Rozdział 52

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po mojej długiej męczarni wreszcie jest. Oto on! Nowy rozdział. Część z Was będzie mnie chciała zabić za jego początek XD

Zapraszam <3

---

*Peter*

— Wyglądasz, jakbyś się czymś martwił — powiedział Logan, siadając naprzeciwko mnie, kiedy wszyscy już wyszli.

— To chyba nic dziwnego — mruknąłem, wzruszając ramionami i odkładając talerzyk, na którym jadłem wcześniej ciastko.

— Masz wątpliwości? — zapytał się, patrząc na mnie uważnie. — Bo jeśli tak, zawsze możemy się wycofać — zapewnił, a ja lekko się skrzywiłem. Wiedziałem, o co mu chodzi. Zgadzał się z MJ i tymi jej głupimi argumentami, że każdy się martwi, a Stark nie chciał zrobić nic złego.

— Jak nie chcesz mi pomóc, to znajdę kogoś innego — burknąłem obrażony, chociaż doskonale wiedziałem, że będzie bardzo trudno mi to zrobić.

— Spokojnie — zaśmiał się lekko. — Nie powiedziałem, że ci nie pomogę, daję ci tylko znać, że nie przeszkadza mi, jakbyś się z tego nagle wycofał — wyjaśnił, a ja niepewnie przytaknąłem.

— Nie zamierzam rezygnować — odburknąłem, patrząc mu prosto w oczy. Przechylił lekko głowę, zupełnie, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym wyciągnął dłoń, zbliżając się do mnie. Otworzyłem szerzej oczy, obserwując w zdumieniu, jak chwyta mnie za podbródek. Miałem wrażenie, że zaraz mnie pocałuje i sam nie wiedziałem właściwie, czy tego chcę, czy nie, jednak zamiast tego przejechał kciukiem po kąciku moich ust.

— Ubrudziłeś się ciastkiem — wyjaśnił i cofnął się na swoje miejsce, oblizując palec, a ja dopiero teraz wypuściłem nieświadomie wstrzymywane powietrze. Co on sobie do cholery wyobraża? Jak może aż tak naruszać czyjąś przestrzeń osobistą? I co ja sobie do cholery wyobrażam? Jak mogłem pomyśleć, że chciał mnie pocałować? Takie chaotyczne myśli latały mi po głowie i poczułem, jak robię się cały czerwony.

— Zrobię herbatę — mruknąłem, wstając, byle tylko uciec z zasięgu jego przeszywającego mnie wzroku. Zdecydowanie dał mi teraz do myślenia. Serio chciał tylko zetrzeć pozostałości ciastka, czy chciał sprawdzić moją reakcję? Do mojej głowy wpadła nagle wizja jego, oblizującego nie palec, a bezpośrednio zlizującego krem z moich ust. Poczułem, że czerwienie się jeszcze bardziej i zrobiło mi się gorąco. Złe myśli. Niedobre myśli. Uspokój się Peter. Myśl o MJ.

Odetchnąłem z ulgą, kiedy zacząłem się nieco uspokajać myślami o dziewczynie, dopóki nie przypomniał mi się mój sen i jej koronkowy stanik. No cholera jasna! Czy nie miałem w swojej głowie chociaż jednego bezpiecznego tematu?

Czułem, że tej nocy będzie mi ciężko zasnąć. Zwłaszcza że czekał na mnie Logan i wspólna kołdra.

***

Mimo moich obaw noc minęła mi całkiem spokojnie, a chłopak nie zrobił już niczego dziwnego, poza przytuleniem się do mnie przez sen, zupełnie jak poprzedniej nocy. Cały poranek spędziłem nad myśleniem nad naszym planem, chociaż ciężko było go tak nazwać, ze względu na jego małą szczegółowość. Tak naprawdę wiedzieliśmy na tyle niewiele, że ciężko było cokolwiek zakładać. Główna koncepcja była jednak taka, żeby Logan zapoznał się z większością naszych rozmów na czacie, a ja miałem mu w razie czego pomagać.

Umówiliśmy się z panem Starkiem, że będzie czekał na dzieciaka przy wejściu z gotową przepustką. Długo chciał z nas wyciągnąć imię, argumentując to tym, że potrzebuje go do jej wyrobienia, jednak w końcu pogodził się z tym, że mu go nie podamy przed spotkaniem i zgodził się podpisać ją ksywką z czatu.

Tym sposobem Logan znalazł się przed wejściem do wieży, wyposażony w kamerkę z mikrofonem, wyglądającą jak pendrive, która przypięta była do kieszonki jego koszuli, oraz szpiegowskie słuchawki, których nie było widać z zewnątrz. Mimo to wszyscy się denerwowaliśmy, bo gdyby ktokolwiek odkrył nasz mały podstęp, mogłoby być bardzo nieciekawie.

Nasza trójka siedziała przed ekranem laptopa, obserwując obraz z kamerki, która została podłączona bezpośrednio do telefonu Logana. Wymagało to pociągnięcia paru kabli pod jego koszulką, ale z zewnątrz nic nie było widać, a zakładaliśmy, że nie będzie musiał się tam rozbierać.

— Gotowy? — zapytałem, kiedy dłuższą chwilę stał przed wieżą Starka w bezruchu.

— Wiesz, Peter nie wiem, czy to taki dobry pomysł — zaczął się wahać przed wejściem.

— Daj spokój, przecież już się zgodziłeś i wszystko skrótowo ci opowiedziałem, więc poradzisz sobie, a jak coś jestem tutaj. Będzie dobrze, Logan, czuję to — odpowiedziałem, lekceważąc jego obawy, a MJ siedząca obok mnie cicho prychnęła.

— Skoro tak mówisz — usłyszeliśmy nerwowy głos Logana i parę głębokich wdechów. — No to lecimy — powiedział bardziej do siebie niż do nas. — Będą dymy, będą dymy, zobaczycie — wymamrotał pod nosem.

— My to wszystko słyszymy Logan — zaśmiał się Ned.

— Ach tak? Zupełnie zapomniałem — mruknął ironicznie. — Tylko nie rozpraszajcie mnie, jak będę gadał, bo nic nie wyjdzie. Najlepiej się wyciszcie i włączajcie tylko wtedy, kiedy to będzie konieczne — zaznaczył.

— Jasna sprawa, powodzenia — powiedziałem, jeszcze zanim wyłączyliśmy mikrofon.

— To będzie katastrofa — mruknęła MJ. — Przynajmniej będzie co oglądać — dodała po chwili z uśmiechem, a ja przewróciłem oczami. Całą trójką obserwowaliśmy, jak Logan wchodzi do budynku, rozglądając się dookoła, a po chwili niepewnie podchodzi do Pana Starka.

— Dzień dobry — powiedział, spoglądając na zaskoczonego mężczyznę, który wyglądał, jakby spodziewał się kogoś zupełnie innego. — To ja, dzieciak z czatu — dodał dla pewności Logan.

— Pamiętam cię — mruknął zszokowany Stark. — To ty pracowałeś z Peterem na początku stażu. Przecież masz więcej niż piętnaście lat! — wykrzyknął ze zdumieniem.

— Mam siedemnaście lat — przyznał zakłopotany Logan. — Trochę skłamałem, żebyście tak łatwo mnie nie znaleźli — wyjaśnił, tak jak to zaplanowaliśmy.

— Czyli mówiłeś serio ostatnio na czacie, że masz siedemnaście lat? — zapytał, marszcząc brwi. — A mówili mi, że to tylko żart z jakiejś piosenki. Szybko włączyłem mikrofon, żeby mu pomóc, jednak Logan mnie wyprzedził.

— Wtedy tylko żartowałem, ale serio mam siedemnaście lat — wyjaśnił. Stark zamrugał z niedowierzaniem i podał mu różową przepustkę ósmego poziomu, podpisaną jako dzieciak. — Wow! Zawsze chciałem mieć różową przepustkę, ale czad! — wykrzyknął podekscytowany Logan, a Stark lekko się uśmiechnął.

— No to chodźmy, specjalnie czekaliśmy na ciebie z wybudzaniem Clinta — powiedział, poważniejąc. Logan pokiwał tylko głową i bez słowa podążył za nim do windy. Kiedy tylko do niej weszli, obraz zaczął nam zanikać, a po chwili połączenie się zerwało.

— O nie, nie, nie! — zacząłem panikować. — Co się dzieje? Przecież wszystko sprawdziliśmy! — wykrzyknąłem, sprawdzając jakość połączenia.

*Tony*

Zupełnie nie spodziewałem się tego dzieciaka. Pamiętałem go jeszcze z praktyk i nie wydawał się wtedy wcale taki mądry. Nie mogłem co prawda powiedzieć, żeby był głupi – w końcu dostał się na staż, ale nie było w nim niczego wyjątkowego. Nie miał tego czegoś, co miał Peter, i jak dotąd sądziłem dzieciak. Na żywo okazał się zupełnie inny niż w naszych rozmowach, ale sam nie mogłem stwierdzić czy jestem tym zawiedziony, czy nie. Nie mogłem się przecież spodziewać, że będzie się zachowywał dokładnie tak samo. Rozmawialiśmy dopiero od pięciu minut i nie mogłem powiedzieć, żeby zrobił na mnie jakieś złe wrażenie. Wydawał się całkiem sympatyczny, a nasza krótka przejażdżka windą upłynęła nam na miłej pogawędce, ale było w nim coś nieznajomego, czego nie potrafiłem wytłumaczyć. Zupełnie jakbym spodziewał się kogoś innego. Gdybym miał to określić jednym zdaniem, powiedziałbym, że jego największym problemem było to, że nie był Peterem.

Kiedy wyszliśmy z windy, dzieciak zmarszczył brwi i sięgnął do kieszeni, skąd wyciągnął dzwoniący telefon.

— Przepraszam to bardzo ważne, muszę odebrać — powiedział i oddalił się parę kroków. — Co jest? — zapytał, ściszając głos, kiedy odebrał.

*Peter*

— Winda Peter! — krzyknął w nagłym olśnieniu Ned, a ja poczułem, jak robi mi się głupio. Jak mogłem o tym nie pomyśleć? To było przecież oczywiste, że Logan straci tam zasięg. Teraz musieliśmy do niego zadzwonić, jak już z niej wyjdzie, oczywiście o ile poradzi sobie sam przez ten czas, a miałem nadzieję, że tak właśnie będzie. Odczekaliśmy chwilę i kiedy dostaliśmy informacje o dostępności numeru, zadzwoniłem, czekając z napięciem, aż odbierze.

— Co jest? — usłyszeliśmy zdenerwowanego Logana i odetchnąłem z ulgą.

— Jak wchodzisz do windy ścina połączenie — wyjaśniłem z napięciem. — Musisz do nas dzwonić za każdym razem, jak będziesz z niej wychodził, bo jak my będziemy do ciebie dzwonić, to będzie dziwnie wyglądać — dodałem.

— Rozumiem ciociu, oczywiście będziemy w kontakcie. Teraz nie mogę rozmawiać, ale jakby coś jeszcze się działo, wyślij mi SMS-a — odpowiedział Logan.

— Jasne, jak coś będzie nie tak z dźwiękiem, wyślemy SMS-a — potwierdził Ned.

— Dokładnie ciociu, nie martw się, będzie dobrze, muszę teraz kończyć, pa — pożegnał się Logan, rozłączając się.

*Logan*

Wsadziłem telefon do kieszeni, wymacując końcówkę kabla, który musiałem wcześniej wypiąć, żeby normalnie go odebrać. Całe szczęście dość szybko udało mi się go podłączyć. Spojrzałem kątem oka na Starka, ale wydawało się, że niczego jeszcze nie podejrzewa.

Odetchnąłem z ulgą, kiedy usłyszałem w uchu głos Petera, potwierdzający, że wszystko działa. Jeszcze tylko brakowało mi, żebym musiał wszystko sam wymyślać, bez żadnej pomocy z zewnątrz. Nie wiedziałem, czy dałbym radę to zrobić, pomimo moich niewątpliwie wysokich umiejętności aktorskich.

— Przepraszam panie Stark. Ważne sprawy rodzinne — powiedziałem przepraszająco, a on niedbale machnął ręką.

— Słyszałem, nie masz co się tłumaczyć dzieciaku — powiedział. — Czemu nie pisałeś, że coś się dzieje u ciebie w domu?

— Nie chciałem zawracać wam głowy. To nic takiego, naprawdę — powiedziałem z pewnością w głosie.

— Nigdy nie zawracasz nam głowy — powiedział, targając moje włosy. — I mówiłem ci już, żebyś nie mówił mi na pan.

Spojrzałem się na niego ze zdziwieniem, nie do końca wiedząc, jak mam mu odpowiedzieć, dopóki nie usłyszałem w słuchawce głosu Petera, który natychmiast podpowiedział mi, że mam zaprzeczyć i powiedzieć, że to niegrzeczne.

— Nie chciałbym być niegrzeczny — powiedziałem z lekkim uśmiechem.

*Tony*

Czekałem w lekkim napięciu na odpowiedzieć dzieciaka. Gdyby bez żadnych oporów zaczął mi mówić po imieniu, miałbym pewność, że to nie on. Dzieciak nigdy nie chciał zrezygnować z tego swojego głupiego nawyku nazywania mnie panem. Zupełnie jak Peter. Peter, którego teraz nie było nawet w wieży. Z mojej winy. Sama myśl o nim sprawiła, że znowu posmutniałem. Podejrzewałem, że dzieciak nie będzie teraz czerpał zbyt wiele radości ze spotkania ze mną. Właściwie byłem tak ponury, że nie zdziwiłbym się, gdyby nigdy więcej nie chciał tu wrócić.

Ku mojemu zdziwieniu chłopak postąpił dokładnie tak, jak powinien i obalił moje podejrzenia. Może byłem po prostu zbyt przewrażliwiony i po całej tej sytuacji z Peterem spodziewałem się wszędzie jakichś spisków? Miałem już dość tego dnia i jedyne, o czym marzyłem, to odbębnienie tego spotkania i zaszycie się w moim warsztacie sam na sam z butelką whisky. Powstrzymywała mnie jedynie myśl, że Peter może się w każdej chwili skontaktować, a ja nie będę miał jak ruszyć mu na pomoc. Możliwe, że pewne znaczenie miał też fakt, że naprawdę nie miałem pojęcia, gdzie Natasza pochwała mój alkohol.

Zmusiłem się, żeby uśmiechnąć się do chłopaka i po wymienieniu z nim paru grzecznościowych zdań zaprowadziłem go do sali, w której zebrali się wszyscy przytomni i jeden nieprzytomny Avengers.

*Peter*

Kiedy tylko spojrzałem na leżącego na łóżku bladego Clinta, żałowałem, że mnie tam nie ma. Zasługiwał na to, żeby poznać prawdę. Przecież niczym nie zawinił, a ja siedziałem tu jak ostatni tchórz, bo pokłóciłem się ze Starkiem. Jak mogłem wpaść na tak głupi pomysł?

Musiałem jednak zebrać się w sobie i kontynuować całą tę szopkę. Teraz było już o wiele za późno, żeby się wycofać. Wszyscy zaczęli serdecznie witać się z Loganem, co sprawiło, że miałem łzy w oczach. Naprawdę aż tak bardzo lubili dzieciaka? Trudno mi było uwierzyć, że mogli się do mnie tak przywiązać, jedynie pisząc ze mną na głupim czacie.

— Dobra wszyscy uciszcie się — zarządził Bruce, patrząc uważnie na Clinta. — Budzi się.

Wszyscy zamarli, włącznie z nami i zbliżyliśmy się w napięciu do ekranu.

Kiedy zobaczyłem, jak Clint uchyla powoli powieki, miałem ochotę rozpłakać się z ulgi. Wiedziałem, że to jeszcze nie oznacza, że wszystko z nim w porządku, ale przynajmniej nie wyglądał już jak trup.

— Zamrugaj dwa razy, jeśli nas słyszysz — polecił Bruce, wpatrując się w niego z uwagą. Po dłuższej chwili zobaczyliśmy, jak mruga dwa razy, a ja miałem wrażenie, jakby z mojego serca spadł wielki głaz. Miałem ochotę się roześmiać i naprawdę zupełnie mnie już nie obchodziło, o co pokłóciłem się ze Starkiem, chciałem tam po prostu być i uściskać ich wszystkich.

*Avengers*

Wszyscy tłoczyli się niedaleko łóżka i na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że czują wielką ulgą. Jedynie Steven stał nieco niepewnie z tyłu, a na jego twarzy oprócz ulgi malowało się poczucie winy.

— Dobrze — powiedział Bruce z zadowoleniem. — Teraz sprawdzę twoje odruchy — dodał i zaczął mu świecić latarką po oczach, na co Clint wyraźnie się skrzywił i chciał coś powiedzieć, ale z jego ust uciekł tylko niewyraźny charkot. — Podajcie mu wody — mruknął Bruce, nadal go badając, a Natasza podeszła z drugiej strony łóżka i pomogła mu się podnieść do pozycji pół leżącej, podając mu szklankę wody.

— Czemu zachowujecie się, zupełnie jakbym miał zaraz umrzeć? — wychrypiał Clint, kiedy odłożyła szklankę na pusty stolik obok łóżka. Uśmiechnęła się szeroko i przytuliła się do niego mocno. — Hej, ktoś może być zazdrosny — zażartował z lekkim uśmieszkiem.

— Masz szczęście, że byłeś bliski śmierci. W innym przypadku leżałbyś już na podłodze w kolejnej śpiączce — zaśmiała się, próbując brzmieć groźnie.

— Chyba nie było ze mną aż tak źle? — zapytał Clint z zaskoczeniem i zaczął się rozglądać po wszystkich zebranych. Większość miała łzy w oczach. — Spokojnie to jeszcze nie moja stypa — zażartował. — Tak szybko się mnie nie pozbędziecie. Co się właściwie stało? — zapytał, marszcząc brwi.

— Uderzyłem cię moją tarczą — odpowiedział z poczuciem winy Steve, unikając jego wzroku. Wyglądał jak kupka nieszczęścia i na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że bardzo obwiniał się za to, co się stało. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu na reakcją Clinta.

— Nie martw się stary — wychrypiał. — W drużynie może być tylko jeden, który nigdy nie chybia — powiedział z udawanym współczuciem i wszyscy odetchnęli z ulgą. Steve spojrzał na niego z oburzeniem.

— Mogłem cię zabić — powiedział z pretensją w głowie, na co Clint tylko przewrócił oczami.

— Ale nie zabiłeś — uciął krótko. — Ja też mogłem was zabić wtedy, kiedy Loki mnie opętał, ale nikt mi tego nie wypomina — dodał, a Steve wyglądał teraz na zmieszanego. — Było minęło. Wyliżę się jak zawsze. Jak długo byłem nieprzytomny? — zapytał Bruce'a.

— Tydzień — odpowiedział, a Clint aż gwizdnął z wrażenia. — Specjalnie trzymaliśmy cię w śpiączce, żeby zapobiec urazom mózgu.

— I jak udało się? — zapytał z udawaną ciekawością.

— Skoro dowcip się ciebie trzyma, to najwyraźniej tak — odpowiedział Stark, przewracając oczami. — Chcieliśmy ci kogoś przedstawić — dodał, kładąc rękę na ramieniu Logana i popychając go nieco do przodu.

— Dzień dobry — powiedział chłopak nieco nieśmiało.

— To nasz dzieciak — dodała Natasza, uśmiechając się lekko.

— Twój i Starka? — zapytał Clint z głupim uśmieszkiem. — Natasza nie wiedziałem, że wy kiedyś...

— Dzieciak z czatu, ty kretynie — przerwała mu, patrząc na niego morderczym wzrokiem.

— Jesteś pewna? — zapytał złośliwie. — Bo wiesz, całkiem podobny do waszej dwójki. Rude włosy...

— Jak zaraz się nie zamkniesz, to wyrwę ci język i wpakuję ci go głęboko do gardła — przerwała mu słodkim głosem, wpatrując się w niego jak w karalucha.

Clint zaśmiał się lekko, ale uniósł lekko dłonie w geście kapitulacji.

— Więc w końcu postanowiłeś się ujawnić? — zapytał z uśmiechem Logana, a ten tylko pokiwał głową. — Jak się czujesz, kiedy wreszcie masz synów w komplecie Tony? — zagadał do Starka ze złośliwym uśmieszkiem, jednak ten skrzywił się i wyraźnie posmutniał, podobnie jak większość osób w pomieszczeniu. — Dobra mówcie mi, co się stało — zarządził Clint, poważniejąc. — Gdzie jest Peter?

— Uciekł — wykrztusił z siebie Tony.

— Ale jak uciekł? — zmarszczył brwi Clint. — Z domu? Jego ciocia o tym wie? — dopytał i zamrugał z zaskoczenia, kiedy zauważył, że wszyscy wyglądali na wkurzonych. Stark zareagował chyba najgorzej ze wszystkich i wyszedł, wcześniej kopiąc małą szafkę przy drzwiach. — Mam dziwne wrażenie, że coś mnie ominęło — wymamrotał Clint, wyglądając na bardzo zdezorientowanego.

— To będzie długa opowieść — westchnęła Natasza, siadając na jego łóżku i zaczęła mu streszczać wszystkie wydarzenia ostatniego tygodnia, które jak zapewne przypuszczacie, wprawiły go w niemałe osłupienie. Mimo że opisywanie zdumionego Clinta byłoby całkiem zabawne, Natasza zdecydowanie podzielała pogląd autorki, że dokładne opisywanie zdarzeń, o których czytelnicy doskonale wiedzą, nie miałoby najmniejszego sensu.

— Tego się zupełnie nie spodziewałem — wykrztusił wreszcie z siebie Clint. — Tony biorący na siebie z własnej woli, odpowiedzialność bycia ojcem? Jestem w szoku.

— Peter wiele dla niego znaczy — powiedziała z westchnieniem Natasza. — Na tyle dużo, że chciał coś zrobić z tą sytuacją, mimo że doskonale wiedział, że będzie na niego zły.

*Peter*

Spojrzałem na ekran, przygryzając wargę, a MJ spojrzała na mnie znacząco. Postanowiłem to na razie zignorować. Gdyby naprawdę tak bardzo mu na mnie zależało, to nie doprowadziłby do całej tej sytuacji. Natasza była w błędzie, podobnie jak inni. Byłem tego pewien, a przynajmniej próbowałem się usilnie do tego przekonać. W przeciwnym wypadku moje działania nie miałyby najmniejszego sensu. No może poza tym, że starałem się uniknąć opieki społecznej.

— Ciebie też uwielbia dzieciaku — rzuciła w stronę Logana Natasza. — Po prostu jest teraz przygnębiony całą tą sytuacją, ale jak tylko Peter się znajdzie, wszystko wróci do normy — dodała, cicho wzdychając. — Bardzo chciał, żebyście się dzisiaj poznali.

Chciał poznać mnie ze mną? Zmarszczyłem brwi. W sumie to miało jakiś sens, Petera też wcześniej prosił, żeby wpisał się na grupę, przecież to tak właśnie się zorientowałem, że to z nimi piszę. Ta sytuacja była bardziej pogmatwana niż fabuła Mody na sukces albo przynajmniej na podobnym poziomie. Niestety po wcześniejszych wydarzeniach miałem przeczucie, że autorka bez problemu wymyśli coś, co pogmatwa ją jeszcze bardziej.

*Logan*

— To... miłe — odpowiedziałem z wahaniem. Właściwie nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Czułem, że będą z tego same kłopoty. Nie chciałem też siedzieć z nimi za długo, bo bałem się, że lada chwila odkryją moją tożsamość. To byli przecież Avengers, z czego dwóch z nich to wykwalifikowani szpiedzy, nawet z moim talentem aktorskim nie miałem zbyt wielkich szans. — Przepraszam was, ale muszę się już zbierać — dodałem po chwili.

— Jesteś pewny? — zapytała Wanda z zawodem. — Możemy iść coś obejrzeć albo porozmawiać. Chcielibyśmy cię bliżej poznać, tym razem tak na żywo — dodała z lekkim uśmiechem.

— Ja... Mam ważne sprawy rodzinne, przepraszam — powiedziałem, unikając ich wzroku. Wspaniale byłoby z nimi posiedzieć, ale miałbym wielkie kłopoty, gdyby się dowiedzieli, jak ich oszukuje. Nie byłem nawet pewny, czy przeżyłbym takie spotkanie. Co mi w ogóle strzeliło do tego głupiego łba, kiedy zgadzałem się na ten pomysł? Ach tak. Przeklęte zauroczenie, którego nie umiałem się pozbyć, od kiedy Peter pomógł mi z moim zadaniem na stażu. Nawet odcięcie się od niego po przeniesieniu do innej pracowni, nic nie pomogło.

— Rozumiem — powiedziała z wyraźnym zawodem Wanda. — Następnym razem cię tak szybko nie puścimy — dodała, przytulając mnie. Przytaknąłem, uśmiechając się, mimo że miałem nadzieję, że następnego razu wcale nie będzie.

— Tonym się nie przejmuj — powiedziała Natasza, przejmując mnie od Wandy. — Po prostu martwi się o Petera i obwinia się o jego zniknięcie. To naprawdę dobry dzieciak i żadne z nas nie wybaczyłoby sobie, gdyby coś mu się stało.

— Na pewno sobie jakoś radzi — powiedziałem z uspokajającym uśmiechem, a ona spojrzała na mnie nieco dziwnie, ale nic nie odpowiedziała.

Szybko pożegnałem się z resztą drużyny i wsiadłem do windy z milczącym Samem, który zaoferował się, że odprowadzi mnie do wyjścia.

— Dlaczego akurat Srający gołąb? — zapytał, przerywając panującą między nami ciszę. Miał taką minę, jakby od dłuższego czasu nie dawało mu to spokoju. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem i parsknąłem cichym śmiechem.

— Nie wiem — wzruszyłem ramionami. — Może dlatego, że masz skrzydła?

— Ma jakiś sens — powiedział z wahaniem. — Ale czemu akurat srający? — jęknął, zachowując się jak małe dziecko.

— Trzeba było nie prosić o zmianę ksywy — powiedziałem, wzruszając ramionami. Na szczęście przeczytałem najnowsze rozmowy i znałem mniej więcej ich przebieg.

— Ale mrożonce też wymyślisz coś śmiesznego prawda? — zapytał z nadzieją. — Proszę, powiedz, że tak — dodał błagalnym tonem.

— Może... — odpowiedziałem, powstrzymując śmiech. — Muszę się jeszcze zastanowić.

— No stary daj spokój — wyjęczał, kiedy wyszliśmy z windy. — Jak wszyscy, to wszyscy.

— Zobaczymy — zaśmiałem się, żegnając się z nim i szybko wyszedłem z wieży. Kiedy to zrobiłem, od razu wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Petera.

Wyglądało na to, że wszystko jakoś się udało. Jak na moje oko, poszło nawet zbyt gładko. To było podejrzane.

---

3333 słów, piękna liczba.

Jak się Wam podobało spotkanie Logana z Avengers? Wiem, że było krótkie, ale ja mu się nie dziwię, że chciał się tak szybko ewakuować.

Czy wszystko się pogmatwa jeszcze bardziej? Oczywiście, że tak! Jakbyście mnie nie znali xD

Z ogłoszeń parafialnych: Wybaczcie, że tak długo musieliście czekać, ale okres okołoświąteczny nie koreluje z dużą ilością wolnego czasu. Oblivio tak jak obiecałam będzie się pojawiać regularnie co piątko-sobotę, a za parę dni wrzucę też świątecznego shota. Nie pytajcie, kiedy będzie następny rozdział, bo niestety nie wiem, ale na pewno będzie. 

Zdrówka i trzymajcie się. Do następnego <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro