~ Rozdział 32 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Zaśmiała się cicho, kiedy Snape ciągnął ją za pelerynę w stronę wyjścia ze starego zamku. Długo musiała namawiać mężczyznę, żeby z nią wyszedł. Nie chciała ciągle oglądać za okna na magiczny, ale i ośnieżony białym puchem Błonia Hogwartu. A po prostu wyjść, nawet na krótki spacer i to dodatku w towarzystwie nietoperza z lochów. Nadawał się świetnie, żeby zostać jej kompanem najróżniejszych przygód, które na nią, jak i na niego czekały. Nie widziała nic złego, że spędzała z nim swój czas, co z jednej strony nie było poprawne. Ale Snape traktował ją tak samo, jak i innych uczniów na lekcjach. Może poza Gryffonami, których i tak nie traktował fair. Musiało być to najprawdopodobniej od początku.

   Zerknął na Ślizgonkę i zaraz o tym, kiedy wyszli na zewnątrz, popchnął ją specjalnie na śnieg. Uśmiechnął się wrednie i szybko ruszył przed siebie, ignorują głośne warknięcie. Schował dłonie, odziane w czarne rękawiczki do głębokiej kieszeni. Miewał poczucie humoru, ale całkiem inne niż pozostali. Nie był tylko marudnym gburem, którym się stał, kiedy stracił wszystko. Teraz coraz bardziej był przekonany, że tak właśnie miało być. A tym znaleźć małe światełko w mroku, który go otaczał.

   Odsunął się szybko, słysząc za sobą bieg i tylko patrzał, jak Vanessa drugi raz pada twarzą w śnieg. Pokręcił rozbawiony głową, żeby następnie uśmiechnąć się delikatnie do dziewczyny. Kucnął tuż obok niej, obserwując, jak strzepuje śnieg ze swojej zaczerwienionej twarzy.

- Tak się dzieje, jak chcesz mnie zaatakować.- odparł rozbawiony, unosząc brew do góry. Nie zauważył, kiedy wzięła do ręki trochę śniegu.- Jeszcze tyle musisz się nauczyć, Potter.- oznajmił i wyciągnął do niej dłoń.- Wyglądasz, jak mokra kura...

   Nie dokończył, bo Vanessa niespodziewanie na niego wskoczyła i powaliła na ziemię. Zadrżał lekko, kiedy zimny śnieg wpadł mu za kołnierz. Otworzył usta, czując, jak zimnym śniegiem smarowała mu po twarzy. Miał wrażenie, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie i nie potrafił się ruszyć. Ale po chwili otrząsnął się i złapał ją za nadgarstki, żeby przestała. Wystarczająco, że siedziała na nim okrakiem i patrzała się na niego złośliwie, a jej długie kosmyki włosów opadały tuż na jego twarz. Czuł kręcenie w nosie, przez co odwrócił twarz i cicho kichnął.

- Zejdź ze mnie Potter, bo jestem na ciebie uczulony.- stwierdził złośliwie, obserwując, jak kręci rozbawiona głową. 

   Nie ruszyły ją jego słowa, że jest na nią "uczulony". Siedziała dalej na ciepłym mężczyźnie, który w każdej chwili mógł stracić reputację przez nią. Może go to nauczy, kiedy zostanie uznany za jej zabawkę.

- Czyżby tam szli uczniowie...- nie dokończyła, bo została zepchnięta z niego i któryś z kolei wylądowała w śniegu. Zaśmiała się, wiedząc, że tymi słowami musiała go przestraszyć. Tak naprawdę nikogo nie widziała, a chciała zobaczyć jego reakcję.

- Jesteś idiotką, Potter.- warknął Severus, który strzepał z siebie śnieg, patrząc, jak Vanessa robiła aniołka na śniegu.

- Miło słysząc ten uroczy komplement z pana ust.- uśmiechnęła się niewinnie i z rozbawieniem patrzyła w niebo, machając dłońmi, jak i nogami. Wiele razy już słyszała z ust mężczyzny, że jest idiotką i kretynką, ale żaden sposób ją tym nie uraził. Jednak dalej był to Snape, jedyny w swoim rodzaju, którego zachowanie czasami budziło strach.

- Chciałabyś, a teraz wstawaj, bo będziesz chora i wylądujesz w Skrzydle Szpitalnym.

~*~*~

   Przytuliła się na przywitanie mocno do Cedrica, który jak i inni uczniowie wrócili do Hogwartu po świętach. Tęskniła za nim, kiedy wyjechał i została w zamku sama. Nie miała komu się wyżalić z wielu rzeczy, które ją dręczyły, a profesorowi nie chciała za dużo zdradzać, mimo że mogła. Ufała mężczyźnie bardziej niż samej sobie.

- Cieszę się, że wróciłeś.- mruknęła do niego cicho, czując, jak ją delikatnie objął. On również tęsknił za Ślizgonką, a tym bardziej za jej głupimi pomysłami.

- Ja też.- powiedział z delikatnym uśmiechem, kiedy się odsunął i zaczesał opadający jej kosmyk włosów za ucho. Zauważył, jak lekko zadrżała pod wpływem jego dotyku.- W szczególności twoich durnych pomysłów i czarnego humoru... ała...

   Uderzyła go w ramię i zaśmiała się cicho, widząc jego minę, oraz jak masuje obolałe miejsce. Nie miała czarnego humoru, może czasami, kiedy za dużo spędza czasu z profesorem lub czyta książki z działu ksiąg zakazanych. Mimo wszystko musiała podziękować Snape'owi, że zabronił jej podczas przerwy świątecznej tam chodzić. Nawet nie miała jak, gdy musiała ważyć eliksir, czy kombinować, jak wykraść jego szaty oraz zdobyć włos.

- Dziękuję za książki, na pewno mi się przydadzą, żeby zostać Aurorem.- uśmiechnęła się słodko, ale i dziękując, że pomyślał o tym. Ona sama kupiła już wcześniej nowe rękawice do Quidditha, żeby mógł się pokazać, jak z najlepszej strony. A przede wszystkim nie nosił tamtych, które wyglądały, jakby przeszły piekło.

- A ja za rękawice.- puścił jej oczko i wziął do ręki swój kufer, żeby oboje mogli w końcu udać się do Hogwartu i nie musieć marznąć. Profesorowie nie byliby zadowoleni, z tego jakby nie pojawili się na jutrzejszych zajęciach przez przeziębienie. A tym bardziej że wiele ich by ominęło na zajęciach, w szczególności, że niektórzy chcieli przeprowadzić mały test, żeby przygotować ich na Sumy, które mieli mieć na następnym roku.

   Wsiedli do czarnej karocy, ciągniętym przez ciemnobrązowej maści konia, który po chwili ruszył. Całą drogę do Hogwartu, śmieli się cicho ze swoich żartów. Ale również tego, że znowu będą musieli wysłuchiwać profesora Locharta, który podobno zaczął pisać książkę na temat Komnaty Tajemnic. Nie powinni się z tego śmiać, zważywszy, że coraz więcej osób padło ofiarą dziedzica. Ale czasami lepiej było pomyśleć o czymś przyjemnym, niż o tym, że Hogwart mógł zostać zamknięty w każdej chwili.

   Nawet nie spostrzegli się, kiedy znaleźli się w lochach starego zamku, kierując się w stronę dormitorium Hufflepuff. Zawsze była tam mile widziana przez Puchonów, którzy byli życzliwi do każdego oraz pomocni, jeżeli poprosiło się ich o pomoc. Ale i jedyni, którzy nie przejmowali się przegraną Pucharem Domów, czy Quiddithu, gdzie liczyła się dla nich tylko świetna zabawa.

   Stanęli przed beczkami, które znajdowały się na tym samym korytarzu, prowadzące również do kuchni. Cedric uderzył w jedną z beczek palcami pod rytm słów "Helga Hufflepuff", gdzie po chwili pojawiło się przejście do niewielkiego tunelu, w którym było trzeba się schylić, żeby dostać się do Pokoju wspólnego. Kolorami przeważającymi w pokoju był życiodajny żółty i czarny, będące bardzo charakterystyczne dla Puchonów. Na ścianach znajdowały się zaokrąglone półki, będące dopasowane pod kształt owalnych ścian pokoju. Niewielkie okrągłe okna umiejscowione były na parterze Hogwartu, a na ich parapecie znajdowały się różne gatunki kaktusów. Na drewnianych ścianach znajdował się wijący bluszcz, a niektóre kwiaty zwisały w doniczkach przytwierdzonych do ściany. Nad kominkiem znajdował się portret Helgi Hufflepuff, trzymając w ręku najcenniejsze przedmioty z nią związane, takie jak czarka. Pomieszczenie było bardzo przytulne, dzięki ciemnym meblom, gdzie zawsze przesiadywali Puchoni.

   Zauważyła ciekawskie spojrzenia, niektórych uczennic, kiedy weszła tuż za chłopakiem do dormitorium. Nie raz jej współlokatorki pytały się, czy nie spotyka się z Puchonem. Ale wtedy mówiła im, że nic poza przyjaźnią ich nie łączy. Niestety nie każdy to rozumiał.

- Odniosę rzeczy i zaraz wrócę.- powiedział do Vanessy i udał się ze swoim kufrem do swojego pokoju, zostawiając ją samą z innymi.

    Uniosła brew do góry, patrząc się również na młodsze uczennice, wzdychające za Puchonem, za każdym razem, kiedy go zobaczą.

- Jesteście tacy uroczy, kiedy jesteście obok siebie.- odezwała się jedna z nich, która zazdrościła Ślizgonce, że szukający Hufflepuff nie patrzył się na nią tak, jak na Vanessę.- Tylko pozazdrościć takiego chłopaka.

   Zaśmiała się cicho, kręcąc rozbawiona głową. Coś czuła, że nie skończą się te teorie, dopóki nie zakończą Hogwart. Kłócić się z nimi nie chciała, zważywszy, że Ślizgoni mieli bardzo dobre stosunki z Puchonami. A plotki i tak będą, dzięki przez ciekawskich uczniów.

- Może.- powiedziała tyle i zobaczyła ich szeroki uśmiech, przez co chciała się zaśmiać, ale milczała. Nie będzie musiała długo czekać, kiedy po Hogwarcie będą pojawiać się nowe plotki tego, że nawet nie zaprzeczyła, iż są razem.

~*~*~

- Panno Potter.- zawołał Dumbledore do Ślizgonki, która stała tuż obok Diggory'ego, nie rozumiejąc, jak i inni, dlaczego miecz został odwołany. Spojrzała się na mężczyznę, a następnie na przyjaciela, wskazującego, żeby poszła i się dowiedziała, czego chciał od niej. 

   Z westchnięciem, podeszła do dyrektora Hogwartu, z którym udała się prosto do zamku. Im bardziej się zastanawiała, co mogło się stać, tym bardziej czuła, jak jej żołądek się zaciskał. Miała cichą nadzieję, że nie chodziło o Harry'ego, lub profesora Snape'a. Nawet nie wiedziała, dlaczego o nim pomyślała, mimo że Mistrz Eliksirów chcąc czy nie zawsze w jakimś stopniu się o nią bał. Wszystko się wyjaśniło, kiedy weszli do Skrzydła Szpitalnego i przy jednym z łóżek stali smutni Gryffoni, jak i profesor McGonagall. Na początku nie zauważyła leżącej bez ruchu na łóżku Hermiony, za nim nie podeszła bliżej. Otworzyła usta, starając się wysłowić, ale żadne słowo nie wyszło z jej ust. Przecież nie dawno wyszła ze Skrzydła Szpitalnego, kiedy udało im się pozbyć nieudany przebieg przemiany Eliksirem Wielosokowym, gdzie zamiast ludzkiego włosa dodała od kota.

- Znaleźliśmy ją przy bibliotece, trzymającą w dłoni o to lusterko.- starsza kobieta, wskazała na lusterko, które leżało na szafce nocnej.- Może wy wiecie, po co jej ono było?- zapytała, patrząc się na nich.

- Nie pani profesor.- powiedziała smutno, patrząc się na Gryffonkę. Leżała bez ducha z otwartymi oczami i ustami, a po co było jej to lusterko, to będzie wiedziała tylko ona.

- Jeśli nie złapiemy winnego tych wszystkich ataków, to szkoła zostanie zamknięta.- oznajmiła cicho. Ona, jak i Albus robili wszystko, żeby chronić uczniów. Ale widzieli, że w tej sprawie byli bezradni, jak i wyciągnięcie z Azkabanu gajowego, który już kiedyś został osądzony, że otworzył Komnatę Tajemnic. A co w tym idzie, że to właśnie Aragog zabił wtedy uczennicę i uciekł do Zakazanego Lasu.

Vanessa, jak i Gryffoni spojrzeli się na siebie. Czuli się bezradni, a bez pomocy Hermiony nie dadzą sobie rady.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro