Rozdział 38

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam

Oto obiecany rozdział, przepraszam że nie wczoraj, ale trochę brakło mi czasu.

---

Wokół panowała nieprzenikniona ciemność. Wymacałem ścianę i szedłem wzdłuż niej, szukając włącznika. Kiedy w końcu udało mu się go wymacać, pstryknąłem, ale zupełnie nic się nie wydarzyło. Spróbowałem znowu i znowu, ale ciemność nie chciała ustąpić. Wysiadł prąd, czy to po prostu May, zapomniała zapłacić rachunków? Po chwili jednak uświadomiłem sobie, że powinienem widzieć cokolwiek. Chociaż zarysy przedmiotów.

Ruszyłem powoli w stronę, jak mi się wydawało kuchni. Kiedy tam dotarłem, usłyszałem krzątająca się tam ciocię. Jak ona mogła cokolwiek widzieć w tych egipskich ciemnościach?

- Ciociu, gdzie jesteś? - zawołałem.

- Przecież stoję obok - odpowiedziała zdziwiona.

- Jakim cudem cokolwiek widzisz? - zapytałem, marszcząc brwi. Nagle zacząłem sobie uświadamiać, że widzę prześwit światła na obrzeżach. Zupełnie tak, jakby ktoś zasłonił mi oczy, zostawiając nieco miejsca po bokach. Zacząłem gwałtownie łapać powietrze i osunąłem się po ścianie. Nie mogłem oddychać. Czy ja oślepłem?

Obudziłem się zlany potem, ciężko dysząc. Nadal nic nie widziałem. Zacząłem w panice dotykać swojej twarzy. Szybko wyczułem na niej maskę i odetchnąłem z ulgą. Musiałem w niej zasnąć. Tylko czy będę cokolwiek widzieć, kiedy już ją zdejmę? Przełknąłem ślinę i szybko zerwałem maskę z twarzy, widząc światło. Niemal rozpłakałem się, czując wypełniającą mnie ulgę.

Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, jak wielki błąd popełniłem. Wpatrywało się we mnie dwanaście par oczu. Cholera. Nie. Nie. Nie. Jak mogłem zapomnieć, że wciąż jestem w wieży? Wanda i Natasza wpatrywały się we mnie z lekkim zaskoczeniem, ale miny reszty wyrażały totalny szok.

- Co do cholery? - przełamał ciszę pan Bucky.

- To ty jesteś Spider-Manem? - zapytał z lekka pogardą w głosie pan Sam.

- Jak mogłeś mnie tak oszukiwać? - zapytał z wyrzutem pan Stark. - Myślałem, że mi ufasz - dodał ze smutkiem.

- Wolałeś udawać, że umawiasz się sam ze sobą, zamiast powiedzieć nam prawdę? - zapytał z niedowierzaniem pan Steve.

Reszta patrzyła na mnie z wyrzutem, nic nie mówiąc, a pani Pepper zakrywała usta dłonią. Rozejrzałem się w szoku dookoła i nie mając pojęcia co robić, szybko wyskoczyłem przez okno. Totalnie spanikowałem. Byłem świadomy, że prawdopodobnie tylko pogorszyłem tym swoją sytuację, ale to był impuls. Wolałem stamtąd uciec, niż znosić ich oceniające spojrzenia.

Zatrzymałem się w końcu na odległym wieżowcu, opadając na kolana i ukryłem twarz w dłoniach. Jedyne na co miałem teraz ochotę, to płakać. Stało się to, czego najbardziej się obawiałem. Teraz nie miałem już nikogo. Z moich oczy zaczęły cieknąć łzy i usiadłem, przyciągając kolana do klatki piersiowej. Co miałem teraz zrobić? Czy zaraz wszyscy się dowiedzą? Czy powiedzą wszystkim, że za maską skrywa się ten żałosny chłopak?

Kiedy już się trochę uspokoiłem, wytarłem łzy i zacząłem rozważać moje opcje. Na pewno musiałem wrócić do mieszkania. Tylko co, jeśli wszyscy już wiedzą? Ciocia May zabije mnie za ukrywanie tego faktu przed nią. Nie byłem pewny, czy na pewno mogę ufać Avengers, że zatrzymają moją tożsamość dla siebie.

Nagle uświadomiłem sobie mój kolejny błąd. Nie wziąłem ze sobą maski. Miałem przerąbane. Nie dość, że będę musiał ją jakoś odzyskać, to teraz siedziałem na dachu wieżowca, doskonale widoczny dla wszystkich, zupełnie niezakryty. Nawet jeśli Avengers nie zdradzą mojej tożsamości, to prawdopodobnie zaraz zrobię to sam.

Wytarłem szybko resztki łez i podszedłem do drzwi na dach, próbując je otworzyć. Przynajmniej tutaj sprzyjało mi dzisiaj szczęście, bo otwarły się bez problemu i wyszedłem na klatkę schodową. Teraz musiałem tylko zejść jakieś pięćdziesiąt pięter w dół i będę mógł spróbować jakoś dojść do mieszkania.

Kiedy wychodziłem z budynku, recepcjonista spojrzał na mnie dziwnie, jednak na całe szczęście mnie nie zatrzymał. Nie byłem daleko od mieszkania i po jakiś paru minutach, byłem już pod drzwiami. Nagle ogarnął mnie niepokój, a mój pajęczy zmysł zaczął wręcz wariować, każąc mi uciekać. Powoli sięgnąłem do klamki i z wahaniem przekręciłem ją.

Kiedy otworzyłem drzwi, aż krzyknąłem z przerażenia. Od progu ciągnęła się plama krwi, biegnąc w stronę salonu. Nozdrza wypełnił metaliczny zapach, a w uszach aż dzwoniło. Ociężałym krokiem ruszyłem w stronę salonu, podążając śladami zaschniętej już gdzieniegdzie krwi. Z przerażenia nie mogłem nawet wydobyć z siebie głosu. Kiedy dotarłem w końcu do progu, podniosłem wzrok i zobaczyłem leżące na środku pokoju ciało. Mimowolnie cicho załkałem, padając na kolana.

Moje nogi były jak z waty. Przeczołgałem się powoli w stronę cioci, niemal wywracając się w kałuży krwi. Wzrok miałem cały czas utkwiony w jej oczach. Pustych, martwych oczach.

Spojrzałem w dół, a mój wzrok przykuła rana na jej gardle. Miałem ochotę krzyczeć z przerażenia. Jej głowa wisiała niemal na kawałku skóry. Upadłem do tyłu i odczołgałem się w przerażeniu. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że całe moje ubranie było przesiąknięte jej krwią. Spojrzałem na swoje dłonie. Były całe czerwone.

Po prawej usłyszałem krzyk. Odwróciłem się i zobaczyłem naszą sąsiadkę. Patrzyła na mnie z lękiem, zakrywając usta dłonią. Zacząłem kręcić głowa w przerażeniu, a ona cofnęła się ze strachem, wypadając z mieszkania na korytarz.

Wstałem, chwiejąc się na boki i otworzyłem okno. Musiałem jak najszybciej stąd uciec. Nie mogłem tu zostać ani chwili dłużej. Wyskoczyłem szybko, nie zwracając uwagi na to, że nie mam na sobie stroju i każdy może mnie rozpoznać. To już i tak nie miało żadnego znaczenia. Dostałem się ostatkiem sił na dach budynku i upadłem na kolana, nie wiedząc co mam dalej robić. Nagle poczułem zgrubienie w kieszeni moich spodni. No tak. Moja komórka. Czat grupowy. Może oni powiedzą mi, co mam robić.

Peter

jesteście bardzo zajęci?

Pan Dziadek

Akurat siedzę w toalecie ale możesz pisać

Pan Bucky

Co ty tam tak długo robisz?

Pan Dziadek

Sram...

MRB

Jestem w klubie ze striptizem ale pisz śmiało dzieciaku

Pan Łucznik

Tylko nie zatkaj kibla bo MRB znowu będzie się darł

Pani Nat

Idioci...

Pani Czarownica

Co się stało?

Peter

nie chcę wam przeszkadzać...

Pan Szybki

daj spokój młody

 co się stało?

Peter

właśnie wróciłem do domu

moja ciocia nie żyje

Pani Natasza

O boże pajączku co się stało?

Peter

wróciłem a wszędzie było pełno krwi

 jestem cały w jej krwi

moje spodnie

koszulka

cały

MRB

O boże jak się czujesz?

Pani Natasza

Jak możemy ci pomóc?

Pan Łucznik

palmy krwi najszybciej usuniesz pod zimną wodą

tylko musisz to zrobić szybko póki nie zaschły

Peter

co ja mam teraz robić? 

ona leży dalej w mieszkaniu...

MRB

gdzie jesteś dzieciaku?

Pan Dziadek

Kup największe worki na śmieci, szarą taśmę, rękawiczki

Wszystko znajdziesz w najbliższym sklepie spożywczym

Pan Łucznik

Pamiętaj żeby nie wrzucać ciała do wody, bo szybko wypłynie

Najlepiej spal je, albo zakop w odludnym miejscu.

Pani Natasza

Przepraszam za tych dwóch debili

Już ich unieszkodliwiłam

MRB

Mam twoją lokalizację

Już po ciebie lecę

---

Niestety, tak jak wspomniałam na mojej tablicy, jest to ostatni rozdział przed moją większą przerwą. Mam nadzieję, że wrócę do was jak najszybciej.

Jak wam się podobał ten rozdział?

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro