Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam, witam.

Dziękuję za wszystkie komentarze i głosy <3

Zapraszam na kolejny rozdział.

---

*Peter*

- Ty. Jesteś. CO? - wykrzyknął Ned, patrząc na mnie w szoku. Chwilę wcześniej streściłem mu i MJ wydarzenia z poprzedniego dnia.

- Tak, ale ciszej - syknąłem do niego, rozglądając się niespokojnie dookoła.

Nagle poczułem, że MJ mnie przytula. Zamrugałem zaskoczony i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. To było naprawdę rzadkie, żeby sama z siebie inicjowała takie rzeczy. Po chwili się otrząsnąłem z początkowego osłupienia i odwzajemniłem uścisk. Zanurzyłem twarz w jej włosach, wdychając słodki zapach jej perfum. Poczułem, jak na moje policzki wpływa rumieniec, a serce zaczyna bić zdecydowanie zbyt szybko.

Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, spojrzałem w jej oczy i z rozbawieniem zauważyłem że są niemal takiego samego koloru, jak jej włosy. Były tylko odrobinę jaśniejsze, ale można było to dostrzec jedynie z niewielkiej odległości. Uwielbiałem w nie patrzeć. Mógłbym to robić cały dzień i byłem pewny, że byłby to najlepszy dzień mojego życia. Przeniosłem wzrok na jej usta, przełykając ślinę, a do głowy przyszła mi szalona myśl, żeby ją pocałować. Zauważyłem, że też się zarumieniła, a na jej ustach pojawił się lekki uśmieszek.

Mój pajęczy zmysł próbował mnie przed czymś ostrzec, ale byłem tak pochłonięty widokiem przede mną, że zupełnie go zignorowałem. Po chwili poczułem jak Ned przytula mnie, niemal wskakując mi na plecy. Zaskoczony straciłem równowagę i cofnąłem się o dwa kroki, niemal się przewracając. MJ próbowała stłumić śmiech, przyglądając się całej sytuacji i nawet ja po chwili uśmiechnąłem się pod nosem. Ned wisiał na mnie dłuższą chwilę i bełkotał podekscytowany całą sytuacją.

- Boże Peter to jest coś! Serio będziesz pracował z samym Tonym Starkiem? To jakieś szaleństwo! Może spotkasz kogoś z Avengers! Chwila. Przecież już ich spotkałeś... Pracowałeś już nad jego zbroją? - wyrzucał z siebie cały czas pytania, nie dając dojść mi do głosu. Kiedy w końcu się trochę uspokoił, starałem się odpowiedzieć najlepiej jak potrafiłem. Na niektóre z nich nie znałem odpowiedzi, ale Ned wydawał się tym w ogóle nie przejmować. Kiedy doszliśmy do szkoły, mogłem w końcu odetchnąć z ulgą i chwilę odpocząć od jego czasami bardzo dziwnych pytań. Ostatnio podekscytował się czymś tak bardzo wtedy, kiedy dowiedział się, że jestem Spider-Manem.

Reszta dnia w szkole była niesamowicie nudna. Wszystkie moje myśli zajmował nadchodzący staż, a na domiar złego miałem dzisiaj matmę, czyli najnudniejszy przedmiot na świecie. Pewnie by tak nie było, gdybym uczył się tam czegokolwiek nowego, ale przerabialiśmy materiał, który znałem już od dawna. Niestety musiałem uważać na lekcji, bo nauczyciel za mną nie przepadał. Nie mogłem sobie dzisiaj pozwolić na to, żeby kazał mi zostać po lekcjach. Nie chciałem spóźnić się na mój pierwszy, a właściwie już drugi dzień stażu u pana Starka.

Kiedy w końcu dzwonek zadzwonił, wybiegłem ze szkoły tak szybko, żeby nawet Flash nie zdołał mnie złapać. Po jakiejś godzinie stałem już pod wieżą. Pierwszy cały dzień stażu. Co jeśli spotkam Pana Davisa? Nie byłem pewny, czy mogę się na niego natknąć na wyższych poziomach, ale to on dostarczał mój zeszyt do pana Starka, więc obawiałem się, że istnieje taka możliwość.

W drodze do wieży wymieniłem parę wiadomości na czacie grupowym. Wyglądało na to, że połowa mojej internetowej rodzinki jest aktualnie w podróży służbowej do Rosji. Pani Nat powiedziała mi, że nie mogą korzystać ze swoich telefonów do końca tygodnia. To było trochę dziwne, bo mówiła że Pan Szybki też tam jest, a przecież wczoraj do mnie pisał.

Spróbowałem nieco uspokoić swoje myśli, zanim wszedłem do środka. Kiedy już to zrobiłem i pokazałem ochronie swoja przepustkę, zauważyłem że ludzie dziwnie na mnie spoglądają. Wokół słyszałem wiele szeptów, które zrozumiałem jedynie dzięki mojemu ulepszonemu słuchowi. Szepty takie jak: "Czemu ten dzieciak ma przepustkę ósmego poziomu?", albo: "Chwila, czy to nie jest ten dzieciak od kawy?" rozlegały się dookoła. Chciałem już wejść do windy, ale FRIDAY mnie zatrzymała i kazała skierować się do tej prywatnej. Wtedy wszyscy zaczęli mi się przypatrywać już zupełnie się z tym nie kryjąc, a ja szybko schowałem się w windzie, dziękując FRIDAY, gdy drzwi się już zamknęły.

- Dzień dobry panie Stark - przywitałem się, kiedy wszedłem do laboratorium.

- Hej dzieciaku - odpowiedział, patrząc na mnie chwilę, zanim wrócił do pracy.

Odłożyłem plecak koło swojego biurka i natychmiast wziąłem się do pracy nad wczorajszym projektem. Po niedługim czasie mój pajęczy zmysł dał mi znać, że coś jest nie tak. Rozejrzałem się dookoła, próbując zorientować się, co się dzieję. Wszystko wyglądało w porządku, jednak kiedy mój wzrok spoczął na panu Starku, moje przeczucie stało się mocniejsze. Co mogło być z nim nie tak? Zmarszczyłem brwi, przyglądając mu się uważnie. Pracował właśnie nad swoją zbroją. Na stole przed nim leżało całe przedramię jego zbroi, a on operował śrubokrętem w okolicy repulsorów. Nagle zobaczyłem coś, czego on nie miał szans dostrzec pod kątem, pod którym patrzył. Na tylnej części przedramienia znajdowała się wielka wypalona dziura, która z sekundy na sekundę zdawała się powiększać.

- Panie Stark niech pan... 

Przerwał mi głośny huk. Spojrzałem w szoku na pana Starka, ale nie mogłem go dojrzeć przez chmurę dymu. Nie zdołała do mnie dotrzeć, ale skutecznie zasłaniała jego twarz, a jedyne co mogłem dostrzec, to wielka osmalona dziura na części nad którą pracował. Usłyszałem jak kaszle, na co odetchnąłem z ulgą. To znaczyło, że z całą pewnością żyje. Po chwili dym się trochę rozwiał i mogłem dojrzeć nieco osmaloną twarz pana Starka. Jego wyraz twarzy mówił tylko jedno: "mam dość swojego życia". Teraz kiedy widziałem z całą pewnością, że nic mu się nie stało, starałem się nie roześmiać.

Wstałem szybko z krzesła i podszedłem do jego biurka, niemal dusząc się z powstrzymywanego śmiechu. Spojrzał na mnie, kiedy powoli obróciłem rękę, nad która pracował i pokazałem mu wielką dziurę. Kiedy to zobaczył, jęknął głucho i schował twarz w dłoniach, wyglądając na jeszcze bardziej zrezygnowanego. Nie mogłem się już dłużej powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem. Podniósł głowę, spoglądając na mnie z oburzeniem, ale szybko zauważyłem jak sam próbuje powstrzymać uśmiech i po chwili śmiał się razem ze mną. Zanim się zorientowałem oboje leżeliśmy na podłodze, ledwo łapiąc oddech. Kiedy wreszcie się uspokoiliśmy, złapał z westchnieniem osmalona część i wrzucił ją do kosza.

- Co jest ze mną ostatnio nie tak? - wymamrotał pod nosem, a ja zachichotałem. - Od teraz będziesz mi pomagał. Będziesz pilnował, żebym nie przegapił kolejnej dziury - powiedział do mnie z zażenowaniem, a ja się zaśmiałem się. Kiedy wreszcie dotarł do mnie sens jego słów, moje oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu.

- Chce pan żebym panu pomógł?

- Po to tu jesteś nie? - odpowiedział, wzruszając ramionami.

- Ja tylko... myślałem.... nieważne - wymamrotałem. Byłem pewny, że będę robić tutaj mniej więcej to samo, co na dole, tylko że dla pana Starka, a nie przypadkowych stażystów. Nagle okazało się jednak, że będę mógł pracować nad zbroją Iron Mana. To było niesamowite.

- Teraz potrzebuję żebyś zobaczył, czy ta ręka - wskazał na drugą część leżącą na biurku - nie ma żadnych dziur - zażartował. Spojrzałem na niego rozbawiony i pokręciłem głową z niedowierzaniem. Nigdy nie sądziłem, że praca z panem Starkiem może być tak zabawna. Spodziewałem się, że w laboratorium będzie raczej bardziej zdystansowany.

Zaczęliśmy pracować i szło nam to dość sprawnie. Pan Stark poprosił mnie, żebym sprawdził jego obliczenia i upewnił się, że nigdzie się nie pomylił.

- Jak tam dzisiaj w szkole? - zapytał po chwili niezręcznej ciszy. Jego pytanie bardzo mnie zaskoczyło, ale starłem się tego po sobie nie pokazać.

- Dobrze. Mój przyjaciel niemal oszalał, kiedy się dowiedział, że będę pana stażystą. Mieliśmy też test z geografii. Poszedł dobrze - zacząłem bełkotać nieskładnie o swoim dniu w szkole, dalej sprawdzając obliczenia. Zobaczyłem, że się do mnie uśmiecha i czeka aż skończę. Zajęło mi to jakieś dziesięć  minut i w końcu mogliśmy przystąpić do pracy nad zbroją. Tym razem poszło gładko i kiedy skończyliśmy, przybiliśmy sobie piątkę. W tym samym momencie głośno zaburczało mi w brzuchu, a pan Stark natychmiast podniósł głowę, przyglądając mi się badawczo. Spuściłem wzrok i zarumieniłem się.

- Jesteś głodny? - zapytał, a ja zaczerwieniłem się jeszcze bardziej, ale przytaknąłem. - Też zrobiłem się głodny. Przydało by się coś zjeść - powiedział i poszedł w stronę windy. 

- No idziesz? - zapytał wchodząc do windy. Spojrzałem na niego z zaskoczeniem, ale szybko ruszyłem się z miejsca i stanąłem obok niego. - Na co masz ochotę?

- Ummm... nie chcę robić kłopotu, mogę...

- Nonsens - przerwał mi. - Pizza brzmi dobrze? - zapytał. Gapiłem się na niego w niedowierzaniu i nie wiedziałem co odpowiedzieć, ale po dłuższej chwili powoli przytaknąłem.

Wyglądało na to, że chciał zjeść ze mną. Ale dlaczego? Nie miałem pojęcia. Mógł przecież iść na górę i zjeść z resztą Avengers, podczas gdy ja bym poszedł jak zawsze do kafeterii. Kiedy drzwi się otworzyły, zobaczyłem że na kanapie siedzą Pani Natasza i Pani Wanda, oglądając telewizję. Wspaniale. Po prostu cudownie. Tylko tego mi brakowało. Szpieg i telepatka. Zaraz wszyscy będą wiedzieć, że jestem Spider-Manem.

- Hej Stark. Kim jest twój mały przyjaciel? - zapytała Pani Wanda. Pani Natasza też się odwróciła, mierząc mnie wzrokiem. Okej Peter. Będzie dobrze. Tylko nie rób nic podejrzanego.

- To Peter. Mój osobisty stażysta - przedstawił mnie pan Stark, kładąc mi rękę na ramieniu. Zdążyłem tylko pomachać nieśmiało w ich stronę, zanim pociągnął mnie w stronę kuchni. Byłem tu już nie raz, ale udawałem, że rozglądam się, jakbym nigdy jej nie widział. Pan Stark zgarnął ze stołu parę kawałków pizzy i włożył je do mikrofali.

- Zgłodnieliście? - zapytała pani Natasza, idąc w naszą stronę. - Jestem Natasza Romanoff - przedstawiła się, a ja uścisnąłem jej dłoń.

- A ja Wanda Maximoff - powiedziała druga. Oczywiście znałem je, ale starałem się zachować jakiekolwiek pozory. Też im się przedstawiłem i usiadły przy stole naprzeciwko mnie.

- Chwila, Peter? - zapytała, patrząc na mnie, tak jakby mnie rozpoznawała. O cholera. Domyśliła się, aż tak szybko? Wiedziałem, że nie potrafię kłamać, ale byłem aż tak oczywisty? Co jeśli teraz powie, że nie mogę być Spider-Manem, bo jestem na to za młody? Nie dam rady przecież, przeciwstawić się wszystkim Avengers. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem i przełknąłem ślinę, starając się zachować spokój. - Przecież ty jesteś tym dzieciakiem, obok którego siedzieliśmy w kafeterii - powiedziała z uśmiechem. 

Poczułem jak kamień spada mi z serca. Zupełnie o tym zapomniałem. Byłem zbyt zajęty późniejszymi niezbyt miłymi wydarzeniami. 

- Nie miałam okazji zapytać cię wtedy, nad czym tak pracowałeś - dodała po chwili.

- Rozwiązywałem to równanie, dzięki któremu jestem na stażu u pana Starka - powiedziałem, uśmiechając się szeroko. Pan Stark natychmiast odwrócił się w moją stronę.

- Rozwiązywałeś to równanie w kafeterii? - zapytał z niedowierzaniem.

- Był tak skupiony, że nawet nas nie zauważył - wtrąciła pani Natasza. - To wtedy udało ci się je rozwiązać, tak? - zapytała, a ja przytaknąłem. Pan Stark patrzył się na nas w szoku.

- Czemu wtedy z wami nie poszedłem? Mogłem... mogłem tam być, kiedy to rozwiązał - powiedział z rozczarowaniem, a ja się zaśmiałem.

- Cóż mogłeś być, ale jesteś "rich bitch" i wolisz jeść tutaj - powiedziała pani Wanda, a pan Stark zaśmiał się cicho. Spojrzałem się na niego zdziwiony. Czy to nie było... niegrzeczne? Znaczy ja dałem podobne przezwisko MRB, ale... ale to była inna sytuacja.

- Trzymaj dzieciaku - powiedział, zupełnie ignorując Wandę i kładąc talerz pomiędzy nami. Nie byłem pewny, czy na pewno mogę jeść, więc patrzyłem się chwilę na pizzę, podczas gdy pan Stark już jadł.

- Peter - powiedziała pani Natasza, zwracając moją uwagę. - Jedz, nie jest zatrute - dodała z rozbawieniem z głosie, wskazując mi talerz. Poczułem jak się czerwienie, ale szybko wziąłem kawałek pizzy, żeby nie zwracać na siebie większej uwagi. Jadłem powoli, przysłuchując się rozmowie, kiedy temat niespodziewanie zszedł na Spider-Mana.

- A co ty sądzisz o Spider-Manie dzieciaku? - zapytał nagle pan Stark. Spojrzałem na niego zaskoczony i lekko się zakrztusiłem przeżuwanym właśnie kawałkiem jedzenia. Dzięki temu miałem chwilę, żeby przemyśleć swoja odpowiedź. Musiałem zabrzmieć wiarygodnie, żeby nie wzbudzić żadnych podejrzeń. - Wszystko dobrze? - zapytał, poklepując mnie lekko po plecach.

- Tak. Spider-Man wydaje się całkiem w porządku.

- Spotkałeś go kiedyś? - zapytała Pani Natasza, patrząc na mnie badawczo. Spokojnie Peter. Teraz musisz odpowiedzieć bez zająknięcia.

- Nie - odpowiedziałem, a mój glos się lekko załamał. Cudownie Peter. Brawo. Jeśli teraz zaczną coś podejrzewać, to po tobie. Rozejrzałem się ostrożnie dookoła, ale wydawało się, że wszyscy zignorowali moją małą wpadkę. Prawie wszyscy. Pani Natasza patrzyła na mnie dziwnie, ale nic nie skomentowała.

- Nie odwiedzał nas już... no długo - wtrąciła pani Wanda smutnym tonem.

- Powiedział mi ostatnio, że ma teraz dużo pracy i egzaminy - odpowiedziała Pani Natasza.

- Myślałem już, że przestał nas lubić, czy coś - dodał Pan Stark, a ja miałem ochotę od razu zaprotestować, ale na szczęście w porę się powstrzymałem. - Jesteś już gotowy dzieciaku? - zapytał, zwracając się w moją stronę, a ja przytaknąłem. Zanim weszliśmy do windy szybko pożegnałem się z panią Nataszą i panią Wandą. 

- Miło było z wami porozmawiać pani Romanoff i pani Maximoff.

- Z tobą też Peter - odpowiedziała pani Natasza i uśmiechnęła się do mnie.

- Do zobaczenia - powiedziała pani Wanda i pociągnęła panią Natasze w stronę kanapy.

- Chodź dzieciaku, mamy jeszcze dużo pracy - zawołał mnie pan Stark, czekając na mnie w windzie.

Reszta dnia upłynęła w spokoju. Razem z panem Starkiem pracowaliśmy nad ulepszeniem jego repulsorów i prawie udało nam się skończyć. FRIDAY przerwała nam, informując że mój czas pracy się już skończył, więc zacząłem zbierać się do domu.

- Serio dzieciaku nikt cię nie odbiera ze stażu? - zapytał z niedowierzaniem pan Stark, a ja pokręciłem głową. - A co z twoją mamą? - zmroziło mnie na chwilę, ale szybko sobie przypomniałem, że powinienem udawać, że mam matkę.

- Ona jest... zajęta - odpowiedziałem i spojrzałem w podłogę, powstrzymując łzy.

- A tata?

- Też zajęty - odpowiedziałem, a on pokiwał głową i sięgnął po kurtkę.

- Chodź dzieciaku, odwiozę cię - powiedział, a ja spojrzałem na niego zaskoczony.

- Panie Stark to naprawdę nie jest...

- Owszem, jest - przerwał mi w pół zdania i poszedł w stronę windy. Spojrzałem na niego zmieszany, ale poszedłem za nim. Nie mogłem przecież kłócić się z Tonym Starkiem. Właściwie spróbowałem jeszcze raz w windzie, ale uparcie zbywał mnie kolejnymi argumentami. 

Kiedy winda się zatrzymała, weszliśmy do ogromnego garażu i aż zaparło mi dech. Było tu pełno najnowszych modeli Lamborghini, Audi i innych aut, których nie potrafiłem rozpoznać, ale wszystkie wyglądały na bardzo drogie i luksusowe. Pan Stark zachichotał, widząc mój wyraz twarzy i podszedł do skrzyneczki z kluczykami. Wybrał jedne z nich i poszedł w stronę czarnego Audi, które przykuło mój wzrok, kiedy tylko wszedłem.

- Dawaj dzieciaku, nie mamy całego dnia - powiedział, wybudzając mnie z transu i szybko podszedłem do niego. Nigdy nie byłem w środku tak drogiego auta. Chciałem otworzyć ostrożnie tylne drzwi, ale pan Stark zatrzymał mnie, wskazując na drzwi pasażera. Pokiwałem głową i wsiadłem zamykając drzwi, tak delikatnie jak tylko mogłem.

Wnętrze auta wyglądało lepiej, niż w moich najśmielszych wyobrażeniach. Pomiędzy siedzeniami znajdował się mały ekran, a na dole było wydzielone miejsce na kawę i jedzenie. Siedzenia były tak wygodne, że miałem ochotę położyć się na nim i zasnąć. Pan Stark wsiadł do środka i zapiął pasy. Też to zrobiłem, jednocześnie starając się, zająć jak najmniej miejsca.

- Podoba ci się auto? - zapytał, przekręcając kluczyk.

- Jak cholera - odpowiedziałem, a on uśmiechnął się i powoli ruszył. Ostatni raz jechałem jakimkolwiek autem jakieś trzy miesiące temu, kiedy mama Neda odwoziła nas do szkoły po spędzonej u niego nocy. - Naprawdę nie musiał mnie pan odwozić do domu panie Stark.

- Myślałem, że już skończyliśmy ten temat - odpowiedział, wzdychając, a ja się zarumieniłem.

- Przepraszam.

- Naprawdę musisz przestać przepraszać za wszystko - odpowiedział, a ja zaczerwieniłem się jeszcze bardziej.

- Przepraszam - odpowiedziałem i natychmiast zakryłem usta dłonią. - Prze... - tym razem przerwałem, zanim zdążyłem dokończyć. Popatrzyłem na niego zmieszany.

- Musimy nad tym popracować - powiedział, cicho się śmiejąc. Znowu się zaczerwieniłem.

Dalszą jazdę spędziliśmy w milczeniu, słuchając radia. Kiedy zajechaliśmy pod budynek w którym mieszkałem, pan Stark zatrzymał się przed samymi drzwiami do klatki.

- Do widzenia panie Stark - powiedziałem, wysiadając.

- Na razie dzieciaku. Jutro wyśle Happy'ego, żeby odebrał cię spod szkoły - powiedział przez otwarte okno, kiedy już wysiadłem. Chciałem odpowiedzieć, ale zdążył już zamknąć okno i odjechał z piskiem opon.

Westchnąłem, patrząc za oddalającym się autem. Zastanawiałem się, czy zrobił to specjalnie, żebym nie zdążył zaprotestować. Odwróciłem się w stronę drzwi, ale nagle poczułem, jak mój pajęczy zmysł ostrzega mnie przed niebezpieczeństwem.

---

Sytuację z MJ z początku rozdziału zmieniałam dobre parę razy, bo cały czas mi coś nie pasowało. Ciężki jest żywot perfekcjonistki. Dalej coś mi tam nie gra, ale lepiej już tego nie napiszę xD Mam nadzieję, że jest znośnie.

Co, myśleliście że w końcu wszyscy się domyślą? A guzik. Nie będzie tak łatwo xD

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro