Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witajcie, przepraszam wszystkich, że tak późno, ale dzisiaj miałam naprawdę okropny dzień >﹏<

Cieszę się, że są osoby, które czekają na to opowiadanie. Dziękuję bardzo za wszystkie głosy i komentarze <3

Zapraszam.

---

*Peter*

- Hej Flash, czemu nie zejdziesz, żeby mnie też pobić?

- Jak możesz nazywać siebie bohaterem?

- O patrzcie kto się pokazał, nasz prawdziwy samiec alfa!

Przez cały patrol słyszałem jak ludzie krzyczeli za mną podobne rzeczy. O mój Thorze. Niech ktoś sprawi, żeby się zamknęli. Błagam. Patrol zmienił się praktycznie w torturę. Nienawidziłem całego tego dnia.

- Co, boisz się pokazać bez maski?

Westchnąłem cicho, ignorując docinki. Zbliżała się już pora zachodu słońca, więc miałem nadzieje spotkać Panią Nataszę na dachu wieży. Trochę obawiałem się, że może to być pułapka, ale kiedy ostatnio rozmawialiśmy, nie zrobiła nic podejrzanego. Nie naciskała żebym ujawnił swoja tożsamość, więc chyba wszystko powinno być w porządku, prawda?

Bądź co bądź była Natasza Romanoff, a nie May Parker. Nie powinno mi nic grozić z jej strony.

W miarę jak się zbliżałem, zwiększałem wysokość na której się poruszałem, jednak mimo to nadal słyszałem krzyki ludzi, dochodzące z dołu. Gdzie bym się nie pojawił, to obwiniali mnie o coś, czego właściwie sam byłem ofiarą. Gdyby tylko wiedzieli... 

Wylądowałem na szczycie wieży i zacząłem rozglądać się dookoła. Nigdzie nie mogłem dostrzec Pani Nataszy, ale mogła przecież znajdować się z drugiej strony.

- Witaj Flash - przywitała mnie FRIDAY. Mimo że była sztuczną inteligencją to miałem wrażenie, jakby jej głos był bardziej zdystansowany i chłodny niż ostatnio.

- Cześć FRIDAY. Jest jakaś szansa na to, że znajdę tutaj Panią Romanoff? - zapytałem.

- Jeśli udasz się na druga stronę dachu, będziesz mógł spotkać ją w ogrodzie - odpowiedziała po chwili ciszy.

- W ogrodzie? - zdziwiłem się.

- Z drugiej strony dachu na tarasie znajduje się ogród, stworzony przez Pana Starka Panie Thompson. Czy mogę coś jeszcze dla Pana zrobić?

- Nie, dzięki FRIDAY - odpowiedziałem.

Przeszedłem szybko na drugą stronę dachu i zobaczyłem ogród. Był niesamowity, znajdowało się tam mnóstwo kwiatów, a nawet parę drzew. Szybko zauważyłem Panią Natasze, siedzącą na ławeczce. Podszedłem bliżej, a ona natychmiast odwróciła się, mierząc do mnie z pistoletu. Była bardzo szybka, co przestraszyło mnie do tego stopnia, że podskoczyłem gwałtownie. Odruchowo chciałem przyczepić się do sufitu, ale zapomniałem, że przecież jestem na dachu. Brawo Peter, bardzo inteligentne z twojej strony. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, leżałem już na plecach na ziemi. Pani Natasza najpierw spojrzała na mnie przestraszona, ale kiedy zobaczyła, że nic mi nie jest, zaśmiała się.

- Zapomniałem, że tu nie ma sufitu - jęknąłem z zakłopotaniem.

- Wszystko ok? - zapytała, próbując zamaskować śmiech i podała mi rękę.

- Tak, tak, wszystko ok, po prostu zaskoczyła mnie Pani i brak sufitu - powiedziałem, wstając i strzepując kwiatka z ramienia.

- Przepraszam za to, odruch - powiedziała, a ja przytaknąłem. - Chodź, siadaj tutaj - dodała, a ja udałem się za nią i usiadłem na miękkiej kanapie, która znajdowała się zaraz obok baru. Serio. Mieli barek na dachu. Jak bardzo bogaci byli? Czy było coś czego nie mieli?

- Co byś chciał? Tequila? Wódka? Whisky? - zapytała, a ja spojrzałem na nią dziwnie.

- Nie jestem jeszcze pełnoletni - odpowiedziałem, a ona się uśmiechnęła.

- Wiem, sprawdzałam cię tylko. Zdałeś. Mniejsza z tym. Co tutaj robisz?

Nie wiedziałem, jak mam na to odpowiedzieć i tylko coś mruknąłem pod nosem. Nie chciałem zawracać jej niepotrzebnie głowy. Może nie powinienem tu przychodzić?

- Soku? - zapytała.

- Tak, poproszę - odpowiedziałem, wytrącony z myśli. Otworzyła lodówkę, pytając mnie jaki bym chciał. Widząc jak wielki jest wybór, wziąłem pierwsze co przyszło mi do głowy, czyli sok jabłkowy. Ona wyjęła sobie wiśniowy i usiadła naprzeciwko.

- Więc jak tam życie? - zapytała pijąc swój sok. Też chciałem wziąć łyk, ale znowu zapomniałem, że mam na sobie kostium i cały się oblałem.

- Naprawdę muszę przestać pić, albo jeść, kiedy jestem tak ubrany - powiedziałem z irytacją i podwinąłem maskę, żeby się napić. Od razu zaczęła wpatrywać się w odsłonięte miejsce. - Odpowiadając na wcześniejsze pytanie, życie ssie - dodałem.

- Mogę zapytać czemu? - zapytała, a ja spojrzałem na nią zdezorientowany.

- Nie oglądała Pani filmiku? - zapytałem i tym razem to ona wyglądała na zaskoczoną.

- Filmiku? - zapytała, unosząc brew. Szybko odpaliłem YouTube i podałem jej mój telefon. Trochę przeraziło mnie to, że wyświetlał się już na głównej stronie. Był cholernie popularny. 

- Myślałem, że już wszyscy go widzieli, w Internecie aż wrze.

- Nie sprawdzałam dzisiaj telefonu - wymruczała pod nosem i zaczęła oglądać. Wyraz jej twarzy zmieniał się bardzo szybko, od zdezorientowania, po zaskoczenie, aż do gniewu i smutku. Po obejrzeniu, oddała mi telefon. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną.

- To dlatego wszyscy są dzisiaj tacy wkurzeni? Niech zgadnę - westchnęła. - Wszyscy myślą, że to twoja wina i atakują cię ilekroć pojawisz się gdzieś w stroju? - przytaknąłem. - A ty pewnie wszystko na siebie przyjmujesz?

- No, nie wszystko. W szkole też nie są dla niego zbyt mili - powiedziałem i po sekundzie zdałem sobie sprawę z mojej wpadki. Odruchowo zakryłem usta dłonią w przerażeniu. Natasza uśmiechnęła się triumfująco.

- Więc jest z twojej szkoły?

- Może - odpowiedziałem, patrząc na nią niepewnie.

- Wszystko w porządku, nikomu nie powiem - zapewniła mnie, a ja popatrzyłem na nią z wdzięcznością. - Więc jeśli chodzicie do tej samej szkoły, to pewnie wiesz, kim jest dzieciak nad którym się znęcał? - spojrzała na mnie badawczo. Co właściwie powinienem odpowiedzieć? Przecież nie mogłem jej od tak powiedzieć, że to ja.

- Ummm... tak znam go.

- Możesz mi powiedzieć, kto to? - zapytała łagodnie. Po co jej była ta wiedza? Przecież ten ktoś nie był najważniejszą osoba na tym nagraniu. Znaczy... ja nią nie byłem.

- Czemu Pani pyta? - zapytałem niepewnie.

- Z ciekawości. Może mogłabym go jakoś wesprzeć - uśmiechnęła się. Odwzajemniłem jej uśmiech, chociaż przez maskę i tak nie mogła tego zobaczyć.

- Wiesz, jakby to... - zatrzymałem się. Musiałem sobie dać chwile do namysłu. Już wiedziała, że chodzimy do tej samej szkoły. Na nagraniu było widać tylko moje nogi, więc może mógłbym jednak jej powiedzieć, że to ja? Naprawdę potrzebowałem jakiegoś pocieszenia w tym momencie.

- Spidey? Jeśli nie chcesz, to mi nie mów. To raczej osobiste pytanie - odpowiedziała łagodnie. To było bardzo miłe, że na mnie nie naciskała. Nie miała pojęcia, że na nagraniu znajduje się tak naprawdę Spider-Man. Co za ironia.

- Ja... muszę coś powiedzieć - to zdanie przyciągnęło jej całą uwagę. - Pra-prawdziwy Spider-Man jest na tym nagraniu - powiedziałem jąkając się, a jej wyraz twarzy natychmiast zmienił się na wrogi i wyciągnęła broń, celując w moja stronę. Stanąłem jak wmurowany. Tego się zupełnie nie spodziewałem.

- Kim jesteś i co tutaj robisz? - zapytała groźnie. Co do cholery? O co tutaj chodziło? 

- Chwila, c-co? - spytałem w szoku.

- Powiedziałeś, że Flash jest prawdziwym Spider-Manem. Kim jesteś? - zamrugałem oczami ze zdziwienia i dopiero po chwili zorientowałem się, jak bardzo źle mnie zrozumiała.

- Nie, nie nie... - pokręciłem głową. - Ja jestem Spider-Manem i jestem na tym nagraniu.

- Więc chcesz mi powiedzieć, że jesteś Flashem?

- Nie - odpowiedziałem. Wyglądała na bardzo zdezorientowaną. - Jestem Spider-Manem, ale nie jestem Flashem i jestem też na tym nagraniu - wytłumaczyłem. Po chwili namysłu opuściła broń i widziałem, jak na jej twarzy pojawia się zrozumienie.

- Więc jesteś... - zapytała niepewnie.

- Tak... jestem tym chłopakiem - powiedziałem, zawstydzony patrząc w ziemię. Patrzyła na mnie zszokowana, a po chwili podeszła do mnie i mnie przytuliła.

- Przepraszam cię pajączku, czasami jestem przewrażliwiona i myślałam, że może jesteś kimś kto się podszywa pod Spider-Mana. Źle cię zrozumiałam. Naprawdę przepraszam - mówiła kojącym tonem, wciąż mnie przytulając. Zrobiło mi się naprawdę miło, czułem się tak, jak nigdy nie czułem się przy cioci May. To było miłe, mieć w pobliżu dorosłego, który zamiast nakrzyczeć na ciebie, cię przytuli. Co prawda chwilę wcześniej mierzyła do mnie z broni, ale to nie było teraz istotne.

- Nic się nie stało - odpowiedziałem i usiedliśmy z powrotem.

- Dlaczego mu nie oddałeś? Bez problemu powaliłbyś go na łopatki - zapytała ze zmartwieniem.

-Bo... to nie ważne - powiedziałem cicho, a ona przytaknęła w zrozumieniu, dając mi znać, że nie będzie drążyła tego tematu.

- Więc wychodzi na to, że wszyscy mają racje w tym, że Spider-Man jest na nagraniu, co? - powiedziała, uśmiechając się z rozbawieniem.

- Ta. Ironiczne, co? Jeśli kiedykolwiek się ujawnię, to będzie jedna z lepszych anegdotek do opowiadania - odwzajemniłem uśmiech i dopiłem swój sok.

- Może chciałbyś iść na dół potrenować? - zapytała, a moje oczy się aż zaświeciły z podekscytowania.

- Serio? To byłoby super. Nigdy tak nie trenowałem.

- Czekaj chwilę. Jak to nigdy nie trenowałeś? - zapytała ze zdziwieniem.

- No tak. Nauczyłem się podstaw, a reszta jakoś wyszła w praniu - powiedziałem nieśmiało, a ona spojrzała na mnie z podziwem.

- Imponujące. FRIDAY, kto jest teraz w sali treningowej? - zapytała.

- Nikt, przerażająca rosyjska agentko.

- Dość tego. Kiedyś ubiję Starka - powiedziała pod nosem, a ja starałem się nie roześmiać. - Dobra to idziemy - dodała wstając.

Kiedy dotarliśmy do windy Pani Natasza poprosiła FRIDAY o zabranie nas na salę treningową. Po otwarciu drzwi moim oczom, ukazał się pokój większy, niż całe moje mieszkanie w Queens. Na ścianach wisiały przeróżne bronie, takie jak pistolety, łuki, a nawet miecze i noże. W jednym z rogów leżały ułożone na stercie materace, a w kolejnym znajdowały się sprzęty przeznaczone do ćwiczeń. Pod ścianami stało parę ławeczek, a środek sali był całkowicie pusty.

- Tu jest niesamowicie - powiedziałem podziwiając wnętrze. - Zawsze tutaj trenujecie? Ta sala jest większa, niż całe moje mieszkanie - zawołałem rozentuzjazmowany.

- Chodź, zaczniemy od rozgrzewki - odpowiedziała, uśmiechając się do mnie i prowadząc mnie na środek sali.

Po rozgrzaniu się, rozpoczęliśmy trening. Zapytała mnie, jak duże ciężary mogę podnosić, ale nie byłem w stanie odpowiedzieć jej na to pytanie, więc postanowiliśmy to sprawdzić. Udaliśmy się w stronę sprzętu do ćwiczeń i położyłem się na ławeczce do podnoszenia ciężarów. Natasza ciągle dokładała kolejne talerze na sztangę, zwiększając ciężar. Okazało się, że bez problemu byłem w stanie podnieść więcej niż sam Kapitan Ameryka.

Po tym postanowiliśmy rozpocząć pojedynek. Pani Natasza była z całą pewnością bardziej doświadczona w walkach wręcz niż ja, jednak ja miałem małą przewagę, w postaci mojego pajęczego zmysłu. Naprawdę mi pomagał, jednak mimo to nie wyglądało na to, żeby któreś z nas miało wygrać tą walkę w najbliższym czasie. Poczułem, że ktoś nas obserwuje, jednak w ferworze walki nie miałem nawet jak na to zareagować. Wpadłem jednak na pewien pomysł. Poczułem ostrzeżenie pajęczego zmysłu o nadchodzącym ciosie, ale specjalnie je zignorowałem i po chwili poczułem mocne uderzenie, prosto w środek klatki piersiowej. Upadłem ciężko na ziemię z jękiem, a Pani Natasza szybko do mnie podbiegła, klękając obok mnie.

- Hej, nic ci nie... - zaczęła, ale nie dałem jej dokończyć. Unieruchomiłem jej nogi, przewracając ją, a następnie chwyciłem jej ręce za plecami, obezwładniając ją. Próbowała się wydostać, ale było już na to za późno. - Sprytnie - powiedziała, a ja puściłem ją z uśmiechem.

- Co do cholery? - usłyszałem od strony wejścia, kiedy pomagałem jej wstać.

- Hej Clint. Co tam? - rozpoczęła rozmowę, jakby nic się nie stało.

- Co tam? - zapytał powtarzając. - Czemu ty z nim trenujesz? - zapytał, patrząc na mnie zdegustowany. Natychmiast spuściłem wzrok na ziemie, czując się tutaj zupełnie nie na miejscu.

- Clint, słuchaj... - zaczęła, robiąc krok do przodu.

- Nat, nie widziałaś tego filmiku? Wiesz co on zrobił? - zapytał z niedowierzaniem. Spojrzała na niego morderczym wzrokiem, ale wyglądało na to, że nie do końca wiedziała, co może mu odpowiedzieć. Spojrzała na mnie, jakby pytając, ile może mu zdradzić.

- To moja wina - odpowiedziałem cicho. - Chciałem przyjść potrenować, więc... to zrobiłem - powiedziałem, starając się naśladować to, co mógłby powiedzieć Flash. Oczywiście on by nigdy nie powiedział, że to jego wina, ale nie chciałem, żeby Pan Clint w jakikolwiek stopniu obwiniał o to Panią Nataszę. Spojrzała na mnie ze zrozumieniem, zapewne domyślając się co próbuję osiągnąć. - Trenowałem z nią, bo była jedyną osobą, którą tu znalazłem... Clint - powiedziałem, a jego imię ledwo przeszło mi przez gardło. Wiedziałem jednak, że Flash na pewno nie powiedziałby do niego Pan Barton.

- Myślę, że możesz się już zbierać - powiedział, patrząc na mnie wrogo. Przytaknąłem i zacząłem kierować się w stronę okna.

- Spidey, czekaj - powiedziała do mnie Pani Natasza i zatrzymałem się. Podeszła do mnie bliżej, a Pan Clint patrzył na nią w niedowierzaniu. - Słuchaj, może mu powiedzmy. Możemy razem wymyślić jak się odegrać na Flashu. Jest naprawdę dobry w te klocki - wyszeptała do mnie. Spojrzałem na nią zdziwiony, chwilę się zastanawiając, po czym niepewnie przytaknąłem. Skoro ona mu ufała, to może ja też powinienem.

- Co się dzieje? - zapytał Clint, krzycząc z drugiego końca sali.

- Dobra musisz coś wiedzieć, ale jeśli się komuś wygadasz, połamie ci ręce - powiedziała Pani Natasza, patrząc na niego groźnie. - Chcesz, żebym ja mu powiedziała, czy ty? -zapytała się już normalnym tonem, odwracając się w moją stronę.

- Więc... - zacząłem. - Pani Natasza dzisiaj domyśliła się czegoś związanego ze mną... a dokładniej chodzi o to, że nie jestem Flashem. Nigdy nie był Spider-Manem. Okłamał rodziców, bo późno wrócił do domu i to była pierwsza wymówka, jaka przyszła mu do głowy, a potem oni zwołali całą tą konferencje. Przepraszam bardzo Pana, że nazwałem Pana po imieniu i za moje zachowanie. Starałem się po prostu udawać Flasha - powiedziałem z zakłopotaniem.

Zauważyłem jak Pan Barton zerka na Panią Nataszę pytającym wzrokiem, a ona przytakuje.

- W takim razie jestem ci winny przeprosiny dzieciaku - powiedział Pan Barton, wyglądając na zakłopotanego. - Flash od początku był dla mnie jakiś podejrzany, ale sądziłem, że gdyby kłamał, to prawdziwy Spider-Man szybko by go zdemaskował. 

- Nie szkodzi, też przepraszam - odpowiedziałem patrząc na niego z ulgą.

- Czemu właściwie tego nie zrobiłeś? - zapytał, a ja zmęczony ciągłym odpowiadaniem na to pytanie, spojrzałem błagalnie na Panią Nataszę.

- Chodź na dach wieży, tam ci wszystko wytłumaczymy - powiedziała i udaliśmy się do windy. Jednak nie przewidzieliśmy, że ktoś może do nas dołączyć po drodze. Kiedy winda zatrzymała się na wcześniejszym piętrze, szybko wskoczyłem na sufit. Drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Pan Rogers.

- Hej Nat, hej Clint - powiedział. Nie zauważyli, jak wskakuję na sufit, więc nieco się spięli i zaczęli się rozglądać dookoła. Po chwili zobaczyli, że nie ma mnie nigdzie wokół i chyba domyślili się, gdzie się podziałem.

- Gdzie jedziecie? - zapytał Pan Rogers uśmiechając się.

- Na dach - powiedzieli w tym samym momencie.

- Fajne buty. Nowe? - zapytała Pani Natasza, chcąc odciągnąć jego uwagę od sufitu. Spojrzał na swoje buty, a następnie na nią.

- Dostałem je od ciebie, nie pamiętasz? - spojrzał na nią dziwnie.

- Och, faktycznie - powiedziała i wymieniła spojrzenie z Panem Bartonem.

- Dziwnie się zachowujecie.

- Jak zawsze - odpowiedziała Pani Natasza obojętnym tonem, wzruszając ramionami. Steve spojrzał na nią jeszcze raz badawczo.

Po chwili winda się zatrzymała, a drzwi się otworzyły ukazując taras. Pani Natasza i Pan Barton popatrzyli na siebie, stojąc bez ruchu. Żadne z nas chyba nie przemyślało, co zrobić, jak już dojedziemy na miejsce. Pan Rogers spojrzał się na nich dziwnie.

- Nie wysiadacie? - zapytał zdziwiony. Oboje ruszyli powoli w stronę wyjścia i stanęli na chwilę przed windą, a pan Barton zerknął szybko w moją stronę. Mój pajęczy zmysł mnie ostrzegł. Wspaniale. Pan Rogers podążył za wzrokiem Bartona i mnie zauważył. Cholera.

Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, drzwi się zamknęły, a winda ruszyła w dół.

- Co do cholery? - wykrzyknął zdziwiony Pan Rogers, a ja zeskoczyłem obok niego, żeby na spokojnie z nim porozmawiać. Próbował mnie chwycić, ale mój pajęczy zmysł mnie ostrzegł i zdołałem tego uniknąć.

- Panie Rogers - zacząłem, stojąc za nim, jednak on odwrócił się szybko, próbując nadal mnie złapać. Udało mi się znowu tego uniknąć. - Proszę posłuchać - powiedziałem, ale nie zwracał na mnie uwagi. W końcu udało mu się unieruchomić moje ręce.

- Nie lubię dręczycieli - powiedział pogardą.

- Ja też - odpowiedziałem i uwolniłem się, kopiąc go. - Proszę, niech pan chwilę posłucha - powiedziałem, widząc jak znowu się zbliża. Próbował mnie uderzyć, chyba chcąc mnie obezwładnić, ale udało mi się uniknąć ciosu. Wyprowadził jeszcze parę ciosów, ale za każdym razem robiłem uniki.

*Tymczasem na dachu*

Stali przed windą patrząc się na nią w niedowierzaniu i nic nie mówiąc przez dłuższy czas.

- Nie sądziłam, że jesteś aż takim idiotą - powiedziała Natasza.

- Na moja obronę powiem tylko, że nie umiałem się już powstrzymać - odpowiedział z poczuciem winy Clint.

- To nie jest wytłumaczenie - odparła, patrząc na niego z niedowierzaniem. - FRIDAY sprowadź windę z powrotem do góry - poleciła z irytacją w głosie.

*Peter*

Ciągle próbował mnie złapać. Próbowałem jeszcze parę razy z nim porozmawiać, ale zupełnie nie chciał mnie słuchać. Nie wiedziałem nawet, czy jest tak wkurzony z powodu tego nagrania, czy bardziej z powodu tego dnia, kiedy Flash wyskoczył przez okno.

Próbował celować w moje nogi, ale szybko wskoczyłem na sufit. On też podskoczył i chwycił mnie, zwalając mnie na ziemię. Upadłem z jękiem na plecy. To bolało. Złapał obie moje ręce i unieruchomił nogi.

- Co ty tutaj robisz? - zapytał. Widziałem, jak bardzo jest wkurzony, więc darowałem już sobie tłumaczenie. Udało mi się uwolnić nogę i kopnąłem go z całej siły. To sprawiło, że skupił uwagę na moich nogach i mogłem uwolnić rękę. Popchnąłem go na ścianę i związałem moją pajęczyną.

Winda otworzyła się, kiedy już skończyłem przyklejać go do ściany.

-O mój boże! - krzyknęła Natasza.

- Łapcie go! Szybko! - krzyknął Pan Rogers.

- Steve, ale on jest z nami! - odpowiedział Pan Barton, też krzycząc.

- Wszyscy spokój! - krzyknęła Pani Natasza i wszyscy nagle zamilkli. - Steve idziesz z nami. Możesz nie próbować go łapać, jak cię uwolnimy? - Pan Rogers spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale po chwili ciekawość wzięła górę, bo pokiwał głową w zgodzie. - Dobrze. Wszystko ci zaraz wyjaśnimy. Możesz go wypuścić? - zwróciła się teraz do mnie.

- Tak, jasne - odpowiedziałem, wyjmując z kieszonki spray, który pozwalał mi rozpuszczać moją pajęczynę. Kiedy już rozplątałem Pana Rogersa, podałem mu rękę, żeby pomóc mu wstać, ale popatrzył na mnie nieprzyjemnym wzrokiem i nie skorzystał z mojej pomocy. 

Wyszliśmy na dach i podeszliśmy w stronę miejsca, gdzie siedziałem wcześniej z Panią Nataszą. Usiadłem obok niej, a na przeciwko usadowili się Pan Barton i Pan Rogers. Siedzieliśmy tak bez słowa dobra minutę, nie wiedząc jak zacząć.

- Czy ktoś może to wyjaśnić? - spytał w końcu Pan Rogers.

- Jasne... Może zacznijmy od początku. Flash nie jest Spider-Manem - zaczęła Pani Natasza.

- Co? - wykrzyknął zaskoczony Pan Rogers.

- Po prostu słuchaj - powiedziała, a on przytaknął. - Tak jak mówiłam, Flash nie jest Spider-Manem. Wymyślił to na poczekaniu, kiedy rodzice przyłapali go na wykradaniu się z domu. Kiedy pierwszy raz spotkaliśmy Spider-Mana, to był ten prawdziwy, a za drugim razem rozmawialiśmy z Flashem, dlatego tak nam nie pasowało jego zachowanie. Jak możesz się już domyślać, ten chłopak - wskazała nam mnie - nie zrobił nic złego na tym nagraniu, a nawet...- powiedziała, przerywając w połowie zdania. Zerknęła na mnie, a ja pokręciłem głową. Nikt nie mówił nic przez dłuższą chwilę, a Pan Barton i Pan Rogers, wyglądali jakby musieli wszystko przetworzyć.

- Naprawdę przepraszam dzieciaku - powiedział Pan Rogers, a ja spojrzałem na niego zdziwiony.

- Za co? - zapytałem.

- Za tą walkę w windzie. Nie dałem nawet dojść ci do słowa - odpowiedział z zażenowaniem.

- Och nie szkodzi. Też Pana przepraszam - powiedziałem zakłopotany, a oni spojrzeli na mnie zaskoczeni.

- Za co? - zapytali wszyscy.

- Za przestraszenie was i okłamywanie.

- Mam parę pytań - powiedział Pan Rogers, patrząc na mnie i Panią Natasze. - Skąd o tym wiedziałaś? Czemu go nie zdemaskowałeś? Jak Clint się dowiedział?

- Spokojnie. Zwolnij - odpowiedziała.

Pan Barton i Pan Rogers zaczęli nam zadawać pytania, na które odpowiadaliśmy razem z Panią Nataszą.

- Czemu urwałaś w połowie zdania, kiedy mówiłaś o tym nagraniu? - zapytał Pan Barton, patrząc na nią badawczo. Wymieniliśmy spojrzenia. Sam nie wiedziałem, czy chce im mówić o tej jednej konkretnej rzeczy. Pani Natasza patrzyła na mnie badawczo i postanowiła się nie odzywać.

- To... widzicie... - zacząłem.

- Jeśli nie chcesz im mówić, to nie musisz - powiedziała, kładąc mi dłoń na ramieniu. Spojrzałem na nią, nie wiedząc co powinienem zrobić.

- T-to... to nic ważnego - odpowiedziałem w końcu, a oni przytaknęli, przyjmując do wiadomości, że nie chce o tym rozmawiać.

- Więc... Kiedy zamierzasz zdemaskować Flasha? - zapytał Pan Barton.

- Panie Barton... - zacząłem.

- Możesz mówić do mnie Clint - przerwał mi z uśmiechem.

- Dokładnie, dla mnie Steve też jest w porządku - dodał Pan Rogers.

- W porządku Panie Clint i Panie Steve - odpowiedziałem, a Natasza cicho się zaśmiała.

- Nie, nie... bez Panie - powiedział Pan Clint.

- Chcesz, żebym nazywał cię po prostu Barton? - zapytałem nierozumiejąc.

- Nie, ja...

- Myślę, że to niegrzeczne, ale jeśli bardzo chcesz mogę spróbować...

- Nie, po prostu Clint - przerwał mi znowu.

- C-clint... - zacząłem.

- Tak. Dokładnie - powiedział zadowolony z siebie.

- ...prosze pana? - dokończyłem.

- Nie - pokręcił głową, a Natasza i Steve się zaśmiali.

- Panie Clint...

- Po prostu Clint.

- Panie Clint, prosi pan o zbyt wiele - odpowiedziałem z zakłopotaniem, a on się zaśmiał. Po chwili do nich dołączyłem.

- Próbowałam go przekonać, żeby mówił na mnie Nat i też nie wyszło - zaśmiała się Pani Natasza.

Siedzieliśmy tam jeszcze długą chwilę, śmiejąc się z głupich żartów Pana Clinta, opowiadając sobie anegdotki i ciesząc się ze swojego towarzystwa. Przy nich czułem się zdecydowanie lepiej niż w domu. Niestety wszystko, co dobre w końcu się kończy. Kiedy przyszła pora wracać niechętnie wstałem, pożegnałem się z wszystkimi i ruszyłem w stronę mieszkania. Był już późny wieczór, więc przynajmniej nie spotkałem zbyt wielu ludzi po drodze. Cieszyłem się, że chociaż w drodze powrotnej ludzie się na mnie nie wydzierają. 

Chciałbym móc spędzać tak każdy wieczór. Kiedy dotarłem do domu, położyłem się w łóżku i zasnąłem z uśmiechem na ustach.

---

~3500 słów xD

Mamy to, wie już trójka Avengers i jak się domyślacie to tylko kwestia czasu, aż reszta też się dowie. A jak dowiecie się już za niedługo.

Co sądzicie o rozdziale? Następny też będzie dłuższy i będzie ciekawie :P

Mam w planach dwie fabuły na opowiadanie i chciałabym zapytać was co byście woleli. Kolejne opowiadanie typu wrong number, ale z zupełnie inną fabułą, czy irondad z psychicznym cierpieniem Peterka (ale będzie miał kogoś do pocieszenia, nie potrafię być zbyt brutalna dla mojej cynamonowej rolki)? 

Do wtorku i trzymajcie się tam <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro