Rozdział 48

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak to wszyscy moi stali czytelnicy wiedzą, jak napiszę że rozdział będzie w niedziele to znaczy, że będzie w poniedziałek XD Ale jest! Mimo że Wattpad próbował mi to utrudnić jak mógł, bo przestał mi działać na jakąś godzinę :0

Zapraszam :))

---

*Peter*

Rano obudziłem się jeszcze bardziej zmęczony, niż kiedy się kładłem. Ciężko mi było zasnąć, a kiedy wreszcie mi się to udało, całą noc dręczyły mnie koszmary. Moje myśli wciąż krążyły wokół tego, co powiedział mi Loki. Nie miałem pojęcia czy mogę mu ufać, czy chciał jedynie skłócić mnie z resztą drużyny. Nie potrafiłem jednak zrozumieć, jaki miałby mieć w tym cel. Czy to cokolwiek by mu dało? Może jednak miał trochę racji? Zastanawiało mnie też jego twierdzenie, że wypadek Clinta nie jest jego winą. Jak miałem to potwierdzić, skoro nikt nie chciał ze mną nawet o tym rozmawiać?

Wstałem, wzdychając ciężko. Przebrałem się w pierwsze lepsze ubrania i nasunąłem na stopy moje kapcie z motywem Spider-Mana. Pan Stark uznał, że bardzo zabawne będzie kupienie mi niemal wszystkich gadżetów z tym wzorem, kiedy zwróciłem uwagę na jego skarpetki.

*Tony*

Siedziałem nad kubkiem czarnej kawy, rozmyślając nad tym, co właściwie mam teraz zrobić. Nie miałem zbyt wielu opcji, a czas nieubłaganie uciekał. May nie była chętna zgodzić się na adopcję, na dodatek nie pamiętała całego zajścia, a co jeszcze gorsze w każdej chwili mogła sobie wszystko przypomnieć i wpaść tutaj z policją żądając wydania Petera. Może i byłem milionerem, a pieniądze potrafiły załatwić naprawdę wiele, ale wolałem wszystkiego nadmiernie nie komplikować. Nigdy nie mogłem być pewny, że nie trafię na jakiegoś służbistę, którego celem życiowym będzie ochrona biednych dzieci porywanych przez psychopatycznych bogaczy.

Musiałem wymyślić coś, zanim wszystko pokomplikuje się jeszcze bardziej. Nie zamierzałem stać i patrzeć jak May dopina swego, a już na pewno nie zamierzałem pozwolić Peterowi tam wrócić. Jeśli pojawiłaby się w wieży z takim żądaniem, chyba rozszarpałbym ją na strzępy, co niestety nie było zbyt dobrym rozwiązaniem, bo jeśli siedziałbym za zabójstwo, nie miałby kto się zając Peterem. Na domiar złego Pepper chodziła obrażona na mnie od wczoraj za to, że nie poparłem jej podczas wczorajszej kłótni.

— Musimy coś zrobić — mruknąłem do siedzącej obok Wandy, a ona przytaknęła. Najwyraźniej domyśliła się, o co mi chodzi, ale nie odpowiedziała, bo do kuchni wszedł Peter.

— Hej Pete, nie wyspałeś się? — zapytała zmartwiona.

— Tak średnio — odpowiedział, wzruszając ramionami. — Panie Stark? — zapytał, odwracając się w moją stronę i przygryzając wargę. Zauważyłem, że zawsze robił tak, kiedy był zdenerwowany.

— Tony — poprawiłem go. — O co chodzi?

— Gdzie jest Clint? — zapytał, a ja spojrzałem na niego zaskoczony.

— Clint? — powtórzyłem głupio. Nie wiedziałem co mam mu powiedzieć, nie chciałem go okłamywać, ale cała drużyna stwierdziła zgodnie, że mówienie mu o sytuacji Clinta tylko niepotrzebnie go zmartwi. Dzieciak przeżył już wystarczająco wiele w ciągu tych paru dni. — Na misji, a czemu pytasz? — odpowiedziałem, patrząc na niego uważnie.

— Nie, nic, tak tylko — odpowiedział zmieszany, ale zauważyłem, że moja odpowiedź bardzo go zasmuciła, zupełnie jakby spodziewał się jakiejś innej. — Stęskniłem się za nim — powiedział po chwili, odwracając się w stronę blatu i zaczął robić sobie kanapki.

— Nie martw się — uśmiechnąłem się lekko. — Za niedługo wróci — dodałem. — To raczej krótka misja.

Peter pokiwał tylko głową i uśmiechnął się smutno, unikając naszego wzroku. To było strasznie dziwne zachowanie, nawet jak na niego. Oczywiście, po wszystkim co się ostatnio wydarzyło, miał prawo zachowywać się nietypowo, ale miałem wrażenie, że tutaj chodzi o coś zgoła innego.

— Zjem u siebie — powiedział cicho i wyszedł z kuchni. Odprowadzałem go chwilę wzrokiem, ale postanowiłem porozmawiać z nim później. Teraz na pewno potrzebował przede wszystkim spokoju.

*Peter*

Nadal mnie okłamywali, mimo tego, że bezpośrednio zapytałem o Clinta. Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Czy to oznaczało, że mi nie ufają? Czemu nie chcieli mi o niczym powiedzieć, mimo że miałem być ich rodziną? Odłożyłem talerz na szafkę przy łóżku, stwierdzając, że zupełnie przeszedł mi apetyt. Wyciągnąłem telefon i w zamyśleniu odpaliłem czat. Może dzieciakowi powiedzą coś więcej?


Peter

ktoś tu żyje?

Pan Srark

Co jest dzieciaku?

Mama Pająk

Oczywiście że żyjemy

Sonic

co tam młody?

Pan Srark

Niech ktoś mi zmieni tą nazwę, serio

Ptaszek ze skrzydłami

ja też zgłaszam reklamację!

Zmieniłeś(aś) nazwę Pan Srark na SRARK

SRARK

Dzięki...

Mama pająk

Moja krew

Peter

zawsze do usług :DDD

Zmieniłeś(aś) nazwę Ptaszek za skrzydłami na Srający gołąb

Srający gołąb

AHA

Zimowy kot

IDEALNY

Srający gołąb

jemu też zmień

Zmieniłeś(aś) nazwę Zimowy kot na Puszek okruszek

Puszek Okruszek

Sam

Nie żyjesz

Sonic

XDDD

Peter

Ktoś jeszcze chce zmienić nazwę? :D

nie?

tak właśnie myślałem 🙂

Wanda

Stało się coś? Wydajesz się być nie w humorze dzieciaku

Peter

dużo by mówić

właściwie nie chciałem wam przeszkadzać

ale mam pytanie

SRARK

Bez takich dzieciaku

Nigdy nam nie przeszkadzasz

Srający gołąb

dokładnie, nawet jak dajesz nam takie nazwy i tak cię kochamy

Peter

awww to nawet słodkie

ale nie pisaliście sami więc myślałem że jesteście zajęci

SRARK

Przepraszam trochę się ostatnio wydarzyło

Chcieliśmy ci kogoś przedstawić ale sytuacja trochę się skomplikowała

Peter

???

SRARK

Nie mogę powiedzieć więcej

musiałbym najpierw zapytać co on o tym sądzi

Peter

oh okej

tak czy siak

mam pytanie

Wanda

słuchamy

Peter

chciałem tylko zapytać jak to się właściwie stało że Clint został ranny

to wina Lokiego prawda?

Bóg okrzyków

czy ktoś wspominał o moim bracie?

Mama pająk

ten to ma wyczucie

to nie do końca wina Lokiego

Peter

jak to? :0

to co się stało?

Bóg okrzyków

mój brat nigdy nie skrzywdziłby jednego z Avengers

SRARK

Bo wie że mu oddamy...

Bóg okrzyków

on się naprawdę zmienił

Srający gołąb

Stary on zaatakował Nowy Jork parę dni temu...

Bóg okrzyków

na pewno ma na to dobre usprawiedliwienie

SRARK

Na pewno

Na przykład chęć panowania nad światem

Peter

halo

czy ktoś może mi odpowiedzieć?

Mama pająk

to był wypadek

SRARK

Cap przypadkowo strącił go tarczą z budynku

Peter

co

Puszek okruszek

naprawdę nie chciał

nie obwiniaj go

wystarczy że już sam się obwinia

Peter

jak to w ogóle możliwe?

Clint nie widział tej tarczy?

Jakim cudem żyje skoro SPADŁ Z BUDYNKU

SRARK

prawie spadł

Wanda

zdążyłam go złapać zanim uderzył o ziemię

Peter

skoro nie uderzył o ziemię to skąd taki uraz głowy

Mama pająk

Dostał rozpędzoną tarczą prosto w głowę

to cud że przeżył

Peter

och

a jak się czuje Steve?

Puszek Okruszek

obwinia się o wszystko

SRARK

Technicznie rzecz biorąc ma racje

Puszek Okruszek

nie zrobił tego umyślnie

SRARK

Tak jak ty?

Mama Pająk

hej uspokójcie się

to nie czas na kłótnie

SRARK

Ja się wcale nie kłócę

Stwierdzam fakty

Mama Pająk

Serio Stark?

Ile ty masz lat?

Peter

HEHEHE 17

SRARK

Co? Mówiłeś że 15?

Sonic

Kisne XDDD

Peter

Sonic wam wyjaśni

ale czas rozejrzeć się za jakąś ładną trumną

SRARK

Co? Czemu?

Peter

...

bo jesteś stary

SRARK

I nadal piękny

Peter

jaaaasne

Mama pająk

A co u ciebie dzieciaku?

Wszystko w porządku?

Peter

u mnie wszystko ok

ale muszę lecieć

sorka

SRARK

Ej czekaj

Mama pająk

czemu uciekasz?

Peter

paaaaa


Odłożyłem komórkę, zupełnie nie zwracając uwagi na dalej napływające wiadomości. Okazało się, że Loki mówił jednak prawdę i nie był winny wypadkowi Clinta. Skoro nie kłamał w tej sprawie, to może miał rację również w innych? Jedynym sensownym wytłumaczeniem faktu, że nikt nie chciał mi powiedzieć o wypadku, było to, że nikt mi nie ufał.

*Tony*

Po rozmowie z dzieciakiem miałem wrażenie, że coś jest nie tak, a on znowu to przed nami ukrywa. Za każdym razem, kiedy działo się coś złego, unikał tematu jak ognia i urywał nagle rozmowę. To było dla niego takie typowe.

Miałem wrażenie, że jest na nas o coś zły i napisał tylko po to, żeby wypytać się o Clinta. Niestety jedyne co mogłem zrobić, oprócz uporczywego wypisywania do niego, to czekanie aż nadejdzie środa i przyjdzie do nas, żeby zobaczyć się z Clintem. Miałem nadzieję, że do tego czasu jakoś wszystko się ułoży i nie będę musiał martwić się przynajmniej o niego. Wystarczająco wiele moich myśli zajmowała teraz sytuacja Petera. May nadal się nie odezwała, a czas uciekał. Obawiałem się, że za niedługo będzie za późno na jakąkolwiek reakcje, dlatego też postanowiłem działać, póki mogłem.

Tak właśnie znalazłem się przed budynkiem, w którym mieszkał wcześniej Peter, z przygotowaną teczką dokumentów i Wandą u boku.

— Pamiętaj Tony, tylko spokojnie — powiedziała, kładąc mi dłoń na ramieniu, na co przewróciłem oczami.

— Wiem, co robię. — Nie wiedziałem. Cały mój plan, a raczej jego brak był jedną wielką improwizacją. Jedyne, na co mogłem mieć nadzieję, to że uda mi się ją jakoś przekonać. W innym wypadku musiałbym podjąć o wiele bardziej drastyczne środki.

Zapukałem do drzwi i odetchnąłem głęboko, starając się uspokoić. Musiałem nad sobą panować, za dużo zależało od tej rozmowy, żebym miał pozwolić emocjom wziąć górę.

— To znowu pan? — zapytała ze zdziwieniem May, otwierając. — Zapraszam. — Odsunęła się i wpuściła nas do środka. Bandaż został zastąpiony jedynie przez opatrunek z tyłu głowy, a ona wyglądała o wiele lepiej niż poprzedniego dnia. — Jeśli chodzi o naszą wczorajszą rozmowę, jeszcze nic nie zdecydowałam — wyjaśniła od razu. — Wolałabym to najpierw omówić z Peterem. Jak mniemam, jest teraz u pana prawda? — zapytała.

— Oczywiście — odparłem. — Mogę przywieźć go jutro — dodałem, próbując pozostać spokojnym.

— Byłoby wspaniale — powiedziała z uśmiechem. — Bardzo się za nim stęskniłam. Dziękuję za opiekę nad nim, spadł nam pan z nieba — zaśmiała się.

— Cała przyjemność po mojej stronie — wycedziłem, starając się cały czas uśmiechać. Nie było to proste, bo znowu odezwała się we mnie żądza mordu. — Mówiłem już, że jest dla mnie jak syn — dodałem. — Skoro już o tym mowa, dopóki się pani nie zdecyduje mam inną propozycję — powiedziałem, splatając dłonie, a ona spojrzała na mnie nieco podejrzliwie.

— Chciałabym po prostu omówić ten temat z Peterem — odparła, siadając naprzeciwko.

— Rozumiem doskonale — przytaknąłem. — To bardzo dobry pomysł, jednak jak pani widzi, wypadki chodzą po ludziach, a jest pani jedynym prawnym opiekunem Petera. Jeśli coś by się stało, bardzo ciężko będzie wydostać go z systemu, a tego bardzo byśmy nie chcieli, prawda? — zapytałem, a ona przytaknęła ostrożnie. — Kto wie, czy znowu nie zacząłby opowiadać tych głupot, że nie jest pani kochającą ciocią, a nie miałby kto mu ich wybić z głowy — mówiłem dalej, a jej oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu. Dużo ryzykowałem, bo wszystko zależało od tego, jak to odbierze. — Ja się nim odpowiednio zajmę, w razie czego. W pani imieniu — dodałem. Nienawidziłem się za te słowa, ale wiedziałem, że tak najprawdopodobniej najszybciej ją przekonam. — Jeśli pani to podpisze — powiedziałem, wskazując na teczkę — będę jego opiekunem tylko w razie, gdyby pani nie mogła się nim zająć. Do tego czasu nie mam nic do gadania.

Patrzyła na mnie podejrzliwie, przeglądając powoli dokumenty.

— Czemu tak bardzo panu na nim zależy? — zapytała, a ja już wiedziałem, że połknęła haczyk.

— Ma sprawny umysł i talent do wynalazków. Chciałbym czerpać z niego korzyści — odpowiedziałem krótko. — Oczywiście, jako że to pani siostrzeniec mogę podzielić się zyskami, ale musiałbym przygotować stosowne dokumenty — dodałem i zauważyłem, jak oczy jej rozbłysły.

— Rozumiem — mruknęła. — Kto by pomyślał, że jednak się do czegoś nadaje — dodała, a ja miałem ochotę ją udusić. Nic dziwnego, że chłopak miał takie niskie poczucie własnej wartości. — Proszę koniecznie przynieść jutro te dokumenty, kiedy będzie pan przywozić Petera — powiedziała z uśmiechem, składając zamaszysty podpis na podsuniętych jej papierach.

— Oczywiście — uśmiechnąłem się szeroko. — Jutro zajmiemy się interesami. Teraz pani wybaczy, ale mam masę innych spraw do załatwienia — powiedziałem, wstając z kanapy i zabierając teczkę. Sprawdziłem jeszcze na szybko czy nie brakuje jakiegoś podpisu i czym prędzej opuściłem mieszkanie.

— Chyba nie zamierzasz go tam jutro zawieźć? — zapytała z oburzeniem Wanda, kiedy siedzieliśmy już w samochodzie.

— Oczywiście że nie. Za kogo ty mnie masz? — przewróciłem oczami.

— Ale przecież wtedy będzie miała podstawę do tego, żeby przyjść z policją i go zabrać. Nic ci to nie da. Ten podpis nic nie znaczy, dopóki ona żyje.

— Nie zdąży tego zrobić — powiedziałem z uśmiechem, a Wanda spojrzała na mnie z przerażeniem.

*Peter*

Niemal cały dzień spędziłem, zaszywając się w pokoju, jednak głód zrobił swoje i w końcu musiałem opuścić swoją bezpieczną kryjówkę. Dalej nie wiedziałem co myśleć o całej tej sytuacji, ale kiedy zobaczyłem, że wszyscy są zgromadzeni w salonie, oglądając jakiś durny serial paradokumentalny, postanowiłem usiąść z nimi. Potrzebowałem teraz poczuć, że jestem tu chciany, żeby odgonić wszystkie głupie myśli, które zaczęły mi krążyć po głowie po rozmowie z Lokim.

Zrobiłem szybko jedzenie i usiadłem w fotelu, obserwując wszystkich uważnie. Większość wydawała się bardzo odprężona i z uśmiechami na twarzach rzucali kolejnymi komentarzami na temat lecącego serialu. Wanda siedziała z boku i patrzyła w telewizor, ale wyglądała, jakby w ogóle nie zwracała uwagę na to, co się dzieje na ekranie. To było zaskakujące, bo to ona zawsze najbardziej nalegała na oglądanie seriali. Wszyscy wiedzieli, że je uwielbia. Pan Stark z kolei wyglądał na bardzo spiętego, zupełnie jakby spodziewał się, że w każdej chwili może się coś wydarzyć. Najwyraźniej jedyną osobą oprócz mnie, która zwróciła uwagę na ich dziwne zachowanie była Natasza, która co chwile na nich zerkała.

Z zamyślenia wyrwały mnie wibracje mojego telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni i uśmiechnąłem się lekko, kiedy zobaczyłem, że to Ned i MJ.


Spiderbro

stary co jest

dlaczego nic nam nie mówiłeś

przecież jesteśmy przyjaciółmi

WcaleNieMichelJackson

to raczej nie jest coś czym chciałby się chwalić ciołku

Spiderbro

wiem ale przecież jakoś byśmy mu pomogli

WcaleNieMichelJackson

ważniejsze jest to czy nic mu nie jest

Spiderbro

właśnie

gdzie jesteś stary

WcaleNieMichelJackson

wszystko w porządku?

Peter

Ale o co chodzi?

Spiderbro

to ja bym chciał wiedzieć o co chodzi

WcaleNieMichelJackson

włącz wiadomości

i powiedz proszę że jesteś bezpieczny

Peter

jestem w wieży

więc raczej jestem bezpieczny


Zmarszczyłem brwi, czytając ostatnią wiadomość od MJ i ze złym przeczuciem poszukałem pilota. Wszyscy zaprotestowali, kiedy przełączyłem kanał, ale uciszyłem ich, z uwagą wpatrując się w ekran. Z zaskoczeniem zauważyłem prezenterkę, stojąca przed moim blokiem. Kamera była skierowana w okolice mojego okna, a wokół widoczna była poświata bijąca od policyjnych syren.

— Znajdujemy się właśnie przed blokiem, w którym niedawno doszło do aresztowania niejakiej May P., podejrzanej o brutalne znęcanie się nad swoim nastoletnim siostrzeńcem. Co ciekawe z nieoficjalnego źródła wiemy, że zgłoszenia dokonał sam Anthony Stark. Co sprawiło, że zainteresował się on losem zwykłego dzieciaka z Queens?

Nawet nie zauważyłem, kiedy wstałem, a talerz zsunął się z moich kolan, roztrzaskując się z hukiem i zagłuszając resztę wypowiedzi reporterki. W pokoju zapadła grobowa cisza, a wszyscy byli wpatrzeni we mnie.

— Obiecałeś — wykrztusiłem z wyrzutem, patrząc na pana Starka, który był blady jak ściana. — To była jedyna rzecz, o którą cię prosiłem — dodałem, czując, jak mój głos się załamuje.

— Peter — wydukał, ale pokręciłem tylko głową, patrząc na niego z niedowierzaniem. Poczułem, jak powoli ogarnia mnie furia, jeszcze nigdy nie czułem się tak bardzo przez kogoś zdradzony.

— Jak mogłeś? — zapytałem. — Ufałem ci! — krzyknąłem i wybiegłem z salonu. Chciałem znaleźć się jak najdalej. Nie zwracałem nawet uwagi na dobiegające z salonu głosy. Chwyciłem tylko buty i wbiegłem do windy, wciskając losowy guzik.

Wysiadłem na jakimś pustym korytarzu i wpadłem do pierwszej lepszej łazienki. Miałem ochotę płakać i krzyczeć jednocześnie. Czemu wszyscy dorośli zawsze mnie zawodzili? Dlaczego nie mogłem mieć chociaż jednej osoby, którą naprawdę obchodzi, co myślę? Oparłem się o kafelki, zsuwając się bezwładnie na ziemię i skuliłem się, chowając głowę w ramionach.

Znowu byłem sam.

Nie zamierzałem tam wracać. Już nigdy. Zanim się zorientowałem, płakałem jak małe dziecko. Jak mogłem myśleć, że komuś naprawdę może na mnie zależeć? Dlaczego to tak bardzo bolało, skoro byłem do tego przyzwyczajony już od dawna? Dlaczego czułem, jakby ktoś wyrwał mi serce i potargał je na malutkie kawałki? I dlaczego nawet teraz wciąż marzyłem, żeby Stark pojawił się obok i przytulił mnie, mówiąc, że wszystko będzie dobrze?

*Tony*

Patrzyłem w szoku, jak Peter wybiega. Wszystko miało być inaczej. Miałem mu wszystko wytłumaczyć. Jak do tego doszło? Skąd wiedzieli, że to ja? To niemożliwe, to musiał być jakiś koszmar. Czułem na sobie spojrzenia wszystkich. Jedni patrzyli na mnie ze współczuciem, a inni z chęcią mordu. Ja natomiast miałem ochotę zapaść się pod ziemie.

— Coś ty najlepszego narobił Stark? — zapytała Natasza.

— Ja tylko... — zacząłem słabo.

— Dlaczego do cholery z nim o tym nie porozmawiałeś? — krzyknęła, wstając i uderzając ręką w stół.

— Chciałem, tylko...

— Przed faktem, a nie po! — przerwała mi, krzycząc. — Ten chłopak przeszedł już wystarczająco dużo — dodała już ciszej. — A ty właśnie sprawiłeś, że przestał ufać osobie, którą uważa za ojca.

Spojrzałem na nią z poczuciem winy. Naprawdę zjebałem. Wiedziałem, że się do tego nie nadaję. Wiedziałem.

— Friday gdzie on jest? — zapytałem.

— Peter obecnie znajduje się w jednej z łazienek na niższych piętrach — odpowiedziała Friday.

— Pójdę do niego — powiedziałem cicho i wstałem z fotela, ale natychmiast znalazła się przy mnie wkurzona Natasza, popychając mnie z powrotem.

— Nie ma mowy — powiedziała. — Teraz dasz mu ochłonąć.

— A co jeśli ucieknie? — zapytałem z niepokojem.

— Dobrze wiesz, że nie ma gdzie pójść. Daj mu ochłonąć — westchnęła, siadając w fotelu i masując skronie.

*Peter*

Po krótkiej chwili trochę się uspokoiłem i pociągałem jedynie nosem, myśląc co mam teraz ze sobą zrobić. Nie miałem gdzie pójść ani gdzie się podziać. Nie chciałem zostawać tu ani chwili dłużej, ale nie mogłem też wrócić do domu, skoro May została aresztowana. Nie chciałem trafić do domu dziecka. Nie byłem głupi i doskonale wiedziałem, że żadne papiery adopcyjne nie zostały podpisane, bo ja też musiałbym je podpisać. Z tego wywnioskowałem, że natychmiast trafię do jakiejś placówki. Nie mogłem do tego dopuścić. Mógłbym poprosić o pomoc Neda albo MJ, ale było mi tak cholernie wstyd. Teraz wiedzieli o wszystkim. Nie tylko oni. Część osób ze szkoły też się pewnie domyśliła. Nie mogłem się tam pojawić. Nie zniósłbym ich spojrzeń.

Nagle poczułem, jak ktoś dotyka mojego ramienia i poderwałem się, lekko się wzdrygając. Podniosłem wzrok i spojrzałem w szoku na stojącą przede mną postać.

---

2751 słów

Taki polsacik, wybaczcie xd

Jak myślicie, kto odnalazł Petera? :D

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro