☽ VI ☾

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Eleonora różnie wyobrażała sobie śmierć. Jak w wierszach, książkach czy opowieściach. Może wydawało jej się, że opuści ciało, może nawet liczyła, że zniknie wraz z całym swoim cierpieniem. Nie sądziła jednak, że budząc się w życiu po życiu pierwszym, co poczuje będzie ogromny głód. Głód tak silny, że nie była w stanie spokojnie leżeć na łóżku. 

Czy głód w ogóle mógł wiązać się ze śmiercią?

Otworzyła oczy. Coś było inaczej. Lestat przy niej, Louis w głębi swojego pokoju. Ogarnął ją niepokój, coś się nie zgadzało. Coś się zmieniło. Przecież powinna nie żyć. Zaczynając popadać w swego rodzaju paranoję, przesunęła językiem po zębach. Jej oczy rozszerzyły się, nadając jej upiornego wyglądu. Podniosła się gwałtownie, odpychając z niezwykłą siłą Lestata, który siedział na skraju łóżka.

– Jak mogłeś mi to zrobić?! – zawołała w nerwach, stojąc przy łóżku z zaciśniętymi pięściami. Nie miała wątpliwości, że to on. – Czy to była twoja decyzja?! Nie! Jak śmiałeś ją podważać?

W ułamku sekundy była przy nim i zapała go za szyję, przytrzymując pod ścianą. Zaraz jednak uznała, że nie warto i odrzuciła go w bok niczym szmacianą lalkę. Uderzył w toaletkę i zbił lustro. Była nowonarodzona, głodna, ale zaskakująco silna.

– Jak mogłaś być tak głupia, by chcieć umrzeć?! – odkrzyknął, podnosząc się z podłogi i strzepując z siebie odłamki szkła.

– Jak mogłeś być tak głupi, by po tym wszystkim myśleć, że będę chciała żyć?! – Pokręciła głową z niedowierzaniem.

Lestat naprawdę tego nie rozumiał. Nie widziała nawet sensu w tłumaczeniu mu wszystkiego. Nie rozumiał nic. Spojrzała na Louisa, który stał oparty o ścianę przy drzwiach.

– Pozwoliłeś mu na to? – zapytała z wyraźnymi pretensjami. Jak inaczej by do tego doszło?

– Sam sobie pozwoliłem – odpowiedział za niego Lestat, pojawiając się tuż przy niej. 

– Jak mogłeś zmienić mnie w to?! – zapytała,  odwracając się w jego stronę i wskazując całą swoją sylwetkę.

Jej włosy stały się jeszcze bardziej jedwabiste i błyszczące, cera nie miała najmniejszej skazy i stała się jeszcze bledsza niż była. Oczy były jeszcze czystsze i błyszczące. Otaczały je gęste i ciemne wachlarze rzęs, a brwi same stały się pokorne i bardziej wyraziste. Szczegół po szczególe, Eleonora stała się nieziemsko piękna. 

Konkretniej, stała się nieziemsko pięknym i nieśmiertelnym potworem. 

– Nie chciałam żyć wcale, a ty dałeś mi życie na wieki! – Jej głos piskliwie załamał się w połowie, burząc obraz idealności, który mimo nieadekwatnej sytuacji urzekał oba wampiry. – I to jakie! Czy ty sobie w ogóle zdajesz sprawę z tego, co zrobiłeś?!

– To, co zrobiłaś było głupie! – krzyknął, dokładnie tak twierdząc.

– A to, co zrobiłeś ty niewybaczalne! – odkrzynkęła z bólem w głosie. Do Lestata dopiero teraz zaczynał docierać jego błąd. – Gdybym tego chciała, to bym cię poprosiła, ale tego nie zrobiłam. Poszłam do Louisa, żeby mi pomógł, a ty to wszystko zepsułeś. Zepsułeś dosłownie wszystko! Moją śmierć, nasz układ, nas.

Siła jej słów wybrzmiała w pokoju, odbijając się echem w potępionych duszach. Cała trójka stała, mierząc się z emocjami. 

Eleonora westchnęła i pokręciła głową.

– Ale wiesz, co? – zaczęła, mówiąc do Lestata spokojnym już głosem, w którym wyraźnie odcinał się lód. – Tym razem ci się nie udało. Chciałeś mnie zatrzymać, ale nie pozwolę ci na to.

– Eleonoro, czy ty nie potrafisz, zrozumieć, że... – próbował Lestat, ale jej wzrok wyraźnie dawał znać, że czegokolwiek by nie powiedział, nie wygra.

– ...że ci na mnie zależy? – zapytała, przekrzywiając głowę i uchylając czerwieńsze usta. – Może jeszcze po niewczasie powiesz, że mnie kochasz? Że zrobiłeś to dla mnie? 

Z każdym słowem znajdowała się coraz bliżej, a brązowe tęczówki zachodziły lodem niemal w ten sam sposób, w jaki mróz pojawia się na szybie.

– Nie, Lestat – odpowiedziała za niego, zatrzymując się tuż przed jego twarzą i wędrując po niej wzrokiem dotarła do oczu. – Nie zrobiłeś tego dla mnie. Zrobiłeś to dla siebie. Ale ja nie jestem twoja, tym bardziej teraz i absolutnie nic mnie tu nie trzyma. A już na pewno nie ty.

Nie krył żalu spowodowanego bolesnymi słowami. Nie udawał nawet, że w żaden sposób to na niego nie wpływa. Nie takiego obrotu spraw się spodziewał. Właściwie, zupełnie inaczej to sobie wyobrażał, siedząc na skraju łóżka, gdy wraz z Louisem czekali na jej przebudzenie. Teraz jednak widział, że choć wydawało mu się, że ją zatrzyma, tak naprawdę była to tylko trzymana w dłoniach babka z piasku, która po wyschnięciu z każdym dotykiem sypała się coraz bardziej. Z każdą chwilą ją tracił. Tak naprawdę tracił.

– Dokąd chcesz pójść? – zapytał, mimo skazania na porażkę wciąż próbując ją zatrzymać. – Nic nie wiesz, nie wiesz, gdzie...

– Wiem dość, by przeżyć – odparła sucho i szorstko, posyłająć mu ostrzegawcze spojrzenie. – Spędziłam z wami wystarczająco dużo czasu, by się nauczyć wszystkiego, co mi potrzebne.

– Skazujesz się na samotność! – spróbował raz jeszcze, desperacko.

Eleonora zatrzymała się i obróciła twarzą do niego z parodią uśmiechu. 

– Jesteś egoistą, Lestat! – zawołała, kręcąc głową w zupełnym braku zrozumienia. – Byłeś egoistą, wybierając dla siebie Louisa i byłeś egoistą, przemieniając mnie! Myślisz tylko o sobie i o tym, żeby nie być samotny.

Słowa raniły niczym noże, zanużając się głęboko, głęboko w jego serce. Nie miał nic na swoją obronę, nic, czym mógłby zakryć się jak tarczą, zatem jedynym, co mógł zrobić, było...

– Przepraszam – powiedział, spuszczając wzrok i czując, że Louis miał rację. Zepsuł to tak bardzo, jak tylko mógł. – Nie powinienem był tego robić. Powinienem był posłuchać Louisa i... Ale ja nie potrafiłem, Ellie... Nie potrafiłem patrzeć na to, jak umierasz, nie potrafiłem znieść tego, że naprawdę tego chciałaś. Nie wierzyłem w to. Myślałem, że ci pomogę...

Brzmiał szczerze. Naprawdę szczerze, co Louis dostrzegł z cieniem zaskoczenia. Nie obchodziło ją to ani trochę. Czasu nie dało się cofnąć, a ona już zawsze miała pozostać czymś, czym nie chciała być.

– Ellie, proszę, posłuchaj... – powiedział, łapiąc ją za rękę i zniżając się do klęczek jak wtedy, gdy się jej oświadczał. – Wiedziałem, że sobie nie radzisz i chciałem, żebyś była szczęśliwa. Nie sądziłem, że skończy się to w taki sposób. Ellie, ja...

– Żadnych zdrobnień – warknęła, odtrącając rękę. Lestat przygarbił się, ukorzony tak bardzo, jak chyba jeszcze nigdy w swoim nieśmiertelnym życiu.

– Jemu naprawdę na tobie zależy – wtrącił Louis, widząc, że sytuacja jest w takim punkcie, że Lestat chwyta się brzytwy. Może źle go ocenił. – Kocha cię bardziej, niż myślisz i niż mnie się wydawało.

Eleonora spojrzała na Louisa, zdziwiona, że stanął po jego stronie. W takim momencie. Nie tego się spodziewała.

– Miał tak dużo czasu, by to powiedzieć i pokazać – odpowiedziała mu, po czym spojrzała na Lestata, bardziej poważna niż zdenerwowana. Jej oczy wyrażały dotkliwy smutek, co dostrzegł, a co ukuło go jeszcze mocniej. – Ale tego nie zrobił.

Lestat spuścił wzrok, wiedząc, że jest już o wiele za późno na takie słowa.

– Powinienem był ci to powiedzieć – przyznał, zaciskając usta.

– Powinieneś. Ale czasu już nie cofniesz – przypieczętowała, zanim zdążył zareagować. – Twój czas na to się skończył, a ja odchodzę. Macie nikomu o mnie nie mówić. Nikomu, nigdy i nawet wam samym zabraniam o mnie rozmawiać. Ze służbą pożegnam się sama.

Lestat otworzył usta, ale nic się z nich nie wydobyło. Eleonora uniosła na to brew.

– Och, więc nic nie powiesz? – zapytała, udając zaskoczenie. – Zwykle miałeś tak dużo do powiedzenia. 

Odwróciła się do niego plecami i spojrzała na swoje własne, idealne dłonie z paznokciami, które zdawały się być zrobione ze szkła.

– Teraz to ja mam dużo do powiedzenia – uznała, nagle dumna i wyniosła. – Może nawet będę mówić, że jestem z Francji i zachowam twoje nazwisko, wiesz? Eleonora de Lioncourt, wdowa. Vous semblez fier.*

– Dlaczego nie chcesz tu zostać? – zapytał z błaganiem w głosie, choć czuł już, że jej decyzja nie ulegnie zmianie. Był tak do siebie niepodobny. – Jeśli już nienawidzisz mnie, to dlaczego nie zostaniesz dla Louisa?

Spojrzała wzrokiem na drugiego wampira, którego postawa wyrażała głębokie współczucie i pewnego rodzaju skruchę. Nie mieszkał się w to, nie odzywał się. Eleonora wiedziała, że nie chciał brać udziału w tym wszystkim i wciąganie go w tę kłótnię nie miało sensu. Spotkali się wzrokiem i samym tylko spojrzeniem powiedzieli sobie wszystko, co było można. Nie negował jej decyzji. Widziała żal w jego oczach, niemniej on to rozumiał. Pożegnali się przecież już wcześniej.

– Razem było nam dobrze... – Lestat złapał ją za dłoń i zmusił, by na niego spojrzała. – Chciałem, żebyśmy mogli być razem już na zawsze... 

– Miałabym zostać po tym wszystkim? – Uniosła brwi w szczerym zdumieniu. – Nie potrafiłeś pozwolić sobie na posiadanie uczuć, ja moich nie chciałam, wyprosiłam śmierć, a ty przywróciłeś moje ciało do życia. Wbrew mnie.

Wyswobodziła dłoń, ostatecznie pokazując w ten sposób koniec i sygnalizując jego winę w rozpadzie ich relacji.

– Umarłam – powiedziała z silnym akcentem. – Nie jestem i nie będę już sobą, bo zgodnie z własną wolą umarłam. To, co przywróciłeś, to nie jestem ja. To tylko i wyłącznie puste ciało, bo moja dusza umarła.

Każde słowo i zdanie było tak silnie akcentowane, by wbiło się pod skórę i zostało tam jeszcze na długo. Zapadła dość długa chwila ciszy. Louis stał pod ścianą, Lestat klęczał na podłodze, a Eleonora stała gdzieś między nimi, jak sędzia, który nie wybaczył grzesznikowi. 

Gdy upewniła się, że oboje zrozumieli, uznała, że powiedziała już dość. Splotła przed sobą dłonie, uniosła dumnie podbródek i ruszyła do drzwi.

– Żegnaj, Louis. 

Nie obróciła się już, nie uroniła ani jednej łzy. Lestat zaś stał, przygnieciony emocjami, a Louis był za nim, odczuwając dziwny brak. 

Kochać to pozwolić komuś odejść. 

Eleonora odeszła.

Louis nie wychodził z domu przez kilka dni, a Lestat zamknął się w sobie na jakiś czas. Po miesiącu stało się jasne, że dziewczyna już nie wróci. Kiedy znów zaczęli ze sobą rozmawiać, zgodnie z prośbą Eleonory, nie wspominali o niej ani słowem. Stała się niczym trucizna zjadająca ich od środka, powoli i niszczycielsko.

Nie poruszyli jej tematu bardzo, bardzo długo. W zasadzie, to tylko raz, kiedy Claudia powiedziała, że nienawidzi ich obu za to, co jej zrobili. Kiedy później rozmawiali o tym we dwóch, wspomnienie Eleonory powróciło samo. Nie musieli nawet wymawiać jej imienia, by jasnym było, o kim mówią.

Eleonora zaś zmagała się z przewlekłą samotnością, ale poprzysięgła sobie, że nie wróci.

I nie wróciła.

Nie miała wielkich oporów, jeśli chodziło o zabijanie. Już pierwszej nocy musiała sama zdobyć sobie pożywienie, bo głód i nerwy nie pozwalały jej normalnie funkcjonować. Nie miała oporów, ale nie lubiła zabijać i początkowo pochodziła do tego podobnie, jak Louis, ale jednak życie u boku jego i Lestata skutecznie ją do tego przygotowało. Wiedziała naprawdę wszystko, co było konieczne, a nawet więcej. Lestat mówił jej nawet to, czego nie mówił Louisowi, bo uważał, że zabierze te informacje do grobu. 

Nie przypuszczał, że jej się przydadzą. Ona zresztą też.

Nowe życie przejęło nad nią ster i po prostu pogodziła się z tym, choć było to dla niej jeszcze trudniejsze, niż dla Louisa. Choćby przez to, że była sama. Co innego jednak mogła zrobić? I tak nie było innego wyjścia, niż żyć tak dalej. Wystawienie się na słońce nie wchodziło w grę.

Dość szybko nauczyła się czytać w myślach, a ponieważ prawie cały czas chodziła sama, ciemnymi uliczkami, ofiary znajdowała bez trudu. A nawet same do niej przychodziły, jak żartowała czasem, gdy spotykała innych swojego gatunku.

Eleonora zaakceptowała sytuację taką, jaka była. Po czasie dość długim, ale jednak. Dokładnie tak, jak im powiedziała, po prostu uznała, że umarła w dniu przemiany i nic nie jest w stanie przywrócić już jej dawnej osoby. Stała się zimna, wyrachowana i skupiona na sobie. Choć kiedyś więcej łączyło ją z Louisem, teraz mogła z przykrą ironią nazywać się drugim Lestatem.

Chociaż nie miała zamiaru tworzyć sobie towarzyszy, nie zakładała, że nigdy tego nie zrobi. Pewnie nawet nie byłaby zaskoczona, słysząc wtedy z własnych ust parafrazę tego, co Lestat powiedział Louisowi.

,,Zamierzam dać ci wybór, którego ja nigdy nie miałam."

____

*Vous semblez fier - fr. ,,to brzmi dumnie".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro