~ Rozdział 39 ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka dni później...

    Weszła cicho pod swój śpiwór, obracając się w stronę Cedrica, który leżał tuż obok niej i patrzał na nią. Wszystkie domy bez wyjątku miały dzisiejszej nocy spać w Wielkiej Sali, kiedy do Hogwartu udało się wedrzeć Blackowi. Mężczyzna był teraz poszukiwany nie tylko przez profesorów, ale i przez obrazy oraz duchy. Nikt nie wiedział, gdzie mógł się ukrywać. Ślad po nim zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu. Nikt nie mógł być pewien, czy teraz gdzieś się nie czaił w ciemnościach zamku.

     Dumbledore nie mógł narażać życia uczniów, jakby nie było tak wcześniej, kiedy Komnata Tajemnic została otwarta, czy Voldemort ukrywający się pod turbanem Quirrella. Teraz tutaj chodziło o bezpieczeństwo nie tylko Potterów, ale i wszystkich. Nikt nie był pewien, do czego mógł być zdolny morderca. 

- Zimno ci?- zapytał z troską Puchon, patrząc się na swoją przyjaciółkę, która lekko drżała z zimna.

- Trochę, ale to nic.- mruknęła cicho, żeby nie przeszkadzać innym, którzy próbowali spać, lub spali spokojnie, będąc otoczeni ramionami Morfeusza. Usłyszała ciche miauknięcie i spojrzała na Samara. 

    Kot cichym tuptaniem, podszedł do swojej pani i położył się obok, żeby zwinąć się w kłębek. Przytuliła się do swojego pupila, który nawet nie protestował, cicho przy tym mrucząc, kiedy pomiziała go za uchem. Vanessa cicho ziewnęła, zakrywając swoje usta dłonią. Chłopak przybliżył się do niej, żeby być blisko. Okrył ją swoim kocem, który zabrał ze swojego dormitorium. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, a następnie położył się z powrotem, będąc blisko niej. Zamknęła po chwili oczy, zasypiając po chwili. W jej ślady również poszedł Cedric.

     W Wielkiej Sali po dłuższej chwili nastąpiła głucha cisza, co jakiś czas zagłuszona rozmowami profesorów, którzy pilnowali uczniów. Wypytywali się innych, jak poszły poszukiwania, ale poza zniszczeniem obrazu Grubej damy, oraz innymi obrazami, które go widziały, nie było nic. Liczyła się każda najmniejsza minuta, żeby go znaleźć, jak najszybciej. Aurorzy zostali już wezwani, a Dementorzy dalej szukali na zewnątrz. Blackowi groził pocałunek tego magicznego stworzenia,  który wyssie z niego życie, jak i całe szczęście. Była to jedna z możliwych śmierci.

     Grubo po ciszy nocnej do pomieszczenia wszedł Severus, wraz z Lupinem po przeszukaniu dokładnie lochów. Mistrz Eliksirów rozejrzał się dookoła, szukając Ślizgonki. Dostrzegł ją dopiero po chwili, leżącą na samym przodzie. Za nim jednak poszedł sprawdzić, czy dziewczyna śpi, musiał wraz z drugim mężczyzną zdać raport, Albusowi. Również zaproponował, żeby uczniowie na jakiś czas zostali tutaj, aż dobrze nie sprawdzą dormitorium, bo zawsze ktoś mógł coś przeoczyć. A w szczególności byłoby znacznie przeszukać dormitorium Gryffonów, w końcu to tam Black chciał się włamać.

- ... Jeśli to wszystko, możecie się zamienić z Minerwą oraz Pomoną, a w zajmiecie się pilnowaniem uczniów.- powiedział cicho Dumbledore, patrząc na nich, jak kiwają głowami. Był mile zaskoczony, że Severus nie skakał do gardła Remusowi, a współpracowali. Za nim wyszedł sam, spojrzał się na śpiącego Harry'ego, którego szukał właśnie Syriusz, a może i nie?

    Po wyjściu starszego mężczyzny Severus ominął Gryffona, idąc w stronę panny Potter. Szedł w ciszy, ale i uważał, żeby nie nadepnąć, któregoś z uczniów. Musiał co jakiś czas używać zaklęć, żeby ułożyć, niektórych uczniów z powrotem na swoje miejsce. Każdy miał spać osobno, a nie przytuleni do siebie. To samo zrobił w przypadku Puchona, leżącego za blisko Ślizgonki. Skrzywił się lekko, patrząc na niego. Kucnął po chwili obok niej i spojrzał na jej spokojną twarz, pogrążoną w głębokim śnie. Zignorował pchlarza, ocierającego się o jego spodnie, myśląc, że przyniósł mu coś do jedzenia. Siegnął dłonią ku niej i zaczesał pasmo, ciemnych włosów za ucho. Usłyszał, jak cicho mruknęła przez sen i położyła się na plecach, kładąc dłoń na swoim brzuchu, a drugą pod głowę.

- Obudzisz ją.- szepnął Remus, patrząc się, co robił mężczyzna.

    Uniósł brew do góry, ale podniósł się z ziemi i strzepał dłonią sierść ze swoich spodni. Zignorował Remusa i to, co powiedział. Sam wiedział dobrze, że Vanessa miała kamienny sen. Przespałaby nawet trzęsienie ziemi, jakby takie nastąpiło.

- Są dobrze chronieni, wątpię, żeby coś im się stało.- powiedział, chowając dłonie w kieszenie od spodni.

- Tylko osoby, które są coś wmieszani, tak mówią.- stwierdził Severus.- Radziłbym ci uważać, Lupin. Nie ufam ani Tobie, ani Twojemu koleżce, który gdzieś lata sobie po zamku.- warknął cicho, nie będąc przekonany, że może nikomu się nic stać. Od zawsze wiedział, że Gryffoni to najgorsze ścierwo chodzące po ziemi. 

~*~*~

    Spojrzała się rozbawiona na Harry'ego, któremu podała wypchany po same brzegi torbę słodyczami, jakie kupiła w Hogsmeade. Teraz mogli chodzić tam tylko w towarzystwie jednego z opiekunów, patrzących się niemalże na wszystko z niemałą podejrzliwością. Wszystkich wyjść z miasteczka chronili Aurorzy, którzy sprawdzali każdego, kto chciał wejść, czy też wyjść. Każdy był podejrzany, a środki bezpieczeństwa musiały zostać nałożone. Usiadła obok Harry'ego na kamiennym murku tuż na dziedzincu.

- Wzięłam trochę lukrecji, bo nie wiedziałam, czy lubisz.- odparła, sama podkradając jedną krówkę, oraz kilka żelek. Vanessa również nakupiła sobie słodycze, które schowała w szufladzie od szafki nocnej.

- Dziękuje, że o mnie pamiętałaś. Hermiona wraz z Ronem również kupili coś słodkiego, ale to lizaki.- powiedział, również biorąc do ręki pierwszą lepszą słodkość. Było mu przykro, że nie mógł wyjść, jak inni do Hogsmeade i omijała go zabawa w towarzystwie swoich przyjaciół. Cóż jednak mógł zrobić? Bez podpisu Dursleyów, a tym bardziej pozwolenia musiał zostać w Hogwarcie. Zostało mu jedynie chodzenie do profesora Lupina, z którym mógł porozmawiać o różnych rzeczach. Uważał, że był to jak na razie jedyny najlepszy profesor, jaki ich mógł uczyć Obrony.

- To miło z ich strony, ale Harry nie zjedź tego wszystkiego, bo dopiero za miesiąc będzie kolejna wizyta.- uśmiechnęła się delikatnie do swojego młodszego brata, który skinął głową, ale i również uśmiechnął.- Pieniędzy nie musisz mi dawać, za to. Mam swoje kieszonkowe, a ty możesz oszczędzić sobie na swoje przyjemności.

- Skoro tak mówisz... A jak jest w Hogsmeade?

- Tłoczno, ale miasteczko ma swój urok. Jeszcze je zobaczysz.- przytuliła się do niego.- Kiedy ty tak urosłeś? Niedawno byłeś niższy ode mnie.- mruknęła cicho, patrząc na niego. Widziała, jak kręci rozbawiony głową na bok.- Teraz nie wyglądasz, jakbyś był ode mnie młodszy.

- Dla mnie to lepiej.- zaśmiał się cicho, kiedy uderzyła go delikatnie w ramię. Oboje byli ze sobą bardzo zżyci, jak niemalże każde rodzeństwo. On mógł liczyć na nią, a Vanessa na niego. Na razie tylko on prosił o pomoc z jej strony, bo Ślizgonka dawała sobie świetnie radę. Nie wiedział, że do końca tak wcale nie było.- A ty się robisz, coraz starsza...

- Każdego, kiedyś to czeka.- odrzekła i usiadła znowu prosto, spoglądając na brukowany dziedziniec. 

   Sama zauważyła z czasem, jak wszystko zmieniło się w jej życiu. Im stawała się starsza, tym bardziej musiała stawać się odpowiedzialniejsza za siebie. Podejmować wiele decyzji, które do łatwych nie należały, a tym bardziej pomyśleć o swojej przyszłości. A w szczególności przyszykowana na wszystko, co ze sobą niosła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro