Rozdział 37

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam

Trochę spóźniony ale jest 🙃

Zapraszam

---

*Peter*

Miałem już serdecznie dość noszenia mojego stroju przez cały dzień. Uwielbiałem go, ale ile można? Po całym dniu robiło się to już niewygodne, zwłaszcza że zazwyczaj bywałem w wieży zaraz po patrolach i nawet nie miałem jak się odświeżyć. Znalazłem jednak na to rozwiązanie, które zamierzałem przetestować w sobotnie spotkanie. 

Otworzyłem szafę, starając się tam znaleźć cokolwiek, w czym nikt nie widział mnie jako Petera Parkera. Nie było to łatwe, bo nie posiadałem zbyt wielu ubrań. Kiedy w końcu udało mi się coś wygrzebać, ubrałem szybko maskę i upewniłem się, czy wyrzutnie sieci są na nadgarstkach, po czym wyskoczyłem przez okno i poleciałem w stronę wieży.

Szybko wskoczyłem przez jak zwykle otwarte dla mnie okno. Już od dłuższego czasu zawsze zastawiali je dla mnie, żebym mógł przyjść kiedy tylko chcę. Co było zaskakujące, wszyscy siedzieli na kanapie przed telewizorem. Nie była to codzienna sytuacja, bo zazwyczaj brakowało przynajmniej jednej osoby. Patrzyli w zaskoczeniu na moje ubranie.

– Hej wszystkim – przywitałem się, przerywając ciszę.

– Niezłe wdzianko – odpowiedział natychmiast pan Pietro.

– Strój był już naprawdę niewygodny, więc pomyślałem, że wpadnę w moich ciuchach – wytłumaczyłem.

– Dobrze wiedzieć jaki masz gust co do ubioru, człowieku pająku – powiedział pan Thor swoim donośnym głosem. Uśmiechnąłem się do niego i szybko usiadłem pomiędzy nim, a panem Starkiem.

– Jak to się stało, że jesteście tu wszyscy jednocześnie? – zapytałem z ciekawością.

– Nie mamy nic teraz do roboty – powiedział pan Sam, wzruszając ramionami.

– To chyba dobrze, nie? – zapytałem niepewnie. Czułem jak wszyscy nadal patrzą na moje ubranie. To było dla nich coś nowego i widać było, że trochę ich zszokowałem swoim pomysłem.

– Hej, taki sam T-shirt ma Peter – zauważył ze zdziwieniem pan Stark. Słysząc to zacząłem się robić nerwowy. Miałem nadzieję, że nie zauważy niczego nadzwyczajnego. W końcu każdy mógłby mieć podobny T-shirt, prawda? 

– Peter? – zapytałem, przekręcając lekko głowę. Postanowiłem grać głupiego, stara dobra taktyka, która zadziwiająco często działała. 

– Och tak, to stażysta Tony'ego. Myślałam, że o nim wiesz? – zapytała pani Pepper ze zdziwieniem. Cóż, jak widać ta taktyka nie zawsze działała.

– Och taaak – odpowiedziałem, udając że sobie przypominam. Cholera, Peter chyba trochę przesadziłeś z tym graniem głupiego.

– W końcu macie taką samą koszulkę, to na pewno oznacza, że jesteście spokrewnieni – zażartował pan Clint i przewrócił oczami. Pan Stark spojrzał na niego groźnie, nic nie mówiąc, po czym odwrócił się do mnie i zaczął uważniej przyglądać się mojej koszulce.

– Ale to JEST koszulka Petera – powiedział w końcu, a mnie zmroziło. Wszyscy nagle ucichli. – Nawet materiał jest przypalony dokładnie w tym samym miejscu. Pamiętam to, bo sam to zrobiłem przez przypadek, kiedy razem pracowaliśmy - powiedział wskazując na brązową plamę. Przełknąłem ślinę i zamarłem, nie wiedząc co robić.

– Jesteście braćmi? – zapytał pan Thor.

– Nie – odpowiedziałem od razu i zakląłem w myślach. Przecież to by była doskonała wymówka.

– Kuzyni? – próbował zgadywać pan Bucky. Pokręciłem tylko głową zrezygnowany.

– W takim razie kim? – zapytał zdezorientowany pan Stark.

Nie miałem pojęcia co mam na to odpowiedzieć. Bezradnie spojrzałem na siedzące na kanapie dziewczyny, szukając pomocy. Wyglądały na równie zmartwione jak ja, ale miałem nadzieje, że też starają się znaleźć jakąś wymówkę.

– Kochankiem! – wykrzyknęła nagle pani Wanda, po czym zakryła usta dłonią. Wszyscy powoli odwrócili się w jej stronę. Ja także spojrzałem na nią z szokiem. Pani Natasza siedząca obok niej, najpierw wytrzeszczyła na nią oczy w zdziwieniu, po czym zaczęła zwijać się ze śmiechu.

– Kochankiem? – zapytał z niedowierzaniem pan Stark, patrząc na mnie wyczekująco. Najwyraźniej czekał, czy potwierdzę te wieści.

Popatrzyłem na niego, gorączkowo myśląc o innej wymówce, jednak kiedy żadnej nie znalazłem kiwnąłem głową bez słowa. Zacząłem wyklinać w myślach panią Wandę i siebie. Kiedy tylko to potwierdziłem, pani Wanda dołączyła do pani Nataszy, zwijając się ze śmiechu. Rozglądając się dookoła, zauważyłem, że nikt nie miał z tym żadnego problemu. Wszyscy raczej uśmiechali się do mnie. Miło było wiedzieć, że są tolerancyjni, ale inna sprawą było to, że ja miałem z tym problem. Bardzo poważny problem.

– Czemu ty, albo Peter nam nie powiedzieliście? – zapytała pani Pepper, przytulając mnie. Pan Stark stał chwile niezdecydowany, zanim nie dołączył do uścisku. Niedługo potem przytulała mnie już cała drużyna. Cóż prawie, bo Wanda i Natasza nadal leżały na podłodze ze śmiechu i póki co niemal nikt nie zwracał na nie uwagi.

– Czemu się tak śmiejecie? – zapytał w końcu pan Clint.

– B-bez... powo-du... – odpowiedziała pani Natasza, ledwo łapiąc oddech.

– Nat nie widziałem, żebyś się tak śmiała odkąd... w sumie nigdy nie widziałem, żebyś się tak śmiała. O co chodzi? – zapytał, patrząc na nią dziwnie.

Czekaliśmy, aż w końcu przestaną się śmiać, co wcale nie trwało tak krótko, jak przypuszczaliśmy. Po paru minutach śmiechu, wreszcie wstały i spojrzały na nas.

– Więc, czemu się tak śmiałyście? – zapytał pan Bucky.

– Bo już wiedziałyśmy – odpowiedziała Natasza, dalej chichocząc.

– Co?! – wykrzyknęli niemal wszyscy w tym samym momencie.

– Tak, razem z Wandą wiedziałyśmy, że oni... randkują – doprecyzowała, parskając śmiechem przy ostatnim słowie. Spojrzałem na nią zabójczym wzrokiem, chociaż wiedziałem, że spod maski tego nie zauważy.

– Spoko, ale to dalej nie wyjaśnia, czemu się tak śmiałyście – kontynuował przesłuchanie pan Bucky.

– To coś między nami. Nie zrozumiesz – odpowiedziała Wanda i lekceważąco machnęła ręką.

– To możesz to wytłuma... – zaczął pan Clint.

– NIE! – cała nasza trójka przerwała mu, krzycząc w tym samym momencie. Pan Clint usiadł lekko naburmuszony z powrotem w swoim fotelu, mamrocząc coś pod nosem. Dziewczyny starały się znowu nie roześmiać, kiedy pan Stark wraz z resztą atakowali mnie milionem pytań, na które starałem się odpowiedzieć, najlepiej jak umiałem.

– Od kiedy? – padło pierwsze pytanie.

– Jakoś... od roku - powiedziałem niepewnie.

– Jak?

– ...co jak? – zapytałem się, marszcząc brwi.

– Zignoruj go. Gdzie się spotkaliście?

– Och umm... w szkole? – odpowiedziałem z wahaniem.

– Czekaj. Chodzicie razem do szkoły?

– Och już nie... długa historia – szybko sprostowałem, jednocześnie wyklinając się w myślach.

– Czyli wie kim jesteś?

– Tak.

– Czy my możemy też wiedzieć? – zapytał pan Pietro. Nikt wcześniej mnie o to bezpośrednio nie pytał, więc była to dla mnie nowość. Wszyscy na niego spojrzeli. – No co? Chciałbym już wiedzieć.

– Tak, ja też.

– Dokładnie.

– Słuchajcie – zacząłem. – Nie teraz... proszę.

– Ale czemu? – zapytał pan Stark z zawodem w głosie.

– Po prostu... chyba... się boję – odpowiedziałem z wahaniem.

– Ale czego? – wtrącił się pan Steve.

– Niczego – odpowiedziałem, kręcąc głową. Żeby wytłumaczyć im o co dokładnie chodzi, musiałbym powiedzieć im kim jestem. – Wanda, Natasza, mogę was prosić na słówko?

– Więc teraz one są po prostu Wandą i Nataszą, a my dalej jesteśmy panami i paniami? – zapytał wyraźnie niezadowolony pan Stark. Zatrzymałem się w połowie drogi patrząc na niego zabójczym wzrokiem.

– Tak.

Odwróciłem, się w stronę dziewczyn, chwytając je za ramiona i ciągnąc w stronę korytarza. Szybko wszedłem do pierwszego lepszego pokoju, nie rozglądając się w nim za bardzo. Nie miałem na to teraz czasu, jednak po szybkim spojrzeniu, stwierdziłem że prawdopodobnie jest to pokój Nataszy. Przez całą drogę nie zamieniliśmy, ani słowa, a kiedy tylko upewniłem się, że na pewno nikt nie wejdzie, odwróciłem się w ich stronę i zdjąłem z twarzy maskę.

– Macie teraz wielkie kłopoty – powiedziałem, patrząc na nie z naganą. Wpatrywały się we mnie chwilę, zszokowane zmianą głosu i samym faktem, że w końcu pokazałem twarz. Teraz i tak nie miało to znaczenia, bo przecież wiedziały. Kiedy początkowy szok minął, obie mnie przytuliły, a ja zdołałem tylko wymamrotać, że ich nienawidzę, na co obie się roześmiały, bo doskonale wiedziały, że tylko się droczę. Kiedy skończyliśmy się przytulać, zacząłem się im badawczo przypatrywać.

– Hej Peter – powiedziała z uśmiechem Wanda.

– Hej Wanda – odpowiedziałem też się uśmiechając.

– Hej Peter – tym razem przywitała się Natasza.

– Hej Natasza – westchnąłem, kręcąc głową i zacząłem się śmiać, a one szybko do mnie dołączyły, Kiedy w końcu się uspokoiliśmy, usiedliśmy na podłodze, patrząc się na siebie nawzajem.

– Więc, teraz umawiam się sam ze sobą – westchnąłem, a one się znowu roześmiały. – Serio?

– Przepraszam, to była moja pierwsza myśl – powiedziała Wanda, patrząc na mnie z poczuciem winy, ale też rozbawieniem.

– W porządku, ale wy dwie macie mi pomóc to ukryć – powiedziałem, a one szybko przytaknęły.

– Planujesz powiedzieć reszcie?

– Tak, ale... nie teraz. Nie jestem gotowy – odpowiedziałem z lekkim wahaniem. Przytaknęły i znowu zapadła cisza. – Wiedziałyście, prawda? W sensie, nie odkryłem właśnie przed wami mojej tożsamości, prawda?

– Och, oczywiście że wiedziałyśmy – szybko potwierdziła Natasza.

– Więc chyba możemy wracać, co?

– Tak, jasne – powiedziałem, po czym wyszliśmy z pokoju Nataszy, dołączając do pozostałych.

*Avengers*

– Wiedzieliście? – zapytał Tony. Wyglądał na bardziej zaskoczonego, niż pozostali. Był dość blisko zarówno z Peterem, jak i Spider-Manem. To było szokujące, że dwie osoby o których myślał, niemal jak o własnych synach, spotykały się, a on nic o tym nie wiedział. Nie był zły, tylko zaskoczony. Kiedy dłużej nad tym pomyślał naprawdę cieszył się ich szczęściem.

– Nie miałem pojęcia – odpowiedział Steve.

– Muszą naprawdę słodko razem wyglądać. Znaczy wiecie, oni są prawie jak jedna osoba, pasują do siebie jak ulał – wtrąciła Pepper, uśmiechając się. Wszyscy szybko się z tym zgodzili.

– Stark, wiedziałeś że jest... no wiesz, gejem? – zapytał Sam. Tony pokręcił tylko głową.

– Nie. Właściwie myślałem, że Peter lubi tą dziewczynę, Michelle. Zawsze tyle o niej gadał po szkole.

– Ale czy to nie jest super? – zapytał podekscytowany Bruce. Bardzo polubił zarówno Petera, jak i Spider-Mana i cieszył się, że mogą być razem. Wszyscy przytaknęli, wciąż się uśmiechając.

– Wróciliśmy! – krzyknął Spidey, otwierając drzwi.

Reszta wieczora upłynęła im na odpowiadaniu na mnóstwo pytań i przytaczaniu zmyślonych historii, które musieli wymyślać całą trójką. Jeśli Peter miał być szczery, to była to dla niego naprawdę niezła zabawa, choć miał też lekkie poczucie winy, że musi ich tak okłamywać. Jego strach przed odrzuceniem był jednak silniejszy i nie mógł sobie pozwolić na utratę ich towarzystwa zarówno jako Peter jak i Spider-Man. Nat i Wanda też całkiem nieźle się bawiły i całe spotkanie skończyło się, po zaśnięciu wszystkich na kanapach.

---

Hehe, co sądzicie? Przyznam szczerze to był jeden z tych zwrotów akcji, dla których zaczęłam pisać to tłumaczenie xD

Troszku krótszy ten rozdział, ale za to jaki treściwy 🙃

Wleciał tez kolejny shocik do Irondad bingo, kto chce zapraszam do sprawdzenia.

Postaram się następny rozdział na czwartek, ale nic nie obiecuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro