Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam, witam, powstałam z martwych.

Czas na autoreklamę: dzisiaj wrzuciłam na swój profil one shota, serdecznie zapraszam wszystkich, którzy jeszcze go nie widzieli do zapoznania się i skomentowania. Jestem bardzo ciekawa waszych opinii.

Jak zwykle dziękuję za wszystkie głosy i komentarze pod poprzednią częścią <3

Zapraszam na rozdział.

---

*Peter*

Siedziałem w laboratorium, dalej próbując rozwiązać równanie. Od dłuższego czasu utknąłem w miejscu. Próbowałem podejść do tego na różne sposoby, ale cokolwiek bym nie robił kończyłem w martwym punkcie. W końcu zacząłem sprawdzać moje poprzednie obliczenia i kiedy zobaczyłem błąd, który zrobiłem natychmiast zrozumiałem, czemu nie mogę posunąć się dalej. Był to tak głupi błąd, że miałem ochotę spalić się ze wstydu. Dobrze że nikt tego nie widział, bo na pewno wyleciałbym ze stażu. Szybko go poprawiłem i po jakiejś godzinie udało mi się ruszyć o wiele dalej. 

Zamknąłem zeszyt z zadowoleniem i rozejrzałem się dookoła. Znowu zobaczyłem Pana Starka obserwującego stażystów, jednak tym razem zwracał uwagę na kogoś innego, mniej więcej w moim wieku.

*Tony*

Obserwowałem stażystów wykonujących swoją pracę, cały czas zastanawiając się, który z nich jest moim dzieciakiem. Moją uwagę przykuł młody chłopak pracujący nad swoim robotem. Wydawało się, że raczej nie zdąży go skończyć na czas. Dzieciak którego obserwowałem ostatnio, siedział teraz przy biurku, pisząc coś w zeszycie. Najwyraźniej skończył już swoją pracę, skoro miał czas na odrabianie lekcji. Jeśli miałbym teraz strzelić w ciemno, to obstawiłbym, że to on jest moim dzieciakiem, ale nie byłem jeszcze tego pewny.

Spojrzałem w jego kierunku i zauważyłem, że skończył już pisać i pracuje z kolegą ze stanowiska obok. Postanowiłem wejść i chwile z nimi porozmawiać. Kiedy wszedłem wszyscy zaczęli się na mnie gapić, jednak szybko odwrócili wzrok kiedy zacząłem im się badawczo przyglądać. Na szczęście tym razem nie podszedł do mnie kierownik laboratorium. Dzięki bogu. Na prawdę nie przepadałem za tym człowiekiem. Był jak wrzód na tyłku. Jedynymi osobami które jeszcze nie zauważyły mojego wejścia, były dzieciaki do których właśnie zmierzałem.

- Hej dzieciaki. Co porabiacie? - zapytałem zaskakując ich. Spojrzeli na mnie i niemal pospadali z krzeseł.

- Dzień dobry Panie Stark - powiedział starszy z nich.

- Na razie dobry. Logan, dobrze pamiętam? - straszy pokiwał głową. - A ty musisz być Peter? - zapytałem, patrząc na młodszego. Ten pokiwał głową, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. - Nad czym teraz pracujecie?

- Peter pomaga dokończyć mi robota, bo nie sądzę żebym sam zdążył go dzisiaj skończyć - powiedział z zakłopotaniem starszy. Spojrzałem na robota. Nie był zły, ale była to standardowa rzecz, nad którą pracują tu stażyści, co sprawiało, że nie był dla mnie jakiś szczególnie interesujący.

- A ty dzieciaku, pracujesz teraz nad czymś interesującym? - zapytałem młodszego.

- Nie Proszę Pana. Nie robię teraz nic ważnego.

*Peter*

Nie chciałem mu nic mówić o równaniu, żeby nie zobaczył jak bardzo męczę się z tak podstawową rzeczą. Na pewno by mnie chciał stąd wtedy wyrzucić. Przytaknął tylko i nic nie powiedział. Po chwili odszedł w stronę innych stażystów, obserwując ich prace i pomagając co po niektórym.

Niedługo później zacząłem się zbierać, bo czas mojego stażu dobiegał końca. Kiedy dotarłem do domu nie było jeszcze May, więc szybko przebrałem się w strój i poleciałem na patrol.

Bujając się po mieście zauważyłem Flasha z grupką jego znajomych. Postanowiłem go poobserwować trochę z ukrycia. Wydawał się dobrze bawić ze swoją paczką, śmiali się właśnie z jakiegoś jego żartu, kiedy podeszła do niego mała dziewczynka.

- Panie Spider-Manie, chciałam panu podziękować, że mnie pan uratował. To jest rysunek dla pana - powiedziała, podając mu kartkę. Z tej odległości nie mogłem dostrzec co było na rysunku, ale zrobiło mi się bardzo miło z powodu tego małego gestu.

- Dziękuję - powiedział zaskoczony Flash. Nawet z tej odległości widziałem, że był bardzo zmieszany. Dziewczynka uśmiechnęła się do niego szeroko i pobiegła szybko do mamy, wtulając się w jej nogi.

- Kochanie pobiegniesz szybko do taty? - zapytała jej mama. Dziewczynka przytaknęła i pobiegła do mężczyzny stojącego kawałek dalej. Kobieta odwróciła się teraz w stronę Flasha.

- Dziękuję bardzo Spider-Manie. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Emma jest dla mnie wszystkim i nie wiem, co bym bez niej zrobiła. Nie chce nawet myśleć o tym, co by się stało, gdybyś nie wyniósł jej wtedy z tych płomieni - powiedziała delikatnie się wzdrygając.

- Nie ma problemu, proszę pani. Jestem tu, żeby pomagać - odpowiedział ściskając jej rękę. Uśmiechnęła się, kiwając głową w podziękowaniu i podeszła do swojej rodziny. Flash i jego koledzy patrzyli na odjeżdżające auto bez słowa.

- Wiecie co? Idę już do domu - powiedział Flash. Reszta jego paczki próbowała go zatrzymać, jednak przygotował dla nich dość oczywistą wymówkę. - Musze iść na patrol chłopaki.

Przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł.

- Karen zacznij nagrywać.

Flash wszedł w pustą alejkę, żeby udawać, że przebiera się w swój strój, a po chwili zaczął wyglądać zza rogu sprawdzając, czy jego koledzy już poszli. Tylko na to czekałem. Bezszelestnie zawisłem na pajęczynie zaraz za jego plecami.

- Myślę, że już poszli - wyszeptałem za jego plecami. Podskoczył przestraszony, wypadając na środek ulicy. W końcu mnie dostrzegł i szybko wrócił z powrotem.

- Przepraszam że cię straszę, ale to jest zbyt zabawne - zeskoczyłem na dół, a on się lekko cofnął. - Myślę, że wyraziłem się jasno, kiedy powiedziałem, że nie zamierzam cię skrzywdzić - powiedziałem unosząc brew.

- H-hej Spider-Manie.

- H-hej Spider-Manie - odpowiedziałem, starając się naśladować jego ton głosu.

- Nie jestem Spider-Manem, ty nim jesteś - odpowiedział wystraszony.

- Jestem? - zapytałem rozbawiony.

- Ummm Panie Spider-Manie? Co tutaj robisz? - zapytał przełykając ślinę, a ja uśmiechnąłem się złośliwie, wiedząc, że i tak tego nie zobaczy.

- Mówiłem ci, że będę miał na ciebie oko - odpowiedziałem. - Poza tym byłem akurat na patrolu kiedy cię zobaczyłem. Nie chciałem cię zdemaskować, więc ukryłem się tutaj - dodałem, a on przytaknął ze zrozumieniem. - Ale zamierzam dalej cię obserwować.

- Proszę pana... Myślę że, to należy do pana - powiedział po dłuższej chwili milczenia, podając mi obrazek, który dalej trzymał w ręce. Wziąłem go i uśmiechnąłem się. Teraz mogłem dokładnie zobaczyć co się na nim znajduje. Rysunek przedstawiał mnie bujającego się na pajęczynie pomiędzy budynkami. Musiałem przyznać, że był naprawdę ładnie wykonany.

- Karen zrób zdjęcie i wyślij do N... człowieka z centrali i przerażającej piękności.

- Oczywiście. Czy chcesz, żebym wysłała to na czat grupowy?

- Tak, poproszę - Flash spojrzał na mnie zdezorientowany.

- Kto to był? - zapytał zdziwiony. Zaczął nawet rozglądać się dookoła, żeby upewnić się, że jesteśmy sami.

- Nikt. Muszę już lecieć - pomachałem mu i odleciałem na dalszy patrol.

Kiedy tak leciałem przypomniałem sobie dokładnie, skąd znam tą dziewczynkę. 

Stało się to nie tak dawno temu, kiedy będąc na patrolu zobaczyłem palący się budynek. Popędziłem w tą stronę, w razie gdyby ktoś potrzebował mojej pomocy. Kiedy znalazłem się na miejscu, zapytałem najbliższego policjanta, czy wszyscy zdołali się wydostać z budynku. Był dość zaskoczony moim nagłym pojawieniem się, ale szybko się opanował i powiedział mi, że na najwyższym piętrze prawdopodobnie znajduje się dziecko. Postanowiłem natychmiast działać. Zdążyłem jeszcze usłyszeć ludzi krzyczących za mną, że budynek zaraz się zawali, ale postanowiłem ich zignorować. Przecież nie mogłem zostawić dziecka w płonącym budynku. Jaki wtedy byłby ze mnie bohater? 

Chcąc obrać jak najkrótsza drogę, wpadłem do budynku przez okno na najwyższym piętrze. 

- Karen, gdzie ona jest? - krzyknąłem, kaszląc. Dym zaczął już drażnić moje gardło i dostawać się do oczu. Na całe szczęście szybko poinstruowała mnie, w którym pokoju znajduje się dziewczynka i jak się do niej dostać. Pobiegłem w tamta stronę najszybciej jak mogłem, starając się unikać szalejących wokół płomieni. Kiedy wyważyłem drzwi do mieszkania i wszedłem do odpowiedniego pokoju, zauważyłem małą postać, kulącą się w rogu pokoju. Szybko do niej podbiegłem i chciałem ją wziąć na ręce, jednak dziewczynka odsunęła się ode mnie ze strachem.

- Hej, wszystko okej. Chce ci pomóc. Wezmę cię do mamy ok? Wydostanę cię stąd - próbowałem ją uspokoić i najwyraźniej mi się udało bo przytaknęła i pozwoliła się podnieść.

Wziąłem ją na ręce i powiedziałem jej, żeby się mocno trzymała. Objąłem ją i wyskoczyłem przez najbliższe okno. Krzyknęła ze strachu, ale szybko znaleźliśmy się na ziemi.

Byłem cały czas przy niej kiedy ratownicy medyczni sprawdzali jej stan zdrowia. Bała się i chciała do mamy. Miałem już jej szukać, kiedy przybiegła cała zapłakana i mocno ja przytuliła.

Kiedy już upewniła się, że córce nic nie jest, odwróciła się w moją stronę, dalej płacząc.

- Dziękuje ci bardzo Spider-Manie. Dziękuje, nie wiem co bym zrobiła, gdyby coś jej się stało...

- Nie ma problemu proszę Pani, taka moja praca. Musze już lecieć, uważajcie na siebie. - powiedziałem przerywając jej z zakłopotaniem. - Pa mała, uważaj na siebie - powiedziałem do dziewczynki, a ona się zaśmiała machając mi na pożegnanie. 

Cała ta sytuacja mocno utkwiła mi w pamięci. Co gdybym wtedy nie był na patrolu? Czy byłbym wtedy winny za jej śmierć? Wiedziałem, że takie rozmyślania są bezsensowne, ale mimo to nie mogłem wypędzić tej myśli z głowy.

Wylądowałem na moim ulubionym dachu i przyglądałem się miastu. Myślałem o dzisiejszym dniu, który był zdecydowanie jednym z lepszych ostatnimi czasy. Postanowiłem sprawdzić czy Ned i MJ odpowiedzieli na zdjęcie które im wysłałem.

Spidey squat

Queen MJ

Jak udało ci się to dostać?

Guy In The Chair

Awwww to naprawdę słodkie

Peter

muszę wam cos pokazać

- Karen wyślij im dzisiejsze nagranie.

- Tak jest Peter.

Czekając, aż obejrzą całe wideo postanowiłem też je odpalić. Mimo że doskonale wiedziałem co na nim jest i tak zacząłem się śmiać.

Queen MJ

HAHAHHAHA LMAO

Guy In The Chair

PETER LOL

Peter

TEŻ TO WŁAŚNIE PUŚCIŁEM I JEST ZAJEBISTE HAHAHA

Pisaliśmy ze sobą jeszcze dłuższą chwilę, dopóki nie usłyszałem krzyku w oddali. Pożegnałem się szybko i poleciałem na pomoc.

***

W sobotni wieczór May jak zazwyczaj była na popołudniowej zmianie, więc mogłem posiedzieć w spokoju i posłuchać AC/DC. Nie lubiła, kiedy hałasowałem, a nie ukrywajmy nie jest to najspokojniejsza muzyka, więc mogłem jej słuchać tylko wtedy, kiedy nie było jej w domu.

- Peter chciałam cię tylko poinformować, że Avengers właśnie namierzyli Flasha - przerwała mi słuchanie Karen. Wstałem, myśląc co powinienem zrobić.

- Jak myślisz, co robić? - zapytałem.

- Rekomendowałabym śledzenie Flasha. Jest duża szansa, że zostanie zdemaskowany i na pewno chciałbyś to zobaczyć - odpowiedziała.

Postanowiłem, że to dobry pomysł, więc szybko przebrałem się w swój strój i nakazałem Karen zhakować FRIDAY.

- Zrób tak, żeby nie mogła mnie zauważyć, nieważne gdzie pójdę - powiedziałem do Karen i w czasie, kiedy ona hakowała FRIDAY, ja udałem się do miejsca, które wcześniej mi wskazała. Kiedy tam dotarłem zobaczyłem, że Pan Stark podaje coś Flashowi, a Pan Rogers stoi obok nich.

- Trzymaj - usłyszałem, dzięki mojemu ulepszonemu słuchowi. - Tutaj masz przepustkę do wieży, którą ostatnio miałem ci dać - dodał. - Dobra, to teraz możemy zbierać się do wieży.

Flash stał tam, nie wiedząc, co ma zrobić. Pan Stark chciał już odlatywać z Panem Rogersem, ale widząc jak Flash stoi w miejscu zatrzymał się. - No dawaj młody. Na co czekasz? - zapytał patrząc na niego wyczekująco.

- Nie mam ze sobą stroju - powiedział Flash. Serio? Co za słaba wymówka.

- Wszyscy i tak wiedzą kim jesteś, możesz po prostu bujać się na tej swojej pajęczynie - odpowiedział. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, ale na razie się powstrzymałem.

- Nie mam jej ze sobą - odpowiedział, a oni popatrzyli na niego z niedowierzaniem.

- Jak to nie masz jej ze sobą? Powinieneś być zawsze przygotowany - powiedział zdezorientowany Pan Rogers.

Pan Stark westchnął, po czym chwycił go jedna ręką. Najśmieszniejsze było to, że gdy zaczęli już  lecieć, Flash zaczął krzyczeć jak mała dziewczynka. Próbowałem za nimi podążać tak, żeby nikt mnie nie zauważył. Flash nie przestawał wrzeszczeć, więc Pan Stark wylądował na pobliskim budynku.

- Dzieciaku, co jest do cholery? - zapytał zdenerwowany.

- Myślałem, że latasz bez przerwy - Pan Rogers spojrzał na niego jeszcze bardziej zdziwiony.

- Po prostu.. nie przywykłem... do tego... że ktoś mnie niesie - odpowiedział, próbując złapać oddech.

- Dzieciaku, przecież ty walczysz ze złoczyńcami i bujasz się na tej pajęczynie cały czas - powiedział Pan Stark patrząc na niego dziwnie. - Możemy już lecieć? - zapytał, a Flash przytaknął. Tym razem udało mu się powstrzymać od krzyku.

Starałem się lecieć za nimi trzymając się w cieniu. Nie było to łatwe, ale wyglądało na to, że mnie nie zauważyli. Wreszcie wylądowali przed budynkiem i weszli do środka.

- Karen, jesteś gotowa?

- Tak Peter. Możesz wejść przez wentylację, ale musisz się pośpieszyć.

- Ok, jestem w środku, co dalej? - zapytałem.

- Znajdujesz się na 48 piętrze, większość Avengers znajduje się na 96 piętrze. Zalecałabym użycie schodów przeciwpożarowych. Poinformuję cię, jeśli ktoś będzie się zbliżał.

Musiałem parę razy się ukrywać, ale w końcu dotarłem na właściwe piętro.

- Karen... Gdzie... oni... są - zapytałem, ledwo łapiąc oddech po przebiegnięciu tylu pięter.

- Pan Stark, Pan Rogers i Flash są aktualnie w kafeterii. Reszta Avengers znajduje się w salonie.

- Co oni robią w kafeterii? - zapytałem zdziwiony.

- Aktualnie jedzą posiłek.

-Ok dzięki Karen - powiedziałem i zacząłem szukać odpowiedniego miejsca na ukrycie się. Postanowiłem wejść do wentylacji i stamtąd obserwować cały salon. Po wejściu do środka Karen podpowiedziała mi, że w przypadku potrzeby szybkiej ewakuacji, po mojej prawej stronie znajduje się szyb, prowadzący prosto na zewnątrz wieży. Podziękowałem jej cicho, sprawdzając, czy reszta drużyny czekająca w pokoju na pewno mnie nie usłyszała. Ich obecność potwierdzała jedynie moje przypuszczenia, że cała trójka pojawi się tutaj, żeby się z nimi spotkać. Na tym samym piętrze spotkałem się z Avengers ostatnim razem. 

Czekaliśmy tak z dobre dwadzieścia minut, zanim wreszcie się pojawili. Flash miał twarz ubrudzona jakimś lukrem, jak przypuszczałem od pączka. Pan Stark i Pan Rogers szli za nim, wyglądając na trochę wkurzonych.

- Hej wszystkim - powiedział Pan Rogers siadając na kanapie. Pan Stark usiadł na fotelu, prawdopodobnie nie chcąc znaleźć się zbyt blisko Flasha. Reszta wstała, żeby się z nim przywitać. Widać było, że bardzo podobała mu się uwaga, którą mu poświęcali. Zawsze mu się to podobało. Ja zdecydowanie tego nie lubiłem, co powinno być już pierwszą wskazówką, że nie jest Spider-Manem.

- Dobrze cię znowu widzieć - powiedział Pan Maximoff.

- Cześć QuickSilver - odpowiedział Flash. Oczywiście nie używał zwrotu Pan/Pani, co było dość zaskakujące biorąc pod uwagę, że używał go w stosunku do mnie.

- Więc postanowiłeś w końcu się ujawnić, tak? - zapytała Pani Romanoff, uśmiechając się do niego. Spojrzenie jakie jej rzucił było tak wyniosłe, że uśmiech spełzł z jej ust.

- Hej, dzieciaku. Pamiętasz mnie? - zapytał Pan Banner, a ja miałem ochotę krzyczeć z podekscytowania, ale doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że to mnie zdradzi.

- Ja... Jesteś Hulkiem, prawda? - Uśmiech Pana Banera natychmiast zniknął, a Pani Romanoff momentalnie spojrzała na Flasha z podejrzliwością.

- Ta.. Ta, jestem Hulkiem - przytaknął, po czym rozejrzał się dookoła zmieszany. Flash zaczął chodzić dookoła przyglądając się wszystkiemu badawczo.

- Więc... Chciałbyś obejrzeć jakiś film, czy po prostu pogadać? - zapytała Pani Potts-Stark przerywając niewygodne milczenie.

- Pogadajmy - odpowiedział, rozkładając się na kanapie, jakby był siebie w domu. Spojrzałem na niego zniesmaczony. Drużyna wyglądała na bardzo zaskoczoną, ponieważ kiedy ja byłem w wieży, starałem się zająć jak najmniej miejsca. Pan Stark i Pan Rogers wyglądali na bardzo zdenerwowanych z jakiegoś powodu.

- Właśnie opowiadałem moją życiowa historie Tony'emu i Steve'owi. - Kiedy to usłyszałem miałem ochotę się zaśmiać. Flash zapewne gadał cały czas o tym, jakim jest dobrym uczniem i jak bogaty jest. Wcale się teraz nie dziwiłem, że wyglądali na wykurzonych. Też bym był, gdybym musiał tego słuchać.

Po tym wstępie zaczął znowu mówić o sobie. Wszyscy bardzo szybko przestali zwracać na niego uwagę, jedynie Pan Thor i Pan Barton, chyba z grzeczności starali się go słuchać. Reszta drużyny zaczęła wymieniać między sobą ciche uwagi. Gdyby nie mój super słuch, nie byłbym w stanie usłyszeć cichej konwersacji między Panem Starkiem a Panią Romanoff.

- Jest strasznie dziwny - powiedziała pod nosem.

- Nie lubię go - odpowiedział Pan Stark, patrząc na Flasha z czymś na kształt żądzy mordu w oczach.

- Wiesz, że może nas usłyszeć? Super słuch, pamiętasz? - powiedziała, a on na nią spojrzał zaskoczony. 

- Faktycznie, tak powiedział w windzie - przypomniał sobie

- Sprawdźmy coś - mruknęła cicho do siebie. - Spidey... Spidey... Hej Spider-Manie - wyszeptała w stronę Flasha. Jednak nie było żadnej reakcji. Nawet jednego znaku, że ją usłyszał.  Oczywiście ja usłyszałem ją bez trudu, ale nie zamierzałem reagować w żaden sposób.

Popatrzyli na siebie w niedowierzaniu. Mogłem wręcz usłyszeć ich myśli, które składały się do jednego prostego zdania "co do cholery?". Najchętniej wyszedł bym z ukrycia i rozwalił całą imprezę, ale to zrodziłoby za dużo pytań.

- Dziwne - powiedział Pan Stark.

Prawdopodobnie nawet Pan Rogers miał już dość, bo przerwał wykład Flasha.

- Hej, a może mały rewanż? - zapytał uśmiechając się.

- Ja-jaki rewanż? - Flash spojrzał na niego w szoku, lekko się jąkając.

- Sam przecież wiesz. Wygrałeś w zeszłym tygodniu. Chciałbym się teraz zrewanżować.

- Naprawdę? - zapytał Flash i wszyscy spojrzeli na niego dziwnie. - Znaczy oczywiście, że wygrałem - dodał po chwili, nadal wyglądając na zaskoczonego.

- Tak. Więc chcę rewanżu. Wstawaj - powiedział Kapitan. O nie nie nie nie. Przecież on połamie mu wszystkie kości. Nie mogłem na to pozwolić.

Uśmiech Flasha zniknął, a jego twarz zrobiła się blada jak ściana. Zjebał. A może to ja zjebałem? Nie byłem pewny. Gdyby nie ja, to nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji. Tak, zdecydowanie to ja zjebałem.

- Nie... nie wydaje mi się, żeby to był dobry p-pomysł - powiedział.

- Co masz na myśli? Przecież już raz go pokonałeś. Nie sądzę, żeby to był dla ciebie wielki problem - powiedziała Pani Romanoff podejrzliwie.

- Po porostu... nie czuje się... - próbował się tłumaczyć, jednak szybko został zagłuszony. Cała drużyna wykrzykiwała rzeczy takie jak "no dawaj", "dasz radę", czy "po prostu zlej mu dupsko".

- Boisz się? - zapytała prowokacyjnie Pani Romanoff.

Wydawało się, że to był idealny sposób, żeby go sprowokować, bo wstał i przyjął pozycje gotowości do walki. Widziałem, że jest przestraszony w cholerę, ale starł się udawać, że tak nie jest. Pozostali dalej go zagrzewali do walki.

Teraz stał przed Panem Rogersem, niezbyt gotowy na to co miało zaraz nadejść.

- Gotowy? - zapytał Pan Rogers

- T-tak - odpowiedział.

---

Proszę nie bić za Polsat, ja tylko tłumaczę XDDD

Następny rozdział jest krótki, więc prawdopodobnie wleci jutro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro