~ Rozdział 103 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uśmiechnęła się delikatnie do Marianny, kiedy przyniosła jej kubek z ciepłym kakao na rozgrzanie się. Podziękowała cicho, patrząc, jak siada obok niej i poprawia swój bawełniany sweter. Vanessa większość wieczoru siedziała sama, słuchając, jak inni świetnie się bawili i świętowali. Czekała na swojego narzeczonego, żeby wrócić do Hogwartu i położyć się do swojego łóżka.

- Czemu tak sama tutaj siedzisz?- zapytała, chcąc dotrzymać jej towarzystwa, kiedy Aiden rozmawiał z profesor McGonagall.

- Tak jakoś się złożyło.- odpowiedziała i upiła łyka. Obie spojrzały się na śmiejących się bliźniaków, którzy zrobili żart Ronowi, po darowując mu pluszowego pająka. Bał się ich i nie było zaskoczeniem, kiedy wybiegł z Nory. Uśmiechnęła się złośliwie, nie lubiła Gryffona i nie było jej go żal.- Widziałaś Severusa?

- Nie, ale podobno rozmawiał z Dumbledore'em.- powiedziała, na co Vanessa skinęła delikatnie głową.

Zamyśliła się na chwilę, zastanawiając, o czym Severus mógł rozmawiać ze starszym czarodziejem. Mogło chodzić o Voldemorta lub o paskudną klątwę, jaka dopadła Dumbledore'a. Tylko dlaczego tyle, to aż trwało? Wszystko stawała się coraz bardziej skomplikowane, niż na samym początku.

W salonie rozbłysło srebrne światło, z którego wyłonił się Testral. Wszyscy zwrócili na niego uwagę, myśląc, co się działo. Vanessa podniosła się, rozpoznając patronusa Severusa, jakiego nie dało się pomylić z nikim innym.

- Ministerstwo upadło.- usłyszeli donośny głos Mistrza Eliksirów, którym ich ostrzegł. Czarny Pan nie zwlekał ze zdobywaniem coraz więcej swoich zwolenników, ale i opanowaniem całej Anglii do swoich niecnych celów. Każdy spojrzał się po sobie, zastanawiając, jak to teraz będzie wszystko wyglądać.

Srebrny Testral spojrzał się po chwili na Vanessę, przepraszająco, że nie mógł być teraz z nią. Został po raz kolejny wezwany w tym miesiącu, co nie zdarzało się do tej pory. Było to dowodem, że ostateczna bitwa się zbliżała dużymi krokami.

Vanessa delikatnie rozchyliła usta, ale szybko je zamknęła, patrząc, jak patronus rozpływa się w powietrzu. Odwróciła wzrok, czując, że drży pod wpływem emocji. Wiedziała, że nie zmruży oka w nocy, dopóki nie zobaczy całego i zdrowego Severusa. Nawet w święta, nie mogli liczyć na spokój. Czuła, jak ktoś delikatnie ją obejmuję. Podniosła wzrok, patrząc na narzeczoną przyjaciela. Państwo Fawley też nie wiedziało, co zrobić. W końcu ich chrześnica była zaręczona z Mistrzem Eliksirów, który nie ukrywając miał bardzo odpowiedzialne zadanie. Bez niego, nie mieliby dostępu do planów Voldemorta.

- I co teraz?- zapytała, przerażona Molly, której panika była adekwatna do zaistniałej sytuacji.

- To, że musimy się przygotowywać do walki.- odpowiedziała Minerwa. Pod nieobecność Albusa, to ona zarządzała zakonem, jak i Moody oraz Shacklebolt.- Jutro zabieramy się, za planowanie ochrony Hogwartu.- postanowiła. Czas najwyższy było, zacząć to robić, czując, że właśnie w szkole się rozegra ostateczne starcie.

Westchnęła cicho, obejmując się ramionami, czując, że Marianne stała do tej pory tuż obok niej. Musieli czekać na rozwój sytuacji i przygotować się na wszystkie możliwości. A tym bardziej liczyć, że nie zostaną zaatakowani za wcześnie.

~*~*~

Harry zacisnął usta w wąską linię, słysząc, co nigdy nie powinien usłyszeć. Opierał się o kamienną ścianę, co jakiś czas zerkając na Rona oraz Ginny. Był głupi, nie słuchając od samego początku swojej siostry. Miała rację co do Gryffona, którego traktował, jak przyjaciela, a on to wykorzystywał dla własnej korzyści. Czuł się oszukany, oraz wściekły słysząc, że chciał skłócić go z dziewczyną, by ją zdobyć.

Myślał nad zemstą, którą chciał zostawić na odpowiedni moment. Będzie udawał, że nic nie słyszał i zachowywał się, jak do tej pory. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Nie chciał mówić na razie o tym Vanessie, bo zabiłaby od razu Rona. Chodziła podenerwowana, gdy nie było wieści od Mistrza Eliksirów przez dobre kilka tygodni od świąt. Nikt nie wiedział, co się z nim stało. W Hogwarcie musiał go zastąpić, na jakiś czas przyjaciel Dumbledore'a, Horacy Slughorn. Obecne zajęcia znacznie się różniły od tych, jakie mieli z profesorem Snape'em. Były spokojniejsze, a starszy mężczyzna był bardzo uprzejmy, ale miał słabość do spotkań Klubu Ślimaka.

- ... Nie wiem, co mam jeszcze zrobić, żeby odciągnąć Harry'ego od Granger.- odparła Ginny, która starała się w możliwy sposób, ale nic się nie udawało. Wpatrzony był w dziewczynę, jak obrazek.

- Poradzisz sobie, a najwyżej zaciągnij go do łóżka. Hermiona musi go znienawidzić, żebym mógł ją później pocieszać.

- Dalej uważam, że ten plan nie wypali, a nie zamierzam z nim spać.- warknęła na brata. Oboje byli nie czujni, żeby wiedzieć, że ich plan już i tak się nie udał. Byli podsłuchiwani i niespecjalnie się ukrywali, o czym mówią.

Odszedł szybko w ciszy, nie zamierzając tutaj zostać ani minuty więcej. Nigdy, ale to przenigdy nie skrzywdziłby w taki sposób Hermiony, która była dla niego ważna. Mieli wiele trudności w swoim życiu, w szczególności on. Na jego barkach spoczywała odpowiedzialność, czy pokona Czarnego Pana raz na zawsze i ocali świat czarodziei. Nikt oprócz niego, nie miał tylu trudności. Nawet Vanessa, która mogła cieszyć się z życia i robić wiele rzeczy, które sprawiały jej przyjemność. A Harry sam nie wiedział, czy jak zniszczy w sobie cząstkę Voldemorta, to przeżyje.

~*~*~

- Ty przynajmniej miałeś kontakt z Marianne, a ja nie mam z nim od wielu tygodni!- warknęła sfrustrowana, ponieważ nie rozumiał, w jakiej sytuacji się znalazła. On miał cały czas kontakt ze swoją świeżo upieczoną żoną, gdy on podróżował, a ona się szkoliła.

Vanessa nawet nie wiedziała, czy mężczyzna jeszcze żył. Bała się i odchodziła od zmysłów, gdy go nie widziała, nie mogła dotknąć. Samotne noce były bardzo chłodne i rzadko potrafiła zmrużyć nawet na chwilę oko, myśląc, że w każdej chwili może wrócić.

- Vanesso, wszystko będzie dobrze, Snape wróci, bo ma dla kogo.- powiedział, delikatnie ściskając jej ramiona, żeby się opamiętała. Widział, że się martwiła i obawiała, ale nie mogła wyżywać się na wszystkich.- Warczenie i użalanie ci nic nie da...

- Ty nie rozumiesz.- odparła, patrząc prosto w jego oczy. Nikt ją nie rozumiał.

- Czego niby?- zapytał, puszczając ją, żeby w końcu mu wyjaśniła, bo całkowicie jej teraz nie rozumiał.

- Nie mogę go stracić, jest dla mnie wszystkim.- szepnęła cicho, czując ukłucie w sercu. On, Harry, państwo Fawley i Remus byli jedynymi osobami, które zostały jej na tym świecie. Poza nimi już nie miała już nikogo na tym świecie, jeszcze zostawali przyjaciele, ale o nich nawet nie pomyślała.- Dwie straty już przeżyłam, a nie chce kolejnych.

Aiden westchnął cicho i wziął dziewczynę w swoje objęcia, gdy dostrzegł w jej oczach łzy. Nie chciał, żeby płakała i zamartwiała się na zapas. Każdy zadawał sobie pytanie, gdzie był Mistrz Eliksirów. Wyglądało to tak, jakby rozpłynął się w powietrzu. Jedynym śladem, który po nim został, to było ostrzeżenie. Dumbledore unikał odpowiedzi, czy młodszy mężczyzna się nim kontaktował.

Przytuliła się mocno do przyjaciela, chowając twarz w jego szacie. Czuła, jak ciepłe łzy spływały jej po policzku. Była po raz kolejny bezradna w życiu, nie wiedziała, co miała dalej robić. Uczyła się na praktyki, bo musiała i od tego nawet by nie uciekła. Zajmowała się, czym popadnie, ale i tak jej myśli schodziły ku narzeczonemu.

- Nie stracisz go Vanesso. Sama mówiłaś, że jeśli w coś bardzo wierzymy, to się wszystko uda.- przypomniał jej własne słowa. Gładził ją delikatnie po włosach, dzięki czemu przestawała drżeć z emocji i rozluźniła uścisk dłoni na jego szacie.- Snape nie dałby się pierwszej osobie zabić, a tym bardziej że na niego czekasz. Wiem, trudno ci jest, ale nie możesz się zadręczać. A bez zabawy również wytrzymasz... Ała.- jęknął cicho, kiedy uderzyła go w pierś. Usłyszał, jak podciąga nosem, wycierając dłonią łzy.

Nawet nie pomyślała o tym, kiedy zniknął i została sama. To nie było ważne, jak poczucie, że druga osoba była przy niej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro