej, hej. To ja. To tylko ja, okej? Przybliżę się teraz do ciebie, w porządku?  powiedziałem, próbując go uspokoić. Nie miałem pojęcia, jak mam sobie radzić z czymś takim. Nic nie mówił i nie odwrócił ode mnie wzroku przez długa chwilę.

 Czy... czy ona? Czy ona...?  w końcu zapytał, jąkając się.

 Nic jej nie jest, jest tylko nieprzytomna, ale za niedługo wyląduje w więzieniu...

 Więzieniu?!  krzyknął zszokowany i znowu się cofnął.

 Pogadamy o tym później, dobra? Co ty na to, żebyśmy teraz wrócili do wieży? Brzmi dobrze?  zapytałem, a on spojrzał jeszcze raz na May i powoli przytaknął.  Idź spakuj swoje rzeczy  poleciłem, a on przystanął, patrząc na mnie niepewnie.

 W-wszystkie? Co masz na myśli? Co się teraz ze mną stanie?

 Peter, pakuj rzeczy. Pogadamy o tym w domu. Nie chce, żeby ona była blisko ciebie choćby minutę dłużej  powiedziałem, nieco bardziej surowo.

 Ale to moja ciocia!  krzyknął.

 Już nią nie jest Peter i lepiej dla ciebie, żebyś to jak najszybciej zaakceptował, zamiast trzymać się jej tylko z tego powodu, że jest twoim ostatnim żyjącym krewnym. Zasługujesz na o wiele więcej niż ona  powiedziałem, próbując być tak łagodny, jak tylko mogłem.

Podbiegł do mnie bez słowa i przytulił się. Pozwoliłem mu płakać cicho na moim ramieniu. To było jedyne, co mogłem zrobić na ten moment. To wszystko było dla mnie takie nowe. To pocieszanie i opieka nad nastolatkiem. Nigdy bym nie pomyślał, że będę się tak przejmować jakimś dzieciakiem. Ale Peter... to był Peter.

Kiedy się już trochę uspokoił, wypuścił mnie z objęć i poszedł pakować swoje rzeczy bez słowa. Ja w tym czasie zadzwoniłem po policje i zakończyłem połączenie na żywo.

Kiedy był już gotowy, wziąłem od niego torbę, która była zaskakująco lekka, a Peter omiótł wzrokiem mieszkanie ostatni raz i wyszliśmy, nie oglądając się już za siebie.

---

Mamy trochę Irondada, Tony i Natasza wreszcie użyli tych resztek mózgu, które posiadają, a May została unieszkodliwiona.

Niestety są też gorsze wieści. Autorka już od dłuższego czasu nie wypuściła żadnej aktualizacji. Na razie zamierzam poczekać i wrzucić Wam tłumaczenie, jeśli tylko coś się ruszy, a skupić się bardziej na bingo i Oblivio, ale rozważam dopisanie kiedyś swojego zakończenia. Więc zobaczymy, jak się sprawa potoczy.

Do (mam nadzieję) następnego <3

Edit: dużo osób się dopytuje, więc postanowiłam napisać to też tutaj. W połowie września zacznę pisać moją kontynuację tego opowiadania, a jeśli autorka wrzuci rozdział to będą dwie alternatywne wersje. Na razie niestety nie mam zbyt wiele czasu na pisanie i wolę skupić się tylko na Oblivio, więc musicie uzbroić się w cierpliwość.

Jak ktoś dostał powiadomienie i liczył, że to nowy rozdział to przepraszam :')

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro