Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Udajmy, że wcale nie jest parę minut po północy, kiedy to wrzucam xD

Dzięki za wszystkie komentarze i głosy i zapraszam na kolejny rozdział <3

---

*Peter*

Po świętach nie działo się właściwie nic ciekawego. Każdy dzień wyglądał podobnie do poprzedniego. Na całe szczęście udało mi się parę razy odwiedzić wieżę. Za każdym razem miło spędzałem tam czas, a wszyscy wydawali się naprawdę cieszyć z mojej obecności. Czasami trenowaliśmy, a czasami tylko się wygłupialiśmy. Często pomagałem też przy gotowaniu. Za każdym razem czułem się tam bezpiecznie, zupełnie jak w domu.

Spotkałem się też z MJ i Nedem, żeby wymienić się prezentami. Od razu po ich rozpakowaniu zaczęliśmy z Nedem układać zestaw lego, który ode mnie dostał, a MJ patrzyła na nas z rozbawieniem, czytając nową książkę, którą dostała od Neda. Zaprosiłem ich parę razy do siebie, kiedy miałem pewność, że May będzie w pracy.

Znalazłem też nowe miejsce, gdzie mogłem posiedzieć na patrolu. Rozciągający się stamtąd widok zapierał dech w piersiach. Potrafiłem spędzić tam cały dzień, podziwiając panoramę miasta. Udało mi się zrobić niesamowite zdjęcie zachodu słońca, które od razu postanowiłem wysłać MJ i Nedowi. Oczywiście moje szczęście Parkera i tym razem nie zawiodło i zamiast do nich wysłałem je na grupowy czat.


Peter

*zdjęcie zachodu słońca z wysokiego budynku*

MRB

DZIECIAKU

Peter

cholera zła grupa

ale patrzcie jaki ładny zachód

Pani Nat

To ty zrobiłeś to zdjęcie?

Peter

tak

MRB

DZIECIAKU NA DÓŁ

Peter

chcesz żebym skoczył?

MRB

NIE

Pani Nat

NIE

Pan Dziadek

NIEEE

Pan Sam

skacz

Pan Bucky

zrób salto!

Peter

dobra

Pan Łucznik

NIEEE

Pani Nat

NIEEE

MRB

NIEEE

Pan Dziadek

NIEEE

Peter

spokojnie żartowałem nie jestem taki głupi

MRB

Złaź na dół

Co jeśli spadniesz?

Peter

nie spadnę

Pani Nat

Czemu wgl tam wszedłeś?

Peter

bo jest ładny widok?

Pan Łucznik

Omg gdzie jest to miejsce?

Peter

nie powiem ci

Pan Łucznik

czemu?

Peter

bo tak

Przerwałem na chwilę, zastanawiając się, co im odpisać. Jeśli im powiem, to pewnie prędzej czy później tu przyjdą i zobaczą, że przychodzi tu Spider-Man. Raczej nie będzie im trudno skojarzyć fakty.

mam plany co do tego miejsca

MRB

Awww nasz malutki pajączek chce tam przyprowadzić swoją dziewczynę

Peter

nigdy nie wiesz

Pani Nat

Awww

Pani Czarownica

Wiesz jakbyś potrzebował porady to możesz podbić do mnie albo Nat

Pani Nat

dokładnie

Peter

nie dzięki

MRB

Czy to AJ?

Peter

masz na myśli MJ?

MRB

Przecież to napisałem

Peter

*wysyła screena chatu gdzie MRB napisał AJ*

MRB

Więc to ona?

Peter

Uuups słyszeliście to?

Pani Nat

Ale co?

Peter

musze lecieć sprawdzić co to

MRB

Nie skończyliśmy jeszcze

Peter

Paaaa


Tak zleciała mi prawie cała przerwa świąteczna. Wreszcie mogłem zrobić sobie dzień wolny od wszystkiego. Bez szkoły, bez stażu, jedynie patrolując gdzieniegdzie. Większość czasu spędzałem w mieszkaniu sprzątając, lub odpoczywając gdy nie było May. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebowałem takiego nic nie robienia. Przed podjęciem stażu miałem czas na wszystko, ale teraz... Nie chciałem wyjść na niewdzięcznego, bo uwielbiałem tam chodzić, ale czasami czułem się wykończony. 

Niestety wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Tak też musiało się stać z feriami świątecznymi i musiałem wrócić do szkoły. Kiedy obudziłem się pierwszego dnia po przerwie świątecznej zobaczyłem, że wszystko pokrywa śnieżny puch. Wyglądało to przepięknie, ale nie wróżyło za dobrze moim pajęczym zmysłom. Śnieg sprawiał, że wszystko było jakieś dziesięć razy jaśniejsze niż zazwyczaj, co oznaczało, że najpewniej czeka mnie nieunikniony ból głowy. Miałem nadzieję, że uda mi się jakoś go uniknąć, bo dzisiaj miał też być mój pierwszy dzień stażu po przerwie i chciałem być w dobrym humorze, kiedy w końcu spotkam się z panem Starkiem. Nie mogłem już się doczekać, aż zobaczę go i jego laboratorium. Co prawda widziałem go niedawno jako Spider-Man, ale to nie to samo co spotkać go jako Peter Parker. 

Myśląc o panu Starku, od razu przyszedł mi do głowy MRB. Minęły już dwa miesiące, odkąd zaczęliśmy ze sobą pisać, a nadal się nie spotkaliśmy. [Minęły też równe dwa miesiące od wstawienia pierwszego rozdziału tej książki! 🎉 I serio nie zrobiłam tego celowo, zbieg okoliczności 🙃] Zaczynałem już powoli myśleć o napisaniu im kim jestem, ale chciałem jeszcze trochę z tym poczekać. No i oczywiście najpierw musieliby mi sami powiedzieć kim są. Miałem do nich mnóstwo pytań i nie mogłem się doczekać, żeby zobaczyć ich twarze. Ciekawiło mnie, czy moje wyobrażenia są chociaż bliskie prawdzie.

Atmosfera w mieszkaniu nieco się poprawiła, jak przypuszczałem dzięki moim większym zarobkom. May wyglądała na bardzo zadowoloną, że może sobie teraz pozwolić na kupno nowych ubrań, czy zimowych butów, które zdecydowanie nie należały do najtańszych. W kwestii jedzenia nie zmieniła zbyt wiele, nadal kupowała dokładnie to samo, w takich samych ilościach, a ja nadal mogłem brać jedzenie tylko za jej zgodą. Zaczęła nawet rzadziej chodzić do pracy, bo przynosiłem do domu więcej pieniędzy niż ona. To było strasznie nie fair. Ostatnio nawet usłyszałem jak mówiła coś o rezygnacji z pracy, rozmawiając z jakąś koleżanką przez telefon, jednak na całe szczęście na razie tego nie zrobiła. Jeśli by zrezygnowała, to nie dość że musiałbym znosić jej obecność cały czas, to jeszcze finansowo wrócilibyśmy do punktu wyjścia, co zapewne spowodowałoby jej gorszy humor. A May w gorszym humorze, to May której wolałem unikać.

– Hej Peter, co tam? – przywitał mnie Ned, kiedy wszedłem do szkoły, wytrącając mnie z zamyślenia.

– Dobrze. Co masz teraz?

– Angielski? Albo chemię? Nie jestem pewny – odpowiedział i wyciągnął telefon, żeby sprawdzić. Uśmiechnąłem się z rozbawieniem, kiedy okazało się, że nie ma żadnej z tych dwóch lekcji. Ja nie miałem takich problemów, odkąd zyskałem swoje moce. Wszystko samo wchodziło mi do głowy.

– Możesz iść już do klasy, ja muszę jeszcze znaleźć coś w szafce.

Ned przytaknął i poszedł, zerkając co chwilę w telefon, a ja zacząłem przeglądać rzeczy w mojej szafce, szukając książki do biologii. Przekopałem już niemal wszystko i nadal nie umiałem jej znaleźć.

– Tego szukasz?

Odwróciłem się i zobaczyłem Flasha, trzymającego moją książkę. Westchnąłem, przewidując co może się za chwilę stać. Najwyraźniej specjalnie czekał, aż korytarz opustoszeje, żeby nie mieć żadnych świadków. 

– Flash oddawaj mi to.

Próbowałem wyrwać mu książkę z rąk, ale szybko ją ode mnie odsunął. Próbowałem dalej, ale podniósł ją nad głowę ze złośliwym uśmieszkiem, tak żebym nie miał jak jej dosięgnąć. W momentach takich jak ten, marzyłem o tym, żeby wiedział, że jestem  Spider-Manem. Mógłbym mu ją wtedy odebrać bez żadnego problemu i przy okazji skopać mu trochę tyłek, ale wolałem utrzymać swoją tożsamość w tajemnicy.

– Co? Chciałbyś to dostać?

"Nie macham rękami tylko dlatego, żeby odlecieć daleko od ciebie" pomyślałem z irytacją. Nie był to w sumie taki najgorszy pomysł. 

W końcu Flash rzucił moją książką na środek korytarza, a ja odwróciłem się, żeby po nią pójść. Poczułem, że chwycił mnie za ramię, chcąc odwrócić mnie w swoją stronę i chociaż normalnie odwróciłbym się i pozwolił mu mnie uderzyć, to teraz byłem tak wkurzony, że nie do końca panowałem nad sobą. Szedłem dalej, tak jakby zupełnie nic się nie stało, podniosłem książkę i poszedłem w stronę klasy, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem. Czułem na sobie jego wściekły wzrok i zdawałem sobie sprawę z tego, że pewnie po szkole mnie znajdzie, ale miałem to teraz gdzieś. Z trudem powstrzymałem się od odwrócenia się w jego stronę i pokazania mu środkowego palca. Byłem pewny że MJ zrobiłaby to bez żadnego wahania.

***

– Dzień dobry panie Stark – powiedziałem, wchodząc do laboratorium z opuszczoną głową. Powód był niesamowicie prosty. Tak jak przypuszczałem, Flash mi nie odpuścił i znalazł mnie po szkole wraz ze swoimi kolegami. Jednym z efektów tego spotkania było moje podbite oko. Nie chciałem martwic pana Starka swoimi problemami, więc wolałem przemilczeć pewne sprawy. Poza tym gdyby dowiedział się, że gnębi mnie Flash, który udawał bycie Spider-Manem... chyba wolałem nie wiedzieć, co mogłoby mu się stać.

– Hej dzieciaku, jak tam Święta i Nowy Rok? – zapytał, patrząc znad papierów.

– Niesamowicie – odpowiedziałem, jednak bez mojego zwykłego entuzjazmu. Położyłem plecak na podłodze obok biurka i chwyciłem za ołówek, żeby dokończyć schemat, nad którym ostatnio pracowałem. Nie było to moje zwyczajne zachowanie, ale miałem nadzieję, że nie zwróci na to większej uwagi. Zwykle gdy mnie o coś pytał, strasznie się rozgadywałem. Nie miałem nawet pojęcia, czy zazwyczaj słucha mojego bełkotu, ale nigdy nie zapominał zapytać jak mi minął dzień, więc chyba mu to nie przeszkadzało.

– Jak tam w szkole? – zapytał pan Stark jak zawsze.

– Było w porządku – odpowiedziałem krótko, dalej nie patrząc w jego stronę.

Czułem jak się we mnie wpatruje, ale uparcie nie podnosiłem głowy. Po chwili cicho westchnął i chyba odpuścił. Przez cały ten czas siedziałem z nasuniętym kapturem, więc nie miał jak zobaczyć mojego oka. Miałem nadzieję jakoś to ukryć przez cały dzień, chociaż wiedziałem, że graniczy to z cudem. Wydawało mi się, że już zaczął coś podejrzewać, ale nie chciał za bardzo na mnie naciskać.

Siedzieliśmy w kompletnej ciszy już dobre pół godziny, kiedy usłyszeliśmy dźwięk windy i zauważyłem wychodzącą z niej kobietę. Szybko rozpoznałem panią Nataszę. Cholera. Brakowało mi tu jeszcze rosyjskiego super szpiega.

– Cześć Stark. Hej Peter – powiedziała, wchodząc do laboratorium, a ja kiwnąłem jej głową na powitanie, nadal starając się ukryć swoją twarz. – Clint znowu zgubił swój aparat słuchowy. Czy coś ci o tym wiadomo? – zapytała, krzyżując ramiona i patrząc podejrzliwie na pana Starka. 

– Możliwe, że go pożyczyłem.

– Po co?

– Żeby go ulepszyć? – odpowiedział, ale zabrzmiało to bardziej jak pytanie. 

Natasza przewróciła tylko oczami, czekając aż go znajdzie. Spojrzała na mnie, a ja szybko spuściłem głowę, w myślach modląc się, żeby nie zauważyła mojego podbitego oka.  Czułem, że wpatrywała się we mnie, dopóki pan Stark nie wręczył jej tego, po co przyszła. Rzuciła mi jeszcze ostatnie spojrzenie i weszła do windy.

– Powiesz mi w końcu, co się dzieje? - zapytał pan Stark, kiedy tylko drzwi windy się zamknęły.

– Hmm? – mruknąłem, udając że go nie usłyszałem.

– Pytam czemu się tak dziwnie zachowujesz?

– Nie zachowuje się dziwnie – odpowiedziałem nieco spanikowanym tonem. Cholera. Na pewno ci uwierzy Peter.

– Tak, a ja jestem święty. Spójrz na mnie – powiedział, podchodząc do mojego biurka. – Dzieciaku – westchnął, kiedy nie zareagowałem. – Peter! – powiedział, podniesionym tonem i aż podskoczyłem na krześle. Nie spodziewałem się tego i trochę mnie przestraszył. Niestety spowodowało to, że mój kaptur spadł, odsłaniając moją twarz. Spojrzałem ze strachem na pana Starka, a on cofnął się o krok, wciągając z sykiem powietrze.

– Co się stało? – zapytał i podszedł bliżej, żeby lepiej się przyjrzeć. – Znowu ktoś cię napadł? Kiedy to się stało?

– Panie Stark, wszystko jest w porządku – próbowałem go przekonać. Wiedziałem, że do jutra nie będzie po tym śladu, więc nie widziałem powodu do paniki.

– FRIDAY, powiedz Brucowi, żeby natychmiast przyszedł do zabiegówki – powiedział, zupełnie mnie ignorując i chwycił mnie za ramię, ciągnąc mnie w stronę windy. Całą jazdę próbowałem go przekonać, że nic mi nie jest i tylko nie potrzebnie przeszkadza panu Bannerowi. Próbował wyciągnąć ze mnie co się stało, ale ja uparcie odmawiałem odpowiedzi. W końcu zaczęliśmy się niemal przekrzykiwać, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co mówi druga osoba.

Oboje ucichliśmy, kiedy usłyszeliśmy głośny krzyk: "Chłopaki!" dochodzący z otwartych drzwi windy. Stał tam pan Bruce, ubrany w fartuch czekając aż się uspokoimy. Nie widział mojego oka, dopóki nie odwróciłem się w jego stronę. Podobnie jak wcześniej pan Stark wciągnął powietrze w zaskoczeniu i podszedł bliżej, żeby się lepiej przyjrzeć.

– Co się stało? – zapytał.

– Właśnie próbuje to z niego wyciągnąć, ale nie chce mi powiedzieć – odpowiedział z irytacją pan Stark.

Kiedy pan Banner zaprowadził mnie do zabiegówki od razu wyjął słoiczek z jakąś maścią i zaczął smarować miejsce zranienia. Westchnąłem pokonany. Doskonale wiedziałem, że cokolwiek to jest i tak nie pomoże w takim stopniu, jak moje przyspieszone leczenie, ale poddałem się zabiegowi. Nawet ból już nie był tak duży. Właściwie prawie nic już nie czułem, więc nie było potrzeby, żeby ktokolwiek się tak martwił.

– Och Bruce tu jesteś – powiedziała pani Natasza, wchodząc do pokoju. Przerwała w połowie zdania, kiedy mnie zobaczyła – Co się stało?

To już był trzeci raz w ciągu dziesięciu minut, kiedy ktoś o to pyta.

– Właśnie Peter, co się stało? – zapytał pan Stark, stając koło pani Nataszy i krzyżując ramiona.

– Skończyłem już, więc możesz nam teraz powiedzieć – dodał pan Bruce, wstając i dołączając do pozostałej dwójki.

– Ummm... Wyskoczyłem przez okno – powiedziałem i zauważyłem, jak wszyscy się spięli i już otwierali usta, żeby mi przerwać – z parteru – dodałem szybko. Zauważyłem, jak odetchnęli z ulgą.

– Ale to nie tłumaczy podbitego oka – zauważyła pani Natasza, wskazując na moje zranienie.

– Och tak... to. Właściwie to miałem zamiar skoczyć ale... –przerwałem w połowie.

– Ale co? – zapytał pan Stark.

– Zapomniałem otworzyć okna – odpowiedziałem, uśmiechając się z zakłopotaniem. 

Ta historia naprawdę raz się wydarzyła. MJ umierała wtedy ze śmiechu, ale kiedy zobaczyła moje podbite oko, które było wynikiem spotkania z klamką, przestała i szybko nałożyła jakąś maść, zupełnie jak pan Banner. Uwielbiała wypominać mi ta sytuację. Miałem nadzieje, że pan Banner nie będzie też się ze mnie nabijał.

Pokiwali niepewnie głowami. Pan Stark uśmiechał się pod nosem i nic już nie mówiąc, pokazał mi tylko, żebyśmy wracali do laboratorium. Przytaknąłem dziękując szybko panu Bannerowi za pomoc i pomachałem pani Nataszy, która odmachała mi z uśmiechem.

*Natasza*

Nie wierzyłam mu. Na litość boską jestem szpiegiem, a to wytłumaczenie było tak głupie, że nie wiem jak ktokolwiek mógłby w nie uwierzyć. Wróciłam do mojego pokoju, zupełnie zapominając, co chciałam od Bruca. Co mogło się stać? Ktoś go pobił? Napadli go? Ktoś się nad nim znęca? Pamiętałam, że Stark mówił o jakimś napadzie na niego, ale wtedy nie miał żadnych obrażeń. Czy była szansa, że to się znowu wydarzyło? To Nowy Jork, szansa była spora, nawet jeśli w pobliżu był Spider-Man. Znęcanie się? Nie znałam go na tyle dobrze, żeby zauważyć jakiekolwiek objawy. Może ktoś go gnębił w szkole? W końcu szedł tutaj prosto z lekcji...

– FRIDAY możesz zhakować kamery w szkole Petera? I nie mów o tym Tony'emu proszę.

– Oczywiście pani Nat.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Niedawno udało mi się przekonać Starka do zmiany tego, jak nazywała mnie jego sztuczna inteligencja. Nie obyło się bez paru gróźb i szantażu, ale najważniejszy był efekt.

– Co chciałaby pani zobaczyć?

– Pokaż ostatnie nagranie z dzisiaj na którym jest Peter – powiedziałam i usiadłam przy moim komputerze. Nagranie ruszyło i zobaczyłam go, żegnającego się z dwoma nastolatkami. Jak przypuszczałam byli to jego przyjaciele. Po chwili oddzielili się i każdy z nich ruszył w inną stronę. Nagranie przełączyło się na inną kamerę. Czwórka zdecydowanie lepiej od niego zbudowanych chłopców, zatrzymała go na korytarzu, przyszpilając go do ściany. Po chwili zaczęli go okładać, a kiedy przewrócił się na ziemię, zaczęli go kopać z coraz większą agresją. Poczułam złość, bo doskonale wiedziałam, że nic nie mogę teraz na to poradzić. Nie mogłam ich powstrzymać, bo było już za późno. Nie ważne jak bardzo bym chciała, to nie mogłam się tam po prostu pojawić i sprać ich na kwaśne jabłko.

– Dostałeś na co zasłużyłeś, za tą akcję z książką Parker – powiedział chłopak, stojący w środku i uderzył go prosto w twarz, podbijając mu oko. Cóż, musiałam przyznać, że okno o którym mówił wyglądało nieco niestandardowo.

Większość napastników oddalała się już, śmiejąc się i żartując z leżącego Petera, ale chłopak który podbił mu oko, stał nieco dłużej, najwyraźniej napawając się swoim zwycięstwem. Dopiero po dłuższej chwili odwrócił się, chcąc dołączyć do reszty. Kiedy to zrobił zamarłam. Szybko zatrzymałam obraz i przyjrzałam się bliżej, nie wierząc własnym oczom.

– FRIDAY, kto to jest? – zapytałam z jadem w głosie, chcąc mieć stuprocentową pewność.

– Flash Thompson.

– Co do cholery? – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się szybko, wyciągając nóż, ale za mną stała tylko Wanda. Jakimś cudem nie zauważyłam, że weszła do mojego pokoju. Kiedy zobaczyłam, że to tylko ona, westchnęłam z ulgą i odwróciłam się z powrotem w stronę monitora.

– Wiesz co to znaczy?

– Ten gnojek gnębi Petera – powiedziała z jadem w głosie, patrząc bliżej na monitor. – Czekaj, to znaczy, że to Peter był na tym nagraniu, które wyciekło, kiedy Flash był uważany za Spider-Mana. Czyli to Peter był tym dzieciakiem? – powiedziała w zamyśleniu. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Zupełnie o tym nie pomyślałam. Od konferencji nie myślałam w ogóle o tym nagraniu. – Nat... Nat, o co chodzi? – zapytała Wanda, próbując zwrócić moją uwagę. – Halo? Wpadłaś na coś?

– Peter jest Spider-Manem.

---

Tutaj można pisać "wreszcie" XD --->

Tak, w końcu Natasza dodała dwa do dwóch.

Jak się wam podobał rozdział?

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro