☽ V ☾

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Między Eleonorą i Lestatem od tamtej pory było dziwnie, nawet gdy upłynął już miesiąc, a ona przestała zbywać go czytaniem książki. W ich relacji pojawiły się hamulce, których wcześniej nie mieli. Bali się, że ich gesty zostaną odczytane w zły sposób, a więc dystansowali się wzajemnie. Lestat nie żartował już tak często, bojąc się, że któryś z żartów ukłuje zbyt mocno, Eleonora zaś niemal zupełnie zaprzestała korzystania z aluzji, obawiając się, że tym bardziej go od siebie odsunie.

Leżeli teraz razem, w jego pokoju, zmęczenieni wcześniejszym, przytuleni do siebie i zamyśleni. Nie dało się teraz odcinać uczuć, udawać, że ich nie ma. Ona coś czuła, on o tym wiedział, a układ wciąż ich wiązał.

– Wracam do siebie – skłamała, podnosząc na niego wzrok. Skinął głową, wypuszczając ją ze swoich ramion.

Podniosła się, ale zanim jeszcze całkiem wstała, cofnęła się, starając, by nie był w stanie dostrzec kryjących się pod powiekami łez. Pochyliła się, aby ująć jego twarz w dłonie i złożyć na nich ostatni, czuły pocałunek. Pożegnalny pocałunek.

Opuściła pokój, uśmiechając się smutno do równie smutnego wampira. Nie wiedział, co myśli, nie mógł więc spodziewać się, co zamierza zrobić.

Weszła do pokoju Louisa po uprzednim zaproszeniu i wzięła do ręki kieliszek stojący na komodzie obok tacy z nietkniętym jedzeniem i winem. Nacięła nożem swój nadgarstek i ze spokojem obserwowała cieknącą do naczynia krew.

Zdążyła się przyzwyczaić. Kieliszek do wina, codziennie. Wciąż nie wiedziała, jakim cudem jej organizm tak łatwo zaakceptował regularne uszczuplanie zapasów krwi. Oczywiście kieliszek płynu nie był w stanie zupełnie zaspokoić żadnego wampira, jednak w połączeniu z krwią zwierząt dawało to dość energii i sprawdzało się o wiele lepiej, niż zwierzęca krew bez wsparcia.

– Chciałabym cię o coś prosić – zaczęła, podając Louisowi naczynie. Gdy tylko je od niej odebrał, z przyzwyczajenia zacisnęła drugą z dłoni na ranie, aby szybciej się zasklepiła.

Na początku było to dla nich strasznie trudne, dziwne i niezręczne. Louis nie potrafił patrzeć na cały ten proces, a Eleonorze dziwnie było oglądać, jak wampir pije jej krew. W końcu jednak stało się tak naturalne, że nie zwracali na to specjalnej uwagi.

Louis spojrzeniem dał znać, by mówiła. Westchnęła przeciągle i usiadła na skraju jego łóżka.

– Zmęczyłam się już, Louis – powiedziała ciężko, przesuwając palcami po świeżej ranie. – Dostałam wszystko to, czego chciałam przed śmiercią, a teraz nie potrzebuję już niczego.

Louis stał z kieliszkiem w dłoni, patrząc na nią i usiłując rozgryźć, do czego dąży. Eleonora zaś plątała palce, obawiając się, że się nie zgodzi. Sama nie miała odwagi.

– Chcesz rozwiązać układ? – podpowiedział, nie znajdując wśród swoich pomysłów lepszego wyjaśnienia.

– Nie – odpowiedziała od razu, po czym westchnęła i zastanowiła się nad odpowiednim doborem słów. – W pewnym sensie tak.

Louis spojrzał na kieliszek, opróżnił go do dna i odłożył na komodę. Skierował kroki bliżej Eleonory.

– W jaki sposób? – zapytał, obawiając się, że to, co usłyszy mu się nie spodoba. Inaczej nie mówiłaby tego takim tonem.

– Chcę, żebyś mnie zabił.

W pokoju wybrzmiała jedynie głucha cisza. Louis nie poruszył się ani o milimetr, nie zmieniło się także zupełnie nic w jego twarzy. Jego oczy wpatrywały się w nią intensywnie, nie mówiąc kompletnie nic i nie ukazując najmniejszych emocji.

Eleonora również na niego patrzyła. Patrzyła na zawieszonego wampira z nieopisanym błaganiem w oczach. Patrzyła, jak zamurowane, posągowo piękne rysy twarzy w końcu zostają dosiegnięte emocjami. Jak powieka drga, jak głowa obraca się w bok i jak usta wykrywia grymas bólu i niezrozumienia.

– Ellie... Dlaczego? – zapytał słabo, pozwalając emocjom przepływać przez własne ciało. Sam już nie wiedział, o który powód pyta.

– Wiesz, dlaczego związałam się z wami umową – zaczęła niespiesznie, wiedząc, że nie zgodzi się od razu. – Bardzo dobrze wiesz, bo opowiadałam ci o tym o wiele więcej, niż Lestatowi.

– Wiem, ale nie rozumiem... – Louis pokręcił głową, jakby chciał wybudzić się ze złego snu. – Po co? Podaj mi jakiekolwiek powód, dla którego chcesz...

– Podaj mi jakikolwiek powód, dla którego miałabym żyć – przerwała mu ostrym tonem, nie chcąc, by próbował zmienić jej decyzję. – Nie przyszłam tu, żebyś próbował mnie od tego odwlec. Przyszłam tu pewna, czego chcę. Ten jeden raz w życiu jestem czegoś pewna, Louis.

Louis umilkł, nie wiedząc, co powinien zrobić.

– Znasz mnie przecież – zaczęła, patrząc w nieokreślony punkt. – Nie mam już siły. Nie ważne, jak bardzo chciałabym z wami zostać, równie bardzo nie mogę z wami zostać. Sama na świecie sobie nie poradzę. Wiem, że mogłabym wyruszyć w podróż, wtedy wykonczyłyby mnie choroby albo epidemie. Wiesz, że jestem słaba, oboje wiemy, dlaczego. Mogłabym tak zrobić, ale mam dość bólu. Fizycznego, duchowego. Bólu istnienia. Nie chcę dłużej i więcej cierpieć. Ten moment jest idealny, by odejść. Wszystkie moje ziemskie sprawy zostały dokończone, wszystko, co chciałam mieć, dostałam.

Louis słuchał tych słów, a każde z nich boleśnie zapadało mu w umysł, paląc i zostawiając wewnątrz rany. Jak niby miał to zrobić? Przecież nie mógł. Nie potrafił.

– Dlaczego mnie o to prosisz? – zapytał, rozkładając bezsilnie ręce, rozdarty wewnętrznym sporem. Co powinien zrobić? – Jak w ogóle możesz mnie o to prosić?

– Bo wiem, że mnie rozumiesz – odpowiedziała, a łagodne oczy zaczynały wywierać na nim presję. – Wiem też, że Lestat nigdy by tego nie zrobił, bo zbyt mocno boi się zostać sam.

– Jak możesz uważać, że ja to zrobię? – Pokręcił głową, samemu nie wierząc, że ta sytuacja w ogóle ma miejsce.

– Bo jesteś moim przyjacielem, Louis – podeszła do niego, łapiąc go za dłonie. Jej spojrzenie było nie do wytrzymania, toteż Louis odwrócił głowę. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej. – Bo nie chcesz, żebym była smutna, a jednocześnie wiesz, że nic na świecie nie uszczęśliwi mnie tak bardzo, jak opuszczenie tego świata.

Louis wciąż na nią nie patrzył, a nawet zamknął oczy, by nie musieć mierzyć się z błaganiem o śmierć wpisanym na twarzy Eleonory.

– Jestem człowiekiem żyjącym u boku dwóch wampirów, które kocham – kontynuowała, składając na jego policzku subtelny pocałunek. – Jednego z nich platonicznie, drugiego nieszczęśliwie i tragicznie. Jak ma wyglądać moje życie? Już nigdy nie będzie szczęśliwe. Było takie, zanim te uczucia się pojawiły. Rachunek z życiem jest wyrównany. Nie możesz mnie krzywdzić, Louis.

– Nie chcę cię tracić – powiedział, w końcu otwierając oczy, w których jak jeszcze nigdy dostrzegła wilgoć. Wampiry przecież nie płaczą... – Dlaczego mi to robisz?

– Bo już i tak jestem stracona – przyznała, dokładnie tak się czując. Całe jej życie odeszło, cała jej dusza opuściła już ciało. Wewnątrz ziała martwa pustka i jeden zażący się płomień, który spalał ją od środka.

Louis stał, czując jej dłonie na swom torsie, czując ich ciepło, słysząc jej głos. Nie potrafił sobie wyobrazić, że wkrótce to ciało stanie się zimne i pozbawione życia.

– Nie zrobię tego.

– Wiedziałam, że się nie zgodzisz... – westchnęła, używając przy tym swoistej manipulacji. - W takim razie będę musiała poradzić sobie sama. Pewnie zajmie to dłużej i trochę się wycierpię...

Jej głos umilkł w smutnej nucie. Znała Louisa wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że jej ulegnie. Że się zgodzi. Rozumiał ją jak nikt inny w całym życiu.

– Nie dam rady sama – przyznała, spuszczając głowę ze smutkiem. – Brak mi odwagi.

Wtuliła twarz w jego tors, słuchając nierównego bicia jego serca. Jego ręka drgnęła, samoistnie sięgając do gęstych, ciemnych włosów. Przeczesał je, ostatni raz odczuwając ich miękkość pod palcami i ostatni raz mogąc wdychać ich zapach.

– Poza tym... – dodała, już zupełnie szczerze i bez gry aktorskiej. – Chciałabym umrzeć w ramionach kogoś, kto mnie kocha.

Louis przymknął oczy, zatrzymując dłoń na jej plecach i przytulająć policzek do jej włosów.

– A co powiem Lestatowi? – Gdy słowa te opuściły jego usta, sam sobie nie uwierzył. Nie wierzył w to, że się zgadza. Nie pojmował tego. Jak okropnym musiał być, by aktem jego litości musiałobyć zabójstwo?

– Że to było wszystko, czego chciałam – odpowiedziała płynnie.

Spojrzeli sobie w oczy, jakby szukając ostatecznego potwierdzenia. Gdy je otrzymali, Eleonora nakryła usta Louisa swoimi, przelewając w nie wszystkie swoje emocje i wszystkie słowa, których już nigdy miała nie wypowiedzieć. Pocałunek przepełniony smutkiem, żalem, ale także czułością, miłością i podziękowaniem.

– Zrób to szybko – powiedziała, pozwalając, by kły Louisa zatopiły się w jej szyi.

Louis nie wypił wystarczająco dużo krwi, by móc ją zabić od razu. Zamiast tego straciła przytomność i umierała powoli, kawałek po kawałku, cząstka po cząstce. A Louis, trzymający ją w ramionach umierał razem z nią.

Cały świat zniknął.

Nie usłyszał nawet kilkukrotnego pukania ani gorączkowego otwarcia drzwi.

– Louis! – dotarł do niego dopiero przerażony okrzyk. – Louis, coś ty zrobił?!

Lestat znalazł się w pokoju, natychmiast orientując się w sytuacji. Bez ostrzeżenia sięgnął do myśli Louisa, nie chcąc nawet czekać na wyjaśnienia. Zrozumiawszy, jak do tego doszło, coś w nim pękło.

– Jak mogłeś się zgodzić?! – zawołał wściekłe, pozwalając furii zastąpić smutek. Myślał, że się zapomniał, nie, że zrobił to z pełną świadomością!

Louis nie mówił nic, klęcząc na podłodze z niemal martwą Eleonorą przycisniętą do siebie jak coś najcenniejszego. Lestat wyrwał ją z jego objęć i wziął na ręce.

– Nie wierzę! – krzyczał, zmierzając w stronę łóżka Louisa. – Nie wierzę!

Louis nagle odzyskał przytomność i przerzucił wzrok na Lestata.

– Nie waż się tego robić – ostrzegł, w mig pojmując, co Lestat chce uczynić.

– Chcesz, żeby nasza Ellie umarła?! – zawołał Lestat, kładąc nieprzytomną dziewczynę na łóżku Louisa.

– Ona tego chce! – Louis złapał go za przedramię. Jego wzrok był chłodny i poważny. – Myślisz, że dlaczego przyszła do mnie? Wiedziała, że ty nie będziesz w stanie jej tego zrobić.

– A ty byłeś. – Lestat wyrwał ramię, nie chcąc tego słuchać. – Nie potrafisz zabijać zdrajców i prostytutek, ale potrafiłeś zabić naszą Ellie!

Jak Louis mógł to zrobić? Jak mógł pozbawić życia ich Ellie, ich kochaną, wrażliwą, delikatną Ellie?

– Tak, bo to było dla niej najlepszym, co mogłem zrobić! – odpowiedział, podnosząc głos. Był wściekły na Lestata. Ze wszystkiego, co mógł zrobić, przemienienie jej było tym najgorszym.

– Zabranie jej życia było najlepszym, co mogłeś zrobić! – zawołał Lestat ironicznie, przedrzeźniając go. Spojrzał na niego gniewie. – Czy ty siebie słyszysz?!

– Możesz twierdzić inaczej, ale to ja kochałem Ellie bardziej niż ty, nawet jeśli w inny sposób – oznajmił Louis tak dobitnie, że Lestat na chwilę zamilkł. Wiedział, że mówiąc to go rani, ale taka była prawda. Nawet jeśli serce mu się krajało, Louis był przekonany o słuszności własnej decyzji.

– Nie masz prawa mówić mi takich rzeczy! – zawołał Lestat. – Kocham ciebie, kocham też ją i nie twoja w tym sprawa oceniać skalę mojej miłości!

Cała postawa Lestata wyrażała tak wielkie zdenerwowanie, że chyba tylko brak czasu podtrzymywał go przed rzuceniem się na Louisa.

– Mnie może tak, w to jeszcze uwierzę, ale Ellie? Nie wiem, co siedzi w twojej głowie, ale nie wygląda to na miłość! – Louis pokręcił głową, splatając ręce na torsie. – Zakochany to może i jesteś, ale nie kochasz jej. Ty nawet nie wiesz, co to miłość. Kochać to pozwolić komuś odejść, jeśli uczyni go to szczęśliwym.

– Pozwolić odejść, nie pozbawić życia! – krzyknął Lestat, absolutnie już nie zamierzając go słuchać. Pochylił się nad umierającą Eleonorą.

– Nie jesteś w stanie jej zrozumieć, ja jestem! – próbował nadal Louis, podchodząc o krok bliżej. – Nie chciała żyć, tak samo jak ja kiedyś nie chciałem! Ale nie dałeś jej wyboru takiego, jak mnie. Nie możesz jej tego zrobić. Pozwól jej umrzeć, Lestat!

Lestat pozostał nieugięty i właśnie nadgryzał swój nadgarstek.

– Decydujesz za nią, a ona wybrała śmierć. Miała tak dużo czasu, żeby poprosić cię, jeśli chciała... Ale tego nie zrobiła. Ona cię znienawidzi – ostrzegł Louis zupełnie poważnym i groźnym tonem.

– Nie dbam o to – odpowiedział, uchylając jej usta, by jego krew mogła do nich spłynąć. – Chcę tylko, żeby znowu żyła.

– Dar ciemności będzie jej przekleństwem – przypieczętował Louis, kręcąc głową i umywając ręce od decyzji drugiego.

Gdy tylko skończył to mówić, przebudzona Ellie wgryzła się w przedramię Lestata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro