Rozdział 53

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam

Jeszcze żyję i jeszcze nie wyplułam płuc. Jeszcze. Mało brakuje jak mam być szczera.

Spieszmy się kochać rozdziały, bo tak rzadko przychodzą.

Zapraszam.

---

*Natasza*

Coś mi nie pasowało.

Po całym spotkaniu z Loganem nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że coś było nie tak – zupełnie jakbym spodziewała się kogoś innego. Z jakiegoś powodu, który ciężko było mi zdefiniować zachowanie Logana, nie pasowało mi do dzieciaka. Byłam na tyle zaniepokojona, że postanowiłam poruszyć ten temat ze Starkiem i ku mojemu zdziwieniu podzielał on moje obawy. To, że się w czymś zgadzaliśmy, było samo w sobie już niezwykle zaskakujące.

Nie mogliśmy jednak dojść do tego, co właściwie nam nie pasuje. Wszystko wskazywało na to, że faktycznie był dzieciakiem. Wiedział przecież o wypadku Clinta, o którym nie miał pojęcia nawet Peter, a poza tym zjawił się o umówionej godzinie i w umówionym miejscu. Zachowywał się, co najmniej jakby przeczytał wszystkie nasze konwersacje, więc musiał mieć dostęp do telefonu dzieciaka, a skoro go miał, to nie widziałam powodu, dlaczego miałby nim nie być.

Myśl, że Logan mógłby się pod niego podszywać, była totalnie absurdalna.

*Tony*

Zwłaszcza po rozmowie z Nataszą nie mogłem się pozbyć dziwnego wrażenia, że Logan faktycznie nie jest tym, za kogo się podaje. Zachowywał się podobnie, też nie chciał nazywać mnie po imieniu, ale coś w jego sposobie bycia sprawiało, że był podejrzany. Tak jakby wszystko, co robił, było wyuczone. Jednak może przesadzałem? Przecież nie widziałem go wcześniej na żywo, a pisanie z kimś to mimo wszystko zupełnie co innego. Spodziewałem się kogoś podobnego do Petera, ale może to było spowodowane tęsknotą za nim? Może próbowałem zrekompensować sobie jego brak przez szukanie podobieństw do niego w zachowaniu Logana?

Nie było sensu teraz tego roztrząsać. Miałem ważniejsze rzeczy do roboty, jak na przykład szukanie Petera, zamiast rozmyślania i upijania się, tak jak robiłem to, odkąd dowiedziałem się o jego zniknięciu. Natasza miała rację, powinienem wziąć się w garść.

Skoro szukanie go po mieście nic nie dało, najłatwiej będzie zacząć od przeglądania całego jego dnia na kamerach. Miałem gdzieś, że naruszę w ten sposób jego prywatność, ważniejsze dla mnie było to, że może odkryje jakąś wskazówkę, gdzie mógł się udać, a jeśli to nie pomoże, to zamierzałem latać po całym Nowym Jorku i zaglądać do każdego mieszkania. Prędzej czy później go znajdę, czy tego chciał, czy nie.

*Peter*

Leżałem na kanapie i nudziłem się, czekając na powrót Logana. MJ i Ned wyszli niedługo po całej akcji, bo każdy z nich miał swoje własne zajęcia. Nie było to nic dziwnego, bo w przeciwieństwie do mnie oni musieli się jutro pojawić w szkole.

Cały czas myślałem nad tym, czy wysłanie do wieży Logana zamiast pójścia tam samemu, było dobrym pomysłem. Wyglądało na to, że wszyscy go polubili, tylko czy byliby tak samo zachwyceni moim widokiem? Może gdyby dowiedzieli się, że to znowu ja, byliby zawiedzeni? To wyglądało trochę tak, jakbym odbierał im kolejną osobę, do której się przywiązali, bo przecież myśleli, że ja to nie... ja. Czy to miało sens? 

Z tego, co widziałem, naprawdę polubili Logana, więc dlaczego nie miałby być ich dzieciakiem, już na stałe? To była absurdalna myśl, ale wydawała się rozwiązywać wszystkie problemy. Poza jednym – Logan na pewno się na to nie zgodzi. Z drugiej strony czułem się źle z tym, że tak ich oszukałem, ale naprawdę nie byłem jeszcze gotowy, stawić im czoła po tym wszystkim, co się zdarzyło.

Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwierania zamka i natychmiast, podciągnąłem się do góry, siadając na kanapie. Uśmiechnąłem się mimowolnie, kiedy zobaczyłem, jak Logan wchodzi do mieszkania i zsuwając buty, drapie się po głowie, jeszcze bardziej roztrzepując swoją rudą czuprynę.

— Hej piękny — rzucił w moją stronę, puszczając mi oczko, a ja przewróciłem oczami, lekko się rumieniąc. — Mam coś dla ciebie — dodał i niedbale rzucił w moją stronę reklamówką. Bez trudu ją złapałem i zajrzałem z ciekawością do środka.

— Koc? — zapytałem zaskoczony.

— Ta, no wiesz, pewnie tu jeszcze trochę zostaniesz, a nie chcę, żebyś czuł się niekomfortowo z tym, że ciśniesz się ze mną pod jedną kołdrą — powiedział z zakłopotaniem. — Nie, żeby mi to przeszkadzało — dodał szybko.

— Dziękuję — odpowiedziałem, uśmiechając się lekko. Właściwie też mi to nie przeszkadzało, lubiłem, kiedy się do mnie przytulał, ale to było bardzo miłe z jego strony. — To dlatego cię tak długo nie było? — zapytałem, a on przytaknął.

— Tak, no i musiałem jeszcze skoczyć po trochę żarcia — powiedział, wygrzebując coś z reklamówki i chowając to za plecami. — Teraz zadam ci śmiertelnie poważne pytanie — dodał z powagą, a ja wyprostowałem się, patrząc na niego w skupieniu. Przez moją głowę natychmiast zaczęły przelatywać czarne scenariusze. Jakieś kłopoty? Ktoś go śledził?

— Wołowina czy kurczak? — zapytał z powagą, wyciągając zza pleców dwie różne zupki chińskie. Spojrzałem na niego w szoku, po czym nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. — Nie śmiej się — oburzył się natychmiast. — To jest bardzo ważne pytanie.

— Kurczak — odpowiedziałem, próbując się uspokoić.

— Dobra odpowiedź. — Pokiwał głową z zadowoleniem. — Bo ja wolę wołowinę.

Uśmiechnął się i poszedł do aneksu kuchennego, żeby przygotować jedzenie, zupełnie ignorując mój stan. Pokręciłem głową, nie mogąc się nadziwić, jak mógł aż tak łatwo doprowadzić mnie do śmiechu.

*Tony*

Ślęczałem nad kamerami już drugą godzinę i dalej nie znalazłem nic nadzwyczajnego, mimo przejrzenia nagrania z całego dnia. Po sytuacji w salonie po prostu poszedł do łazienki, a potem wyszedł z budynku. Nie mogłem się nawet dowiedzieć, co tam robił, bo w swojej głupocie nie zamontowałem tam kamer. Zdecydowanie będę musiał to zmienić.

Przez całe nagranie Peter zachowywał się zupełnie normalnie, poza porannym wypytywaniem o Clinta. To dało mi do myślenia. Czy to możliwe, że pytał o niego, bo wiedział o jego stanie? Tylko skąd? Dowiedział się, będąc już w wieży? Przypuszczałem, że miałem paranoje, a on pytał o niego po prostu dlatego, że dawno go nie widział.

Postanowiłem sprawdzić materiał z poprzedniego dnia i zamarłem, kiedy zobaczyłem, jak Peter wchodzi do pokoju, w którym był uwięziony Loki. Jak mogłem tak zawalić sprawę i nie zabezpieczyć odpowiednio tego pomieszczenia? Skąd on się w ogóle wziął w tej okolicy? Śledziłem uważnie obraz, pogłaśniając nieco nagranie. Czy to Loki powiedział mu o stanie Clinta? Zmarszczyłem brwi, kiedy ze słuchanej przeze mnie rozmowy wywnioskowałem, że chłopak wiedział o tym już wcześniej. Przejrzałem szybko inne nagrania z celi, żeby upewnić się, że to była jego pierwsza wizyta tam i stukałem w blat z wyrazem niezrozumienia na twarzy, kiedy to potwierdziłem. Skąd wiedział o wypadku Clinta? Byłem pewny, że nikt z Avengers mu o tym nie powiedział, a jedyną osobą poza nimi, która o tym wiedziała, był... dzieciak.

Dzieciak z czatu.

Czy to możliwe, że jednak miałem rację i tak naprawdę Peter i dzieciak to była jedna i ta sama osoba, czy tylko ponosiła mnie wyobraźnia? Tylko w takim razie skąd w tym wszystkim wziął się Logan? Czy to oznaczało, że wie, gdzie jest Peter? Musiałem natychmiast porozmawiać o tym z resztą.

*Peter*

Siedziałem zamyślony przy biurku, jedząc zupkę, która o dziwo nie wydawała się wcale taka zła. Zaczynało mnie już powoli denerwować, że nie mogę się nigdzie ruszyć w obawie przed odkryciem. Byłem pewny, że Loganowi to też już nie w smak. Wiedziałem, że nie mogę siedzieć mu wiecznie na głowie. Musiałem coś wymyślić. Tylko co?

Nie mogłem wrócić do wieży, bo chociaż nadal uważałem, że Stark postąpił źle, to było mi głupio, że zachowałem się tak impulsywnie. Moje stare mieszkanie też odpadało, bo na pewno zaraz zgarnęłaby mnie opieka społeczna. Nigdzie nie byłem bezpieczny i nie miałem tak naprawdę gdzie pójść.

— Co jest? — zapytał Logan, patrząc na mnie uważnie. — Tylko nie mów, że nic, bo widzę, że coś się dzieje — dodał, zanim zdążyłem się odezwać. Westchnąłem cicho. To było trochę przerażające, że od razu domyślił się, w jaki sposób będę chciał się wykręcić.

— Zastanawiałem się po prostu, co dalej robić — odpowiedziałem wymijająco.

— Wiesz, że możesz zostać tu tak długo, jak tylko chcesz? — Spojrzał na mnie uważnie, a ja nic nie odpowiedziałem, przygryzając lekko wargę. — Mówię serio. To dla mnie żaden problem.

— Nie mogę ci tak wiecznie siedzieć na głowie.

— Możesz — powiedział uparcie z uśmiechem. — Chociaż jak mam być szczery, uważam, że powinieneś wrócić do wieży i z nimi porozmawiać. Wszyscy tam za tobą tęsknią. Martwią się o ciebie — dodał nieco niepewnie, a ja gwałtownie pokręciłem głową. — Serio Peter, Stark wyglądał na strasznie zmartwionego.

— Nie prawda. Szybko im przejdzie — wyszeptałem. — Nie mogę tam wrócić. Od razu zgarnęłaby mnie opieka społeczna. Nie mają do mnie żadnych praw, bo May nie podpisała papierów — wyjaśniłem, spuszczając wzrok i bawiąc się kubkiem po zupce.

— Nawet jeśli tak jest, to przecież Stark coś wymyśli — powiedział Logan łagodnym tonem. — Gadałem z nim może dwadzieścia minut, ale nawet to wystarczyło, żebym zauważył, jak się o ciebie troszczy. Naprawdę myślisz, że pozwoliłby ci gnić w jakiejś placówce? — zapytał, a ja znowu przygryzłem wargę. Sam już nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć.

— Skoro tak się martwi, to dlaczego doprowadził do takiej sytuacji? — zapytałem cicho. — Czemu mnie chociaż nie uprzedził, że to zrobił, zanim dowiedziałem się tego z telewizji? — dodałem rozgoryczony. — Gdyby tylko ze mną porozmawiał, na pewno bym tak źle nie zareagował.

— Może po prostu bał ci się o tym powiedzieć — odpowiedział niepewnie Logan. — Wątpię, żeby miał w planach informowanie dziennikarzy.

— Może i tak, ale w takim razie spierdolił sprawę — mruknąłem, wstając i sprzątając po sobie. Usłyszałem, jak Logan westchnął, ale najwyraźniej postanowił mnie dalej nie męczyć. Nie mogłem powiedzieć, że nie byłem mu z tego powodu wdzięczny. Miałem już dość tego tematu i dość tego, że wszyscy tak na mnie naciskali.

*Natasza*

— Co masz na myśli, mówiąc, że Logan nie jest dzieciakiem? — zapytała Wanda, patrząc na Starka z niedowierzaniem. Tony zignorował ją, wpatrując się we mnie badawczo. — Dlaczego ty nie wydajesz się zdziwiona? — Spojrzała na mnie z zaskoczeniem.

— Coś mi w nim nie pasowało — odpowiedziałam krótko, wzruszając ramionami. — Tylko skąd miałby wiedzieć, że masz się spotkać z dzieciakiem? — zapytałam niepewnie Starka. — Tutaj chodzi o coś grubszego.

— Myślisz, że wie, gdzie jest Peter? — zapytał z napięciem w głosie.

— Może — mruknęłam. — Może to Peter jest dzieciakiem i nie chciał się tutaj pokazywać po tym, co się stało? — zapytałam z zamyśleniem. — Tylko kim w takim razie jest Logan?

— Zna go ze stażu — wyjaśnił Tony.

— To dalej nie tłumaczy, czemu miałby go kryć — powiedziałam, kręcąc głową. — Przecież nie każdy zgodziłby się na taki szalony plan. Właściwie to dziwię się, że ktokolwiek się zgodził, o ile to prawda. Coś mi tu nie pasuje. Może tak naprawdę Logan faktycznie jest dzieciakiem? — powiedziałam niepewnie. — To wszystko jest za bardzo pokręcone.

— To fakt — westchnął Stark. — Zupełnie nic już z tego nie rozumiem.

— No to trzeba go tu znowu zaprosić i zobaczyć co z tego wyjdzie — powiedziała Wanda, która wreszcie otrząsnęła się z szoku. — Ciężko mi uwierzyć, żeby tak nas okłamał. Wydawał się naprawdę miłym dzieciakiem — dodała z niedowierzaniem.

*Peter*

Żaden z nas nie wracał już do tematu pana Starka i mojego powrotu do wieży. To nie miało najmniejszego sensu. Wiedziałem, że Logan ma inne zdanie, tak samo, jak on wiedział, że ja uparcie nie zmienię mojego.

Kiedy mój telefon znowu zaczął wibrować od przychodzących wiadomości, westchnąłem z irytacją i odblokowałem go, szybko je przeglądając. Zamarłem, widząc, że napisali do mnie Avengers.


SRARK

Dzieciaku jesteś tam?

Halooo

Mama Pająk

Wiecie że nie musi siedzieć przy telefonie 24h/dobę prawda?

SRARK

Och zamknij się też chciałaś z nim pogadać

Capitan Language

Język!

SRARK

Pierdol się Steve

Puszek okruszek

Z kim?

SRARK

Może z tobą jak taki chętny jesteś

Capitan Language

...

Uspokójcie się obaj

Puszek okruszek?

Puszek okruszek

NIE PYTAJ

Wanda

Banda kretynów

Oczywiście nie mówię o tobie Nat

Ani o tobie Logan

Dotarłeś bezpiecznie do domu?


Spojrzałem na ekran i mimo że nie powinno, to trochę zabolało mnie, kiedy napisali Logan, a nie Peter. To było głupie, ale poczułem się trochę zazdrosny.


Peter

tak wszystko w porządku

dzięki za dzisiaj

było miło

SRARK

O jednak żyjesz

Miło

Wanda

Chciałbyś wpaść do nas jutro?

Peter

nie wiem czy będę mieć czas

jestem bardzo zajęty ostatnio

właściwie teraz też nie mam czasu

muszę lecieć pa

Wanda

Logan

.

.

.

Loooogan

SRARK

Dzieciaku no nie znikaj tak


Odłożyłem telefon, nie patrząc już na dalsze wiadomości. I co ja miałem teraz zrobić? Przecież nie mogę wysyłać tam ciągle Logana. Zacząłem panikować i odwróciłem telefon tak, żeby nawet nie patrzeć na podgląd pojawiających się wiadomości.

— Co jest? — zapytał chłopak, podchodząc do mnie i widząc, że skuliłem się na kanapie. — Co się stało?

— Chcą znowu się spotkać — wymamrotałem. — Co ja mam im powiedzieć? — zapytałem z rozpaczą w głosie.

— Może po prostu powiedz im prawdę? — zaproponował Logan, podnosząc brew, a ja spojrzałem na niego przerażony.

— Nie ma mowy! — krzyknąłem, kręcąc głową. — Przecież oni cię pokochali, nawet Clint! Jak miałbym im teraz powiedzieć, że nie jesteś dzieciakiem?

— Chyba nie sądzisz, że będę tam chodził już zawsze i podawał się za ciebie? — zapytał Logan z niedowierzaniem. Spuściłem wzrok na moje dłonie i przygryzłem wargę. Właściwie taką właśnie miałem nadzieję, ale nie miałem tyle odwagi, żeby przyznać to głośno. Zamiast tego spojrzałem tylko błagalnie na chłopaka, nic nie mówiąc. — Do reszty ci odbiło — powiedział zszokowany. — Powinieneś tam wrócić i wszystko im wyjaśnić. — Oni się o ciebie martwią Peter! A już zwłaszcza Stark.

— Nie rozumiesz — jęknąłem. — Nie mogę teraz powiedzieć, że to nie ty. Oni cię serio polubili, a jakby się dowiedzieli, że wywinąłem im taki numer, to tym bardziej nie chcieliby mnie znać — zacząłem marudzić.

— Peter, na litość boską! Oni się o ciebie martwią! — krzyknął z irytacją, a ja aż skuliłem się w sobie.

— Nie chce tam na razie wracać — wymamrotałem cicho, obejmując nogi rękoma. Logan westchnął ciężko i usiadł koło mnie, przyciągając mnie do siebie. Drgnąłem lekko, zaskoczony, ale nie zaprotestowałem w żaden sposób. Lubiłem jego dotyk. Był całkiem uspokajający.

— Przepraszam, nie powinienem krzyczeć — powiedział cicho, przeczesując moje włosy wolną ręką. Nachyliłem się bardziej w jego stronę, dając mu znać, żeby nie przestawał. — Ale nadal uważam, że powinieneś im powiedzieć. No i pokazać się im w końcu. Naprawdę lubię mieć cię tutaj, ale oni serio się martwią Pete. To po prostu okrutne.

— Ja... Wiem, ale... Po prostu jeszcze nie. Daj mi trochę czasu — powiedziałem rozpaczliwie. — Idź za mnie, proszę. Ostatni raz. — Spojrzałem na niego błagalnie. Logan wyraźnie się zmieszał i widziałem, jak walczy sam ze sobą.

— Ostatni raz — mruknął w końcu pokonany, a ja od razu się rozpromieniłem i rzuciłem mu się na szyję.

— Dziękuje! — krzyknąłem z wdzięcznością i odsunąłem się nieco zmieszany. — Znaczy dzięki — powiedziałem już z nieco większą rezerwą, uśmiechając się delikatnie i czułem, jak na moich policzkach pojawia się rumieniec.

Teraz musiałem tylko napisać Avengers, że pojawię się jutro w wieży.

---

2390

Jak tam Wasza żądza mordu? Spokojnie, z rozdziału na rozdział będzie rosnąc :3

Także tego... To jeszcze nie koniec i jeszcze trochę do końca jak mam być szczera. 

Do następnego <3 (Nie, nie wiem kiedy)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro